wtorek, 31 maja 2016

Ukochany syn

Lektura tej książki to sama przyjemność. Opowiedziana historia jest wyjątkowo aktualna w dzisiejszych czasach. Pokazuje jak ogromne różnice dzielą współczesny świat. Z jednej strony uczy, że człowiek o innym kolorze skóry ma tylko inny kolor skóry, nic więcej. Z drugiej jednak strony autor wyraźnie podkreśla, że różnice kulturowe często są barierą nie do pokonania. Niewątpliwie każdy, kto chce i pragnie może się do reguł innego świata przystosować. Ale co zrobić, jeżeli ktoś nie chce?
Anil i Leena są dziećmi żyjącymi na rolniczych terenach Indii. Anil pochodzi z bogatej, szanowanej rodziny. Jego ojciec jest głową klanu oraz pełni funkcję sędziego w międzysąsiedzkich sporach. Leena jest ukochaną jedynaczką swoich rodziców. Wiedzie wraz z nimi szczęśliwe, choć ubogie życie. Dzieci bardzo się przyjaźnią do czasu, kiedy - zgodnie z hinduskimi tradycjami - chłopcy i dziewczęta obierają różne drogi. Anil jest wyraźnie kierowany na głowę klanu, jednak wbrew rodzinie podejmuje inną decyzję. Kończy studia medyczne i wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych na praktyki. Uczy się całymi dniami i szczebel po szczeblu zdobywa kolejne medyczne szlify. A co się dzieje z Leeną? Otóż jak każda hinduska kobieta niewiele ma do powiedzenia w kwestii swojego losu. Jej życie staje się udręką, a tragedia, która ją spotyka ... nie napiszę więcej. Te dwa światy spotykają się w momencie gdy Anil odwiedza swoją rodzinę. Nagle okazuje się, że świat jego dzieciństwa jest zupełnie inny niż się wydawało. Problem polega na tym, że Anil ma możliwość wyboru, a Leena może tylko biernie obserwować. Kiedy odważy się na jedną jedyną samodzielną decyzję, skutki będą dla niej fatalne. 
Życie Anila jest zawieszone pomiędzy dwoma światami: tym naszym, europejskim z komputerami, facebookiem i telefonami komórkowymi oraz tym hinduskim: pełnym kolorów i przypraw, ale technologicznie zacofanym. Światy absolutnie inne, nietolerujące się nawzajem. Anil wyjątkowo odczuwa tę nietolerancję i to na wielu płaszczyznach. Trudno mu o przyjaciół, jeszcze trudniej o uznanie w pracy. Jest zagubiony i nie wierzy w siebie, a to chyba najgorsze co może spotkać człowieka. Kiedy przyjeżdża do domu tęskni za Ameryką, w Ameryce tęskni za domem... zaklęte koło. 
Urzekł mnie ten hinduski świat - kolorowy, pachnący przyprawami i nieznanymi mi potrawami. Wszędzie furkoczą kolorowe sari, kobiety dbają o siebie (choć inaczej niż Europejki), a najwyższym dobrem jest rodzina. 
Książka, którą trzeba przeczytać. W dobie etnicznej nietolerancji - trzeba. 

