Orson Scott Card lubi tworzyć kilkutomowe powieści z dziećmi w roli głównej. Najlepszym przykładem takiego dziecięcego bohatera jest Ender i jego przyjaciel Groszek. Ich losy ciągną się przez kilka tomów, a każdy tom jest lepszy od poprzedniego. Ciekawi mnie, czy saga o Danny'm będzie równie udana...
Złodziej wrót" to kontynuacja przygód Danny'ego należącego do prastarej rodziny magów. Orson Scott Card nabiera rozpędu, przyspiesza i demoluje spokój ducha czytelnika. W pierwszym tomie pt. "Zaginione wrota" Danny został przedstawiony jako zagubiony chłopiec, którego posiadane umiejętności nieco przerastają. Na oczach czytelnika Danny uczył się korzystać z magii, nabierał pewności siebie i pojmował, że jest wyjątkowy. W drugim tomie mamy do czynienia z pewnym siebie nastolatkiem, świadomym swojej wartości i stawiającym warunki otoczeniu. Tu nie ma już stagnacji. Wydarzenia prą do przodu i zaskakują zwrotami akcji.
Danny już wie, że jest magiem wrót, a jego największym darem jest tworzenie Wielkich Wrót, które prowadzą do Westilu będącego kolebką ziemskich magów. Coraz lepiej panuje nad swoimi umiejętnościami. Co więcej - dowiaduje się, że nie jest sam. Poznaje innych magów, których umiejętności są związane z magią wrót. Pewnego dnia Danny splata wrota, które prowadzą do magicznej krainy. Przejście przez nie przez któregokolwiek z magów wzmocni po stokroć umiejętności, którymi dysponuje. Patrząc przez pryzmat wiszącej "na włosku wojny" jest to śmiertelnie niebezpieczne. Wieść o Wrotach rozchodzi się w tempie błyskawicy wśród rodzin co powoduje, że Danny staje się zwierzyną, a Magowie - łowczymi. Chcąc ukryć się przed poszukującymi go magami Danny zapisuje się do szkoły i próbuje wieść zwykłe ludzkie życie. Udaje mu się to tylko w niewielkim stopniu. Na pewno jednak będąc zwykłym uczniem zyskuje kilku oddanych przyjaciół, którzy na tyle mu zaufali, aby mógł uznać ich za współsprzymierzeńców w walce ze złem. A zło czai się naprawdę blisko....
Drugi tom powieści jest bardziej.... ludzki. Danny przybiera postać typowego nastolatka ze zwykłymi marzeniami i rozterkami. Walczy z młodzieńczą namiętnością, dokonuje wyboru pomiędzy dziewczętami walczącymi o jego względy, popada w konflikt z nauczycielem - wszystko to powoduje, że główny bohater zyskuje na realności i zwyczajności. Jednocześnie Danny co chwila zaskakuje magicznymi umiejętnościami, które niejednego ratują z opresji, a jego samego co i rusz pakują w tarapaty.
Rozczarowała mnie końcowa część powieści. Kiedy wszystko wskazuje na to, że będziemy świadkami jakiegoś kluczowego wydarzenia, nagle autor raczy nas wyimaginowaną filozoficzną papką o... właściwie nie wiem o czym. Bogowie przeplatają się z ludzką anatomią, a istota człowieczeństwa z odpowiedzialnością za własne czyny. Szkoda, bo losy Danny'ego i jego przyjaciół naprawdę mnie wciągnęły i gdyby nie końcówka z niecierpliwością czekałabym na dalsze losy. A tak - moja niecierpliwość została okraszona lękiem co mnie spotka w trzeciej części.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz