środa, 28 maja 2014

Złodziej wrót

Orson Scott Card lubi tworzyć kilkutomowe powieści z dziećmi w roli głównej. Najlepszym przykładem takiego dziecięcego bohatera jest Ender i jego przyjaciel Groszek. Ich losy ciągną się przez kilka tomów, a każdy tom jest lepszy od poprzedniego. Ciekawi mnie, czy saga o Danny'm będzie równie udana...
Złodziej wrót" to kontynuacja przygód Danny'ego należącego do prastarej rodziny magów. Orson Scott Card nabiera rozpędu, przyspiesza i demoluje spokój ducha czytelnika. W pierwszym tomie pt. "Zaginione wrota" Danny został przedstawiony jako zagubiony chłopiec, którego posiadane umiejętności nieco przerastają. Na oczach czytelnika Danny uczył się korzystać z magii, nabierał pewności siebie i pojmował, że jest wyjątkowy. W drugim tomie mamy do czynienia z pewnym siebie nastolatkiem, świadomym swojej wartości i stawiającym warunki otoczeniu. Tu nie ma już stagnacji. Wydarzenia prą do przodu i zaskakują zwrotami akcji. 
Danny już wie, że jest magiem wrót, a jego największym darem jest tworzenie Wielkich Wrót, które prowadzą do Westilu będącego kolebką ziemskich magów. Coraz lepiej panuje nad swoimi umiejętnościami. Co więcej - dowiaduje się, że nie jest sam. Poznaje innych magów, których umiejętności są związane z magią wrót. Pewnego dnia Danny splata wrota, które prowadzą do magicznej krainy. Przejście przez nie przez któregokolwiek z magów wzmocni po stokroć umiejętności, którymi dysponuje. Patrząc przez pryzmat wiszącej "na włosku wojny" jest to śmiertelnie niebezpieczne. Wieść o Wrotach rozchodzi się w tempie błyskawicy wśród rodzin co powoduje, że Danny staje się zwierzyną, a Magowie - łowczymi. Chcąc ukryć się przed poszukującymi go magami  Danny zapisuje się do szkoły i próbuje wieść zwykłe ludzkie życie. Udaje mu się to tylko w niewielkim stopniu. Na pewno jednak będąc zwykłym uczniem zyskuje kilku  oddanych przyjaciół, którzy na tyle mu zaufali, aby mógł uznać ich za współsprzymierzeńców w walce ze złem. A zło czai się naprawdę blisko....
Drugi tom powieści jest bardziej.... ludzki. Danny przybiera postać typowego nastolatka ze zwykłymi marzeniami i rozterkami. Walczy z młodzieńczą namiętnością, dokonuje wyboru pomiędzy dziewczętami walczącymi o jego względy, popada w konflikt z nauczycielem - wszystko to powoduje, że główny bohater zyskuje na realności i zwyczajności. Jednocześnie Danny co chwila zaskakuje magicznymi umiejętnościami, które niejednego ratują z opresji, a jego samego co i rusz pakują w tarapaty. 
Rozczarowała mnie końcowa część powieści. Kiedy wszystko wskazuje na to, że będziemy świadkami jakiegoś kluczowego wydarzenia, nagle autor raczy nas wyimaginowaną filozoficzną papką o... właściwie nie wiem o czym. Bogowie przeplatają się z ludzką anatomią, a istota człowieczeństwa z odpowiedzialnością za własne czyny. Szkoda, bo losy Danny'ego i jego przyjaciół naprawdę mnie wciągnęły i gdyby nie końcówka z niecierpliwością czekałabym na dalsze losy. A tak - moja niecierpliwość została okraszona lękiem co mnie spotka w trzeciej części. 

wtorek, 13 maja 2014

Historia zatacza koło... Arfik wczoraj i dziś!

Pamiętacie Arfik? Piosenki z mojego dzieciństwa. "Moja siostra królewna", "Urodzinki" i w kółko śpiewane "Szybko zbudź się, szybko wstawaj"...

A teraz 

v

Moje dziecię śpiewać będzie :-))) Trzymajcie kciuki!

poniedziałek, 12 maja 2014

Sezon na cuda

Trochę śmiesznie czytać o przygotowaniach do Wigilii w piękny majowy poranek, ale nic to. Warto było. Książka nie tyle w klimacie świątecznym co tak ogólnie wyjątkowo klimatyczna. Bo cóż więcej trzeba do zauroczenia czytelnika - szczypta magii świątecznej, garść rodzinnego ciepła, troszkę humoru, a to wszystko polane pięknymi górskimi widokami... aj!
Wśród śniegów i mrozów przenosimy się do miejscowości w Sudetach o nazwie Malownicze. Tam wiele się dzieje. Uczniowie przygotowują szopki bożonarodzeniowe, w pensjonacie Uroczysko szykowana jest wigilijna wieczerza, uczucia iskrzą pomiędzy bohaterami (zarówno te megapozytywne jak i te negatywne). W tym całym przedświątecznym galimatiasie poznajemy dalsze losy właścicielki pensjonatu Uroczysko Mai. Maja oprócz pensjonatu jest nauczycielką w liceum, mamą dorastającej nastolatki i kobietą walczącą o swoje szczęście. Poznajemy też losy Pani Leontyny - przeuroczej staruszki, która swoją szansę na miłość (na pierwszy rzut oka) zaprzepaściła. Maję i Leontynę łączy wielkie serce - nie potrafią obojętnie przejść obok ludzkiego nieszczęścia co jest powodem wielu... perypetii? niespodzianek? Trudno to nazwać. Niewątpliwie jednak przesłanie powieści jest wyraźne - kochaj i pomagaj, a szczęście na pewno zapuka do Twych drzwi. 
Powieść jest piękna - tak po prostu, świątecznie piękna. Ciepła, radosna, pełna mrozu, śniegu i uczuć. Pełna przedświątecznej radości i świątecznych cudów. Byłam zachwycona, nawet w maju :-)

niedziela, 4 maja 2014

Idealne życie

Katarzyna Kołczewska to moje odkrycie roku. Kobitka ma pióro, którego jestem szczerym fanem. Pierwszą książkę pt. "Kto jak nie ja" pochłonęłam w kilka dni. Drugą "Idealne życie" przeczytałam w ciągu doby. Po lekturze zapytać pragnę: dlaczego ta powieść jest taka krótka? Pani Kasiu, przecież można było to i owo skomplikować, to i owo przeciągnąć... może dwa tomy by powstały... a tak co? Niedosyt został i tyle...
Dwie siostry bliźniaczki - Ewa i Ela. Pierwsza z nich mieszka w Sandomierzu z mężem, dwójką dzieci i mamą. Wiedzie życie prawdziwej Matki Polki dzieląc swój czas pomiędzy dom i pracę. Na siebie już nie bardzo ma czas. Druga siostra odniosła spektakularny sukces. Mieszka w Warszawie, jest dyrektorem w dużej firmie farmaceutycznej, ma nowoczesny dom, mnóstwo kasy, domek w Zakopanem i wszystkie te rzeczy, które należy posiadać, aby - zdaniem niektórych - być szczęśliwym i bogatym. Tyle, że bogatej Eli raczej szczęścia brakuje. Pewnego dnia popełnia samobójstwo skacząc z okna swojego gabinetu. Pozostaje po niej żal i niewyjaśniona tajemnica. Wszyscy zadają odwieczne pytanie: dlaczego? Ewa postanawia dowiedzieć się o co właściwie chodzi. Z puzzli, które wpadają w jej ręce wyłania się przerażający obraz....
Powieść daje czytelnikowi do myślenia. Jest idealnym dowodem na to, że "nie wszystko złoto co się świeci". Często za zasłoną z bogactwa i szczęścia kryją się tragedia i mrok. Autorka wiele razy pyta ustami bohaterki: Dlaczego patrzyłaś na to i nic nie zrobiłaś? Dlaczego stałaś z boku z założonymi rękami? W wielu przypadkach bezczynność jest gorsza od działania, a ta powieść jest na to idealnym dowodem. 
Książkę czyta się jednym tchem. Od pierwszych stron coś się dzieje i nie przestaje dziać aż do ostatniego akapitu. Co więcej - pozostaje niedosyt i żal, że to już koniec. Za każdym zakrętem powieści czai się kolejny, autorka nie pozwala czytelnikowi odsapnąć zmuszając do pogoni za wydarzeniami. Tu nie ma jakiejś wielce pokrętnej fabuły. Za to jest pomysł i świetny warsztat pisarski. Ciekawe jak długo będziemy musieli czekać na kolejną książkę Katarzyny Kołczewskiej? Oby niedługo.... 

sobota, 3 maja 2014

Mój syn i zero


Scenka 1
Marek: Mamo ile to jest zero?
Mama: Zero to zero... nic...
Marek: A dwa zera to ile?
Mama: też nic synku...
Marek: nieprawda!!!! dwa zera to ZERONAŚCIE!!!
Scenka 2
Marek siedzi w wannie i płacze
Mama: Maruś dlaczego płaczesz?
Marek: Mamuś, bo nie mogę się zdecydować, czy jak będę dorosły to będę miał samochód czy motor....

Zaginione wrota

Orson Scott Card to autor, którego poznałam w czasach, gdy Wydawnictwo "Prószyński" nie miało jeszcze własnej strony internetowej. W ogóle nikt nie miał. Prawie  nikt. Swoje książki "Prószyński" propagował poprzez rozsyłanie do swoich wiernych czytelników kilkunastostronnicowych (papierowych :-)) katalogów, zawierających kilkadziesiąt pozycji. Zawsze gdzieś na środku swoje miejsce znajdowała seria Fantastyki, w której twórczość Carda była koronna. Prachetta też. Tak poznałam sagę o Enderze, losy Alwina Stwórcy i historię Glizdawców. Od wtedy czasu minęło sporo, a ja na widok twórczości Carda pod egidą Prószyńskiego niezmiennie skaczę z radości. Wiedziałam,  że "Zaginione wrota" pochłonę niczym ciepłe bułeczki. 
Klan Northów to rodzina, której członkowie są magami. Żyją między nami (suszłakami) jednak kryją się ze swoimi zdolnościami. Każdy z nich posiada określoną umiejętność; mamy maga wiatru, przyjaciela ptaków... każdy z nich potrafi też tworzyć klanty czyli kopie samych siebie. Danny jest drekką (osobnikiem pozbawionym magii) - tak się przynajmniej wszystkim wydaje. Nie potrafi tworzyć klantów przez co jest przez rówieśników traktowany jako mniej wartościowy członek rodziny. Nikt nie przypuszcza, że Danny nie potrafi tworzyć klantów ponieważ jest magiem wrót - najpotężniejszym z magów. Jego magia pozwala mu tworzyć wrota, dzięki którym może przemieszczać się pomiędzy dowolnymi miejscami na ziemi. Co więcej - może też stworzyć Wielkie wrota łączące świat ludzi z Westilem będącym światem równoległym. Problem w tym, że pojawienie się Maga wrót oznacza dla Dannego śmierć. Od lat bowiem magowie wrót są zabijani aby nie doprowadzić do wojny między rodami. Danny ucieka więc w świat suszłaków i próbuje tam - z lepszym lub gorszym skutkiem przetrwać. Świat ten nie jest łatwy - pełny oszustw, krętactw i zależności niezbyt zrozumiałych dla Dannego.  Do tego wszystkiego chłopak musi poradzić sobie z magią. Nie ma nauczycieli dla maga wrót (wszyscy zostali zabici) więc Danny uczy się swojej magii metodą prób i błędów.  
Równolegle poznajemy losy Kluchy - chłopca "zrodzonego"z drzewa posiadającego niezwykłe umiejętności. Żyje w świecie  królewskich intryg i ciągłej walki o tron i przetrwanie.  Co łączy Dannego i Kluchę? 
Powieść jest nieprzeciętnie dojrzała. Nie wiem, czy powodem tego jest wiek autora, który mógłby być dziadkiem głównego bohatera, czy też przejścia, którymi uraczyło autora życie. Dość powiedzieć, że "zaginione wrota" są pełne alegorii, dwuznaczności i odniesień do mitologii i historii naszej planety. Mitologie rzymskie, greckie i wszelkie inne są bardzo ważnym elementem powieści. Co więcej - autor rzuca wyzwanie boskim postaciom z tamtych czasów zrzucając je brutalnie z piedestału. Pomysł wrót również ma przynajmniej dla mnie) dwojakie znaczenie. Któż by nie chciał móc przenosić się z miejsca na miejsce przez wrota, które dodatkowo leczą? Boskie umiejętności, cuda, uzdrawianie... to marzenia ludzkości od zawsze. 
Historia Danny'ego jest nie tylko bardzo dojrzała. To po prostu świetna bajka dla nastolatków. Młodszy czytelnik nie będzie się tu dopatrywał drugiego dna.  Odkryje ciekawą, magiczną i pomysłowo przedstawioną historię nastolatka, który obok zwykłych problemów charakterystycznych dla tego wieku ma jeszcze problem z magicznymi umiejętnościami. Znajdziemy tu też trudne tematy: problem pedofilii, prostytucji,  czy też zmagania młodych ludzi z pojęciem dobra i zła. 
Najważniejsze jest jednak to, że świat Danny'ego pochłania czytelnika bez względu na wiek. Dlatego mili moi do czytania!