piątek, 27 maja 2016

Przysługa

Każdy z nas chciałby, aby jego problemy w sposób mniej lub bardziej magiczny rozwiązywałyby się "same". Niestety w rzeczywistości tak się nie dzieje. Każdy człowiek musi popracować nad swoim losem, a powiedzenie "Jak sobie pościelisz tak się wyśpisz" jest jak najbardziej prawdziwe. Czytając "Przysługę" miałam nieodparte wrażenie, że losy bohaterów przeczą wszystkim powyższym zasadom, a wydarzenia powieści plotą się w sposób baśniowy omijając wszystkie zawiłości zwyczajnego życia. Trochę to nierealne, ale z drugiej strony - przecież nie chodzi o to, aby wszystko przypominało naszą codzienność. Może zamysł autorki był własnie taki... skoro są ludzie, którzy trafiają "szóstkę" w Totka to czemu nie...  
Jagoda, Dariusz i Wojtek - rodzina jakich wiele. Mama trochę nadopiekuńcza, tata zbyt wymagający, syn - miły chłopak. Jednak pewnego dnia kończy się to poukładane życie. Kiedy Dariusz ginie w wypadku zrozpaczona Jagoda nie może się pozbierać. Dochodzi do tego, że na pogrzebie widzi męża stojącego za filarem... czy aby na pewno to tylko złudzenie? Rozwiązanie zaskoczy wszystkich. Drugi koniec powieściowego "kija" to Karol - ojciec dwóch córek i mąż niespełnionej malarki. Prowadzi wraz z teściem firmę, jednak nie można powiedzieć, aby jego praca była ceniona. Co więcej - Karol z niewiadomych przyczyn zaczął nagle znikać, co w rodzinie spowodowało burzę domysłów rozpoczynając na "kochance", a na chorobie kończąc.  
Przysługa, jaką jeden brat oddaje drugiemu jest brzemienna w skutkach dla wielu ludzi. Miała uszczęśliwić, a tymczasem spowodowała wiele konfliktów i smutku.  
Z czystym sumieniem zakwalifikuję "Przysługę" do świetnych babskich czytadeł. Przy lekturze nie ma potrzeby uruchamiania zbyt wielu połaci mózgu, jednak niewątpliwie przedstawiona historia wciąga, a pomysłowość autorki zachwyca. Zaczynając lekturę tej powieści należy jednak wyraźnie powiedzieć sobie, że to tylko literacka fikcja, w której wiele się może zdarzyć. Dlaczego? Ano dlatego, że tu wszystko jakoś samo się układa. Splot okoliczności i wydarzeń jest tak pozytywny dla głównych bohaterów, że wręcz baśniowy. To przy lekturze powieści drażni. Spotkanie przyjaciółek po latach - pyk i jest, nawet jeżeli mieszkają na dwóch krańcach Polski. Barman który wysłuchuje zwierzeń, a następnie przypadkiem otacza opieką osobnika, którego zwierzenia dotyczą - prask i już. Wszystko splata się w sposób tak nieprawdopodobny, że aż drażni. Tylko pytanie brzmi: Czy to źle?
Powieść czyta się błyskawicznie. Lekkie pióro i szybka fabuła wciskają w fotel. Na każdej stronie jest coś co czytelnika zaskoczy. Takie jest też zakończenie, a właściwie jego brak - zaskakujące.
Podsumowując - jeżeli macie ochotę na zgrabnie napisaną baśniową powieść dla kobiet, której akcja toczy się w czasach współczesnych - polecam.  

środa, 25 maja 2016

Tysiąc róż

Matko, co za zakręcona książka! Od razu śpieszę z wyjaśnieniem, że zakręcona w tym przypadku absolutnie nie ma zabarwienia humorystycznego. "Tysiąc róż" to niewątpliwe ciemna książka o ludzkiej naturze i o tym, że człowiek na każdy swój czyn znajdzie usprawiedliwienie. Jej "zakręcenie" dotyczy postępowania głównego bohatera. Autorka wspięła się na wyżyny knując taką fabułę. Szczerze mówiąc - dla mnie książka jest nieprzewidywalna i przerażająca. Biorąc ją do ręki absolutnie nie spodziewałam się takiego szoku. 
Bohaterem powieści jest Michał - grafik komputerowy, który zajmuje się przede wszystkim projektowaniem okładek do powieści autorstwa jego żony Elżbiety. Elżbieta jest autorką poczytnych kryminałów odnoszących spory sukces na rynku wydawniczym. Są parą od dość dawna i na zewnątrz ich małżeństwo wydaje się... no może nie idealne, ale na pewno poprawne. Losy Elżbiety i Michała są pokazane w dosyć niekonwencjonalny sposób, a mianowicie od końca. Czyn, którego dopuścił się Michał jest przerażający. Początkowo oceniamy go bardzo surowo, jednak z czasem, poznając coraz więcej scen z ich wspólnego życia, ocena ta staje się łagodniejsza. Co ciekawe - im bardziej uczynki małżonków nas szokują, tym bardziej Michał wydaje się być usprawiedliwiony. I tak z obrzydzenia i totalnej krytyki które czujemy do Michała, nagle nie wiadomo kiedy staje się On ofiarą. Co więcej - okazuje się, że całe wydarzenie miało zupełnie inny przebieg niż się na początku wydawało. 
Książka jest hmmm.... specyficzna. Jej fabuła jest potwornie wciągająca, jednak opisy w niej zawarte odstręczają i są często po prostu obrzydliwe. Kilka razy odkładałam czytnik z postanowieniem: "Nie tknę jej więcej, nie będę się męczyć". Jednak postępowanie głównego bohatera, jego myśli i planowane czyny są tak irracjonalne, że trudno nie powrócić do lektury. Dopiero pod koniec powieści wiele się wyjaśnia, a wszystkie głupstwa Michała nagle nabierają zupełnie innego znaczenia. Nawiasem mówiąc zastanawiałam się, jak autorka to wszystko obmyśliła i doszłam do wniosku, że sama pani Magdalena musi być lekko pokręconą osobą. 
Kiedy poznajemy Michała jest poniedziałkowy ranek. Kiedy wszystko się wyjaśnia mamy wtorkowe popołudnie. Ten krótki przedział czasowy pozwala wyobrazić sobie jak duże natężenie wydarzeń mieści w sobie ta powieść. Czyny Michała są przemyślane, jednak logika, którą się kieruje jest zupełnie zwariowana. Czytelnik jest zbulwersowany i oburzony, przyjęcie do wiadomości działań Michała i ich zaakceptowanie nie mieści się w zwyczajowym systemie wartości. 
Powieść jakiej nigdy nie spotkałam. Groteskowa i oburzająca, a jednocześnie wciągająca i intrygująca. Do tego autorka ma dar siania grozy w każdym zdaniu.  Kiedy w powieści szalała burza z niepokojem patrzyłam za okno, choć słońce świeciło jak oszalałe. Czytanie późnym wieczorem rodziło dreszcze na moich plecach. No klimat niesamowity. 
Ale najbardziej zaskoczyło mnie zakończenie. Po skończeniu lektury musiałam lekko ochłonąć. Rozwiązanie sytuacji było proste i klarowne i trudno zaakceptować to, jak mocno ludzie potrafią skomplikować najzwyczajniejsze sytuacje. Psychika ludzka jest często nie do ogarnięcia. Łatwo z igły zrobić widły, a z jednego jabłka sad. Gdyby Michał myślał trzeźwo, wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej... tyle że wtedy "Tysiąc róż" nie byłoby takim świetnym thrillerem. 

