czwartek, 25 marca 2010

Czarny Pieprz i fenomenalny wpis


Na stronie - a właściwie na blogu http://czarnypieprz.blogspot.com/ przeczytałam fenomenalny po prostu wpis o dzieciach psach i perypetiach z tym związanych. Uśmiałam się do łez. Ale po ataku śmiechu przyszła chwila zadumy, że właściwie to ja dokładnie tak to przeżywałam jak Czarny Pieprz opisała. Ale cóż - efekty są następujące. Pozostaje mieć nadzieję, że Młodszy wkomponuje się w tę dwójkę (a właściwie trójkę) bez większych problemów.

Szukam kolejnych części


Tym razem nietypowo zacznę od notki Wydawcy:


"Zapraszamy do najbardziej niezwykłej szkoły w mieście! Ile niesamowitych niespodzianek kryje w sobie ta szkoła! W prestiżowej szkole tańca „Różowe baletki” trwają egzaminy wstępne na nowy kurs baletu. Czy Mai i Marysi uda się spełnić największe marzenie? Kto wie, ile przygód je czeka... Jeśli chcecie zatańczyć znów z Mają i Marysią zapraszamy do sięgnięcia po książeczkę z naklejkami „Lekcja tańca” oraz książeczkę do kolorowania „Szkoła tańca".
Książki opisywać nie będę, bo notka Wydawcy wyczerpuje moje odczucia. Starsza dostała ją od przyjaciółki na urodziny i jest nią zachwycona, a ja.... cóż jak dla mnie kolejna pozycja na jeden wieczór, bo opowieść króciutka. Choć pisana lekko i z humorem, to odstręcza - bynajmniej mnie - "różowatością" i słodyczą.
Niemniej z racji zachwytu mojej Starszej chciałabym zapytać, czy Ktoś z WAS moi Kochani słyszał o kontynuacji tej książeczki? Bo w sklepach ani widu ani słychu , a stanowczo kończy się .... można powiedzieć bez końca.

Dla upamiętnienia :-)))

Słownik wyrazów ....
madozie - nad morze
papola - parasol
apocia - autobus
kasielolowy - kask rowerowy

Dobrze, że Młodszy jeszcze nie mówi.....

środa, 24 marca 2010

Nowicjuszka


Drugi tom trylogii czarnego maga poszedł mi nieporównywalnie szybciej niż pierwszy. I to wcale nie ze względu na to, że jest o niebo lepszy niż pierwszy, choć trzeba przyznać że lepszy rzeczywiście jest. Przyczyną tego była awaria mojej Zuzy (fiat Cinquecento, dzielnie wożący mnie i moją kudłatą Sąsiadkę do pracy i z powrotem), która zmusiła mnie do podróżowania środkami komunikacji miejskiej. A że do pracy mam daleko, bo jadę jakieś 40 minut, to i książka poszła szybko. Po lekturze „Nowicjuszki” przyznaję: dzieje się więcej. Sonea, która w pierwszej części przez pół książki kryła się przed magami, a przez drugie walczyła ze swoim jestestwem, czy zostać w gildii czy nie – w drugim tomie zaczęła działać. Bohaterka postanowiła rozwijać swoje umiejętności magiczne, niestety szykany ze strony innych uczniów, którzy uznają ją za osobę pochodzącą ze slumsów a tym samym za kogoś niepożądanego, bardzo jej w tym przeszkadzają. Niechęć – zwłaszcza jednego z uczniów – jest tak duża, że Sonea doprowadza do konfrontacji. Obok wątku głównego, prowadzone są dwie inne historie. Pierwsza w dalekich krainach gdzie jeden z magów objął stanowisko ambasadora i przy tej okazji prowadzi poszukiwania tajemnych mocy. Osnowa drugiej historii, którą ciężko nazwać dodatkowym wątkiem, gdyż przeplata się to tu to tam, całkowicie mnie zaskoczyła. Jest to wątek obyczajowy, w którym autorka delikatnie pokazuje i oswaja odmienności ludzkie. Pokazuje że nawet mag w swerze uczuć jest tylko człowiekiem. Podkreślić trzeba że pierwszy tom w porównaniu z drugim jest maluczki. Teraz akcja się rozwija, przekraczamy granice Imardinu, wyruszamy w daleką podróż, a co najważniejsze – nareszcie coś się dzieje. Jeżeli trzeci tom tak odskoczy od drugiego jak drugi od pierwszego, to mam nadzieję na zakończenie „z przytupem”.
Notka wydawcy:
Imardin to miasto ponurych intryg i niebezpiecznej polityki, gdzie władzę sprawują ci, którzy obdarzeni są magią. W ten ustalony porządek wtargnęła bezdomna dziewczyna o niezwykłym talencie magicznym. Odkąd przygarnęła ją Gildia Magów, jej życie zmieniło się nieodwracalnie - na lepsze czy gorsze? Sonea wiedziała, że nauka w Gildii Magów nie będzie łatwa, ale nie przewidziała niechęci, jakiej dozna ze strony innych nowicjuszy. Jej szkolnymi kolegami są synowie i córki najpotężniejszych rodów w królestwie, którzy zrobią wszystko, żeby poniosła klęskę - nie licząc się z kosztami. Niemniej przyjęcie opieki Wielkiego Mistrza Gildii może dla Sonei oznaczać jeszcze marniejszy los. Albowiem Wielki Mistrz Akkarin skrywa sekret znacznie czarniejszy niż jego szaty. Nowicjuszka to drugi tom znakomitej nowej trylogii fantasy, skrzącej się od magii, akcji i przygód, będącej dziełem jednej z najciekawszych nowych autorek fantastyki.

poniedziałek, 22 marca 2010

Opowiadania z piaskownicy


Czytanie książek w naszym Domku odbywa się najczęściej wieczorami. Moja Starsza całuje Młodszego na dobranoc, po czym Młodszy w ramionach Taty maszeruje do swojego łózia a Starsza cwałem pędzi do siebie i CZEKA. Czeka, aż Mama się ogarnie i robiąc sto tysięcy rzeczy po drodze (bo przecież trzeba wstawić do zlewu, wrzucić do prania, pozbierać, posprzątać itp) dotrze do Jej pokoju aby POCZYTAĆ.

To wieczorne czytanie jest troszkę magiczne. Przy małej lampce, z kołdrą pod brodą, przyciszonym głosem.... Problemem - na szczęście pozytywnym - są w takim przypadku książki przy których Starsza rechoce jak popsuta grzechotka. Rechot wywoływany jest jakąś przezabawną sytuacją opisaną we właśnie czytanej książce. No i co zrobić jak taka sytuacja zdarza się co drugą stronę?
Tak właśnie jest w książeczce pt. "Opowiadania z piaskownicy" Tomek - główny bohater - jest przezabawnym przedszkolakiem, któremu zdarzają się różne przygody. Przygody związane ze zwykłą codziennością, tak więc mają żywe kolory i pokazują, że każdy dzień może być czymś fascynującym. Zwykła pszczoła wpadająca przez okno przedszkola jest zdarzeniem niesamowitym. Książka jest ciepła i pogodna pisana bardzo dostępnym językiem. Do tego przeczytałam na blogu "Przystań" o ilustratorce p. Iwonie Cała, która stworzyła piękne ilustracje do tej książki. (i wielu innych) Jakież było moje zdumienie, kiedy okazało się, że znaczna ilość książek na naszych półkach "świeci" rumieńcami tak charakterystycznymi dla Jej ilustracji. Cudo.
Moja starsza z powagą przyjęła jedynie opowiadanie które dotyczyło połamania kumplowi okularów poprzez posadowienie na nich tzw. pupy. Starsza nosi okulary i przywiązuje do tego niezmierną wagę jako że dba o oczy. W związku z powyższym komentarz był następujący: I co w tym śmiesznego? I tak rodzice mu kupią nowe, wydadzą pieniądze, a tak może byłaby nowa zabawka...

