wtorek, 13 listopada 2018

Pokój kołysanek

Święta zbliżają się wielkimi krokami. Właściwie to ogromnymi. Nie mamy już wyboru - wszystko pomału się świeci, błyszczy i przyzywa magicznym skojarzeniem z choinką i prezentami. Uwielbiam ten okres nie tylko za atmosferę, ale również za wysyp wyjątkowo ciepłych i magicznych książek, które swoją atmosferą ogrzewają serca czytelników. Ich przepiękne okładki błyszczą się, mienią i wołają mnie z każdej księgarskiej półki. Treść też zawsze jest godna uwagi. Nigdy, przenigdy się jeszcze nie zawiodłam. 
"Pokój kołysanek" to książka, której okładka jest najpiękniejszą okładką, jaką kiedykolwiek widziałam. Przepiękne zdjęcia maleństwa w koszyczku, odzianego w żółtą czapeczkę i otulonego miękkim szalem. Do tego mieniące się i skrzące gwiazdki... coś przepięknego. Bałam się tylko, czy treść jest równie godna uwagi, co okładka. Nie zawiodłam się. Powieść przeczytałam, chłonąc fabułę i zerkając za okno, czy przypadkiem śnieg nie zaczyna prószyć.  
Joachim jest wolontariuszem w jednym z poznańskich szpitali. Staruszek, który ma już ponad osiemdziesiąt lat codziennie rano ubiera się i maszeruje do szpitala, aby przytulać wcześniaki - maleństwa dziko walczące o pozostanie po tej stronie światła. Tuli, głaszcze, a przede wszystkim mówi. Opowiada małym wojownikom o swoich podróżach i przygodach; robi to pięknym, ciepłym głosem, który jednak łamie się w chwilach, gdy wspomnienia wiodą go do Koralików i do imienia Helena... Pomału poznajemy przeszłość Joachima i razem z nim szukamy ciepła i miłości. Joachim przez całe życie rozpamiętywał, co by było, gdyby... gdyby został... gdyby pozwolił się kochać. Towarzyszymy mu w odkrywaniu tajemnic jego życia i w odnajdywaniu ciepła i miłości, a wszystko w atmosferze zbliżających się świąt Bożego Narodzenia. 
Autorka każdą stronę wypełnia sercem i czułością. Pokazuje cuda, ale takie życiowe, które mogą spotkać każdego z nas. To jak muśnięcie skrzydeł motyla - delikatne zbiegi okoliczności budzące emocjonalne tornado. Historie o dzieciach wychowywanych w domu dziecka, (o ich potrzebie czułości, o tym, że cieszyły je najmniejsze drobiazgi) wypełniały całe moje serce. Mała Rysia, która nie mogła poradzić sobie z emocjami, wspólne wieczorne opowiadanie bajek, wesołe zabawy na śniegu (choć w domu były tylko jedne sanki i para nart) - słowem wielka kochająca się rodzina. Dzieci pokochały Joachima i pokazały mu drogę do szczęścia, jednak On ciągle szukał. Czy podjął dobrą decyzję?
Kiedy dotarłam do zakończenia płakałam jak bóbr. Bo każdy, w powieści świątecznej, oczekuje szczęśliwego zakończenia, a tu... no właściwie jest happy end, ale taki inny - trochę magiczny, pachnący piernikiem i aniołami. 
Niesamowita powieść pokazująca, że należy się cieszyć z tego, co posiadany, bo nawet się nie obejrzymy, a możemy to stracić. Wyciskajmy każdą minutę jak cytrynę i żyjmy tak jakby każdy dzień miał być tym ostatnim. Rozglądajmy się wkoło siebie i pomagajmy innym.  
Powieść jest inspirowana postacią Dawida Deutchmana - starszego Pana, który w każdy wtorek odwiedza Oddział Intensywnej Terapii Dziecięcej w Atlancie, aby tulić maleństwa. Tu nie chodzi o to, że są sierotami - po prostu ich rodzice muszą pracować i nie mogą spędzać całych dni w szpitalu. Ten cudowny człowiek przychodzi tam aby otaczać ciepłem i miłością małe istotki, dziko walczące o życie. 
"Pokój kołysanek" jest świetną książką na prezent dla ukochanej osoby. Robi wrażenie zarówno przy pierwszym spotkaniu (kiedy to podziwiamy okładkę) jak i podczas podróży z Joachimem przez jego życie. A już zakończenie... polecam. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz