piątek, 30 stycznia 2015

Labirynt Lukrecji

Wszystkich bardzo proszę, aby będąc w Empiku, lub jakiejkolwiek innej księgarni skierowali swój wzrok na półkę, na której stoi "Labirynt Lukrecji". Kiedy już ją znajdziecie zapamiętajcie pierwszą myśl, która przyjdzie Wam do głowy. U mnie to było słowo "tajemnicza". Oczywiście zaraz po nim przyszły inne: piękna, ciepła itp.., ale to pierwsze skojarzenie jest u większości znanych mi osób takie samo: tajemnica. 
Lukrecja jest dziewczynką, której życie jest troszkę inne niż pozostałych dzieci. Mieszka w dużym domu z rodzicami (którzy są trochę smutni i nie bardzo się kochają), nie ma koleżanek, za to ma babcię. Niestety kontakty z Babcią nie są zbyt częste, ponieważ Babcia i Tatuś nie bardzo się lubią. Lukrecja jest właściwie sama. Często kłóci się z Mamą, Tata nigdy nie ma dla niej czasu... Pewnego dnia Lukrecji przyśnił się labirynt. Zaraz po wejściu do niego dziewczynka znajduję karteczkę zawierającą polecenie skierowane właśnie do niej. Zgodnie z nim Lukrecja ma przestać się odzywać. To jest warunek tego, aby mogła wejść dalej do labiryntu. Lukrecja postanawia spróbować. Ku rozpaczy rodziców przestaje mówić. Co jakiś czas labirynt wraca w snach i zostawia nowe zadania. I za każdym razem w życiu Lukrecji dzieję się coś dobrego...
To jest książka magiczna, trochę tajemnicza, trochę ponura. Mały czytelnik nie znajdzie tu prostej historyjki, wręcz przeciwnie - pełno tu domysłów i niedopowiedzeń. Dorosły czytelnik natomiast znajdzie też wiele dla siebie. Zimno i brak miłości, które przepełnia tę powieść pokazuje, jak łatwo zamienić małe serduszko w kostkę lodu i jak mocno dziecko się przed tym broni. 
Pani Chylińska urzekła mnie prostotą języka. Zdania krótkie, ładnie i starannie zbudowane. Przekaz jasny i prosty. Na próżno szukać językowych udziwnień. Moja dziesięcioletnia córka pochłonęła powieść i ani razu nie zapytała: Mamo, a co to znaczy...? Może powinnam być dumna z zasobu słów jaki posiada moja mądra córeczka, jednak wiem, ile razy zadaje mi to pytanie przy innych książeczkach. 
Teraz nastąpi najważniejsze. Nie mając problemu ze zrozumieniem poszczególnych słów i gładko przechodząc przez kolejne zdania Starsza mogła dać się wchłonąć magii powieści. I tak uczyniła. Wieczorem siedziała z wypiekami i gryząc palce czytała, czytała, czytała.... 
Dopełnieniem powieści są cudne przepiękne ilustracje Suren Vardanian. One dodają mroczności, wypełniają atmosferę magią i urzekają pietyzmem wykonania. Kunsztowna robota. 
Polecam każdemu. To książka, przy której warto się zatrzymać. Jeżeli tylko na to pozwolimy to nasza wyobraźnia poniesie nas daleko i po zamknięciu okładki naprawdę trudno wrócić do rzeczywistości. 