wtorek, 24 maja 2016

Pora westchnień, pora burz

Książki mogą być różne. Mamy takie, przy których płaczemy ze śmiechu, ale są też takie, które doprowadzają do łez ze wzruszenia. Mogą być płytkie i traktować o błahych sprawach. Mogą być też tak poważne, że po trzech stronach wiemy, że nijak nie damy rady ich przeczytać bez przysłowiowego pół litra. Rzadko kiedy napotykam książkę, którą połykam niczym najlepszy kryminał, a mój nastrój zmienia się tak jak autorka to zaplanowała. To są prawdziwe asy. Ostatnią taką perełką był Dzidek (co ważne o podobnej tematyce). Powieść ta czytana były przeze mnie kilka lat temu. Długo czekałam na kolejnego czarnego konia. I mam! Nareszcie mam!
Przedwojenny Lwów to piękne miejsce, gdzie kwitnie kultura i sztuka. Ludzie są uśmiechnięci i zadowoleni z życia. Kiedy poznajemy Lilkę i jej przyjaciół jest zima 1937 r. Lilka pochodzi z szanowanej, lwowskiej rodziny, pełnej tradycji i zasad. Ma przyjaciół, chodzi do szkoły i żyje pełnią nastoletniego życia. Co ważne - tamtejszy Lwów to miasto tolerancji. Nie ma znaczenia czy jesteś Polakiem, Ukraińcem, Żydem czy Rosjaninem. Owszem, pewne animozje są widoczne, a to w dokuczaniu w szkole, a to w lekko rzuconym słowie... ale przecież to tym nieopierzonym młodzieńcom może się zdarzyć.
I tak czytelnik podąża z Lilką, jej rodziną i przyjaciółmi do feralnego września 1939 r. W krótkim momencie stosunki międzyludzkie ulegają gwałtownej przemianie. Przyjaciel staje się wrogiem, a dookoła szerzy się kradzież i głód. Strach zagląda ludziom w oczy i jest codziennym kompanem. Gdzie uciekać? Kto gorszy? Niemiec czy Rosjanin? Które zło jest mniejsze? Jak odnaleźć się w nowej sytuacji? Zawierucha wojenna nie oszczędza rodziny Lilki. Ktoś ginie, ktoś ucieka, jeszcze inny zaczyna organizować konspirację.
Książka bardzo brutalnie pokazuje, że narodowość (nie ma znaczenia czy polska czy ukraińska, rosyjska, czy też niemiecka) jest głęboko zakorzeniona w ludzkiej duszy. Kiedy do głosu dochodzą pierwotne instynkty nagle każdy "inny" staje się wrogiem. Sąsiad napada na sąsiada, człowiek potrafi zabić całą rodzinę, z którą wczoraj jeszcze zgodnie biesiadował.
Saga rodzinna to jedno. Piękna wzruszająca i godna lektury. Losy naszych bohaterów są przedstawione wyjątkowo pięknie. Ale trzeba koniecznie podkreślić jedną rzecz. Książka pokazuje wyraźnie, że II wojna światowa to nie tylko okupacja niemiecka. To też straszliwy najazd Bolszewików na nasz kraj. Prości, pijani, bez żadnych skrupułów ludzie, dla których nie ma żadnej świętości. Kiedy plądrują lwowskie kamienice nie wiedzą do czego służy łóżko. Śpią na stołach, nie myją się, nie potrafią używać sztućców, a najważniejsza jest wódka. Przy pomocy alkoholu można załatwić wszystko. Jakże to inne od niemieckiej umundurowanej okupacji, która przecież była bardzo okrutna, ale tak w inny, bardziej wyrafinowany sposób.
Mieszkam w Szczecinie, w którym wiele miejsc jest naznaczonych niemiecką obecnością.  Nie chodzi mi o ślady z czasów okupacji i walki o wolną Polskę (przecież Szczecin był wtedy niemiecki). W układzie miasta i kamienicach czuć jednak do dziś przysłowiowy "niemiecki porządek". Naziści byli straszni i okrutni, ale jakże inni od Bolszewików! Magdalena Kawka uświadomiła mi dobitnie (choć przecież historycznym głąbem nie jestem), że Polska z czasów II wojny światowej to dwa zupełnie różne terytoria. 
"Pora westchnień, pora burz" to literacka perełka. Górnolotnie powiem: arcydzieło. Świetny język, niesamowicie przemyślana fabuła, lekkie pióro, dbałość o historyczne detale - to wszystko czyni tę powieść idealną. Autorka podzieliła treść książki na dwie części: spokojną i sielankową porę westchnień, kiedy życie jest barwne i kolorowe. Pora burz - jest ponura i gęsta od negatywnych emocji. Wszystko dopełnia nienaganna polszczyzna i przebijający przez każde słowo patriotyzm.
Piękna, warta polecenia powieść. Zaskoczona byłam, gdy dotarłam do końca i okazało się, że to nie koniec, że będą kolejne tomy. 
Pani Magdaleno, proszę nie trzymać nas długo w niepewności!

poniedziałek, 2 maja 2016

Biblioteka pana Lemoncella

Pamiętacie taki film "Jumanji"? Bohaterowie grali w grę planszową, która pochłonęła ich i stała się rzeczywistością. Kiedy czytałam "Bibliotekę Pana Lemoncella" miałam bardzo podobne odczucia. Oczywiście nie musiałam z narażeniem życia walczyć z potworami i nikt nie topił mojego domu, ale treść książki jest tak wciągająca, że śledziłam rozwój akcji z wypiekami na twarzy i z poczuciem czynnego uczestnictwa w wydarzeniach.    
Kye Keeley jest typowym współczesnym chłopcem uwielbiającym wszelkiego rodzaju gry; zarówno planszowe jak i wideo. Miłość do gier planszowych jest wśród jego kolegów mocno rozpowszechniona ze względu na fenomenalnego twórcę gier pana Lemoncello. Ten szalony producent gier i zabaw pochodzi z tego samego miasteczka co nasz bohater. Pan Lemoncello ma ogromny sentyment do rodzinnego miasteczka, a zwłaszcza do biblioteki, w której jako dziecko zaraził się pasją do książek. Niestety bibliotekę zburzono i obecnie dzieciarnia z miasteczka nie ma możliwości korzystania z tego przybytku kultury. Dlatego pan Lemoncello postanowił zbudować w miasteczku cudowną nowoczesną bibliotekę. Kiedy powstała wśród mieszkańców zaczęły krążyć pogłoski o niesamowitych atrakcjach i świetnym wyposażeniu biblioteki. Każdy chciał jak najszybciej odwiedzić gmaszysko. Dlatego wśród dzieci zapanowało podniecenie, kiedy ogłoszono konkurs literacki, w którym nagrodą był nocleg w bibliotece. Podczas tej nocy każdy z dziesiątki zwycięzców będzie mógł do woli korzystać z atrakcji. Nasz bohater znalazł się w gronie tych szczęśliwców. Okazało się, że noc jest tylko przykrywką do prawdziwego wyzwania. Kiedy dzieci obudziły się rano okazało się, że biblioteka jest zamknięta. Zadanie polega na tym, aby wydostać się z biblioteki tajemniczym wyjściem, do którego dzieci zostaną doprowadzone przy pomocy wskazówek i zagadek. Książki są tu nie celem samym w sobie, a narzędziem służącym do przechodzenia kolejnych etapów. Rozwiązanie kolejnych zadań zmusza do sięgania po coraz to nowe tytuły z biblioteki. Lista lektur jest pokaźna i zawiera wiele interesujących i wartościowych pozycji. Zastosowanie poszczególnych woluminów jest tak ciekawe, że czytelnik ma chęć sięgania po coraz to nowsze tytuły. 
Super sprawa. Akcja toczy się wartko, zagadka goni zagadkę, a czytelnik bez problemu może uczestniczyć w ich rozwiązywaniu. Sama spędziłam kilka dobrych chwil na zgadywaniu rebusów, które wcale nie są łatwe. 
Ciekawa i zabawna lektura godna polecenia każdemu.