sobota, 31 grudnia 2011

Zaległości :-)

Z racji kończącego się roku muszę nadmienić o książkach, które w 2011 roku przeczytałam ale zabrakło mi czasu na zrecenzowanie. Książki są dwie - jedna podobała mi się niesamowicie, druga... cóż wymęczyłam ją, ale z większości recenzji wynika, że tego autora albo się kocha albo nienawidzi. 
Książki ckliwe i romantyczne znajdują się w połowie listy ulubionych i to tak raczej na początku drugiej połowy niż na końcu pierwszej. Tymczasem "Sklepik" mnie urzekł porwał i okręcił wokół małego paluszka. Książka cudowna i ciepła niczym gorące pączki. Bohaterka Bogusia początkowo wydaje się głupią gąską a cała powieść słodką bajeczką, ale z rozwojem akcji okazuje się że życie Bogusi wcale nie jest słodkie. Wręcz przeciwnie, dziewczyna ma ciągle pod górkę. Ale nie to jest najważniejsze w tej powieści. Najważniejszy jest nastrój i klimat powieści. Tytułowy Sklepik z niespodzianką jest niesamowicie klimatyczny. Bohaterka robi dla gości pyszną czekoladę i piecze ciasto, a w skepiku sprzedaje kurzolapki. Książka na poprawienie nastroju. 

Druga książka to "Trucicielka". Cztery opowiadania tak różne a jednak tak podobne. Każde z nich traktuje o innej obsesji. Mamy więc fascynację innym człowiekiem (taką chorą i męczącą), mamy zamęczanie samego siebie wyrzutami sumienia, mamy obsesję zazdrości i zemsty i na koniec trudna miłość - męcząca, zaborcza i zła. Książka jest bardzo dobra, ale jej ton i nastrój zmęczył mnie i przygnębił. Więcej Erica-Emmanuela Schmitta nie chcę. 
Podsumowując stwierdzam, że w 2011 r. przeczytałam równo 50 książek. Mam tu na myśli tylko "Moje czytanie"; pomijam książki czytane ze Starszą czy Młodszym. Czy to dużo? Chyba nie, ale na moje możliwości wystarczająco :-) 


Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku moi mili !

