wtorek, 28 kwietnia 2020

Psychopata

Urzekła mnie okładka. Zimna, bezduszna, trochę jak z horroru. Zachwyciłam się nią i wiedziałam, że powieść przeczytam na pewno, nawet nie zaglądając do Internetu w celu poszukiwania recenzji. Zresztą "Psychopata to nowość, więc recenzji jeszcze nie ma zbyt wielu. Rzadko bowiem jest tak, że dobra okładka kryje literacką szmirę. W przypadku "Psychopaty" moja teoria potwierdziła się. Dobra okładka równa się dobra powieść. 
Maja Lipska jest bardzo zdolnym naukowcem. Pracuje w Krakowie, w ośrodku naukowo – badawczym, zajmującym się leczeniem (a właściwie bliższym poznaniem) nowotworów mózgu. Naukowcy przeprowadzają tam liczne eksperymenty z udziałem zwierząt, które pozwalają ocenić skutki nowatorskich i bardzo odważnych metod stosowanych przez naukowców. Pewnego dnia Maja zostaje zaproszona na konferencję, na której ma przedstawić efekty swojej pracy naukowej. Prezentacja jest jej wielkim sukcesem, a Maja przeżywa pięć minut sławy. Oszołomiona uznaniem, pozwala sobie na zapomnienie w zabawie i... budzi się w parku na ławce zupełnie nie pamiętając, jak się tam znalazła. Jest przerażona jeszcze bardziej, gdy okazuje się, że z pamięci wypadł jej nie tylko poranek, ale i cały poprzedni dzień. A tymczasem wkoło niej zaczynają dziać się bardzo dziwne rzeczy. Po Krakowie grasuje seryjny morderca, w Mai budzą się niespotykane dotąd instynkty, a narzeczony Mai (który nomen omen prowadzi śledztwo w sprawie mordercy) z przerażeniem obserwuje zachowania kobiety.   
Powieść przeczytałam jednym tchem. Gdzieś od połowy moje oczy wyprzedzały mózg, chcąc jak najprędzej dowiedzieć się, co dalej. Zakończenie zwaliło mnie z nóg. Spodziewałam się takiego rozwoju sytuacji, ale autorka na tyle mistrzowsko poprowadziła intrygę, że właściwie dopiero na kilku ostatnich stronach wszystko się wyjaśniło. Powieść mnie przeraziła, oczarowała i zaskoczyła. Pokazała, jak niewiele wiemy o życiu i nauce i jak łatwo nami manipulować. Wystarczy być odrobinkę bardziej zorientowanym... 
„Psychopata” jest o tyle ciekawą książką, że można z czystym sumieniem nazwać ją thrillerem medycznym. Autorka w sposób jasny i zrozumiały przedstawia czytelnikowi wiedzę konieczną do zrozumienia tego, co dzieje się z główną bohaterką. Bardzo sympatyczny jest wątek ze studentami, których Maja oprowadza po ośrodku badawczym. Pytania, które zadają uczniowie są ciekawe, a odpowiedzi Mai - jeszcze ciekawsze. Na tyle mnie to wszystko wciągnęło, że sama utonęłam w czeluściach Internetu, próbując sprawdzić to i owo. Niestety czeluście te nie są już takie przystępne dla laika. Nie zmienia to jednak faktu, że od strony medycznej książka jest wyjątkowo przyjemna i zrozumiała. 
Powieść mnie porwała jak tornado i zaskoczyła świetnym zakończeniem, które po prostu wbija w fotel. Warto sięgnąć w celu przeżycia niesamowitej przygody. 

piątek, 17 kwietnia 2020

Nigdy nie jest za daleko

Seria książek "Kobiety to czytają" jest zapewne znana wielu czytelnikom i to nie tylko płci żeńskiej. Wystarczy odkleić naklejeczkę (na szczęście łatwą do usunięcia) i już niejeden Pan z chęcią sięgnie po książkę z tej serii. Czytanie powieści wydawanych pod szyldem „Kobiety to czytają” jest jednak obarczone sporą dozą ryzyka. Zdarzyło mi się rozczarować kiepskim piórem albo infantylną fabułą. Dobrze, że taka seria jest, gdyż mam wrażenie, że Wydawnictwo Prószyński i spółka dało dzięki niej możliwość zaistnienia wielu damskim piórom, które w innych wydawnictwach przeszłyby bez echa. A tak wiele talentów zostało odkrytych oraz – na szczęście - kilka piór schowano głęboko do szuflady. 
"Nigdy nie jest za daleko" to książka, którą początkowo zaliczyłam do kategorii niezbyt udanych uczestniczek tej serii. Oto Antonina – piękna i bogata właścicielka kilku salonów kosmetycznych w Krakowie. Niczego do szczęścia jej nie brakuje i to mnie od początku rozdrażniło. Wydawało się, że fabuła będzie nudna i przewidywalna. Ot księżniczka, która czeka na rycerza na białym koniu, a potem żyli długo i szczęśliwie. Otóż nic bardziej mylnego! Powiem Wam, że warto ten słodki początek przetrwać, aby poznać dalszy ciąg fabuły. 
Akcja rozkręca się dzięki wyzwaniu rzuconemu przez przyjaciela domu, Szymona. Otóż proponuje on Antoninie wyzwanie, polegające na wakacjach w Armenii. Nie ma to być jednak bogaty kurort, a dom zaprzyjaźnionych Ormian, którzy pokażą dziewczynie, co znaczy prawdziwe armeńskie życie. 
Od tej chwili przepadłam. Losy Antoniny mnie zauroczyły, a sama bohaterka zyskała wiele w moich oczach. Żeby nie było - nie jest to literatura wysokich lotów, ale na pewno warto poczytać o tym jak wygląda życie w dalekiej Armenii. Do tego wszystkiego autorka zaskoczyła mnie rodzinną tajemnicą i świetnym zakończeniem, czym spowodowała, że powieść w moim osobistym rankingu poszybowała ... no może nie na szczyt, ale na pewno dość wysoko. 
Na zakończenie chciałabym podkreślić jeszcze jeden aspekt powieści. Otóż autorka ma bardzo zgrabne poczucie humoru, które z łatwością przelewa na kartki papieru. Nie jest to taki humor wprost (jak np. w książkach Olgi Rudnickiej, przy lekturze których rechoczę jak żaba w stawie), ale podczas czytania uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Uczłowieczanie Jagody i jej bezpośrednie wypowiedzi, rozmowy z Kastorem i wiele dialogów prowadzonych np. z Dawidem czy też innymi mieszkańcami Armenii rodziły uśmiech na mojej twarzy, który jest tak potrzebny w dzisiejszych czasach. 
Polecam „Nigdy nie jest za daleko” każdemu, kto ma ochotę na chwilę oddechu.

Czynnik diabła

To jest książka, której nie należy czytać w ciemnościach. I żeby nie było - nie chodzi tu o krwawy thriller, czy też przepełniony duchami horror. Ta książka jest po prostu mroczna, pełna cieni, niewyjaśnionych zjawisk i tego, czego człowiek się po prostu lęka. Ten lęk - wszechobecny i ledwie wyczuwalny - towarzyszył mi przez całą lekturę tej powieści. "Czynnik diabła" jest dziełem przemyślanym w każdym calu i skonstruowanym tak, aby czytelnik zdawał sobie przez cały czas sprawę, że są moce, o których ludzkość do dzisiaj nie ma pojęcia. 
Czechosłowacja, rok 1935. Zło, które rodzi się u zachodniego sąsiada pomału podnosi głowę i pada cieniem na codzienne życie, ale nie to zaprząta głowy mieszkańców małego miasteczka. Bardziej martwi ich to, co dzieje się za murami ponurego zamczyska, kładącego się cieniem na miasteczku. To właśnie tam powstał zakład dla obłąkanych Hrad Orlu. Przebywają w nim najgorsi mordercy, którzy ze straszliwym okrucieństwem mordowali przypadkowych ludzi. To tak zwana Szóstka diabła - Klaun, Drwal, Kolekcjoner szkła, Weganka, Skiomanta i Demon - okrutni oprawcy zamknięci w zakładzie psychiatrycznym w celu prowadzenia badań mających dać odpowiedź na pytanie: dlaczego? To właśnie dla nich Viktor Kosárek przybywa do zakładu i podejmuje prace badawcze. Młody psychiatra uważa, że w każdym z osadzonych znajduje się element tego samego jestestwa, tzw. czynnik diabła, który zmusza ich do czynienia zła. W trakcie swoich badań Viktor odkrywa COŚ, co łączy całą szóstkę. Tylko czy aby na pewno? Czy to, co wydaje się czarne, na pewno jest czarne? Otóż zapewniam Was, że w tej powieści nic nie jest takie, jak na pozór by się wydawało, a zakończenie zwala czytelnika z nóg. 
„Czynnik diabła” to powieść jedyna w swoim rodzaju. Zachwyciła mnie, a jednocześnie przeraziła. Czytana w innym okresie pewnie nie zrobiłaby na mnie takiego wrażenia, ale teraz - kiedy wszyscy siedzimy w domach i trudno myśleć o przyszłości - zrobiła na mnie kolosalne wrażenie. Ciemna, mroczna i ponura, daje czytelnikowi poczucie, że gdzieś za rogiem czai się bestia, która tylko czyha na nasze potknięcie. 
Powieść jest wspaniale skonstruowana. Autor rozplata intrygę od samego początku do samiusieńkiego końca, a czytelnik tylko podskórnie czuje, że coś jest nie tak. Dopiero, kiedy autor rozwiązuje zagadkę, wszystkie elementy układanki wskakują na swoje miejsce. „Czynnik diabła” to powieść, którą miałam ochotę od razu przeczytać po raz drugi, aby zobaczyć, czy autor naprawdę nigdzie nic nie zdradził, nigdzie się nie potknął. Jakich słów użył i jakich zwrotów, że przez całą lekturę wiedziałam, że coś jest nie tak, ale absolutnie nie domyślałam się zakończenia? 
Rewelacyjna książka, którą polecam wszystkim. 

czwartek, 16 kwietnia 2020

Oddaj albo giń!