Nota wydawcy:
Kolejne przygody Tomka, znanego z 'Opowiadań dla przedszkolaków'. Codzienne życie niesie naszemu bohaterowi wiele przygód i przeżyć, na ogół zupełnie niezrozumiałych dla dorosłych.Cześć! To ja, Tomek.Niektórzy mnie już znają z książki 'Opowiadania dla przedszkolaków'. Znów mam do opowiedzenia mnóstwo ciekawych, zabawnych i niesamowitych historii. Wszystkie wydarzyły się w całkiem zwyczajnych miejscach - w domu, w piaskownicy na podwórku, w kinie, w windzie, u fryzjera, w tramwaju, w sklepie i - oczywiście - w przedszkolu. Ciekawe przygody mogą się przydarzyć wszędzie, nie tylko daleko stąd, i nawet w najzwyklejszy szary dzień. Bo tak naprawdę żaden dzień nie jest szary i zawsze coś się dzieje.

piątek, 19 marca 2010

Paprotka

Czas i miejsce akcji: Wczoraj przy obiedzie.
Osoby: Mama (M) i Starsza (S)
Temat: Paprotka

S: Mamo dlaczego paprotka nazywa się paprotka?
M: Nie wiem Kochanie.
S: A ja wiem!
M: Dlaczego?
S: Bo się paprze!

czwartek, 18 marca 2010

Hipnoza

Byłam w teatrze. Nie żeby zdarzało mi się to rzadko, bo teatr generalnie lubię, ale często też nie chadzam z racji posiadania dwójki małych dzieci. Pociechy moje (a raczej stan w jaki mnie wprowadzają) są również powodem tego, że - jeśli już idę do teatru - zazwyczaj wybieram sztuki lekkie łatwe i przyjemne. Nie jestem zwolenniczką sztuki pt. co autor miał na myśli; wolę raczej spadać z krzesła ze śmiechu.
Tak więc uszczuplając budżet domowy o kwoty konieczne na bilet i napoje (niezbędne przecież do późniejszej wymiany zdań na temat obejrzanego dzieła) zapakowałam się do samochodu przyjaciółki i wraz z czterema innymi "mamusiami" ruszyłam.
Cóż - dobrze, że było nas kilka lasek, bo chociaż późniejsze "omawianie" sztuki miało sens. Nie żebym się źle bawiła. ale po Ścibakównie i Królikowskim spodziewałam się więcej.
Generalnie 'Hipnoza" jest sztuką dwóch aktorów. Ona wciela się w piękną aktorkę z problemami na tle psychicznym, On jest natomiast lekarzem zachwyconym efektami hipnozy, i chcącym pomóc aktoreczce w jej problemach. Cały spektakl jest pokazem emocji, jakie rodzą się pomiędzy tymi dwoma, a jednocześnie pokazem kunsztu aktorskiego obojga aktorów. Szkoda tylko że Królikowski (którego dużo bardziej lubię od Ścibakówny) jest w tym spektaklu tylko tłem dla Niej. Widać to nawet po ubiorze - Ona - piękne suknie w żywych kolorach, On brązowe sztruksy i jasny sweter. Ścibakówna w jednej ze scen wznosi się na wyżyny, kiedy to jako zahipnotyzowana aktoreczka cwałuje po scenie wykrzykując różne bzdurki. W tym momencie Doktor jest prawie niewidoczny, zresztą przez cały spektakl Królikowski jest jakby krok do tyłu. Szkoda. Uważam że potencjał tego aktora naprawdę nie został wykorzystany.
Podsumowując - sztuka taka sobie (wiele lepszych widziałam w wykonaniu rodzimych artystów), poza tym była krótka, a z krzesła wcale nie spadłam.

wtorek, 16 marca 2010

Babcia


Seria "Balsam dla duszy" trafiła w moje ręce kiedyś, dawno temu. Wraz z moim dzisiejszym mężem (a wówczas sympatią :-))) wybraliśmy się do naszych przyjaciół mieszkających w Szwecji. Wakacje genialne, jako że Oni wyjeżdżali na własne wakacje zostawiając nam cały dom do dyspozycji i obowiązek w postaci kudłatego psa o imieniu "Tufsen". Byłoby świetnie gdyby nie mój głód literatury, a jednocześnie bariera językowa, która skutecznie odrzucała mnie od wszelkiego rodzaju księgarń. Chcąc nie chcąc zostałam skazana na biblioteczkę Pani Domu, która moim literackim gustom nie do końca pasowała. Gdzieś tam na półce dojrzałam książkę pt. "Balsam dla duszy kobiet". Krótkie lekkie opowiadanka, w sam raz na wakacje, kiedy to często przerwanie lektury następuje szybko i nie wiadomo kiedy do niej powrócisz. Książka mego zachwytu nie wzbudziła ale pasowała mi. "Balsam dla duszy Babci" też czyta się łatwo i przyjemnie, ale kilka lat po tych wakacjach i kilkaset książek później, lektura ta już nie bardzo mnie wciągnęła. Opowiadanka są krótkie i wartkie, ale przy czytaniu miałam wrażenie że jedno lub dwa na dziesięć przyciąga moją uwagę, a reszta traktuje dokładnie o tym samym. Najlepsze - moim zdaniem - opowiada o babci, która dla wnuka zorganizowała przejażdżkę "Hammerem" To dopiero babcia!
Notka wydawcy:
"Nieważne, czy jesteś babcią z wieloletnim stażem, czy może dopiero wszystko przed tobą. Znajdziesz tu pełne ciepła i humoru historie o uniwersalnych przeżyciach wszystkich babć – o telefonie zwiastującym, że twoje własne dziecko zostanie mamą, o tym, jak to jest, gdy po raz pierwszy bierzesz w objęcia swoje najpiękniejsze na świecie wnuczątko, i o dniu, kiedy opiekując się nim, nagle uświadamiasz sobie, że wielkie problemy to tylko drobnostki, którym łatwiej zaradzić miłością niż dydaktyzmem".
Pomijając książkę uważam, że każda babcia jest fenomenalnym darem i dla rodziców i dla wnuków.

piątek, 12 marca 2010

Gildia magów - bezceler ?



Główną bohaterką jest Sonea - dziewczyna z nizin społecznych wychowywana przez ciotkę i wuja. Przypadkowo odkrywa w sobie talent magii, który staje się zarówno dobrodziejstwem jak i przekleństwem. Magowie zaniepokojeni pojawieniem się samorodnego talentu wśród pospólstwa postanawiają zlokalizować Soneę i namówić do kształcenia swego talentu w szkole Magów. W dużym skrócie - szukają, szukają, znajdują i przekonują do pozostania w Gildii Magów.
Przedstawiłam treść książki od początku do końca. Z jednej strony napisałam mało, ale w tej książce naprawdę niewiele więcej się dzieje. Z drugiej strony można zarzucić mi, że zdradziłam całą treść. Nie wiem czy to było zamierzone czy nie, ale sam wydawca zdradził całą treść tytułując drugi tom "Nowicjuszka". Jak dla mnie - samobój.
No to teraz czas na subiektywne odczucia. Pierwsza połowa książki to poszukiwania bohaterki. Nudne i właściwie tylko czekałam kiedy ją znajdą (bo wiadomo było że znajdą). Kiedy w okolicach 300 strony Magowie znajdują Soneę, czytelnik mówi sobie: To teraz pewnie zacznie się coś dziać. Nic bardziej błędnego. Dzieje się owszem - ale akcja zanika pod naciskiem słowotoku głównych bohaterów, rozwlekłych dialogów i błędów w tłumaczeniu. (Nie jestem polonistą, a błędy były widoczne, więc osoby wykształcone w tym kierunku będą pewnie zdegustowane jeszcze bardziej).
Pozytywy są takie: pod koniec książki coś się zaczyna dziać. Jakaś intryga, pojawia się czarny charakter, w czytelniku zaczyna budzić się ciekawość co dalej. Po za tym podkreślić należy, że zarys całej opowieści też jest ciekawy - przedstawiona innymi słowami i trochę skrócona trzymałaby każdego w napięciu. I tego się trzymam. Podkreślając, że jest to pierwszy tom powieści mam nadzieję że kolejne rozwiną akcję. Tym bardziej że zniechęcona pierwszym tomem przejrzałam kilka blogów z recenzjami tej trylogii i drugi tom spotyka się z cieplejszym przyjęciem niż pierwszy. Niestety - pierwszy mnie na tyle zniechęcił, że drugi czytam na przemian z inną książką, a nie jest to u mnie dobry znak.
Na zakończenie muszę coś skomentować. Jeden z bloggerów porównał tę trylogię z "Narrentum" Sapkowskiego. Oj! Gruba przesada.
Moja ocena: 3/6

poniedziałek, 8 marca 2010

Na szóste - jakże poważne - urodziny

Moja najwspanialsza, najpiękniejsza, najukochańsza etc. etc. Starsza skończyła 6 lat. Piękny wiek, no nie? Chodzi cała dumna i blada. A dziś rano pyta mnie: "Mama a kiedy będę miała urodziny?" Odpowiadam: "Przecież dopiero co miałaś" A ona na to: "Ale ja czekam na te właściwe, w bawialni!" Jak widać wyższość gości przedszkolnych nad gośćmi rodzinnymi jest niezaprzeczalna.
Ale wracając do książek - od Swojego Wujcia (wraz z Ciocią oczywiście) ma Starsza o rok córka dostała serię książek o Basi. (że tak napisze zbieżność imion nieprzypadkowa :-)))
Na onetowej stronie "Tygodnika Powszechnego" Pani Joanna Olech świetnie recenzuje tę serię dlatego pozwolę sobie część recenzji zacytować.
"Bardzo udana seria książeczek dla przedszkolaków – bezpretensjonalna, zabawna i... mądra. Dlaczego mądra? Bo historyjki o Basi zawierają rozumne przesłanie, ale ich dydaktyczny sens jest umiejętnie zakamuflowany pod dowcipną, leciutko napisaną fabułą. Każdy tom to jeden epizod z życia Basi – na pozór błahy, w istocie niezwykle ważny z punktu widzenia kilkulatki. Basia zaprzyjaźnia się z przedszkolnym „dziwadłem”. Basia chce mieć zwierzątko i zamęcza rodziców prośbami o nie. Basia ma kłopot z wiarą w Świętego Mikołaja. Basia musi pogodzić się z nowym rywalem – małym braciszkiem, który przed chwilą przyszedł na świat. Dziewczynka rośnie w szczęśliwej rodzinie, co nie znaczy, że wszyscy zachowują się jak anioły. Mama i Tata bywają niecierpliwi albo zmęczeni, starszy brat – jak to bracia mają w zwyczaju – dokucza siostrze, a nowy nabytek w rodzinie – Franek – absorbuje rodziców i beczy. Jest w tych lapidarnych opowiastkach prawda – dziesiątki drobnych szczegółów składają się na obraz rodziny, w której dziecko jest szanowane, a rodzice uważni. Basia nie jest papierowa, ale swojska i znajoma – z pewnością zdoła zjednać sobie czytelników. Świetne, proste rysunki i znakomity projekt graficzny dopełniają dzieła."
Książeczki mają jeden jedyny malutki minusik, zupełnie nie leży mi czcionka i układ stron (taki graficzny). Nie potrafię powiedzieć dlaczego. Po prostu źle mi się czyta. Jednak merytorycznie piątka z plusem!