poniedziałek, 26 grudnia 2011

"Zapach czekolady" ze wspomnieniami w tle

Książka "Zapach czekolady"  urzekła mnie już samym tytułem. Okładką zresztą też. Patrząc na nią wracałam myślami do dzieciństwa, naleśników smażonych z babcią i szuflady w Jej mieszkaniu, gdzie zawsze czekało na mnie coś słodkiego. Książka, którą przyjemnie wziąć w ręce, powąchać i powrócić do czasów książeczek z serii "Poczytaj mi mamo".
"Zapach czekolady" jest zbiorem wierszy i opowiadań dla dzieci. Właściwie to dla rodziców też, bo każdy kto czytał w dzieciństwie wzruszy się wracając wspomnieniami do "Mojej siostry królewny" czy też opowiadania pt. "Nikt się nie trzęsie". Obok opowiadań znanych mi od lat jest też kilka nowych, które poznałam teraz - czytając je mojej córce. 
Kiedy wraz z córcią siadamy z "Zapachem czekolady" w ręku, czeka nas wielka niewiadoma. Dlaczego? Ano dlatego, że znana jest tylko pierwsza bajka, którą przeczytamy na pewno. A potem to zależy tylko i wyłącznie od nastroju i inicjatywy Starszej. Co wieczór zaczynamy od "Bajki o aniele Rafaelu" Natalii Usenko. Starsza obdarzyła wielką sympatią anioła, który z powodu przeziębienia nie mógł namalować na niebie gwiazd. Wyręczył go w tym mały Kuba. Wieczorem dostał od Rafaela puszkę ze złotą farbą i namalował mnóstwo gwiazd oraz ... dużą koparkę. Nie przesadzając powiem, że jest to jedno z najlepszych opowiadań dla dzieci jakie znam. 
Po obowiązkowym wstępie w postaci Rafaela i gwiezdnej koparki wraz z Córcią kontynuujemy podróż po książce wedle jej uznania. Są wieczory kiedy czytamy po obrazkach. Wtedy na pewno czytamy "Ślizgawkę" i wiersz Doroty Gellner "Przyjęcie". Do tego na deser "Królewna Zulejka". Są też wieczory kiedy Starsza pozwala mi wybrać co czytamy. Wtedy na pierwszy ogień idzie "Nikt się nie trzęsie" a zaraz potem wiersze, które ukochałam niesamowicie, np. "Moja siostra królewna", "Bocian" czy też "Łzy". Ten ostatni wierszyk wywołał w moim domu dyskusję. "Bo jak można napisać wierszyk o płakaniu, który jest całkiem niesmutny?" - zapytała Starsza i długo dochodziła swoim ośmioletnim rozumkiem, co właściwie w wierszu Pani Doroty Gellner jest takiego, że pomimo smutnego tematu wcale nie jest smutny...
Książka "Zapach czekolady" to jedna z tych pozycji gdzie każdy znajdzie coś dla siebie. Oczywiście mówię tu o dzieciach w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym a nie o dryblasach z gimnazjum. Chociaż, może... Bohaterzy są w głównej mierze przedszkolakami i problemy poruszane w opowiadaniach dotyczą głównie tego wieku. Nie ulega jednak wątpliwości że magia i czar tych opowiadań poruszą nie tylko maluchy. 
Na zakończenie dodam, że kiedy byłam mała z biblioteki namiętnie wypożyczałam zbiór opowiadań pt. "Skakanka".  Kiedy moje dzieci zaczęły dorastać do czytania zaczęłam intensywnie szukać tej książki. Zamiast niej dostałam "Poczytaj mi mamo" stanowiącą zbiór kilku książeczek wydanych w latach osiemdziesiątych właśnie w serii "Poczytaj mi mamo" "Zapach czekolady" idealnie komponuje się z tymi dwiema pozycjami. Każdy wiersz i każde opowiadanie z zamkniętymi oczami mogę polecić małym czytelnikom. Nazwiska autorów mówią same za siebie: Papuzińska, Wawiłow, Kasdepke, Gellner, Usenko... nic dodać nic ująć. 
A wiecie co to są Rozbrykonie? Zapraszam do lektury :-)))
Książkę wydało Wydawnictwo drzewko szczęścia. Zajrzyjcie na stronę wydawnictwa, która jest po prostu prześliczna. Dodam że moim zdaniem "drzewko..." postawiło sobie wysoko poprzeczkę, oj wysoko! Jeżeli wszystkie książki będą merytorycznie i jakościowo takie jak "Zapach czekolady" to na rynku wydawniczym pojawił się nowy wartościowy gracz. 

Nasze Święta w zdjęciach i wspomnieniach :-)

Na początku było...
wielkie ubieranie choinki

W międzyczasie spadł śnieg,
więc był i bałwan :-)

Dzień przed Wigilią kręciliśmy całą rodziną mak.

Zaczęło się też upychanie wszędzie gdzie można
tak zwanych akcentów świątecznych

Oczywiście wszędzie gdzie można
świeczki, świeczułki i świeczuszki 

Starsza w szkole wykonała obrazek...
z kolorowego piasku.

Na gałązce choinkowej
rosną dwa jabłuszka 

W szczecińskiej bazylice powstała szopka włoska
Składa się z ponad 200 figurek. Robi wrażenie 

Ta sama szopka w szczegółach

Nasze dzieci mają czarodziejskie skarpety,
które korzystają z magii choinki i codziennie
czarują jakieś słodkości 

W kuchni mistrzem nie jestem
ale na święta bakaliowiec musi być :-)

Do zobaczenia podczas przyszłych Świąt :-)

niedziela, 25 grudnia 2011

Lilith

Książka niesamowicie lekka - choć to kryminał - która pochłonęła mnie na kilka wieczorów. Magia, stosy, czarownice, sabaty; to wszystko podane jako przeszłość, która nie wiadomo czy rzeczywiście miała miejsce. Jednocześnie te mistyczne elementy przeplatają się z rzeczywistością małego miasteczka. 
Lidia wraz z mężem wprowadziła się do odziedziczonego po dalekim krewnym dworku położonym w Lipniowie. Miasteczko jest pełne zagadek z przeszłości i znaków zrozumiałych tylko dla wtajemniczonych. Lidia zaprzyjaźnia się z  Edytą prowadzącą miejscową księgarnię. Razem odkrywają powiązania pomiędzy tajemniczymi zniknięciami młodych dziewczyn, historią miasteczka i miejscowym komisariatem Policji. 
Jeżeli ktoś oczekuje literatury wysokich lotów - nie ma szans, szukajcie dalej. Ale jeżeli tylko i wyłącznie dobrej rozrywki na zimowy wieczór to Lilith świetnie się do tego nadaje. 

środa, 21 grudnia 2011

Bardzo mała dziewczynka i bardzo duży miś


Po czym poznać książkę dla dzieci? Przede wszystkim po sposobie wydania. Najczęściej jest kolorowa, pełna obrazków, z dużymi literami. Wesoła i radosna. Nie zawsze jednak oznacza to, że traktuje o błahych sprawach. Powiem więcej - cenię książki, które będąc właśnie kolorowymi cudami wydawniczymi przekazują dzieciakom prawdy - często trudne do zrozumienia dla siedmio czy ośmiolatki.

"Bardzo mała dziewczynka i bardzo duży miś" to książka właśnie taka. Cudna w formie i poważna w treści. Ciepła i wzruszająca,  miejscami wywołująca salwy śmiechu a miejscami łzy wzruszenia.
Zaczyna się zupełnie zwyczajnie (dla Starszej wręcz nudno). Oto sklep i zabawki, które oczekują na nowych właścicieli. Głęboko na półce siedzi miś Maurycy. Jest malutki i prawie go nie widać. Na szczęście Marta, która przyszła do sklepu z Tatusiem zauważa go i pragnie przytulić. Tatuś Marty kupuje misia  i zabierają go do domu. Maurycy okazuje się być misiem niezwykłym. Kiedy Marta śpi przenosi się wraz z nią do zaczarowanego lasu, w którym mieszka myszka z dwoma ogonkami i niebieska wiewiórka ze zbyt puszystym ogonkiem.
"Bardzo mała dziewczynka i bardzo duży miś" to właściwie książka przedstawiająca dwie historie. Pierwsza  nich przedstawia przygody Marty i misia w "wyśnionym lesie". Tu rola Marty jest dominująca. Nie dość że za pomocą kredek sama stworzyła mieszkańców lasu (nie zawsze bezbłędnie czego dowodem są dwa ogonki myszki i zbyt duży ogon wiewiórki) to jeszcze musi nadać im imiona. Nprawdę odpowiedzialne zadanie! Zimą tłumaczy zwierzątkom po co są święta i uczy je robić aniołki na śniegu. Podsumowując - w lesie zamienia się w "dorosłą" dziewczynkę. (tak stwierdziła Starsza)
Zupełnie inaczej jest w życiu codziennym. Tu Marta jest po prostu przedszkolakiem nie zawsze radzącym sobie z emocjami i uczuciami. Autorka bezbłędnie i delikatnie wprowadza małego czytelnika w świat trudnych uczuć i spraw: adopcji, osamotnienia,  cierpienia samotnego dziecka...
Cudowna i ciepła książka na zimowe wieczory. 
Jeżeli chcecie w trakcie czytania mieć mnóstwo tematów do dyskusji z małym słuchaczem - polecam.
Dodam jeszcze tylko, że Wydawnictwo Skrzat dołożyło starań, aby maluchy oka nie mogły oderwać od rysunków. Popatrzcie sami... 



niedziela, 18 grudnia 2011

Wyniki rozdawajki

Ponieważ rozłożyło mnie jakieś choróbsko więc będzie krótko i na temat.