czwartek, 29 stycznia 2015

Cukiernia pod Pierożkiem z Wiśniami

Ferie zimowe mają to do siebie, że człowiek niechętnie spędza je w mieście. Postanowiliśmy więc wyjechać w góry. Tak dosłownie  w góry, ponieważ noclegi mieliśmy na Szrenicy w schronisku. Z racji tego, że na szczyt trzeba było wjechać wyciągiem (z całym bagażem) należało spakować cztery osoby w trzy plecaki. Oznaczało to walkę o każdy centymetr plecaka. Rzeczy, kubki i inne szpargały oglądane były z każdej strony, a ich przydatność dogłębnie rozważana. To własnie są momenty, kiedy błogosławię mojego Kindle'a. Wrzuciłam tam kilka powieści dla siebie, kilka dla dzieci i wyruszyliśmy. Wieczorem, już na miejscu padło sakramentalne pytanie moich dzięciołków: Mama! Co czytamy? Zaczęłam przeglądać zasoby, po czym okazało się, że gusty jedenastoletniej dziewczynki i pięcioletniego chłopca są diametralnie rozbieżne. W końcu wrzasnęłam: Dosyć! Ja wybieram!" i  na chybił trafił sięgnęłam po "Cukiernię pod Pierożkiem z Wiśniami". Po prostu strzał w dziesiątkę. Książka cudna, niepowtarzalna i warta polecenia.
Dwie dziewczynki Ania i Kicia wychowywane są przez samotnego Tatę. Kiedy okazuje się, że tata musi na pół roku wyjechać, ich rozpacz jest ogromna. Czarę goryczy przelewa fakt, że przez pół roku dziewczynkami będzie zajmować się cioteczna babka. Ania snuje wizje strasznej kobiety, która przez pół roku będzie je tyranizować, tymczasem prawda jest zupełnie inna. Okazuje się, że cioteczna babka jest pełną ciepła i uśmiechu Panią prowadzącą wspaniałą kawiarenkę pod szyldem "Cukiernia pod Pierożkiem z Wiśniami". Atmosfera panująca w cukierni jest urzekająca - ciepła, pachnąca lukrem i bakaliami. Dziewczynki spragnione matczynego ciepła chłoną tę atmosferę jak powietrze. Do tego na horyzoncie pojawiają się nowi przyjaciele, przygoda z teatrem i urzekający Londyn.
Powieść cudowna. To taka odmiana "Mary Poppins" w klasycznym, angielskim stylu. Książka, której się nie zapomina. Czytelnik chłonie atmosferę i płacze, kiedy dochodzi do ostatniej strony powieści. Aromat kawy unoszący się w powietrzu, mleko podawane w maleńkich porcelanowych dzbanuszkach ozdobionych wisienkowym wzorkiem, ciasteczka w kształcie domina, miętowe guziczki... szkoda, że taka cukierenka nie funkcjonuje za rogiem mojej ulicy.
Ważnym elementem książki są przepisy. Kiedy Ani jest smutno i źle, kiedy tęskni albo zwyczajnie się nudzi, ciocia ciągnie ją do kuchni i tam pokazuje jak wyczarować przysmaki. Przepisy są banalnie proste i podane w zrozumiały, dziecięcy sposób. Jeden nawet znalazł zastosowanie w naszej kuchni. Starsza naprawdę bez mojej pomocy (ograniczyłam się jedynie do włożenia blachy do pieca) uczyniła maślane bułeczki. Relacja poniżej:-)
Żałuję tylko jednego. Książkę czytałam na czytniku co oznacza, że nie miałam możliwości podziwiania ilustracji. Wielka, niepowetowana strata. Powieść została wydana przez Wydawnictwo "Dwie Siostry", którego seria książek "Mistrzowie ilustracji" jest po prostu boska. Miałam w ręku kilka powieści z tej serii (m.in. Malutką czarownicę") i każda z nich jest swoistego rodzaju arcydziełem. Ilustracje do "Cukierni..." są przepiękne. Myślę że klimat książki papierowej jest dużo bardziej "angielski" niż e-booka. No cóż - na prośbę Starszej dziś odwiedzam bibliotekę i myślę, że sama przeczytam "Cukiernię..." jeszcze raz delektując się tym razem szatą graficzną.

Produkty przygotowane... :-)

Starsza zaczyna pracę.

Łapki sklejone ciastem... 

Współpraca rzadko spotykana 

Ciasteczka wycięte lądują na blaszce 

Słodkie oczekiwanie :-)

I efekt!  Voila!

czwartek, 15 stycznia 2015

Dobry człowiek

Dziwna książka. Nastrojowa, wyjątkowo klimatyczna, pogodna i ciepła, mistyczna, tajemnicza... no na pewno nietuzinkowa. 
"W miasteczku Kropka leżącym na odludnych wybrzeżach Bałtyku mieszka Tibo Krovic, dobry i uczciwy burmistrz. Dba o mieszkańców, którzy w zamian darzą go szacunkiem. Do pełni szczęścia brak mu tylko jednego… Kocha się sekretnie w swojej sekretarce, pięknej, samotnej, ale niestety zamężnej, Agathe Stopak. Tibo wie, że w spokojnym i szacownym miasteczku, jakim jest Kropka, nie może liczyć na spełnienie swej miłości, lecz pewnego dnia, gdy kobieta przypadkiem wrzuci swoje drugie śniadanie do fontanny, wszystko się zmieni". (źródło opisu Wydawnictwo Nasza Księgarnia)
Powieść jest bardzo, bardzo klimatyczna. Ma w sobie to coś co urzeka i zniewala. Rzeczywiście trochę przypomina film "Amelia", którego nastrój jest niepowtarzalny. Autor ma talent do ubierania w przepiękne słowa wszystkiego tego, co na co dzień jest zwykłe i pospolite. Droga kartki pocztowej od nadawcy do adresata, nocna podróż tramwajem, przygarnięcie małego kotka... opisy tak prozaicznych zdarzeń zajmują po kilka, a nawet kilkanaście stron. Nie są to jednak zwykłe opisy. Trudno to oddać - klimat tych rozważań jest po prostu magiczny i piękny. Zresztą cała powieść w swej prostocie jest piękna. W trakcie czytania ciepło rozlewa się w sercu i pozostaje długo po zamknięciu książki. 
Nie ma jednak róży bez kolców. Pierwsze 400 stron jest naprawdę urzekających i ich lekturę polecam gorąco. Natomiast zakończenie po prostu mnie rozczarowało. Autor wymyślił coś tak pokręconego, że cała magia prysnęła niczym bańka mydlana. A szkoda.  

wtorek, 13 stycznia 2015

Domek nad morzem

Książki Marii Ulatowskiej są balsamem dla mojej duszy. Ja wiem, że dla wielu z Was, moi kochani Książkochłoni, taka powieść jest banalna i płytka. Ale wiem też, że wielu z Was kocha taką twórczość. To książka, która podtrzymuje na duchu, pociesza w smutnych chwilach i daje prawdziwą radość z czytania.
Powieści Pani Ulatowskiej są najczęściej wartko płynącą rzeką. To taki pamiętnik sporządzony przez  osobę trzecią, którą z bohaterami łączy nić sympatii i ... znajomość ich myśli i uczuć. Jedni kochają takie powieści, inni uważają je za miałkie i bezwartościowe. Ja uważam, że nie są to dzieła sztuki ale czytadła też są potrzebne. 
Małą Ewę poznajemy w dość trudnym okresie jej życia. Jej mama jest śmiertelnie chora i każdy wie, że nadszedł czas pożegnań. Po śmierci najukochańszej osoby dziewczynka zakłada pamiętnik, w którym wkleja fotografię mamy. Ten pamiętnik towarzyszy jej przez całe życie. W nim znajdują swoje odzwierciedlenie wszystkie smutki i radości. Ewa dzieli z pamiętnikiem swoje radości i smutki. Co pewien czas wkleja kolejne fotografie osób, które odeszły. Ten gruby zeszyt staje się  jej najlepszym przyjacielem. 
Obserwujemy właściwie całe życie Ewy. Towarzyszymy jej w chwilach zwątpienia i radości, cieszy nas odnaleziona miłość i martwi jej brak... To taka właśnie książka - o wszystkim.  
"Domek nad morzem" to taka bajka dla dużych dzieci. Pomimo problemów, burz i niepokojów wszystko kończy się dobrze, a Oni żyli długo i szczęśliwie. 

sobota, 3 stycznia 2015

Misiaczek

Z racji dużej ilości wolnego czasu wybrałam się z "dzięciołkami" do teatru. A raczej teatrzyku. W szczecińskim Zamku Książąt Pomorskich co pewien czas wystawiane są sztuki przyjazne dzieciom.  W małej sali wyłożonej miękkimi poduszkami zmieści się niewiele osób. Ot 15 - 20 dzieci wraz z rodzicami, którzy dyskretnie przysiadają z tyłu na rozstawionych krzesełkach. Sceny właściwie nie ma; aktorzy mogą usiąść przy dzieciach, podać im rękę, a nawet improwizować z tekstem tak, aby maluchy brały czynny udział w spektaklu. Bajeczka krótka, prosta, a jednocześnie niezmiernie ciepła i wciągająca... 
W lesie nastała zima. Jak wszyscy wiedzą zimą misie śpią, a tu taka niespodzianka. Mały misiaczek nie może zasnąć. Próbuje wszystkich sposobów: ciepłego mleka, kołysania... a tu nic! Na szczęście jest pewien sposób na sen... 
Moje dzieci były zachwycone. Młodszy naprawdę oglądał i uczestniczył w spektaklu. Wprawdzie nie należy On do otwartych dzieci i w zabawy proponowane przez aktorów nie dał się wciągnąć, ale w ustach Młodszego zwrot "Podobało mi się" znaczy naprawdę wiele. Starsza... cóż, dziesięciolatka miała prawo się nudzić. A tu niespodzianka. Zachwyciła ją scenografia, uśmiechnięta aktorka Paulina Lenart, która z małymi widzami  miała świetny kontakt oraz ciepły i miły Paweł Niczewski wcielający się w rolę tytułowego Misiaczka. 
Zamysł spektaklu - urzekający w swej prostocie. Należy wciągnąć dzieci do zabawy w wymyślanie sposobów, jak wprowadzić misia w zimowy sen. Pewien chłopczyk zaproponował, aby Misio z nim pobiegał. Kiedy padła propozycja uraczenia misia gorącym mlekiem inny mały widz stwierdził, że należy znaleźć pingwiny, ponieważ to właśnie one dają mleko. Rodzice śmiali się po kątach, a aktorzy dzielnie walczyli z pomysłami młodych widzów. Zresztą udział dzieci był naprawdę spory. Pewna dziewczynka przyszła do teatru ze swoim misiem i zaproponowała, aby Misiaczek przytulił go, to na pewno zaśnie. I tak się własnie stało. Naprawdę, ciepło i otwartość aktorów były niesamowite!


Nie wiem, jak długo spektakl będzie jeszcze grany, ale polecam każdemu.


A na zakończenie pamiątkowa fotka z okazji Nowego Roku. Wszystkiego najlepszego :-))))


piątek, 2 stycznia 2015

Pejzaż w kolorze sepii

Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Oczekiwałam, że książka mnie oczaruje, a tymczasem raczej rozczarowała. Bardzo enigmatyczna, pełna niedopowiedzeń powieść, która pozostawia w czytelniku niedosyt i masę pytań.
Etsuko jest wdową i matką. Dwie córki, pomimo, że tak samo wychowywane, wyrosły na zupełnie różne kobiety. Młodsza z podniesioną głową idzie do przodu, gdy tymczasem starsza po prostu nie udźwignęła życia. Od czasu dorastania coraz bardziej zamykała się w sobie, aż w końcu popełniła samobójstwo. Wizja nieżywej córki prześladuje Etsuko i kładzie się cieniem na kontaktach z młodszą pociechą. Etsuko żyje wspomnieniami. Rozpamiętuje dawną przyjaźń z ekscentryczną Sachiko, wspomina jej nieszczęśliwą córkę i powojenną Japonię. 
I to właściwie wszystko. Powieść nie porywa czytelnika, raczej pozwala łagodnie unosić się na falach smutku i niedopowiedzeń. Przez cały czas czekałam na coś, co zmieni bieg tej leniwej rzeki. A tu nic. Autor jakby sam nie wiedział co nam chce przekazać. Niby coś się dzieje, ale jedna scena rozpisana na sześć stron to stanowczo zbyt wiele. Dodam, że nudna scena. Rozważania i sprzeczki na temat niezakończonej partii szachów są naprawdę mało porywające. Drażnił mnie też specyficzny język, który prawdopodobnie miał oddać klimat stosunków międzyludzkich panujący w Japonii. "Zapewne masz rację ojcze", "Na pewno się nie mylisz" - te wszechobecne i nieszczere zwroty doprowadzały mnie do szału. Co za naród, który nie potrafi ze sobą normalnie rozmawiać!
Książka jest smutna, pełna niedopowiedzeń, które niestety nie znajdują wyjaśnienia. Autor pozostawia czytelnika w stanie permanentnego zagubienia. A ja tak nie lubię. Nie podobało mi się. I już. 

czwartek, 1 stycznia 2015

Sekundnik

To nie jest takie łatwe zrecenzować "Sekundnik". Książka mnie zaskoczyła. Jest niebanalna (choć zaczyna się banalnie), porusza trudny temat, a jednocześnie zaraża czytelnika swoim optymizmem i radością życia. Nie wiem dlaczego, ale oczekiwałam po tej powieści lektury lekkiej, łatwej i przyjemnej. Tymczasem zderzyłam się z tematem, który dla wielu z nas stanowi tabu i uświadomiłam sobie, jak ważne jest to, aby dawać dzieciom choć odrobinę czułości...
Ara jest typową, pełną kompleksów nastolatką, która ma problemy w kontaktach z rówieśnikami. Najlepiej czuje się w towarzystwie książek, ucieka przed kontaktami z ludźmi. Oczywiście ma kilka przyjaciółek... właściwie jedną. Ma również zgorzkniałą mamę, nieporadnego życiowo tatę i brata. Ara mieszka w zaniedbanej "dzielni"; pod oknem ciągle wrzeszczą pijacy przesiadujący w okolicznych knajpach, podwórko jest brudne, a mieszkanie zaniedbane. Okoliczne dzieciaki nie bardzo wiedzą, co to są wakacje, bawią się na betonowych placach, a wspólny spacer z zapracowanymi i rozczarowanymi życiem rodzicami jest dla większości z nich tylko marzeniem. Jest też marzeniem Ary. Dziewczyna pragnie normalnego życia, uśmiechniętej matki i szczęścia dla siebie i brata. Zamiast tego Arę przygniata szara codzienność i brak perspektyw. Pewnego dnia matka znika, a świat staje do góry nogami. Okazuje się, że rodzina bez niej właściwie przestaje funkcjonować. Ara postanawia wziąć się w garść. Doprowadza do pionu ojca i brata, a następnie wraz z nowopoznanym przyjacielem Leonem rusza na poszukiwanie mamy. Co z tego wyniknie? Na pewno zakończenie zaskoczy wielu czytelników.
Powieść czyta się szybko i łatwo. Akcja pędzi z impetem, jednak mimo tego warto się zatrzymać i zastanowić Dlaczego? Otóż oprócz ciekawej historii czytelnik dostaje niezły temat do przemyśleń. Bo jak to jest, że w XXI wieku istnieją dzieci, które w wieku - nastu lat nigdy nie były na wakacjach? Nie jechały pociągiem? Nie widziały morza?  Jak to jest, że ich największe marzenie to spacer w parku z mamą za rękę? Z drugiej strony mamy młodzież, która ma wszystko o czym tylko zamarzy. Nie mają obowiązków, na zajęcia rodzice wożą i odbierają, wszystko mają podane pod nos.... Trudny temat, z którym nikt nie ma ochoty się zmierzyć. Poruszył mnie opis dwóch małych dziewczynek urządzających  na betonowym placu między psimi kupami  zabawę w poród. Polegało to na tym, że wymyślały gdzie urodzą dziecko, aby przyniosło to jak największe korzyści. Hipermarket - darmowe zakupy, samolot - darmowe przeloty, taksówka - darmowe przejazdy... Marzenia dzieci, które cierpią niedostatek.
Na szczęście w powieści jest też element radosny. To Leon - niebanalny chłopiec, który nie wstydzi się swojej inności. Jego pasją jest projektowanie i szycie ubrań. Ubiera się kolorowo; nie boi się różu czy też fioletu, nawet w ubraniach dla mężczyzn. Z podniesioną głową pędzi przez życie ciągnąc za sobą Arę. Pokazuje dziewczynie, że warto patrzeć na świat przez różowe okulary. Jeżeli spotka Cię coś złego podnieś się popraw koronę i zasuwaj dalej. To ty jesteś Panem świata! Dzięki niemu obserwujemy jak Ara odkrywa samą siebie, jak z zakompleksionej nastolatki staje się piękną kobietą świadomą własnej wartości.
To książka, która powinna być lekturą dla uczniów gimnazjum. Dobry materiał do dyskusji.