niedziela, 30 stycznia 2011

O tym, że stosiki, przynoszą radość niezmierną...

Przez kilka dni pod rząd Pan Listonosz przynosił paczki. Babcia moich dzieci stwierdziła, że niedługo na widok mojego adresu będzie dostawał wysypki... No cóż taka praca. A dla mnie każda Jego wizyta to radość ogromna.... 
Na samym dole "Niedołega" Patricii Highsmitt. Książkę wygrałam w losowaniu zorganizowanym przez Toskę82 z okazji trzecich urodzin bloga. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego.
"Córkę krwawych" Anny Bishop wygrałam w noworocznej Wygrywajce zorganizowanej u Wykredowanej. Serdeczne dzięki.
"Złoto Spartan" Clive Cussler'a otrzmałam od Wydawnictwa Amber. Natomiast przemiła Pani Agata z Wydawnictwa Nasza Księgarnia zadbała zarówno o mnie jak i o Starszą. Ja otrzymałam "Koniec świata w obrazkach" a Starsza książeczkę z serii "Zuzia Zołzik" pt. "Szczerbata", Zuźka poszła na pierwszy ogień, czego efektem jest ostatnia recenzja. Jeszcze jedna przemiła niespodzianka dotarła do mnie od portalu Parenting.pl. Książeczka pt. "Pokaż oko, pokaż nos" jest fenomenalna, chociaż głowię się, jak ja ją zrecenzuję... Na zakończenie dwie perełki pierwsza to książka pt. "Pałac z lusterkami", którą otrzymałam od autorki Anny Pasikowskiej. Bardzo miłe wydarzenie. A druga perełka, to ta książka na samej górze, którą otrzymałam od portalu Parenting.pl. pt. "365 zabaw dla bystrych brzdąców" Jej "perełkowość" polega na tym, że jest to egzemplarz recenzencki - zresztą mój pierwszy. Niesamowite wrażenie. 
Wszystkim jeszcze raz serdecznie dziękuję!

czwartek, 27 stycznia 2011

O tym, że Wróżka Zębuszka to nie jest pozytywna postać :-)))

Przychodzi taki dzień w życiu każdego młodego człowieka, kiedy wszystko schodzi na bok. Najważniejsze jest to, że ząb się rusza!!!  Moja Starsza pierwszego straconego mleczaka ma już za sobą. Obecnie jesteśmy na etapie chwiejącej się trójki. Możecie sobie wyobrazić z jakim przejęciem słuchała przygód Zuzi Zołzik, która też straciła zęba. 
Kiedy Zuzia Zołzik zorientowała się że rusza się jej ząb, najpierw wpadła w panikę. Cóż za obciach wyglądać tak jak wujek Lucjan! Dziadek zupełnie niechcący pozbawia ją mleczaka co powoduje, że Zuzia wpada w histerię. Na szczęście szybko przestaje ubolewać nad stratą ząbka, bo przecież trzeba zastanowić się nad konsekwencjami podarowania mleczaka Zębowej Wróżce. A te mogą być ... niespotykane. Nie dość, że padają określenia "wiedźma", to jeszcze tak naprawdę nie wiadomo co też "ta kobieta" czyni z podarowanym jej uzębieniem... Na szczęście młodszy brat... a co tam, więcej nie napiszę :-)
Książeczka zdobyła serducho mojej Starszej. Bardzo podobała jej się teoria dotycząca Zębowej Wróżki. Mnie zresztą też. Postać Zuzi jest niesamowita. Dziewczynka, ma charakterek, a jednocześnie jest rozsądna i ciekawa świata. Potrafi dać się ponieśc emocjom, a zarazem umie oceniać rzeczywistość - oczywiście na miarę siedmiolatki. Tu mój ukłom w stronę autora. Zuzia jest naprawdę siedmiolatką. Taką z krwi i kości. 
Książeczkę wydało Wydawnictwo Nasza Księgarnia. Lubię książki dopasowane do odbiorcy. Duża czcionka, kilka bardzo ładnych obrazków, prosty język, otwarte i czytelne dialogi - widać że Wydawnictwo ma niezłą praktykę w wydawaniu książek dla młodszych odbiorców.
Na zakończenie dodam, że Pani Agata, która przesłała nam książkę trafiła w dziesiątkę. Pomijając ruszające się mleczaki, to najlepsza przyjaciółka mojej Starszej ma na imię właśnie Zuzia :-)
Książeczkę polecam nie tylko dziewczynkom. Jeżeli Wasz synek lubi Koszmarnego Karolka, to  na pewno polubi również Zuzię Zołzik! 

O tym, że krople Marioli to właściwie powinnam zażyć ja...