Dawno się tak nie ubawiłam! Biorąc książkę do ręki nie bardzo wiedziałam, czego się spodziewać. Nazwisko autorki na okładce obiecywało dość dobrą komedię pomyłek, ale nie ulega wątpliwości, że tytuł "Oddaj albo giń" brzmi złowieszczo i groźnie. Kiedy jednak uświadomimy sobie, że tytułowe hasło ma zmusić niedobrych czytelników do oddawania w terminie książek wypożyczonych z biblioteki... Uśmiałam się jak norka. Główna bohaterka, która jest autorką tytułowego hasła, ma talent do popadania w tarapaty, a gdy dodamy do tego jej cięty język, powstaje z tego mieszanka wybuchowa podkreślana jeszcze świetnym piórem autorki. Książkę przeczytałam w dwa popołudnia i oświadczam, że chcę jeszcze. 
Matylda Dominiczak to młoda pracownica osiedlowej biblioteki. Ma dość nudną egzystencję, jeszcze nudniejszego męża i wyjątkowo rezolutną córeczkę. Jej życie pewnie toczyłoby się dalej bez wzlotów i upadków, gdyby nie dyrektor biblioteki, który wyraźnie nie lubi naszej bohaterki. Dyrektor Pawlicki uważa, że Matylda tylko czyha, aby wygryźć go ze stanowiska, w związku z czym na każdy m kroku daje jej do zrozumienia, że tylko czeka na jej potknięcie, aby się jej pozbyć z biblioteki. Matylda postanawia jednak pokazać, że się nie poddaje i zrobi wszystko, aby zyskać w oczach dyrektora. Wymyśla więc akcję "zakładkową", która ma wymóc na nierzetelnych czytelnikach terminowe zwracanie wypożyczanych woluminów. Wkłada do książek zakładki z tekstem "Oddaj albo giń". Hasło brzmi groźnie, co wyraźnie oburza dyrektora Pawlickiego. Cała akcja zakładkowa może by i przyschła, gdyby nie to, że Matylda włożyła zakładki z groźnie brzmiącym hasłem do książki czytelnika, który kilka dni później zostaje znaleziony martwy... w bibliotece... oczywiście przez Matyldę. Matylda na swoje nieszczęście odkryła nie tyko zwłoki niesłownego czytelnika, ale również zwłoki (a raczej prawie zwłoki) dyrektora Pawlickiego. Rzutka bibliotekarka, próbując ratować własną skórę, postanawia odzyskać zakładki oraz dojść do tego, co właściwie zdarzyło się w bibliotece. 
Matylda, chcąc rozwikłać zagadkę wpada w takie tarapaty, że ciężko to opisać. Komedia pomyłek to mało powiedziane. Cała ta książka to jedna wielka komedia. Świetnie skonstruowani bohaterowie, rewelacyjne dialogi, nieziemskie pomysły na to, jak rozbawić czytelnika do łez - powiem Wam, że Pani Olga Rudnicka dała radę. Popełniła kryminał, który ubawił mnie i spowodował, że w tych trudnych czasach chichrałam się jak głupia. Opisy Matyldy przebranej na potrzeby swojego dochodzenia, rewelacyjne teksty żony dyrektora Pawlickiego, a do tego przygłucha sąsiadka, która wszystko przekręca. Rewelacja. 
Olga Rudnicka nie obniża swoich pisarskich lotów. Jest w świetnej formie i naprawdę zasługuje na miano następczyni Joanny Chmielewskiej. Stworzyła plejadę bohaterów, z których każdy jest sobą i każdy zachwyca. Nudny mąż, przemądrzała córka, twardo stojący na ziemi komisarz Marecki i wiele innych osób - każda z nich świetnie wykreowana, każda jedyna w swoim rodzaju. To właśnie oni tworzą tę komedię i to właśnie Oni zachwycają. Często fabuła schodzi na dalszy plan, a czytelnik rozkoszuje się jedną sytuacją. Kiedy czytałam o tym jak córka Matyldy potraktowała swojego niezbyt rozgarniętego kuzyna doprowadzając jego rodzinę do palpitacji serca – byłam zachwycona. To właśnie postacie wykreowane przez autorkę, ich relacje, pomyłki i to, co z tego wynika powodują, że „Oddaj albo giń” uważam za jedną z lepszych książek, które ostatnio czytałam. Rewelacja.