niedziela, 23 sierpnia 2015

Złączeni

Lekarz to niewątpliwie osoba, której pacjent musi ufać. To chyba jedyna osoba na świecie, której ufamy jeszcze Jej nie znając. Przecież idąc do specjalisty nie znamy gościa, a bez problemu w razie potrzeby otwieramy usta, zdejmujemy bluzkę, a nawet stajemy przed nim w samych gatkach (lub bez). Ileż trzeba mieć odwagi, żeby być lekarzem, ile cierpliwości i umiejętności podejmowania szybkiej decyzji potrzebnych jest do tego, aby leczyć, a nawet ratować ludzkie życie. Naprawdę podziwiam i może właśnie dlatego lubię książki (filmy też :-)) z medycyną w tle. "Stulecie chirurgów" "Pacjenci" czy "Komórka" to pozycje obowiązkowe. Nie ukrywam, że do lektury książki "Złączeni" w pierwszej chwili przekonała mnie okładka. Oczekiwałam książki z medycyną w tle, jakich na półkach wiele. Jakże się myliłam!
Charlotta jest lekarzem w miejskim szpitalu. Zawodowo spełniona; prywatnie niestety nie do końca. Jest samotna, ale ma obok siebie kogoś. Jest szczęśliwa, ale nie w pełni. Stanowczo czegoś w jej życiu prywatnym brakuje. Nie ulega wątpliwości, że w jednym jest profesjonalistką - w leczeniu pacjentów. Dlatego właśnie kiedy pod jej opiekuńcze dłonie trafia kobieta z bardzo rozległymi obrażeniami Charlotta nie może pogodzić się z własną bezsilnością. Pacjentka jest ofiara wypadku drogowego. Jej dane nie są znane, nikt z rodziny jej nie poszukuje. Stan pacjentki doprowadza lekarzy do odwiecznego dylematu: czy podtrzymywać sztuczne życie utrzymywane tylko przez maszyny? Czy pozwolić kobiecie spokojnie odejść? Charlotta walczy jak lwica dążąc do poznania tożsamości kobiety i tym samym uratowania jej życia. Nie przypuszcza ile mają ze sobą wspólnego...
A oto Raney - dziewczynka porzucona przez matkę i wychowywana przez samotnego dziadka. Dziecko jest szczęśliwe, biega po polach, pływa w rzece, łazi po drzewach. Przeżywa też pierwsze miłości i rozczarowania. Poznajemy dzieciństwo Raney i towarzyszymy jej przez jej poplątane życie. Jej losy przeplatają się z losami Charlotte i czytelnik bardzo szybko zaczyna podejrzewać, co łączy te dwie kobiety. Kiedy jednak te podejrzenia się sprawdzają to i tak czytelnik szeroko otwiera oczy ze zdumienia i zaskoczenia. Bo niby wiedział, co się szykuje, ale nie przypuszczał, że...
Powieść porusza bardzo trudne tematy: życia śmierci, choroby, szacunku do drugiego człowieka... Wszystko to przedstawione jest ciężkim językiem. Nie ukrywam, że brnęłam przez powieść dość żmudnie. Nie odbierałabym tego jednak jako wadę powieści. Ta trudność i mroczność języka nadaje całej książce specyficzny klimat. Kojarzycie jesienną mgłę o poranku? Taką, która oblepia dłonie wilgocią, a człowiek ma wrażenie, że można ją kroić nożem? Taki właśnie jest klimat tej powieści. Wchłania i nie chce wypluć. 
Zachwyciła mnie dwutorowość powieści. Autorka początkowo prowadzi losy dwóch kobiet po dwóch równoległych liniach. Przychodzi jednak moment, kiedy te linie przecinają się, potem znowu, aż w końcu tak się plączą, że pogubiłam się, kto jest kim. Kiedy do tego dodamy zupełnie inny wydźwięk emocjonalny obu wątków otrzymamy mieszankę iście wybuchową. Nie zmienia to faktu, że książka stanowi idealną całość i ocena każdego wątku z osobna mija się z celem. 
Podsumowując: świetna, klimatyczna książka zawierająca łyżkę medycyny, szczyptę filozofii, garść sztuki i niewielką dawkę psychologicznych rozważań. Całość tworzy świetną powieść, którą naprawdę polecam. 

wtorek, 11 sierpnia 2015

Rewelacyjna Wyspa

Nie wiem jak to jest, że zasiadając do lektury książki już po kilku stronach - często nawet akapitach - wiadomo, czy czeka nas próba przetrwania (by dotrzeć do końca), delikatna wycieczka, czy też wspaniała przygoda. Lekturę "Wyspy" zaczęłam siedząc na tarasie - ot tak na chwilkę przycupnęłam z książką. Tylko zacznę - pomyślałam. No i poszło. Wstać trudno, oderwać się od czytnika trudno, nawet kolację Młodszemu robiłam z nosem w książce. Powieść wciągnęła mnie niesamowicie. Od pierwszych stron czuć było właśnie wielką przygodę. A niby taka zwykła książka... 
"Wyspa" to początkowo dwie książki, które trudne ze sobą połączyć. Wątek współczesny rozwija się bardzo dynamicznie. Poznajemy małą Maxime Dupont, która wychowywana jest przez ojca. Mama umiera w trakcie porodu, a tata robi wszystko co w jego mocy, aby dać małej dziewczynce dom. Kocha ją najbardziej na świecie i zrobi wszystko żeby Maxime była szczęśliwa. Jest jednak tylko ślusarzem i zdaje sobie sprawę, że z dochodów z maleńkiego warsztatu nie wychowa dziewczynki. Postanawia nawiązać kontakt ze znajomymi z przeszłości. Wracają złe wspomnienia, za którymi idą złe czyny. Skutek jest taki, że Max zostaje sama. Wszystko okrywa tajemnica, wkoło Maxime robi się mroczno, a powieść zmienia się w wysmakowany kryminał. Zagadka jest skonstruowana w sposób przemyślany i pogrążający czytelnika w domysłach. 
Ale żeby nie było za łatwo, wątek Maxime przeplatamy jest historią Lumi. Powiem Wam, że ten wątek mnie zaskoczył. Wyjątkowo zaskoczył. Lumia jest nieodkrytą wyspą zamieszkiwaną przez wyjątkowo przyjazny i inteligentny lud. Społeczeństwo jest świetnie zorganizowane, każdy ma wyraźnie wyznaczone miejsce w społeczności. Co pewien czas na Lumię przenika osoba z zewnątrz, co pozwala mieszkańcom rozwijać swoje umiejętności i technologie. Mieszkańcy wcale nie mają ochoty na kontakty z osobami z zewnątrz, a organizacja ich życia zachwyca czytelnika. Co łączy te dwa wątki i jak zakończy się wstrząsająca historia Maxime? 
Co mnie najbardziej urzekło? Autorka żongluje klimatem panującym w powieści w sposób niespotykany. Kiedy bohaterów spotyka coś złego - powieść jest po prostu smutna. Kiedy jest dobrze, serce czytelnika się raduje. Zachwycające są opisy mieszkańców Lumi. Aż chce się wsiąść w samolot... Kiedy trzeba czytelnik znajduje się w stanie sielankowej błogości, a już za kilka stron jego serce ogarnia wściekłość.
Powieść mnie zachwyciła. Rzadko kiedy mam w ręku tak mistrzowskie połączenie dwóch wątków. Historie początkowo różnią się właściwie wszystkim - od klimatu począwszy na sposobie narracji skończywszy. Wydawałoby się, że tak duże różnice w poszczególnych wątkach będą przeszkadzać. Nic bardziej mylnego! Autorka bardzo umiejętnie buduje poszczególne części powieści. Rozdziały kończą się tak, aby nie dać czytelnikowi wytchnienia. Kiedy kończy się jeden wątek, ciekawość zżera, co dalej, a jednocześnie człowiek cieszy się, że wraca do poprzedniego wątku licząc na jakieś rozwiązanie sytuacji. A tu nic z tego.... 
Powieść czyta się jednym tchem. Akcja przenosi czytelnika pomiędzy epokami w tempie błyskawicznym. Zwroty akcji są tak szybkie, że nie ma czasu na przemyślenia. Kiedy na początku powieści umarł jeden z bohaterów pomyślałam: No nieźle, uśmiercić głównego bohatera już na początku... Okazało się, że byłam w błędzie. Tu każda postać jest ważna, nie ma zbędnych osób, zbędnych miejsc i niepotrzebnych opisów. Każdy bohater, każda rzecz jest po coś, a jej istnienie ma swój cel. To tak jakby oglądać na wystawie najlepsze zdjęcie. Nie ma tu elementów zbędnych, a wszystkie razem tworzą mistrzowską całość. Taka właśnie jest "Wyspa". 
Jest tylko jeden element, który mi się nie podoba - okładka. Dlatego apeluję - nie oceniajcie książek po okładkach ! :-) 

sobota, 8 sierpnia 2015

Szczęście do poprawki - książka też

No i co ja mam napisać? Jak mam ocenić tę powieść? Serce swoje, rozum swoje, a do tego jeszcze świadomość, że debiut... Trudno, próbujemy.  
Zacznę od treści, bo to najprostsze. Oto Jagoda - kobieta, która żyje w przekonaniu o swoim szczęściu i udanym życiu. Kocha swojego męża bezgranicznie i jest w stanie dla niego zrobić wiele. Pewnego dnia dowiaduje się, że mąż ją zdradza. Zrozpaczona, za radą przyjaciółki ucieka z miasta i spędza kilka dni w pensjonacie leżącym w głuszy. Tam układa sobie w głowie swoje życie; właściwie nie układa, a przekłada. Niestety jest kobietą słabą i szybko okazuje się, że... a zresztą, łatwo się domyślić co się dzieje dalej. Po wielu perypetiach i dramatycznych chwilach Jagoda odnajduje swoją miłość i wszyscy żyli długo i szczęśliwie. 
No właśnie. Powieść jest tak przewidywalna, że aż boli. Nic nie zaskakuje, akcja toczy się lekko i leniwie. Dla niektórych czytelników będzie to na pewno plusem, ja tak nie lubię. Gwoździem do trumny jest jednowątkowość powieści. Żaden wątek nie zbacza na bok, jak po sznurku autorka prowadzi nas do szczęśliwego zakończenia... Nie podobało mi się i już. 
A plusy? Niewątpliwie też są. Jeżeli ktoś ma ochotę na powieść na jeden dzień, po której można prześliznąć wzrok bez wczuwania się w postacie bohaterów, jeżeli ktoś chce spędzić miły wieczór przy nieskomplikowanej lekkiej lekturze - polecam. 

sobota, 1 sierpnia 2015

Złoty sen

Kiedy byłam w ciąży ze Starszą płakałam kiedy tylko był ku temu najmniejszy powód. Płakałam na filmie, po filmie (bez względu na to czy był wzruszający czy nie), płakałam nad rozdeptaną mrówką, podartą kartką, biedną biedronką... nad dosłownie wszystkim. Jedyna rzecz, która mnie nie mogła wzruszyć do łez to książki. Po prostu przerywałam w odpowiednim momencie tak, aby nie doprowadzić się do łez. Z zasady nie płaczę nad książkami. Wyjątków jest dosłownie kilka. Teraz dołączyłam do listy wyjątków "Złoty sen". Tak pięknej, wzruszającej książki, która niesie ze sobą tyle emocji dawno nie czytałam. 
Wszystko sprowadza się do Lili - nieszczęśliwej, ekscentrycznej i wiecznie narzekającej właścicielki pensjonatu, która w pięknych latach siedemdziesiątych przyjmowała na lato cztery kobiety. Każda z nich była obarczona inną historią. Wszystkie przyjeżdżały do Lili odetchnąć po całym roku ciężkiego życia. Któregoś lata jedna nie przyjechała, potem kolejna.... obecnie willa zarosła kurzem, a z pensjonariuszek pozostało jedynie wspomnienie. Do czasu. Pewnego dnia willę odwiedza Ada - córka jednej z dawnych letnich bywalczyń. Przyjechała po nowe życie. Owiana tajemnicą nie zdradziła, co się właściwie takiego wydarzyło, że porzuciła dom i rodzinę na rzecz wspomnień. I tak zaczyna rosnąć drzewo wydarzeń. Splot przypadków i zbiegów okoliczności łączy ze sobą poszczególne osoby. Połączenia są delikatne i wyrafinowane, a jednocześnie tak przemyślane, że czytelnika trafiają w samo serce. Bo któż w zrozpaczonej kobiecie pozbawionej złudzeń i sensu życia, rozpozna wesołą przyjaciółkę z dzieciństwa? Kto zrozumie, dlaczego dwie kobiety przez sześćdziesiąt lat nie potrafią przerwać milczenia? I co mają do tego rodowe kosztowności? Jakby było mało - pojawia się też zlecenie morderstwa, co wcale nie oznacza, że książka nosi w sobie cechy kryminału. Nie - złe zamiary odkryte zostają przypadkowo, ale to własnie ten przypadek rozkręca spiralę wydarzeń.
Piękna książka pokazująca jak niewiele znaczy powiedzenie "każdy jest kowalem swego losu". Oczywiście, że o szczęście trzeba walczyć, ale często wydarzenia obok nas skutecznie tej walce przeciwdziałają. Powieść swoim zapachem i nastrojem przypomina słoneczny listopadowy poranek -  lekko zamglony ze światłem walczącym o dotarcie do naszych dusz. 
Jestem zachwycona pięknym językiem, bogatym słownictwem i precyzją budowania nastroju wydarzeń.  To powieść trochę smutna, trochę nostalgiczna. Po prostu piękna.