"Mariola, moje krople" jest teraz wszędzie. Właściwie na każdym średnio aktywnym blogu Mariola jest obecna. Co więcej, każdemu, no może prawie każdemu się podobało. Nie przesadzę jeżeli powiem, że znaczna większość piała z zachwytu. Mam więc problem bo ja nie piałam. Powiem więcej - mi się po prostu nie podobało i już. Przeczytałam do końca tylko dlatego, że po pierwsze zobowiązałam się napisać recenzję, a po drugie cały czas miałam nadzieję, że coś się jednak wydarzy. Niestety. 
Akcja w całości dzieje się w teatrze. Fabułę właściwie trudno opisać. W małym miasteczku pracownicy teatru, żyją z dnia na dzień próbując łączyć koniec z końcem. Głównymi problemami jest świnka Małgosia, bimber, kolejki za wszystkim i za niczym, nielegalne powielacze. Teatr nawiedzany jest a to przez pierwszego sekretarza Martela, a to przez opozycjonistkę Magdę... Nad wszystkim próbuje zapanować dyrektor Zbytek, który od początku budził moją antypatię. Próbuje on zadowolić wszystkich dookoła bez względu na poglądy. Wiadomo, że to nie jest możliwe, więc jego postępowanie doprowadza do serii omyłek i sytuacji co najmniej dwuznacznych. Wiem, że to co napisałam trudno uznać za fabułę, ale ta książka właśnie taka jest... właściwie bez fabuły. 
Czytając pierwsze strony ciągle mówiłam sobie, że to dopiero początek i zaraz jakoś się to rozwinie. Niestety - nie. Od połowy książki po prostu się nudziłam. Kiedy skończyłam miałam wrażenie, że ktoś obejrzał opolską noc kabaretową z lat osiemdziesiątych, a następnie najlepsze skecze próbował połączyć tylko po to, aby móc wydać to pod jednym tytułem i w jednej obwolucie. Anegdota o rajstopach kupionych bez względu na to czy pasują, bezmyślne poszukiwanie powielacza, to wszystko zdaje się być śmieszne. Jednak jak czyta się ciągle o tych poszukiwaniach, to w końcu czytelnik zaczyna zgrzytać zębami. I tak anegdota po anegdocie, ale kiedy w końcu zacznie się coś dziać? A tu nic. Czułam się tak jakbym wsiadła na dobry motor z nadzieją na szybką jazdę a tu jedyne co się udaje to w miejscu "palić gumę" . Wiele recenzentów pisze że "wszystko dzieję się błyskawicznie". Owszem, ale ta akcja zanim się dobrze zacznie to już się kończy i pozostaje marazm i poczucie całkowitego nieładu. 
Nasunęła mi się jeszcze jedna myśl. Dla mnie mistrzynią pisania powieści jednego miejsca i kilku aktorów jest pani Joanna Chmielewska. Kto zna książkę "Wszyscy jesteśmy podejrzani" ten wie o czym mówię. "Mariola, moje krople" przypomina mi właśnie taką literaturę tyle że w dużo słabszej wersji. 
Podsumowując - książka za lekka, za łatwa i za przyjemna. Jak na mój gust oczywiście. 

wtorek, 25 stycznia 2011

O tym, że Myszki też potrafią być niegrzeczne...

Każdy ma jakiegoś przyjaciela z dzieciństwa. Dla jednych jest to Pinio z bajki "Proszę Słonia", dla innych Żwirek i Muchomorek, jeszcze inny z rozrzewnieniem patrzy na rozespanego Gucia z "Pszczółki Mai". Tyle, jeśli chodzi o moje pokolenie. A pokolenie moich dzieci? Tu już dużo zależy od rodzica. Oczywiście można uznać, że Barbie czy Bakugan mogą być przyjacielami, ale ja wolę, aby moja Starsza przyjaźniła się z Filemonem, Mysią, albo własnie Tupciem Chrupciem.
Na tego ostatniego jest może troszkę za duża ale z wielką czułością śledzi kolejne przygody przesympatycznej myszki. 
Tym razem Tupcio Chrupcio marudzi. Jest po prostu nieposłuszny. Kiedy mama prosi, aby ubierał się, on   ignoruje Ją i nie słucha poleceń. Jest coraz bardziej niegrzeczny. W sklepie zażądał nowej zabawki, potem przejażdżki na karuzeli. W końcu mama powiedziała: DOŚĆ i przestała reagować na żądania malca. W odpowiedzi Tupcio Chrupcio zamiast zmienić swoje zachowanie, obraził się na mamę i postanowił wraz ze swoim pluszakiem uciec. Mama chcąc pokazać synkowi konsekwencje takiego zachowania pozwala wprowadzić pomysł w życie. Historia kończy się szczęśliwie, a mama udowadnia synkowi, że nie warto być niegrzecznym. 
Książeczki o Tupciu Chrupciu są po prostu prześliczne. Ilustracje są barwne i wyjątkowo starannie wykonane. Obejmują dwie strony co sprawia niesamowite wrażenie dopracowania szczegółów. Do tego tekst pięknie komponuje się w ilustracji i właściwe jest jej częścią składową. Miękka okładka zwana przez moją Starszą "książkową podusią'" dopełnia całości. 
Książeczka przeznaczona jest zarówno dla starszych jak i młodszych dzieci. Młodsze zachwycą się ferią barw, starsze z zainteresowaniem posłuchają historyjki, a te najstarsze mogą wprawiać się w czytaniu. 
Na zakończenie dodam, że książka ta powinna być wystawiana jako przykład tego, że można połączyć piękna grafikę ze starannym, składnym literacko tekstem. Takie książki powinny mieć specjalne oznakowanie, które pokaże rodzicom: TĘ POZYCJĘ WARTO KUPIĆ!

Książeczkę otrzymałam od Wydawnictwa Wilga, za co serdecznie dziękuję.  

niedziela, 23 stycznia 2011

Crescendo ...

Jakiś czas temu w mojej bibliotece wpadła mi do ręki książka pt. "Szeptem". Zachwyciła mnie okładką i nie pozwoliła się odłożyć. Kiedy ją przeczytałam, wrażenia miałam bardzo dobre. Zachwytu jednak nie było głównie dlatego, że nie byłam nastawiona na powieść dla młodzieży. Przy "Crescendo" wiedziałam już czego się spodziewać i... powieść zdobyła moje serce.
Książka rozpoczyna się spokojnie, wręcz sielankowo. Nora i Patch zakochani w sobie gruchają jak dwa gołąbki. Gruchanie jednak przerywa zdarzenie, które popycha Norę do drastycznych kroków. Uznaje, że Patch nie jest zdolny do głębszych uczuć i zrywa z nim. Sytuacja jeszcze bardziej się komplikuje, kiedy na scenie pojawia się przyjaciel z dzieciństwa Nory, przyjaciółka znajduje nowego chłopaka, a Patch... nową dziewczynę. Tylko czy aby na pewno wszystko jest takie na jakie wygląda?
Książka ma niesamowity klimat. Podobnie jak okładka jest mroczna, groźna, a jednocześnie niezmiernie wciągająca. Pełno w niej "niegrzecznych chłopców" równie nieposłusznych dziewczynek i niebezpiecznych sytuacji. Ciekawe jest to, że bohaterowie, którzy w innych okolicznościach byliby tak zwanymi "czarnymi charakterami" tu budzą czytelnika sympatię, kibicujemy im nawet wówczas, gdy używają przemocy. Odbiorca nie potępia bójek i ciemnych zaułków, w których wszystko może się zdarzyć, ale z ciekawością tam zagląda. 
Książkę czyta się niesamowicie gładko. Język, którym posługuje się autorka dociera do serca czytelnika. Pamiętajmy, że jest to powieść dla młodzieży, więc nie należy oczekiwać wyrafinowanego języka i filozoficznych przemyśleń. Jeżeli tak podejdziemy do sprawy - język książki i jej klimat po prostu zachwyci i oczaruje. 
Jedyny minus to głowna bohaterka, a raczej jej niezdecydowanie i nieumiejętność radzenia sobie z własnymi uczuciami. Nienawidzę go! Kocham go! Tęsknię za nim! Wynoś się stąd! Te wszystkie emocje Nora potrafi przeżywać w swoim sercu w ciągu jednej sekundy. Podchodziłam z pewnym pobłażaniem do tej huśtawki nastrojów. Pamiętam bowiem własne odczucia, kiedy miałam naście lat :-)))
Akcja na początku jest spokojna, jednak potem - zgodnie z tytułem - jest coraz szybsza, głośniejsza, aby na końcu huknąć wydarzeniami. Kiedy czytelnik zbliża się do końca powieści ma wrażenie że po wielu perypetiach wszystkie elementy poukładały się na swoich miejscach. Jest tylko jedno "ale" dotyczące postaci ojca Nory. I ten właśnie wątek powoduje, że wszystkie elementy układanki znowu się mieszają... a czytelnikowi nie pozostaje nic innego, jak zagryźć zęby i czekać na kolejny tom. Ciekawa jestem czy będzie zatytułowany "Forte"...
Polecam wszystkim tym, którzy mają dość ckliwych historyjek o miłości i uczuciach. To jest zupełnie inne ujęcie tematu...
I te ANIOŁY....
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Otwarte. Warto było. 

sobota, 22 stycznia 2011

Po prostu koci świat...

Szare,bure i pstrokate,
Wszystkie koty za pan brat,
Mają drogi swe i płoty,
Po prostu koci świat ...

Ta piosenka to moje dzieciństwo. Kot Filemon i jego starszy kumpel Bonifacy w krótkich dziesięciominutowych bajeczkach zawsze będą budzili moje rozczulenie i sentyment. Te dwa kotki są moimi ulubieńcami w każdej formie. Nic więc dziwnego, że moje dzieci od małego znały ich przygody. Starsza od Filemona właśnie nauczyła się, że na drodze trzeba uważać na samochody.

Wielką radość sprawiło nam Wydawnictwo Wilga przesyłając dwie książeczki o przygodach kota Filemona. Na pierwszy ogień poszła "Złota rybka", której okładka jest w kolorze uwielbianym przez moją Starszą, czyli żółtym.
Tym razem Dziadek wybiera się na ryby. Żartobliwie stwierdza, że złapie dla Babci złotą rybkę spełniającą trzy życzenia każdego, kto je wypowie. Bonifacy przerażony dochodzi do wniosku, że życzenia myszek mogą być dla kociaków co najmniej niebezpieczne...
Opowieśc jest bajkowa snuje się wolno i leniwie, co w przypadku książeczek dla dzieci jest ogromna zaletą. Mnie zafascynowała dbałość o język. "... Bonifacy wyciągnął się na zwalonym drzewie w ciepłej plamie słońca..." Czytając to zdanie po prostu czułam ciepło słoneczka i sielankowość sytuacji. Cała powiastka jest właśnie taka - ciepła i pogodna. Oczywiście jak każda prawdziwa książeczka dla dzieci ma morał. Kiedy dziadek łapie złotą rybkę, spełnia życzenie... złotej rybki i wypuszcza ją do rzeki. Sytuacja spowodowała wiele komentarzy Starszej i wniosek, że rybka też zasługuje na spełnienie jej życzenia.  
Książeczka jest godna polecenia zarówno w treści jak i w formie. Wydawnictwo Wilga zadbało o szczegóły. Książeczka jest w twardej lecz wyściełanej okładce, co daje uczucie - jak to określiła moja "Starsza" - "książkowej podusi". Nawet krańce stron zostały zaokrąglone, aby żaden berbeć nie zrobił sobie krzywdy. A już okładka jest po prostu mistrzostwem dziecięcej ilustracji. Szkoda tylko, że Filemon i Bonifacy to już nie są kotki z mojego dzieciństwa, lecz zupełnie inne kotki...

środa, 19 stycznia 2011

O tym że Wilga to ptak, który raduje dzieciaki :-)

Dzisiejszy wieczór moja Starsza spędziła na jęczeniu w kółko tego samego. Odmieniała zwrot "Poczytaj mi mamo" przez wszystkie przypadki czasy, tryby i co jeszcze jest możliwe. A wszystko za sprawą paczki, którą przyniósł nam Pan listonosz. Po otwarciu okazało się że w środku są książeczki dla dzieci od Wydawnictwa Wilga. Korzystając z okazji stworzyłam niewielki stosik, który prezentuję:

Cztery pierwsze pozycje to właśnie Wydawnictwo Wilga. Tupcio Chrupcio w dwóch odsłonach: "Urodzinowy prezent" i "Kapryśna myszka" zachwyciły nas ilustracjami. Kolejna pozycja to "Kot Filemon i Czerwony Kapturek" W paczce znalazł się jeszcze "Kot Filemon i złota rybka", ale na czas zdjęcia Starsza zaanektowała książeczkę i żadne argumenty nie przekonały jej do choćby chwilowego z nią rozstania. W związku z powyższym "Kot Filemon i Czerwony Kapturek" pełni honory. Hitem przesyłki okazała się książeczka Doroty Gellner pt. "Roztrzepana sprzątaczka". Dwie wcześniejsze książeczki stoją u nas na półce na honorowym miejscu (o jednej z nich pisałam tu.) Obie czytywane są często i namiętnie, a teraz do kompletu doszła trzecia :-))) Kolejną pozycją jest książka "W biegu... książka podróżna". W swoim czasie chciałam ją wygrać w konkursie jednak nie udało się. Wydawnictwo Universitas sprawiło mi ogromną frajdę przesyłając mi tę książkę wraz z książką "Fotografia jako sztuka współczesna". A na koniec niczym wisienka na torcie prezentuje się książka od portalu "Lubimy czytać" pt. "Mariola moje krople..." Z AUTOGRAFEM! 
Brakuje mi tylko czasu żeby podelektować się tym wszystkim...

wtorek, 18 stycznia 2011

Otuleni deszczem

Znacie to uczucie, kiedy jedziecie samochodem przez spokojną okolicę i nagle czujecie, że musicie zwolnić tylko po to, aby przedłużyć tę chwilę, posłuchać ptaków, podelektować się spokojem i ciszą... Po chwili wracacie do rzeczywistości, znowu pędzicie do celu, ale ta chwilka na długo pozostanie w Waszej pamięci. Taka właśnie jest książka "Otuleni deszczem". Jeżeli trafi ona w ręce czytelnika po kilku pozycjach z szybką akcją, częstymi dialogami i "głośną" fabułą, to doprowadzi do zatrzymania się i zamyślenia. Bo właściwie po co pędzić? Może lepiej podelektować się każdą napotkaną literką, dbałością o szczegóły, pięknem opisów i tematem - niekoniecznie błahym?
Tucker - zawodowy fotograf jest człowiekiem z przeszłością, z którą nie może się uporać. Aby zapomnieć oddaje się podróżom i pasji fotografowania. Jednak życie zmusza go, aby zwolnił i rozejrzał się wkoło siebie. Jego przyjaciółka z dzieciństwa Katie potrzebuje pomocy. Jego przyrodni brat Mutt również nie poradzi sobie bez jego pomocnej dłoni. Cała trójka jest poraniona i skrzywdzona przez los. Każdy z nich wśród  beznadziei wspomnień znajduje jednak światełko prowadzące przez życie. To Mama Ella - opiekunka, która dla chłopców w dzieciństwie była sterem, żeglarzem i okrętem. Czytelnik obserwuje, jak Tucker wraz z bliskimi podnosi się, jak radzą sobie ze wspomnieniami, jak walczą o to, aby każdy następny dzień był bliższy normalności niż poprzednie. Coś pięknego. 
Książka zachwyca na kilka sposobów Po pierwsze jest przepełniona wiarą. Mama Ella jest osobą głęboko wierzącą - każdy problem potrafi rozwiązać cytatem z Biblii. I choć jestem osobą, której drogi jakoś nie prowadzą do Kościoła, to jednak sposób pokazania wiary przez autora budzi we mnie podziw i szacunek. Moje serce zdobyła historia Elli o skrytce na ludzi. "Są tam schowani ludzie. Ludzie, których kochasz, a którzy Ciebie kochają. Skrytka ma się dobrze, gdy jest pełna, a boli, gdy jest pusta." Mama Ella wiele życiowych prawd tłumaczy na swój prosty i przejrzysty sposób, który powoduje, że nawet najbardziej zawiłe sprawy wydają się proste. 
Po drugie książka ma w sobie nastrój. Ogromna rezydencja, ojciec będący złym człowiekiem, ciepła i oddana opiekunka, wielkie przestrzenie, na których dzieciaki spędzają każdą wolną chwilę... Wszystkie te elementy składają się na klimat - ciepły jak pyszna herbata... niestety gorzka z powodu przemocy, która jest w książce bardzo istotnym składnikiem. Należy jednak podkreślić, że autor w mistrzowski sposób żongluje emocjami tak, aby czytelnik miał poczucie obiektywizmu co do obserwowanych zdarzeń. 
Po trzecie autor wyjątkowo zadbał o szczegóły. Każdy bohater ma swoją historię, nawet sześcioletni chłopiec jest postacią z niebanalną przeszłością. Każde miejsce jest jedyne w swoim rodzaju. Dom w którym chłopcy się wychowali, biuro ojca, kamieniołom - każde miejsce możemy malować w wyobraźni i to bynajmniej nie dowolnie, lecz pod dyktando autora. 
Książkę polecam z całego serca. To jedna z tych pozycji która każdemu da coś dobrego. Pozwoli zwolnić i pomyśleć, czy wystarczająco szanujemy to co mamy. Pokaże każdemu że można cieszyć się z drobiazgów takich jak czas spędzony z bliskimi - nawet podczas deszczu i niepogody.
Reasumując - niesamowicie mnie ta powieść "uduchowiła". Tak pozytywnie. 
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa WAM za co serdecznie dziękuję. Została ona wydana w ramach serii Labirynty". Bardzo jestem ciekawa kolejnych. 

niedziela, 16 stycznia 2011

Literki na dworcu

Literki na dworcu" to książeczka, która dotarła do mnie od Wydawnictwa WAM przed samymi świętami. Starsza na widok literek zacietrzewiła się i stwierdziła, że szlaczki to Ona może robić w szkole, a nie w domu. Pozostawiłam bez komentarza, jednak książeczkę położyłam na biurku. I co się okazało? Może i rzeczywiście szlaczki Jej nie przekonały, za to naklejki były tym elementem, który przeważył.  
Książeczka zawiera wierszyk o literkach, które wybierają się w podróż pociągiem. Każda z literek taszczy ze sobą przedmiot zaczynający się na odpowiednią literkę. Jedynie "Y na ten rozgardiasz patrzyło z przedziału, cieszyło się w duchu, że nic nie zabrało." Obok wierszyka na każdej stronie jest obrazek do pokolorowania i linijka literek do napisania przez malucha. Zapomniałabym - oczywiście jeszcze naklejki, które moją Starszą przekonały do przewertowania książeczki. Jak już ponaklejała to stwierdziła, że pokoloruje. Jak pokolorowała to łaskawie oświadczyła, że głupio wygląda, gdy część strony jest zrobiona a część nie, więc i szlaczki literkopodobne wykonała. I O TO CHODZI !!!

sobota, 15 stycznia 2011

Wyniki konkursu

"Cukiernia pod Amorem" tom II znalazła nowego właściciela. Jako że nie lubię cięcia karteczek, wypisywania i całego szumu wkoło tego, a programiku do losowania (który bardzo mi się podoba) nie umiem pobrać -  poprosiłam moją drugą połowę w postaci Męża o odegranie roli "sierotki". Mój mąż - jak każdy mężczyzna - nie mógł po prostu podać liczby, tylko zaczął myśleć. Po kilku minutach ogłosił: PIĘĆ!!!. Wyliczenie było dość skomplikowane. Powiem tylko, że związane było z książką "Kompania braci", której bohaterami są żołnierze 101 dywizji powietrzno-desantowej, oraz ilością osób która się zgłosiła, czyli 48. 
Podsumowując - książka trafia do IZUSR!
Gratuluję i poproszę adresik na maila.

sobota, 8 stycznia 2011

Chaty krzyczące

Po książkach współczesnych, często lekkich, łatwych i przyjemnych trafiłam na książkę, która ściągnęła mnie na ziemię i podcięła - na szczęście na krótko - skrzydła. W pierwszej chwili żałowałam, że ją przeczytałam, jednak szybko opamiętałam się. Przecież to książka o tym, co naprawdę się wydarzyło i to nie tak dawno. Przecież pokolenie moich dziadków doświadczyło tego na własnej skórze. Dlatego właśnie takie książki powinny istnieć, należy o nich mówić, promować je i przekazywać dalej. 
"Chaty krzyczące" to zbiór opowiadań obrazujący trudne relacje polsko - ukraińskie w czasie wojny i tuż po jej zakończeniu. Książkę podzielono na dwie części. Pierwsza z nich zawiera opowiadania o tragicznych zdarzeniach jakie miały miejsce na ziemiach wschodnich zaraz po drugiej wojnie światowej. Każdy z nas z lekcji historii wie, że Polacy walczyli z Ukraińcami (nie mam zamiaru wchodzić w polityczne dyskusje). Każdy z narodów miał swoje racje, każdy z narodów był krzywdzony i poniżany. Autor książki w ogromie ludzkich nieszczęść pokazuję tragedię jednostek - Polaka zakochanego w Ukraince, która zostaje na jego oczach brutalnie zgwałcona i zamordowana, ojca mordującego własnego syna, syna, który chce zabić własną matkę tylko dlatego, że jest Ukrainką... każde opowiadanie to ból i smutek. Człowiek zastanawia się, co musi się wydarzyć, żeby ludzie tak nisko upadki. Do tego wszystkiego dochodzi świadomość, że Ci ludzie bardzo długo byli sąsiadami, żyli obok siebie. Na pewno nie darzyli się braterską miłością, ale funkcjonowali się szanowali i pomagali sobie w codziennym życiu.
Druga część książki to opowiadania o tragedii ludzi przesiedlonych na zachód, pozbawionych korzeni; ludzi których przerzucono daleko od domu, a następnie pozostawiono własnemu losowi. 
Smutne to wszytko i przygnębiające, jednak trzeba pamiętać. Polecam ją wszystkim tym, którzy wśród literatury łatwej, lekkiej i przyjemnej chcieliby przypomnieć sobie, że książki służą też ku przestrodze pokoleń. Żeby nie zapomnieli i nigdy nie dopuścili do powtórki z historii. Bardzo spodobały mi się słowa zawarte w książce które pochodzą od Wydawcy:
"Należy (...) wyartykułować prawdę, o której się nie mówi. Oczywistą dla wszystkich, którzy wojnę pamiętają i być może mniej oczywistą dla pokoleń wychowanych w pokoju. 
Czas wojny to okres, w którym prawa moralne i etyczne są jakby w zawieszeniu. To czas, w którym uaktywniają się i często przewodzą małym grupom siejącym strach i spustoszenie jednostki aspołeczne; ludzie, których w czasie pokoju nazywamy marginesem społecznym. W czasie pokoju ludzie tacy są izolowani na podstawie wyroków za przestępstwa.
To przecież nie intelektualiści palili chaty i mordowali okrutnie po obu stronach. Ale do intelektualistów należy pokazanie ogromu krzywd z przesłaniem: nigdy więcej!"
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Promocyjnego Albatros za co serdecznie dziękuję.

piątek, 7 stycznia 2011

Grisham i młody prawnik

Twórczość Johna Grishama jednoznacznie kojarzy mi się z dobrą prozą określaną mianem thrilleru prawniczego. Zaczęłam dawno, dawno temu, od "Bractwa". Potem z rozpędu pochłonęłam "Ławę przysięgłych", "Klienta" i "Komorę". "Pokochałam też "Raport Pelikana" - zarówno w formie książkowej jak i filmowej. Te pozycje to dla mnie klasyczna twórczość Grishama. W późniejszym okresie autor postanowił odstąpić od prawniczego charakteru swojej twórczości i wydał kilka książek, które można określić jako obyczajowe. Taki właśnie jest "Malowany dom", czy też "Ominąć święta". Taki Grisham już nie bardzo mi pasował. Na szczęście najnowsza książka "Theodore Boone Młody Prawnik" jest powrotem do formy, jaką lubię najbardziej. Szkoda tylko, że powrotem takim delikatnym...
Theo jest trzynastolatkiem, który pochodzi z prawniczej rodziny. Jego mama jest specjalistką od rozwodów a  tata odpowiednikiem naszego notariusza. Nic więc dziwnego, że chłopiec orientuje się w przepisach i wyczuwa prawnicze niuanse dużo lepiej niż jego rówieśnicy. Z kart książki wywnioskować można, że błyskotliwy trzynastolatek właściwie mógłby otworzyć już swoją kancelarię i tylko wiek mu na to nie pozwala. Tymczasem w jego rodzinnym mieście rozpoczyna się głośny proces o zabójstwo. Oskarżenie nie dysponuje dowodami bezpośrednimi a jedynie poszlakami i to też wątpliwej siły. Tymczasem Theo wie coś, co może wpłynąć na bieg procesu... 
Autor John Grisham
Książkę czyta się szybko, łatwo i przyjemnie. Bohaterzy kreowani są jasno i wyraziście. Ten kto ma budzić sympatię - ją budzi, a kto ma być nielubiany - jest darzony antypatią. To powoduje, że książkę odbiera się jak powieść dla młodzieży, choć nie ma wątpliwości, że Grisham nigdy nie parał się takim pisarstwem. Uczucie to wzmacnia wiek bohatera, który ciągle walczy sam ze sobą: iść do szkoły, czy do Sądu? Niespotykana sprawa... Theo (jak na nastolatka przystało) ma nawet swoją stronę internetową http://www.theodoreboone.com, na której możemy obejrzeć pola golfowe i inne szczegóły pochodzące z książki. 
Ogromnym plusem książki jest wyraziste zaprezentowanie amerykańskiego systemu prawnego, tak różnego od tego, który panuje u nas. Ława przysięgłych, decydująca o winie lub niewinności oskarżonego, dużo większa samodzielność sędziego. Książkę można potraktować jako przewodnik po amerykańskim prawie dla początkujących. Dużo mówi się o zasadzie domniemania niewinności, o możliwości powołania świadka, którego nie zgłoszono przed rozpoczęciem procesu. Możemy też znaleźć instytucie w ogóle nieznane naszemu systemowi, np. Sąd do spraw zwierząt, rozpatrujący sprawy wałęsających się psiaków i innych zdarzeń z udziałem czworonogów. 
I jeszcze jedno - książka, pomimo tego, że mówi o morderstwie, przedstawia proces i najeżona jest prawniczymi szczegółami - posiada w sobie nastrój i pogodę, która powoduje, że nawet w deszczowe (czy też śnieżne dni) czyta się ją z uśmiechem na ustach. Pies Sędzia, sekretarka ubierająca się cokolwiek dziwnie, przyjaciele Theo, pierwsze młodzieńcze zauroczenie... to wszytko składa się na powieść, którą chce się czytać. 
Książka jest naprawdę dobra, jednak moim zdaniem Grisham w tym przypadku nie wspiął się na wyżyny swoich talentów pisarskich. Ja osobiście poleciłabym ją tym wszystkim, którzy przygodę z Grishamem dopiero zaczynają. Po jej przeczytaniu wiele szczegółów procesowych zawartych w  innych książkach nie budzi już żadnych wątpliwości. Wytrawnych znawców Grishama, którzy nastawiają się na klasykę może nieco rozczarować...
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Amber, za co serdecznie dziękuję. Zresztą pozostałe książki Grishama, stojące w rządku w mojej biblioteczce również wydane zostały przez to Wydawnictwo.
Pięknie prezentują się na mojej półce!

czwartek, 6 stycznia 2011

Premiera Crescendo

Zupełnie niedawno przeczytałam książkę "Szeptem". Książka niezła w związku z czym ucieszyła mnie wiadomość, że 12 stycznia w naszych księgarniach ukaże się drugi tom przygód Nory. 
Notka Wydawcy:
Nora wiedziała, że jej życie jest dalekie od doskonałości. Pomimo tego rozpoczyna romans ze swoim aniołem stróżem Patch'em. Niestety Patch zaczyna się od niej oddalać, a Nora nie może zrozumieć czy robi to dla jej dobra czy jego zainteresowanie przeszło na jej arcy-wroga, Marcie Millar. Mało tego Nore nawiedzają obrazy jej ojca. Dziewczyna pragnie dociec co tak naprawdę stało się w nocy gdy wyjechał z Portland i nigdy nie wrócił.
Im bardziej Nora zagłębia się w tajemnice śmierci ojca tym bardziej zastanawia się czy jej Nephilizm ma coś z tym wspólnego. Kiedy Patch przestaje odpowiadać na jej pytania i wyraźnie staje na jej drodze, Nora zaczyna szukać odpowiedzi na własną rękę, a posiadanie osobistego anioła stróża wcale jej tego nie ułatwia. Ale czy naprawdę może liczyć na Patch'a, a może skrywa on tajemnicę mroczniejszą niż może to sobie wyobrazić? 