Moja ocena 5,5/6

niedziela, 7 marca 2010

Podarunek z przeszłości


Pewnego pięknego dnia odwiedziłam moją ukochaną bibliotekę. W trakcie buszowania między półkami mój wzrok zatrzymał się na pięknie wydanej książce. Twarda oprawa, śliczna wręcz okładka... pomyślałam: Jeżeli zawartość dorówna formie... Biorę! Jakież było moje rozczarowanie.
Historia którą książka przedstawia jest ciekawa. Julia Lovat otrzymuje w pożegnalnym podarunku starą książkę o hafciarstwie.Okazuje się że oprócz treści właściwej, na marginesach tej książki powstał swoisty pamiętnik sprzed kilkuset lat spisany przez młodą dziewczynę Catherine. Dziewczyna opisuje swoją walkę z codziennością, a także porwanie i dalsze losy (nie chcąc psuć lektury, w szczegóły zagłębiać się nie będę) Julia poruszona historią postanawia wyruszyć do Afryki, aby tam potwierdzić autentyczność historii.
Książkę czytało się dobrze tak do połowy. Autorka wartko opisywała dzieje Catherine jednocześnie ukazując wzrost zainteresowania Julii tą historią. Problem miałam jednak z moimi uczuciami do głównej bohaterki Julii. Budziła moją niechęć i już. Kobieta bez celu w życiu i zasad. Porzucona przez kochanka (nota bene męża swojej przyjaciółki) straciła właściwie sens życia. Ależ mnie mierziła!
Do negatywnych uczuć względem głównej bohaterki od połowy książki dołączyło zniechęcenie co do treści książki, która przerodziła się w romansidło i to nie najwyższej klasy. Historia Catherine zeszła na drugi plan odkąd pojawił się przewodnik - charyzmatyczny Marokańczyk. Od tego momentu właściwie wiadomo było, że między tymi dwoma iskrzy i skończy się płomiennym związkiem. Szkoda tylko że ten wątek przyćmił losy Catherine. Dla zainteresowanych dodam, że historia Julii i Marokańczyka, też kończy się bez emocji, choć oczekiwałam zakończenia z tak zwanym przytupem.
Eh, nieraz i taką literaturę trzeba przeczytać. Polecam jako przerywnik między gotowaniem obiadu, a sprzątaniem salonu. Nie polecam tym, którzy po literaturze oczekują czegoś więcej.
A na zakończenie dodam, że kiedyś zastanawiałam się nad kupnem tej książki. Ale bym się wściekła, zwłaszcza, że - z racji niezłego wydania - do najtańszych pozycji nie należy.

Moja ocena: 3,5 /6

piątek, 5 marca 2010

Mój pierwszy stosik

Bardzo podoba mi się moda na publikowanie swoich stosików. Można popatrzeć, pozazdrościć pozycji wymarzonych i pokomentować to co się już przeczytało. Dlatego też wystawiam na światło dzienne mój stosik.
1. Michalina Olszańska "Atlantyda" - prezent urodzinowy od przyjaciółki. Kocham ludzi, którzy szanują moją manię czytania i obdarowują mnie książkami. Są niestety też tacy, którzy dają cokolwiek byle nie książkę z komentarzem: "Bo przecież tyle ich już masz..." Ech...
2. Ken Follett "Świat bez końca" - kontynuacja fenomenalnej książki pt. "Filary Ziemi", którą pochłonęłam zaraz po urodzeniu Młodszego.
3. Jenny Nimmo "Charlie Bone i zaklęty dwór" - dla mnie tajemnica kupiona na jednej z wyprzedaży. Zobaczymy.
4, 5 Trudi Canavan "Nowicjuszka" i "Wielki Mistrz" - drugi i trzeci tom trylogii. Pierwszy właśnie czytam,
6. Stieg Larsson "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" - książka pożyczona od przyjaciółki z punktu pierwszego. Fascynuje mnie i pociąga zwłaszcza po przeczytaniu recenzji na różnych blogach.
7. Julia Nawarro "Bractwo Świętego całunu" - książka, o której przeczytałam, że
jest to książka, którą po prostu trzeba przeczytać, dla krytyków będzie to kolejna mocno naciągana historia, na którą szkoda czasu. I właśnie dlatego chcę ją przeczytać.
8. Enrique Moriel "Miasto poza czasem" - mam wrażenie, że książka należy do tej samej kategorii co poprzednia. Raczej mnie nie porwie ale zainteresuje. Polecona przez zaprzyjaźnionego mola książkowego, więc przeczytam na pewno.
9. Dorota Terakowska, Jacek Bomba "Być rodziną" - książka ciekawi mnie z racji współautorki, która znana jest mi z innych książek mocno poruszających moje jestestwo. Ciekawa jestem jak zaprezentuje się w ksiązce stanowiącej zapis rozmów.
10. "Kapuściński. Nie ogarniam świata" - zapis rozmów przeprowadzonych przez dziennikarzy "Tygodnika Powszechnego" z Ryszardem Kapuścińskim. Uwielbiam Kapuścińskiego więc książkę pozostawiam sobie na deser (może jakiś urlop...)
11. Stephenie Meyer "Przed świtem" - no nie mogę się zebrać. To ostatni tom sagi, jednak poprzednie mnie na tyle zmęczyły, że nie mam serca do tej pozycji. Przeczytam - jakżeby nie - ale chyba tylko dlatego żeby zaliczyć całą sagę.

Rozbiłam samochód i smutno mi z tego powodu.

czwartek, 4 marca 2010

Dziękuję Caitri

Dziękuję Caitri !

Zakładka doszła i jest prześliczna. Moje starsze dziecię zachwycało się ze mną atakując mnie tysiącami pytań: "A jak to jest zrobione?", "A czemu nie z papieru?", "A ta dziurka to jak wydłubana?", "A Ty Tej Pani też coś wyślesz?". Młodsze natomiast wpakowało zakładkę do paszczy i ze Starszą ratowałyśmy - udało się. Caitri - jeszcze raz dziękuję. Poczułam, że blogowanie to nie tylko klawiatura i monitor, ale i drugi człowiek - gdzieś daleko - z taką samą pasją jak moja i dużą życzliwością. Całusy.

Na zakończenie dodam, że nie tylko zakładka zrobiła wrażenie, ale cała forma. Coś pięknego.

wtorek, 2 marca 2010

Dla Tatianki :-)))


Moja Starsza jest osóbką mądrą i rozgarniętą - dumna mamusia pisze :-))) - jednak ma jedną skazę; mianowicie boi się ciemności. Kiedyś po długich rozmowach przyznała się, że w ciemności boi się, że spod łóżka coś wylezie, po czym nastąpiły komplikacje i trudności w sprecyzowaniu cóż to miałoby być. Cała rozmowa miała miejsce w okolicach czwartych urodzin Starszej. Jakaż była nasza radość, kiedy w prezencie od przyjaciela rodziny otrzymała książkę pt. "Duszki stworki i potworki." Autorka znana mi jest z wierszyka pt. Piłka", który moja córka w dziecięctwie piłowała namiętnie, więc pewna byłam, że wierszyki mnie zauroczą. Jednak słowo zauroczą to mało powiedziane. Każdy wierszyk - jakże zręczny w formie i treści - opowiada inną historyjkę na temat jakiegoś stwora. Wszystko to uzupełnione jest "potwornymi" ilustracjami - vide okładka :-) - które pozytywnie działają na wyobraźnię.
Moja córcia oswoiła zawartość "podłóżka" i przestała oczekiwać gości stamtąd wychodzących.
Polecam każdej dziecinie bojącej się stworów a zwłaszcza Tatiance, która jest moją blogową ulubienicą.
Dodam jeszcze, że Pani Dorota Gellner napisała książkę podobną w formie pt. "Czekoladki dla sąsiadki". Niestety, tu mój zachwyt nie był już tak duży.

Moja ocena 6/6