niedziela, 30 grudnia 2012

Przed świtem

Koniec. Koniec. Nareszcie koniec. Sagę "Zmierzch" czytałam kilka lat. Po każdym tomie musiałam zrobić sobie przerwę. W każdym słodyczy było tyle, że się przelewało jak miód z garnuszków Kubusia Puchatka. Nawet ten miś o bardzo małym rozumku wiedział, że co za dużo to niezdrowo. Przerwa pomiędzy trzecim a czwartym tomem trwała kilkanaście miesięcy. Okazało się, że to i tak za krótko.
Tomiszcze opasłe niesamowicie. Przez pierwsze sto stron "radujemy się z Bellą, która wychodzi za mąż za Edwarda. Kolejne sto stron to opis męczarni w ciąży. Następne to opisy Renesmee - wspaniałej córeczki Belli i Edwarda. Dalej mamy stustronnicowe przygotowania do walki z Volturi, zwycięstwo i... koniec.
Jeżeli myślicie, że upraszczam, to zapraszam do lektury. Powieść licząca prawie 700 stron, które z powodzeniem można było usadowić w książce o połowę cieńszej. Dłużyzny powodowały, że czytając ją wieczorem co i rusz przysypiałam. Klęłam na swój zwyczaj czytania do końca bez względu na wszystko.
Najważniejsze jest to, że udało się dobrnąć do finałowych scen. Dzięki temu mogę z całą pewnością stwierdzić: Jakże się cieszę że to już ostatni tom!

czwartek, 27 grudnia 2012

Radość wszelka - moja biblioteczka wielka :-)))

 Ze względów organizacyjnych, logistycznych, miejscowych i co tam jeszcze potrzebne dla usprawiedliwienia tej przeprowadzki - moja biblioteczka wyjechała z sypialni do salonu. A zaczęło się ....


... od choinki w kącie pokoju. Jej miejsce - od kiedy mieszkamy w naszym mieszkanku - zawsze jest w tym kącie i po zmianach też w nim wylądowała. Ale o tym za chwilę. Kiedy nadszedł "dzień po świętach", (co oznacza że można już fizycznie pracować bez narażenia uczuć sąsiadów na szwank) choinkę z kąta wytargano pozostawiając pusty kąt oczekujący na nowego lokatora ...


Po odkurzeniu, wyczyszczeniu, wymyciu i pozachwycaniu się wolną przestrzenią, w kąt wjechała moja najukochańsza, najwspanialsza, przepiękna ukochana biblioteczka! :-)))


Generalnie mieszkańcami biblioteczki mają być książki wszelkiej maści i rodzaju, ale jako pierwszy wprowadził się....


... obywatel płci męskiej - obecnie chory na zapalenie ucha - który kategorycznie oświadczył, że jedna z pólek znajdująca się na wysokości jego wzroku ma być na JEGO książki,  Tak też się stało. Po wygonieniu  Młodszego i ustaleniu, kto, gdzie i w jakiej kolejności, moje śliczności prezentują się następująco: 


Szczegółów niestety nie będzie ponieważ: primo - zdjęcia są marnej jakości jako że robione telefonem, który lampy błyskowej nie posiada; secundo: wśród mieszkanek półek panuje chaos i nieład spowodowany głównie brakiem moich sił spowodowanym dźwiganiem tego całego majdanu.
Powiedzcie, że ślicznie....

sobota, 8 grudnia 2012

Kryminalne Tutto bene

Smakowita książka, nie ma co... W trakcie czytania ciągle miałam ochotę coś przegryzać, próbować, czy choćby żuć gumę, aby czymś zająć żuchwę. Opisy potraw i ich sporządzania są tak smakowite, że kryminalny wątek robi się wyjątkowo apetyczny...
W modnej warszawskiej restauracji "Tutto bene" zostaje zastrzelona młoda kelnerka pochodząca z Ukrainy. Świadkiem tego nieszczęścia jest przesympatyczna panna Zosia o wyjątkowo delikatnym podejściu do życia i na zabój zakochana w kucharzu Grzegorzu. Pan Grzegorz jest młodym człowiekiem uwikłanym w trudny związek z Gosią, szukającym własnej drogi i pchającym nos w nieswoje sprawy, co pomaga policjantowi prowadzącemu śledztwo w rozwikłaniu zagadki. Komisarz Górzyański jest - jak rzadko - wyjątkowo sympatycznym śledczym, który ma wspaniałą rodzinę, leniwego psa i przycisk w głowie przełączający go pomiędzy trybami "policjant" - "człowiek". Każda z tych osób na swój sposób zostaje uwikłana w morderstwo Ukrainki i każda przyczynia się do rozwiązania zagadki. Kryminalna intryga jest pomysłowa i zaskakuje rozwiązaniem. Obok wątku pt. "kto zabił" jest wiele historyjek pobocznych. Jest Zosia ze swoim płomiennym uczuciem do Grzegorza, jest rodzina Górzyańskiego, która przeżywa swoje rozterki i jest oczywiście pies z awersją do aktywności większej niż kurs pomiędzy miską a legowiskiem. Wszystkie te wątki są bardzo lekko i ciekawie przedstawione. Nie należy tez zapomnieć o wątku kulinarnym... tutto bene!
Bardzo podobał mi się pomysł autorów na książkę. Otóż określenie "skakanie z kwiatka na kwiatek" pasuje tu niemal idealnie. Wątków jest wiele i przeplatają się wzajemnie w bardzo ciekawy sposób. Często jest tak, że scenka zajmuje pół strony (kilkanaście zdań) a już wprowadza do fabuły coś nowego i ciekawego. Te krótkie migawki z poszczególnych wątków wprowadzają świeżość i poczucie zawrotnej akcji i błyskawicznego rozwoju zdarzeń. Zabieg ten - moim zdaniem - w kryminałach jest wyjątkowo atrakcyjny. Nikt nie lubi tego typu książek, w których akcja toczy się jak flaki z olejem.
Drażniła mnie trochę przewidywalność głównych bohaterów. Tu nikt nie zaskoczył. Jeżeli ktoś jest dobrym charakterem, to od początku do końca. Zły charakter również nie przechodzi metamorfozy. Wyjątkiem od tej zasady jest główny bohater zakończenia, jednak też nie jest to tak zaskakujące jak mogłoby być.
Dodam jeszcze że dawno nie czytałam tak dobrego kryminału. Jeżeli lubicie zagadki - polecam "Tutto bene".

czwartek, 6 grudnia 2012

Słowotwórstwo Starszej i ... znajomego Szweda

Moja córcia jest uczennicą drugiej klasy. Zgodnie z zasadą "Polska języka trudna języka" co pewien czas demonstruje swoje umiejętności związane ze słowotwórstwem. Ostatnio przerabiałyśmy odmianę rzeczownika przez rodzaje. Zgodnie z zasadami języka polskiego odmieniamy rzeczowniki przez rodzaj męski, żeński i nijaki. 
Wedle mojej córki nazewnictwo brzmi nieco inaczej. Zaczynając od końca: rodzaj nijaki, rodzaj żeński i rodzaj chłopacki
Ale i tak na razie nie przebiła znajomego Szweda, który usilnie próbował nauczyć się języka polskiego. Na lekcji dostał zadanie polegające na odmianie przez osoby rzeczownika jechać. 
Brzmiało to tak: ja: jechę, ty: jechesz..... 

wtorek, 4 grudnia 2012

Thorgal, powieść czy komiks?

Za górami, za lasami... tak zaczyna się większość bajek dla dzieci. Chciałoby się powiedzieć: szkoda, że tylko dla dzieci, ale nie ma co żałować. Bajki dla dorosłych zaczynają się może mniej przewidywalnie i efektownie, ale jak już się trafi na dobrą bajkę to pochłonie ona dorosłego czytelnika jak "Piotruś Pan" pochłania każdego małego odbiorcę. Tak właśnie ostatnio trafiłam. 
"Thorgal. Wyprawa do krainy cieni" początkowo nie zachęcał. Wręcz  odpychał rysunkową okładką i świadomością, że powieść powstała na kanwie komiksu. Z ciekawością zajrzałam na stronę poświęconą Thorgalowi i osłupiałam. 33 tomy serii głównej, a do tego serie poboczne... pomyślałam sobie, że przy takiej ilości fanów i tak rozbudowanej fabule książka musi być dobra. W sobotę rano usiadłam w fotelu i wśliznęłam się do magicznego świata Thorgala. Książka na tyle mnie pochłonęła, że po kilku godzinach zamknęłam ją z uczuciem niedosytu, oczarowania fabułą i rozczarowania, że tak mało. 
Thorgala poznajemy w sielankowej atmosferze zbioru plonów. Wraz z przyjaciółmi i ukochaną Aaricią raduje się, że zimą mieszkańcy wioski nie zaznają głodu i spokojnie przetrwają najcięższy okres. Radość nie trwa jednak długo. Okazuje, się że córka przywódcy wioski zakochała się w Thorgalu i - górnolotnie rzecz ujmując - z miłości wplątuje siebie i Thorgala w niezłe tarapaty. Bohater zmuszony jest opuścić przyjaciół, Aaricię i swoje nienarodzone jeszcze dziecko, aby ratować zarówno siebie jak i swoją rodzinę. Walczy w obronie własnego życia i kiedy już wydaje się, że zwyciężył pokonuje go ... na szczęście się podnosi... by udać się w niesamowitą podróż.... a kiedy już z niej powraca bogatszy o wiedzę na temat swojej rodziny a uboższy o... eh, próba przedstawienia fabuły tak, aby nie zdradzić szczegółów w przypadku tej powieści jest zupełnie niemożliwa. To własnie - moim zdaniem - świadczy o wysokiej klasie powieści. 
Powieść napisana jest bardzo lekko. Pomimo dość twardych realiów życia głównych bohaterów, walki wręcz, trucia przeciwników i nieugiętych charakterów, czytelnik unosi się nad fabułą oglądając ją nieco z boku. I tak własnie powinno być. Przecież to bajka i zbyt mocne utożsamianie się z bohaterami nie jest raczej wskazane. Wolę raczej czytając obserwować, analizować i zachwycać się dopracowanymi szczegółami krainy Thorgala. 
Książka, jak dobra baśń, wciągnęła mnie niczym wir, przerobiła na lewą stronę, po czym "wypluła" pełną wrażeń i niedosytu. Nie dość, że nie znam pierwszego tomu (biblioteko, nadchodzę!) to jeszcze świadomość istnienia 33 tomów komiksu wskazuje, że powieść właściwie nawet się dobrze nie rozkręciła. Jeżeli tak rzeczywiście jest, to czekam z niecierpliwością na kolejne tomy.