Jak tylko będę miała okazję na pewno znajdzie się w moich rękach :-)))

środa, 5 stycznia 2011

"Zakręty losu"

Kiedy wzięłam książkę "Zakręty losu" Agnieszki Lingas – Łoniewskiej do ręki nie wiedziałam zupełnie, czego się spodziewać. Autorki nie znałam, okładka mi się nie spodobała, o książce nic nie słyszałam. Pomyślałam jednak, że spróbuję choćby dlatego, że to literatura polska, a wszystko co polskie ... :-)))
Jak dobrze, że nie zrezygnowałam! Książka zadziałała jak odkurzacz - pochłonęła mnie na dwa dni, poobijała moja psychikę, a następnie zrozpaczoną wyrzuciła z siebie. Dlaczego zrozpaczoną? Bo dopiero na końcówce zorientowałam się, że to pierwszy tom, a na drugi ... TRZEBA CZEKAĆ!!! 
Fabułę przedstawię krótko, bo wiele osób przede mną to już uczyniło.
W pierwszej części poznajemy  Kasię Matczak (dziewczynę poukładaną z właściwym systemem wartości), która zmuszona jest zostawić za sobą wszystko i wraz z ojcem przenieść się do domu Jego narzeczonej Anki. Na Kasię czeka przybrana siostra stanowiąca zupełne przeciwieństwo. Negatywne emocje pomiędzy przybranymi siostrami pojawiły się od pierwszych spotkań. Kasia uprawia sporty i podczas jednego z treningów poznaje Krzysia, którego życie jest już związane (w przedziwny i chory sposób) z nową rodziną dziewczyny.  Młodzi zakochują się w sobie bez pamięci. Uczucie to prowadzi jednak do powikłania losów całej rodziny, a co najgorsze - Kasia również cierpi i nie potrafi poradzić sobie z wydarzeniami, które stawia przed nią los...
W drugiej części spotykamy zimnego mecenasa Borowskiego i piękną prokurator Kochańską którzy stają  po dwóch stronach głośnego procesu sądowego. Co tym razem szykuje los? 

Książka jest niesamowita z kilku względów. Po pierwsze nie jest to jakaś wydumana historia, jakich na rynku wydawniczym obecnie wiele. Wydarzenia opisane w książce rzeczywiście mogły mieć miejsce i nie ma potrzeby ingerencji wampirów, wilkołaków i innych mocy nadprzyrodzonych. Rzecz dzieje się we Wrocławiu, akcja zawiązuje się na ławeczce w parku, bohaterzy to ludzie z krwi i kości - każdy z nich ma swoje wady i zalety, każdy jest wyjątkowy. Podziwiam umiejętność autorki do kreowania postaci drugoplanowych. Sylwia, czy też Łysy nie stanowią wiele w przebiegu akcji, a mimo to ich postacie są wyraziste i pełne życia.  
Po drugie Pani Agnieszka posiada niezwykle "łatwe pióro" - opowieść chwyta czytelnika i nie chce puścić. Autorka zastosowała ciekawą formę przedstawienia myśli bohaterów. Na początku drażniło mnie to, ale po kilku stronach uznałam to za wartościowe wzbogacenie treści. Im bardzie wgłębiałam się w losy Krzysia i Kasi, tym bardziej zabieg ten dopełniał całą historię.   
Po trzecie w książce są tak zwane "momenty" :-))) Miłość - zarówno w swerze emocjonalnej jak i fizycznej - wylewa się z kartek. Chwile te ubrano w słowa delikatnie, w sposób nie rażący niczyich uczuć. Jak to określiła sama autorka w wywiadzie który przeczytałam tu - "...nie jest łatwo napisać scenę erotyczną tak, aby z tego niesmaczny pornusek nie wyszedł".  Miłosne sceny stworzone przez Panią Agnieszkę są delikatne a jednocześnie pełne namiętności... 
Jeszcze jedna rzecz mnie urzekła. Książka porusza problem narkotyków, alkoholu i innych używek. Wątek ten jednak nie jest moralizatorski. On po prostu jest - obiektywnie przedstawiony bez żadnych większych emocji. Oczywiście emocje są w bohaterach, ale czytelnik jest ich biernym obserwatorem. Budzi jednak wiele kontrowersji i pytań. Jak to możliwe, że dwie dziewczyny mogą być tak różne? Gdzie tkwił błąd Anki? Co powoduje, że młody człowiek nie widzi zła, które niosą za sobą prochy i lgnie do nić jak ćma do ognia? 
Podsumowując - książka pochłania czytelnika, wykręca go na lewą stronę wywołując różnorodną gamę uczuć, poprzez swoją normalność jest niesamowita, a dzięki autorce nie nudzi ani przez chwilę. 
I gdybym wiedziała że to pierwszy tom...  
Na zakończenie dodam, że książkę czytałam wszędzie. Nawet leżąc na podłodze i jedną ręką bawiąc się samochodzikami z Młodszym, oczami wodziłam po literkach. 
Takie perełki powinny mieć gdzieś umieszczone ostrzeżenie przed czytaniem w krótkich chwilach wolnych. 
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa "Novae Res" za co jeszcze raz serdecznie dziękuję Panu Wojciechowi. Panie Wojtku - chwile z takimi książkami to miód na moje serce. 



wtorek, 4 stycznia 2011

Wygrywajka z Cukiernią pod Amorem

Po czym poznać przyjaciół? Po tym, że znają nasze oczekiwania, marzenia i zachciewajki. Sprawdziło mi się w 100 procentach. Z racji 18 rocznicy 18 urodzin (podwójnie pełnoletnia - a co :-))) dostałam książkowe prezenty. Najpierw w pracy cztery Sroczki podarowały mi książki "Rok w poziomce" i drugi tom "Cukierni", a po południu moja sąsiedzka przyjaciółka również przyszła z "Cukiernią" pod pachą. Dziewczyny - jesteście niezastąpione :-)))
W związku z powyższym ogłaszam, że jeden z drugich tomów Cukierni czeka na nowego właściciela. 
Zapraszam do wpisywania się pod postem celem wyrażenia chęci zaopiekowania się drugim tomem "Cukierni". Prosiłabym również o umieszczenie u siebie zdjęcia z informacją o "Wygrywajce". 
Losowanie odbędzie się 15 stycznia wieczorem.
Chętnych zapraszam serdecznie. 

niedziela, 2 stycznia 2011

Polska literatura wygrywa!!!

Skończyłam czytać "Zakręty losu" Agnieszki Lingas - Łoniewskiej. Nie napiszę jeszcze recenzji, a jedynie kilka słów, które mi się nasunęły po przeczytaniu tej książki. 
Mistrzostwo literatury polskiej! Wspaniała narracja, pochłaniająca czytelnika fabuła, a do tego to coś - rzadko spotykane, ale jeżeli już jest - to rewelacja!
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa "Novaeres" i to jest właśnie przyczynkiem tego krótkiego wpisu. Zawsze bałam się momentu, kiedy będę musiała zrecenzować książkę słabą; taką która po prostu mi się nie podobała. Takiej sytuacji jeszcze nie było. Otrzymałam natomiast książkę, której nie przeczytałabym, gdyby nie przemiły Pan Wojciech z  Wydawnictwa "Novaeres". Panie Wojtku - wielkie dzięki!
Dużo było dyskusji na blogach o egzemplarzach recenzenckich, obiektywizmu wystawianych opinii takim książkom i uczciwości recenzentów. Ja wiem jedno - współpracę z Wydawnictwami podjęłam licząc na dobry gust osób, które książki mi podsyłają. I nie zawiodłam się! 
Panie Wojtku - dziękuję. 

sobota, 1 stycznia 2011

Kryminał, jakiego mi trzeba

Wiele książek ma swój klimat - uroczy, niepowtarzalny, mroczny, bajkowy i każdy inny jaki można sobie wyobrazić. Nie każda książka jednak - a raczej  nie każdy autor - ma w sobie tyle sił, aby o ten klimat dbać, hołubić mu i detalami wzbogacać jego odczucia. Niewątpliwie czytelnikowi łatwo wczuć się w charakter epoki w przypadku książki, która po prostu została wówczas napisana. Ale książka współczesna? Opowiadająca o Kanadzie z przełomu XIX i XX wieku? Byłam bardzo ciekawa jak autorka poradziła sobie z tym niełatwym przecież zadaniem, zwłaszcza, że uwielbiam wyszukiwać w książkach nieścisłości. W tym przypadku nie udało się. Książka bezbłędnie wprowadza w nastrój epoki, a autorka Maureen Jennings zyskała mój ogromny szacunek. Stworzyła fenomenalny, klasyczny kryminał, pozwalając czytelnikowi przebywać w zupełnie innej epoce jednocześnie delektując się drobiazgami i szczegółami z życia ówczesnych bohaterów. 
Książka zaczyna się - jak na kryminał przystało - od znalezienia zwłok. "Znalezienia" w niecodziennym tego słowa znaczeniu - ciekawych zapraszam do przeczytania. Już ten opis dał mi przedsmak całości. Profesjonalny po prostu. Kilkanaście pierwszych zdań zawładnęło wyobraźnią i nie chciało puścić. Ale do rzeczy. Okazuje się że zamordowaną jest  Therese Laporte - służąca bogatych mieszkańców miasta.  Dziewczyna spodziewała się dziecka co dodatkowo utrudniało pracę detektywa Wiliama Murdocha. W trakcie śledztwa okazuje się, że każdy z domowników ma jakiś sekret. Akcja pędzi i rozwija się. Dochodzi do kolejnych nieszczęść, które pomału prowadzą naszego bohatera detektywa do rozwikłania zagadki. Rozważne śledztwo pełne metodycznego dochodzenia przeradza się  w wyścig pomiędzy obrońcą prawa a bezdusznym mordercą. 
Książka urzekła mnie. Stanowi wykończoną całość w każdym calu. Przy wartkiej akcji, autorka zadbała o to, aby odbiorca uczestniczył w niej  jako obserwator "stojąc na krawężniku drogi" na której dzieje się akcja. Czytelnik poznaje realia codziennego życia bohaterów. Wraz z nimi pali fajkę, dba o szczegóły niecodziennej dla nas garderoby, poznaje delikatne niuanse stosunków damsko - męskich i brutalne realia XIX - wiecznego rynku pracy. Do tego akcja toczy się zimą, kiedy osoby o średnim statusie materialnym po prostu walczą o przetrwanie. Mnie natomiast zdobyła historia młodych gazeciarzy, którzy trzymali się życia dziecięcymi pazurkami walcząc o przetrwanie na ulicach wielkiego miasta. 
Po zamknięciu ksiązki moje myśli wędrowały do andersenowskiej dziewczynki z zapałkami, która na pewno gdzieś tam siedziała w tym zimnie.
Książka stanowi pierwszy tom serii, która osiągnęła ogromną popularność w Kanadzie. Myślę, że u nas detektyw Murdoch również łatwo nie odda pola. 
Wydawnictwo Oficynka postawiło na dobrego konia. :-)))