niedziela, 23 listopada 2014

Więzy krwi

Kryminał. Mroczny, krwawy (ale tylko troszkę), trup się ściele - prawdziwy kryminał. No tak. Problem tylko w tym, że ja lubię zgadywać, kto zabił, a tu od razu wiadomo kto. Wiadomo nawet jak. Z powyższego opisu należy więc usunąć słowo kryminał i, pomimo tego, co wydawca pisze na okładce ksiażki, zastąpić je określeniem "psychologiczna powieść sensacyjna". A może nie... może właśnie psychologiczny kryminał... Nie wiem. Czy mi się podobało? Też nie wiem. 
W pewien deszczowy wieczór Torri Connelly w zakrawionym szlafroku wpadła do domu swojego sąsiada. Z płaczem poinformowała go, że wraz z mężem zostali napadnięci we własnym domu. Mąż został zastrzelony, a Torri udało się uciec. Wprawdzie została postrzelona, na szczęście przeżyła. Szybko okazuje się, że wersja Torri nie do końca odpowiada prawdzie. Mąż rzeczywiście został zastrzelony, jednak nie przez obcego napastnika, a właśnie przez Torri, która po dokonaniu morderstwa, szukając dla siebie alibi sama postrzeliła się w nogę. Krok po kroku, strona po stronie, czytelnik odkrywa mroczną prawdę o Torri. Autor robi ze swojej bohaterki prawdziwe czarne indywiduum. Aż dziw, że Policja do tej pory przymykała oczy na jej poczynania. Do tego wszystkiego okazuje się, że Torri ma siostrę bliźniaczkę Laine. Kobieta przerysowana jest zupełnie w drugą stronę. Naiwna i nieporadna, ciągle pozostaje w cieniu swojej niedobrej siostry. Kiedy Torri robi coś złego, Laine udaje, że tego nie widzi. No niestety - nie kupuję tego. 
Pomimo powyższych uwag należy wyraźnie powiedzieć, że pomysł na powieść autor miał naprawdę dobry. Główna bohaterka - prawdziwa femme fatale - robi wkoło siębie sporo zamieszania. Jest bardzo pewna siebie i nie przyjmuje do wiadomości, że jej pomysły mogą się nie powieść. Gdyby tylko autor nie przerysował pozostałych bohaterów byłoby pikuś. Niestety - wszyscy pozostali są wykreowani na ślepych półgłówków, którzy w ogóle nie zauważają, co się dzieje dookoła nich. Jedna Torri jest w stanie zabić pół miasta i nikt tego nie zauważy. Autorowi chyba zabrakło pomysłu na bohaterów przeciwstawnych Torri. Jej siła i pewność siebie wymknęła się spod kontroli. Jak z tego wybrnął? Spłaszczył pozostałych bohaterów zabierając z tortu wisienkę... i krem też. Został suchy biszkopt. 

piątek, 14 listopada 2014

Jimek - Prologue i szczecińska filharmonia


Wybraliśmy się całą rodziną do filharmonii. Ta w naszym mieście od samego początku budzi kontrowersje. Kiedy powstawała, wielu Szczecinian twierdziło; "Stawiają w centrum miasta barak". Projekt rodził same niepochlebne komentarze. na szczęście nikt z twórców się nie zraził i pomimo krytyki filharmonia rosła i piękniała. Kiedy już powstała, wiadomo było, że jest sukcesem. Posypały się nagrody, a tym, którzy do tej pory krytykowali, nagle lukier zaczął się z ust wylewać. A co tam! Grunt, że Szczecin ma coś, czym może się naprawde pchwalić. 

Zapraszam do środka!





niedziela, 9 listopada 2014

Już czas

Słonie, słoniątka, słoniki... są po prostu wszędzie i to właśnie one nadają powieści "Już czas" niepowtarzalny, uroczy klimat. Do powieści przyciągnęło mnie nazwisko bardzo popularnej autorki. Któż nie zna Jodi Picoult? Jej książki zalewają cały świat, a filmy kręcone na ich podstawie biją rekordy popularności. Niestety mam wrażenie, że sama autorka pomału zaczyna się wypalać. Powieść "Już czas" byłaby tego kolejnym dowodem, gdyby nie słonie!
Jenna jest sympatyczną nastolatką wychowywaną przez babcię. Kiedy dziewczynka była mała jej matka zniknęła bez śladu. Poszukiwania prowadzone metodami tradycyjnymi nie dały żadnego rezultatu. Jenna obsesyjnie próbuje znaleźć choćby najmniejszy skrawek informacji o matce. Wie tylko tyle, że przed wielu laty Mama wraz z mężem prowadziła rezerwat słoni. Nieszczęścia zaczęły się od znalezienia na terenie rezerwatu martwego ciała jednej z pracownic. Tuż obok leżała matka Jenny; nieprzytomna i zraniona, ale jednak żywa. Po przewiezieniu do szpitala kobieta odzyskuje przytomność i... znika bez śladu. Ojciec Jenny początkowo walczy z codziennością, jednak szybko poddaje się wskutek czego ląduje w klinice psychiatrycznej. Dziewczynka właściwie zostaje sama. Posiada jedynie pamiętnik Mamy i jej szal - piękny, niebieski, jedwabny szal... 
Gdyby autorka pozostała przy (przepraszam za określenie) ludzkim wątku, to książka byłaby jedynie dobra. Daleko jej do najlepszych powieści Picoult, które zaskakują poruszanymi problemami. Większość z nich to tykające bomby poruszające najtrudniejsze tematy. Łączy je jedno - zimne spojrzenie autorki na problem i gorące emocje czytelnika po przeczytaniu całości. Tu jest inaczej. Tu autorka zadziwia mistycyzmem zahaczającym o okultyzm. Picoult porusza zupełnie inne struny niż dotychczas. Nie ma tu palącego problemu społecznego, jest natomiast świat, którego nie znamy i który napawa większość ludzi lękiem. 
No tak. Ale to co mnie najbardziej urzekło w tej powieści to słonie. Ich świat, ich emocje, ich mądrość i empatia. Powieść czyta się chwilami jak beletrystyczną książkę przyrodniczą. (ciekawe czy takie są?) To książka, której bohaterami są słonie. Poznajemy ich życie, emocje, płaczemy razem z nimi nad martwym słoniątkiem, wściekamy się, kiedy człowiek robi im krzywdę i śmiejemy się radośnie, kiedy kończy się pora sucha i można się dowolnie taplać w wodzie. Nie mogłam się oderwać od tych opowieści. Jeżeli psychika słoni i ich życie jest choć w połowie tak barwne jak to opisuje Picoult w swojej książce, to ja chcę być hodowcą słoni! 
I jeszcze jedno - zakończenie powieści powala na kolana. Schemat znany z wielu filmów, a jednak mimo to - powala. Dlatego też powieść przeczytałam dwa razy. Kiedy już dowiedziałam się o co chodzi  (trudno pisać tak, aby nie zdradzić o co chodzi :-)) byłam ciekawa, czy autorka nie popełniła w którymś momencie powieści błędu i nie stworzyła scen niepasujących do zakończenia. I powiem Wam, że drugi raz był niesamowity. To po prostu druga powieść czytana jakby w okularach. Niesamowite wrażenia. 

czwartek, 6 listopada 2014

Więcej czerwieni

Jakiś czas temu w moje ręce wpadła książka o niewinnym tytule "Motylek". Książka okazała się krwistym kryminałem z ciekawą zagadką i zaskakującym zakończeniem. Akcja powieści została umiejscowiona w małym Lipowie, co oznacza, że krąg bohaterów był dość zawężony. Plusem takiej sytuacji jest to, że powiązania i zależności między bohaterami są bardzo wyraźne, a co za tym idzie - autor może je dość mocno skomplikować. Niewątpliwie wymaga to sporych umiejętności żonglowania emocjami. Z drugiej strony konieczna jest duża dawka dyscypliny, aby pamiętać o tym co działo się wcześniej i zachować logiczną i spójną całość historii. Po zamknięciu "Motylka" uznałam, że jeżeli to był debiut Pani Pużyńskiej i jeżeli przy kolejnych książkach rozwinie Ona skrzydła swoich umiejętności to może się okazać, że kolejna powieść to będzie niezła bomba... Poczekałam, poczekałam i doczekałam się. Rzeczywiście "Więcej czerwieni" spełniło moje oczekiwania. 
Wracamy do Lipowa. Tym razem zamiast zimy mamy pełnię lata. Przesympatyczny i lekko zakompleksiony policjant Daniel Podgórski (znany czytelnikowi z poprzedniej części) jest szczęśliwy u boku pięknej Weroniki. Przy jeziorze chmara wczasowiczów, pachnie zboże, słoneczko swieci - sielanka. Niestety sielankę tę przerywa znalezienie zwłok dwóch młodych kobiet. Ofiary, pieszczotliwie zwane Kózką i Śmieszką, zostały zamordowane, a następnie dotkliwie okaleczone. Okoliczności śmierci  dziewczyn są bardzo niejasne, pytania i wątpliwości mnożą się w zastraszającym tempie. W celu wyjaśnienia morderstw utworzony zostaje zespół ze znaną z "Motylka" sławetną Klementyną Kopp na czele. Na pierwszy rzut oka zgorzkniała i zdziwaczała stara panna swoim współpracownikom daje się nieźle we znaki. Okoliczności towarzyszące tragicznym wydarzeniom prowadzą do przypuszczeń, że nasi bohaterowie mają do czynienia z seryjnym mordercą. Każdy trop budzi coraz więcej wątpliwości, każda wskazówka prowadzi na manowce... Co więcej - dochodzi do kolejnych morderstw. No nie jest łatwo.
"Więcej czerwieni" urzeka ilością wątków, różnorodnością bohaterów i mistrzowskim wątkiem kryminalnym.  Intryga zachwyca złożonością,  a jednocześnie prostotą. Autorka z jednej strony podaje rozwiązanie na tacy - kiedy już wiemy kto, zadajemy sobie pytanie, jak mogliśmy na to nie wpaść wcześniej. Problem leży w tym, że autorka podaje nam rozwiązanie mocno rozszczepione na cząstki i poskładanie ich w jedną całość wcale nie jest łatwe. Niemniej jednak urzekło mnie to, w jaki sposób czytelnik prowadzony jest ze swoimi podejrzeniami od jednego bohatera do kolejnego i nic nie znajduje. A rozwiązanie jest tak blisko....
"Woęcej czerwieni" jest powieścią, którą po prostu dobrze się czyta. Wciąga czytelnika tak, że powiedzenie "zapomnieć się w lekturze" nabiera zupełnie odmiennego znaczenia...