Inviernita
Papryczka

Proszę o kontakt na maila mbmarobas@gmail.com z podaniem adresu i wybranej jednej książki spośród czterech biorących udział w rozdawajce.



sobota, 17 grudnia 2011

Rozdwajki część czwarta z tajemniczym www.ru2012.pl

To będzie najdziwniejsza recenzja jaką przyszło mi napisać. Dlaczego? Ano dlatego, że będzie ona o książce, której nie przeczytałam. Dokładniej rzecz biorąc przeczytałam jej część i nie chcąc sobie psuć całości przerwałam. Ale od początku.
Książki Pana Ciszewskiego krążą po moim domu od dłuższego już czasu. Gdyby były w formie papierowej na pewno byłabym dawno po ich lekturze. Niestety mój mąż jest zwolennikiem słuchania książek (zwłaszcza w samochodzie) ja natomiast jakoś nie mogę się do tej formy "czytania" przekonać. Kiedy w ofercie Wydawnictwa Znak zauważyłam kolejną książkę Pana Marcina Ciszewskiego  moje serce zapiało z zachwytu! W końcu! Książki tzw "militarne" lubię, a że Pan Ciszewski ma fenomenalne pomysły na dobrą literaturę wiedziałam, że www.ru2012.pl pochłonę w kilka dni. (Jeżeli macie ochotę na książki "militarno - historyczne" polecam blog Wojenne Historie)
Jako że nie doczytałam książki  do końca  nie będę własnymi słowami streszczać fabuły, aby nie zdradzić szczegółów, które wydają się mało istotne, jednak nie wiadomo czy takimi pozostaną przy finałowych stronach. Dlatego opis cytuję za stroną księgarni Wydawnictwa ZNAK
Czas: 25 września 2012. 

Miejsce: Warszawa, Port Lotniczy Okęcie.
Jerzy Grobicki opuszcza pokład samolotu lecącego z USA. Nim wsiądzie do auta stojącego przed terminalem, padają strzały. Kontrolę nad warszawskim lotniskiem przejmują terroryści. Są ofiary śmiertelne. To największy zamach w historii kraju.
 Czas: 27 września 2012.

Miejsce: Borne Sulinowo
Kolumna rosyjskich wozów bojowych pędzi w stronę płyty lotniska polowego. Na jej drodze staje niespodziewany przeciwnik. Czołgi z czarnymi krzyżami na burtach otwierają ogień.

***
Jaką tajemnicę kryje wybudowane przez Niemców podziemne miasto w Bornem Sulinowie? Skąd wzięły się na Pomorzu w 2012 roku oddziały Wehrmachtu i SS? Jaką misję wykonują rosyjscy żołnierze 20 lat po oficjalnym opuszczeniu Polski?
www.ru2012.pl trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony.

Książka napisana jest niesamowicie zgrabnie. Pan Ciszewski ma lekkie pióro i dobry sposób narracji, który wciąga czytelnika. Zresztą wystarczy przeczytać prolog, aby wtopić się w akcję bez reszty. Gdyby mój mąż nie wtrącił się do czytania pewnie już dawno bym skończyła, jednak się wtrącił:
- Czemu czytasz ostatni tom nie znając wcześniejszych? Zacznij od www.1939.com.pl! Nie zaczynaj od najświeższej książki bo dużo stracisz! 
Hmmm...
Podkreślam, że książka stanowi całość i jeżeli nie macie ochoty szukać wcześniejszej twórczości Pana Ciszewskiego to i tak www.ru2012 zachwyci. Rzeczywiście fabuła jest zakręcona a pomysły autora niespotykane. Gdybym nie miała świadomości że czytam cząstkę większej całości pewnie doczytałabym do końca i wystawiła wysoką notę. A tak? Książkę z bólem serca odstawiłam, a na mojej półce za kilka dni pojawi się "Major" i www.1939.com.pl.
Książka będzie świetnym podarunkiem dla męskiej rzeszy moli książkowych, jednak Panie również nie powinny się jej obawiać. Książkę czyta się świetnie i jeżeli miłe Panie nie uprzedzicie się - wsiąkniecie jak ja!
Polecam przeczytanie kilku stron (proszę kliknąć w poniższą okładkę). Już ten fragment powinien Was zachwycić.

Książka jest czwartą częścią rozdawajki, więc chętnych proszę o wpis w komentarzach. Losowanie dziś wieczorem.  

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Rozdawajki część trzecia przy udziale Pana Hołowni i Pana Prokopa


"Jeżeli stoisz pod górą, masz wielki kamień i nie możesz go wtoczyć, to, go po prostu podziel na mniejsze części i wnieś kilkadziesiąt razy."

Pan Szymon Hołownia jest mi znany i lubiany. Jego książka pt. "Ludzie na walizkach" doprowadziła mnie do łez. W ekspresowym tempie pochłonęłam "Monopol na zbawienie" oraz "Bóg. Życie i twórczość". Z wielkim niepokojem siadałam w fotelu z najnowszą książką napisaną "wespół w zespół" z Panem Prokopem.Dlaczego? Ponieważ dla odmiany Pan Prokop działa na mnie jak płachta na byka. Jest dla mnie zbyt dosłowny, ma kiepskie poczucie humoru i ciężki sposób wypowiadania swoich myśli. Jak tu przyjąć książkę autorstwa osób, do których żywię tak różne uczucia? 
Po pierwsze - Pan Szymon mnie nie zawiódł. Jego poglądy są bardzo wyraziste, widać, że jest to człowiek wielkego ducha i serca. Ma jasno wytczoną drogę na końcu której wyraźnie widać metę. Urzekły mnie niektóre historie. Zakonna kariera Pana Szymona, o której opowiada z rozczuleniem i pewnym zawstydzeniem,  rozmyślania o ogromnej wadze Pisma Świętego, rozważania o Panu Bogu... wszystkie wypowiedzi Pana Szymona są w granicach rozsądku. A Pan Prokop? Okazuje się, że również stanął na wysokości zadania. Po zamknięciu książki moje uczucia do Niego wyraźnie się ociepliły. Okazało się że pod przykrywką pajacowatej postaci prowadzącego "Mam talent" kryje się mądry człowiek, którego podejście do kwestii religii i wiary jest mocno zbieżne z moimi. W pierwszej części książki wydaje się On zagubiony w prowadzonej dyskusji. Jednak im więcej kartek przewracałam tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że to tylko poza. Pan Prokop wprawdzie nie potrafi tak profesjonalnie bronić swoich poglądów, ale też trudno mówić o profesjonaliźmie, kiedy kilkutysiącletniej nauce kościoła przeciwstawiamy miłość do życia i fascynacje muzyką. Pan Prokop urzekł mnie. Naprawdę radził sobie w dyskusji i dzielnie  bronił swoich poglądów i wiary... a raczej jej braku. 
Książka pokazuje klasę obu Panów. Rozmawiają o naprawdę trudnych tematach wykazując ogromny szacunek do swojego rozmówcy i jego poglądów. Panowie nie namawiają, nie przekonują na siłę - natomiast z wielką siłą i spokojem rzucają w przeciwną stronę argumenty obserwując czy trafią i jak wielkie poczynią spustoszenia. 
Moim zdaniem z walki na słowa zwycięsko wyszedł Pan Marcin. W dzisiejszych czasach łatwiej być ateistą niż katolikiem. Jak przekonująco bronić nauki kościoła, która zachęca do pokory i życia w ubóstwie, będąc jednocześnie szalonym prezenterem w programie rozrywkowym i fanem elektronicznych gadżetów?  A Pan Prokop? Spokojnie i rzeczowo wykłada swoje podejście do życia, które dla osób oddalonych od kościoła jest dużo łatwiejsze do zaakceptowania.
A na koniec cytat, który mnie - mamę dwóch diabliszcząt - po prostu urzekł.
"Naukowcy twierdzą, że to co definiujemy jako miłość jest po prostu jakimś zaburzeniem balansu chemicznego w organizmie. Z punktu widzenia medycyny człowiek zakochany nie różni się niczym od człowieka niepoczytalnego albo będącego pod wpływem narkotyków. Miłość można też potraktować jako sprytne narzędzie ewolucji. Moja znajoma, świeżo upieczona mama, powiedziała mi kiedyś, że gdyby nie miłość, żaden normalny człowiek nie zajmowałby się z troską i poświęceniem wiecznie wrzeszczącym bachorem który non stop czegoś od Ciebie oczekuje."
Oczywiście jak przy każdej książce Wydawnictwa Znak, klikając na poniższą okładkę można zajrzeć do środka. 
Książka czeka na chętnych, którzy w komentarzu pod postem wyrażą chęć jej otrzymania. Można również zdecydować się na inną pozycję spośród biorących udział w rozdawajce. 

poniedziałek, 5 grudnia 2011

"Obiecaj mi" - czyli Rozdawajki część druga

Najtrudniej opisać książę, która jest niezwykła. Bo jak oddać tę niezwykłość - ulotną i delikatną ? Jakich słów użyć, żeby nie wyszło zbyt pospolicie? To trudne i niestety nie zawsze się udaje. Co więcej - często mam wrażenie, że przenosząc swoje emocje na papier odzieram je z tej niezwykłości.
"Obiecaj mi" zaczyna się ot tak, zwyczajnie. Oto Beth, starsza Pani przygotowująca się do bożonarodzeniowego przyjęcia. Obraz sielankowy na którym pojawia się rysa wspomnień, rozlewających się po umyśle Beth. Wraz z nią przenosimy się do końcówki lat osiemdziesiątych kiedy to wraz z córeczką i mężem wiodła sielankowe życie. Niestety tylko na pozór. Kiedy zaczyna się walić to wszystko naraz.
Właściwie to w tym miejscu powinnam zakończyć recenzję. Bardzo trudno bowiem pisać o dalszych losach Beth tak, aby nie uchylić rąbka tajemnicy i nie zepsuć przyjemności czytania i odkrywania książki. Dodam tylko, że powieść jest naprawdę magnetyczna i niespotykana. Czytelnik poznając dalsze (a właściwie to wcześniejsze) losy zastanawia się czym jeszcze książka go zaskoczy. A zaskakuje i to nie raz. Co kilka stron losy Beth ulegają przemianie. Jak to mówi stare polskie przysłowie "Raz na wozie raz pod wozem". Bohaterka walczy z przeciwnościami dzielnie i ciągle ma wrażenie że jakieś siły nadprzyrodzone nad nią czuwają. Wytłumaczenie jest proste, zaskakujące i ... wzruszające. 
Książka nie należy do literatury ambitnej. Nie ma tu głebokich przemyśleń i rozmyślań nad sensem świata. Ale czy tak ma zawsze być? Moim zdaniem każdy co pewien czas ma ochotę sięgnąć po bajkową historię rodem z Kopciuszka. Właśnie w takiej chwili warto mieć "Obiecaj mi" pod ręką. A że właśnie mamy przedświąteczny czas, który sprzyja ciepłym rodzinnym historiom...
Zerknijcie proszę do książki klikając na poniższą okładkę. 

Jeżeli ktoś ma ochotę otrzymać w prezencie egzemplarz "Obiecaj mi" proszę o zgłoszenie w komentarzu. Szczegółowe zasady Mikołajkowo - książkowej Rozdawajki ZNAK - owej są tutaj.

czwartek, 1 grudnia 2011

Stos mola dużego i stosik małego molika


Książki w naszym domu pomału zalewają nas już nie strumyczkiem, ale rzeką, wezbranym potokiem i szeroką strugą. I dobrze. Starsza z każdej książki się cieszy, a i Młodszy nie pozostaje w tyle. Nawet mojemu Mężowi się udzieliło i też czyta. Jako że do książek w naszym domu ustawia się przysłowiowa kolejka, robię wszystko, aby literatury pod naszym dachem nie zabrakło. 

A zatem ta tam ! Od dołu:
1. "Opowiadacze nocy" z serii Labirynty od Wydawnictwa WAM. Po książce "W pogoni za świetlikami" każdą książkę z tej serii pochłaniam w ciemno.
2. "Gdzie rzeka kończy swój bieg" również od Wydawnictwa WAM. 
3. "Siedem lat później" - czytałam "Coś niebieskiego" i "Coś pożyczonego". Z wielką chęcią sięgnę po kolejną część. 
4. "Sprzedawca broni" - książka pożyczona od mojego brata  napisana przez serialowego Doktora House'a. Ciekawi mnie niezmiernie.
5. "Morderstwo tuż za rogiem" książkę otrzymałam od Wydawnictwa "Pruszyński" za udział w głosowaniu na "Złotą zakładkę". Lubię kryminały więc chętnie przeczytam.
6. "Wrota" - książka od Wydawnictwa "Niebieska studnia". Dla mnie niespodzianka i ciekawostka. 
7. Przetrwałem Afganistan" - książkę pożyczył mi mój szwagier, autor bloga "Wojenne historie". Polecam serdecznie.
8. "Afganistan - dotknąłem wojny" - j.w. 
9. "Ludzie honoru" - książka od Wydawnictwa WAM. Wielką mam ochotę na tę książkę. 
10. "Hektor i tajemnice życia"  książka przypomina mi "Rico". Jeżeli jest równie dobra, to chętnie poznam.
11. "Psychiatra Boga" - wprawdzie książka wydana w mojej ulubionej serii "Labirynty", jednak jakoś taka nieśmiałość mnie przy tej książce ogarnia :-)

A teraz 
GRATKA OŚMIOLATKA - PACZKA OD SKRZATA 
Wydawnictwo Skrzat przysłało paczkę, a właściwie to pakę wypełnioną po brzegi pięknie wydanymi książkami, które podbiły moje serce. Próbkę możliwości wydawniczych "Skrzata" poznałam czytając "Tajemniczy Ogród", który mnie oczarował. Książki które dzisiaj rozpakowała Starsza są wydane na pięknym papierze i z niesamowitymi  ilustracjami. Do tego twarda okładka i serce Starszej zdobyte. 

Od dołu:
1. "Śledztwa Sherlocka Holmesa" - książka, która wydaje mi się dla Starszej za poważna, jednak ja sama z wielką chęcią ją przeczytam. 
2. "Pan Twardowski" - tu już Starsza jest zachwycona zwłaszcza, że historia jest Jej znana ze słuchowiska z serii "Bajki grajki"
3. "Bardzo mała dziewczynka i bardzo duży miś" - książka wydana w serii Bajki - zasypiajki" z której znamy już Słonecznikową dziewczynkę" Z zamkniętymi oczami wchodzimy w to... 
5. "W świecie baśni" - klasyczne baśnie przedstawione bardzo przystępnym językiem i pięknie zilustrowane. Polecam 
6. "Czyżyk i spółka" - piękna książka dla młodszych dzieci ze "zjawiskowymi ilustracjami" zawierająca opowiadaniami o ptakach występujących w naszym kraju. Perełka po prostu!
7. "Przygody Maksa" - przy tej książeczce zachwyt wyraził Młodszy. Bohaterem książeczki jest Maks. Zachwyt Młodszego wynika z tego, że jego przytulanką do zasypiania jest właśnie hipopotam.  
8. "Policjanci i złodzieje" i "Ktoś bardzo podejrzany" - książeczki przedstawiają przygody piątki urwisów. Tyle z szybkiego przewertowania. Urzekły mnie ilustracje na pierwszy rzut oka przypominające grafiki Bogdana Butenko. Starsza natomiast zadowolona jest z wielkości liter. CZYTA SAMA CAŁĄ STRONĘ.  
Zobaczcie jak pięknie książki "Skrzata" komponują się na półce :-)))

Pozdrawiam