poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Opowiadania lżejsze od powietrza

Jak sami wszyscy wiecie, książki możemy podzielić na te ambitne i te... hmmm... mniej ambitne. Daleka jestem od czytania książek z serii Harlequin, czy też gazetowej wersji Dynastii, ale przecież nie samym przysłowiowym Tołstojem człowiek żyje. Książki lekkie też muszą być na tym świecie. Przy ich lekturze można się pośmiać, odpocząć i oderwać od codziennych trosk. "Opowiadania lżejsze od powietrza" są właśnie takie. 
Cudowne jest to, że na pierwszy rzut oka autorka miała na celu stworzenie książki właśnie takiej - lekkiej, łatwej i przyjemnej. Jeżeli czytelnik po prostu przemknie po fabule opowiadań to stwierdzi, że one naprawdę są lżejsze od powietrza. Delikatne, trącające jedynie struny emocji czytelnika, świetnie pozwalają oderwać się od rzeczywistości. Ich lektura kojarzy się troszkę z czytaniem bajek na dobranoc. Każde z opowiadań jest odmienne, nie ma wspólnego mianownika, jest za to spora dawka ironii przeplatanej humorem. Zagłębiając się bardziej w ich sens, odczucie jest już inne, ale o tym za chwilę. 
Opowiadanie o ciotkach, które wylądowały w więzieniu za napad na kantor pokazuje, że nawet to co nas złego spotyka, można przekuć z korzyścią dla siebie. Cioteczki nie załamały się i nawet w więzieniu starały się radzić sobie, jak umiały najlepiej. A zakończenie... rewelacja! 
Kot Oxford trochę trąci fantastyką, ale w realiach polskiej rodziny robi wrażenie niemałe. Gadający kot, pouczający gości co do kultury i taktu, czy też rozmawiający z księdzem kanonikiem, to naprawdę nie lada gratka dla szanownego czytelnika. Były momenty że śmiałam się do rozpuku, wyobrażając sobie kota mającego wszystko i wszystkich w głębokim poważaniu. 
Zupełnie inny oddźwięk ma opowiadanie o mieszkańcach rosyjskiej kamienicy. Tu moje uczucia były dość burzliwe, bo ciężko czyta się o biedzie i ludzkim nieszczęściu. Na szczęście szybko okazało się, że to opowiadanie też jest lżejsze od powietrza, a początek to tylko wstęp do głównej - zresztą pięknej - historii. 
Zupełnym zaskoczeniem było dla mnie opowiadanie o porach roku. Cudna, wręcz zjawiskowa narracja wprowadziła mnie w dobry humor i założyła mi na nos różowe okulary. 
Przy lekturze "Opowiadań lżejszych od powietrza" trzeba uważać, bo łatwo można poddać się ułudzie. Te opowiadania są rzeczywiście lekkie, można wręcz powiedzieć - bajkowe. Każde ładnie zamyka się w całość, w każdym znajdziemy jakieś przesłanie... mówiąc wprost - zakończenie z morałem. Kiedy jednak przedrzemy się przez tą - wydawałoby się prostą fabułę - zauważymy, że autorka chciała nam przekazać coś więcej, niż tylko ładną historyjkę. Magia tych opowiadań pozwala na odcięcie się od rzeczywistego świata i spojrzenie na otaczającą nas rzeczywistość w trochę odmienny sposób. I co widzimy? Pod powłoczką lekkości schowany jest cierpki świat pełen problemów i skaz. 
Opowiadania czyta się bezbłędnie. Czytelnik ma wrażenie że stąpa po pękatych obłoczkach, albo turla się po łące pełnej kwiatów. Tylko trzeba pamiętać, że w obłoczkach może być dziura, a w trawie leżeć g.... 
I ta okładka! Grafika bez żadnych wątpliwości nawiązuje do Mary Poppins. Cudna jest po prostu. Stare kamieniczki na tle błękitnego nieba i te kobitki maszerujące za spasionym kocurem. Kocham tę książkę choćby za okładkę. :-) 
Polecam Waszej uwadze tę śliczną książkę z frapującą zawartością Spróbujcie przedrzeć się przez pokłady lekkości, a dojrzycie to, co w życiu najważniejsze. Wiarę w drugiego człowieka i przekonanie, że wszystko będzie dobrze. Czego i Wam życzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz