wtorek, 24 lipca 2018

Nowakowie

Trzy dni, to dużo, czy mało? Trzy dni to 72 godziny, to 4 320 minut... W rodzinie Nowaków TE trzy dni zmienią wszystko. Jednym runie cały świat, dla innych otworzą się nowe drzwi i powstaną nowe możliwości. Jedni będą płakać, a inni śmiać się ze szczęścia. Trudne to wszystko. 
Rodzina Nowaków, to taka przykładna, polska rodzina. Nie wiem, czy autorka z premedytacją nadała im takie nazwisko, ale - moim zdaniem - lepiej trafić nie mogła. Niepracująca mama, zupełnie zagubiona w dzisiejszym trudnym świecie, tata zarabiający fortunę i czwórka fajnych, choć trochę zagubionych dzieciaków.  Najstarszy syn jest pełnoletni, a najmłodszy to  raptem czterolatek. Wydaje się, że żyją szczęśliwie i dostatnio, ciesząc się z uroków codziennego życia. Niestety, kiedy przyjrzymy się bliżej okazuje się, że każdy z członków rodziny ma swoje tajemnice. Tatuś prowadzi podwójne życie i dwa domy. Mama przez cały czas usilnie próbuje utrzymać przy sobie męża, posuwając się do wyjątkowo podłych sposobów. A dzieci? Dzieci właśnie odkrywają podwójne życie ojca, przez co cały sielski obrazek kochającej się rodzinki pierzcha, jak piasek na wietrze. 
Książkę czyta się rewelacyjnie. Nie dajcie się zwieść pozorom. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to powieść, jakich wiele - zdradzona, żona, facet, który prowadzi podwójne życie i skrzywdzone dzieciaki. Nic bardziej mylnego. Autorka wręcz mistrzowsko skonstruowała głównych bohaterów, pochylając się nad ich kreacją wyjątkowo dokładnie. Każdy z nich jest sprawcą i pokrzywdzonym jednocześnie. Każdy ma swoje tajemnice i każdy czuje się winny. Tylko czteroletni brzdąc jest "prosty w budowie", ale trudno oczekiwać, że autorka z czterolatka zrobi bestię. 
Do kompletu mamy jeszcze rodziców tatusia, którzy nigdy w pełni nie zaakceptowali wyboru syna. Co ciekawe - przez całą książkę potępiałam Mamę, która poświęciła wszystko dla domu i rodziny. Pozwoliła sobie na zamknięcie się i odizolowanie od świata, przez co stała się zagubioną kurą domową. Dopiero pod koniec powieści autorka pokazuje czytelnikowi, że prawda leży gdzieś po środku i to, że kobieta pozwoliła sobie na izolację od świata, to nie tylko jej samodzielny wybór. Mieszkając z apodyktycznymi teściami i mężem uzależnionym od rodziców, musiała dostosować się do ich życia. Sama, ze straconymi złudzeniami i niespełnionymi marzeniami... nie wiem, która z nas podniosłaby się i z dumnie uniesioną głową szła przez życie. 
Należy mocno podkreślić, że tak naprawdę głównymi bohaterami tej powieści są dzieci. Początkowo przedstawione są jako rozpieszczone dzieciaki, które mają wszystko. Ich kieszonkowe liczone w tysiącach złotych uspokaja sumienie tatusia. Wydaje im się, że mając taką kasę, są właściwie dorośli i świat stoi przed nimi otworem. Kiedy misterny domek z kart zawala się i ich rodzina pęka w szwach, do głosu dochodzą pierwotne emocje. Nagle okazuje się, że to nadal dzieci, które potrzebują kochającego ojca i czułej matki. Serce mi płakało, kiedy czytałam o rozpaczy najstarszego - jakby nie patrzeć już dorosłego syna. 
Bardzo dobra powieść, która obnaża współczesne stereotypy rodziny. Pokazuje, że często obraz widziany z zewnątrz nie jest prawdziwy. Za frontową, bogato zdobioną ścianą, kryją się często brudne uczucia, kłamstwo i rozpacz. Musimy jednak pamiętać, że to od nas zależy, czy nasze życie to tylko pozory i czy żyjemy dla siebie, czy dla innych. Trudne pytania i trudne odpowiedzi...

2 komentarze:

  1. Bardzo chętnie przeczytam. Lubię sięgać po takie życiowe historie. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszelkie struktury rodzinne mnie interesują - lubię o nich czytać, więc książka wędruje na moja listę do przeczytania :)

    OdpowiedzUsuń