wtorek, 30 marca 2021

Odruch

„Odruch” jest książką bardzo przejmującą. To tak, jakby zajrzeć człowiekowi do tej części głowy, w której gromadzone są emocje i zamieszać tam wielką drewniana łyżką. Książka aż od nich kipi i - co należy podkreślić - nie zawsze są to emocje pozytywne. Błędem jest jednak nazywanie tej powieści thrillerem psychologicznym. Raczej nazwałabym ją dramatem. Bo to jest dramat samotnej kobiety, która miała wszystko, a została z niczym.
Blythe poznajemy jako młodą, szczęśliwą mężatkę. Wraz z mężem prowadzą udane życie, a do szczęścia brakuje im jedynie dziecka. Kiedy na świecie pojawia się córeczka Blythe ze zdumieniem zauważa, że macierzyństwo nie jest tak różowe jak sobie wyobrażała. Maleństwo absolutnie nie wzbudziło w niej matczynych uczuć. Co więcej - kobieta ma wrażenie, że dziewczynka z całego serca jej nienawidzi. Od słowa do słowa, od gestu do gestu - uczucia pomiędzy matką a córką gęstnieją i potęgują złe emocje, rodząc całą masę podejrzeń i złych wydarzeń. Początkowo uważałam, że Blythe przesadza, ale jedno tragiczne wydarzenie spowodowało, że spojrzałam na ten duet z zupełnie innej strony. Czy to możliwe, że podejrzenia Blythe są prawdziwe? Niestety kobieta zostaje ze swoimi podejrzeniami zupełnie sama, a czytelnikowi pozostaje towarzyszyć jej w samotnej podróży przez życie.
Piekielnie poruszająca książka. Autorka wpuszcza nas do świata emocji, które powodują, że w każdym bohaterze widzimy zagrożenie, w każdym upatrujemy kłamcy. Dziecko podejrzewamy o zbrodnię, męża o zdradę, a przypadkowego przechodnia o całą resztę grzechów i przewinień. Tylko Blythe pozostaje czysta. Ale czy słusznie? Przyznam się, że do końca powieści miałam przeczucie, że wszytko okaże się inne niż na pierwszy rzut oka. Jakże się myliłam… a może wcale nie?
„Odruch” to opowieść o tym, że nie każdy musi być kochającym rodzicem. Życie jest bogate, a ludzki mózg nie do końca okiełznany, dlatego też trudno oceniać bohaterów powieści. Narracja w książce poprowadzona jest tak, aby pomału odkrywać powody zachowania Blythe. Poznając jej wątpliwości i tragiczne wybory powoli odkrywany również historię innej kobiety z jej życia i zaczynamy rozumieć, że Blythe właściwie nigdy nie miała prawdziwego wzorca kochającej matki. To na pewno miało wpływ na wydarzenia, których jesteśmy świadkami.
Książka jest mroczna. W trakcie lektury ciągle czułam podskórny lęk, cały czas towarzyszył mi niepokój, którego przyczyn nie potrafiłam zlokalizować. Może to kwestia tego, że macierzyństwo najczęściej pokazywane jest w różowych barwach a tu mamy do czynienia z narracją zgoła odmienną. Przerażające są podejrzenia matki, a jeszcze bardziej przerażające jest zachowanie córki. Najbardziej jednak przerażające jest zakończenie. Trudno to opisać - po prostu musicie przeczytać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz