poniedziałek, 31 sierpnia 2020

Dzieci żółtej gwiazdy

Wiedziałam, że się wzruszę. Wiedziałam, że na pewno mocno tę powieść przeżyję. Wiedziałam, że emocjonalnie da mi popalić i kilka dni będzie siedzieć w mojej głowie. Tak było po lekturze "Kołysanki z Auschwitz", która była pierwszą powieścią Mario Escobara. Uwierzcie mi, że nie miał znaczenia fakt, że powieść w większości stanowi fikcję literacką i jest typową przedstawicielką beletrystyki. Wystarczyło tych kilka zdań, z których czytelnik dowiaduje się, że jednak cała historia oparta jest na zdarzeniach, które podczas wojennej zawieruchy gdzieś się wydarzyły. Niby nie do końca takie same, niby powieść tylko dotyka prawdziwych zdarzeń... I co z tego? I tak ryczałam jak bóbr i to kilka razy. "Dzieci żółtej gwiazdy" to powieść, która równie mocno przemawia do emocji czytelnika.  
Rok 1942. Francja. Kraj został podzielony na dwie części, które diametralnie się od siebie różnią. Osoby pochodzenia żydowskiego są prześladowane i tu, i tu, jednak szanse przeżycia niewątpliwe były większe pod rządami Vichy. Niestety bracia Jakob i Moise Stein żyją w tej mniej „przyjaznej" części Francji. Ich rodzice jakiś czas temu uciekli do Argentyny, pozostawiając chłopców pod opieką ciotki i solennie obiecując, że po nich wrócą. Pewnego dnia, idąc do szkoły, chłopcy zauważyli pojazdy przeznaczone przez nazistów do przewożenia Żydów. Próbowali jeszcze zwiać francuskiej żandarmerii polującej na ich pobratymców, jednak uczynna sąsiadka wskazuje ich kryjówkę. Rodzeństwo zostaje zabrane do Vélodrome d’Hiver. To wielka hala sportowa, do której zagoniono tysiące Żydów przeznaczonych do wywiezienia. Chłopcy na szczęście nie mają ochoty biernie czekać na swój los, tylko robią wszystko, aby uciec. Ucieczka się udaje, niestety jedna okazuje się, że nie mają dokąd wrócić. Jedyne co im pozostaje to wędrówka na własną rękę w poszukiwaniu rodziców. Podczas wyprawy, która trwa przeszło rok, spotykają bardzo różnych ludzi, którym muszą zaufać. Jedni pomagają, inni biernie obserwują zapasy chłopców z przeciwnościami losu. W końcu malcy trafiają do wioski Le Chambon-sur-Ligon. I co się okazuje? Ta wioska istniała naprawdę, a jej pastor, Andre Trocme wraz z żoną zostali wyznaczeni na Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Uratowali setki Żydów, chowając ich przed nazistowskimi żandarmami. To właśnie w tej wiosce nasze rodzeństwo przeżyło najlepszy okres podczas całej ucieczki. Chodzili do szkoły, obchodzili święta... oczywiście tęsknili za rodzicami, ale miłość dawana im przez mieszkańców wioski pozwalała przetrwać. To tu właśnie Jacob przeżywa swoja pierwszą miłość i tu też przeżywa rozstanie. Nikt o nic nikogo nie pyta. Ważne jest to, że każdy jest człowiekiem zasługującym na godne życie. 
Oczywiście nasi mali podróżnicy przeżyli wiele i postój w wiosce Le Chambon-sur-Ligon to tylko etap w podróży. Dzięki pomocy wielu ludzi udało się im przetrwać i warto podkreślić, że kilka osób zapłaciło za to życiem. 
Powieść "Dzieci żółtej gwiazdy" jest naprawdę poruszająca. Autor już w "Kołysance z Auschwitz” udowodnił, że potrafi poruszać ludzkie serca. Jednak, nawet wiedząc o tej wyjątkowej umiejętności autora, nie udało mi się powstrzymać łez. Mali chłopcy w wojennej zawierusze, podróżujący przez nazistowską Francję... naprawdę nie trzeba więcej, aby poruszyć ludzkie serca. A właściwie trzeba. Bo najbardziej poruszyły mnie zdjęcia umieszczone na końcu książki. Spojrzeć w oczy człowieka, który zrobił tak wiele dobrego to naprawdę wielkie uczucie. Są też zdjęcia Mario Escobara zrobione w Le Chambon-sur-Ligon, które pozwalają domniemywać, że autor nieźle przygotował się do pisania tej powieści. 
Polecam tę powieść z całego serca. To trochę tak jakby dotknąć historii. Niesamowite. 

Inni mają lepiej

Nie wiem, czy też tak macie, ale w moim przypadku wakacje powodują sięganie po książki dużo lżejsze i łatwiejsze w odbiorze niż te, które dominują w okresie jesienno - zimowym. Niestety, często takie powieści mają dość frywolne okładki, które niezmiennie zniechęcają mnie do lektury. Tak właśnie jest z powieścią „Inni mają lepiej”. Książka sama w sobie jest niezła, a historia w niej pokazana – godna uwagi. Natomiast okładka… cóż, dobrze, że wcześniej książka została mi polecona przez pewną przemiłą osóbkę, bo patrząc na okładkę, w życiu bym się na nią nie zdecydowała. A tak – fajna powieść, w sam raz do czytania na kocu podczas pobytu nad jeziorem. Niewątpliwie zasługuje na to, aby znaleźć się na półce pośród bestsellerów.
Trzy kobiety – Zuzanna, Natalia i Jagoda. Każda z nich przeżyła wiele, każda zrobi wszystko, aby życie było znośniejsze dla niej i najbliższych. Wszystkie mają dzieci w wieku przedszkolnym i to właśnie je połączyło. Trudno to nazwać przyjaźnią, raczej to taka znajomość z przymusu, przynajmniej na początku. Ale kto wie, może będzie z tego coś więcej?
Zuzanna samotnie wychowuje córkę i opiekuje się Tatą. Ojciec jest dla niej zbawieniem, ponieważ córeczka kocha go nad życie, co ułatwia dziadkowi opiekę nad nią. Zuzanna nie wierzy, że cokolwiek dobrego ją jeszcze w życiu spotka. Porzucona przez partnera jeszcze przed porodem, zapracowana i zagubiona nawet nie próbuje odmienić swego losu. Za to po cichu obserwuje Jagodę zazdroszcząc jej udanego życia. Rzeczywiście na pierwszy rzut oka Jagoda jest bardzo szczęśliwa. Kochający mąż, wspaniałe dzieciaki, piękny dom, udana praca... No i właśnie chyba nie do końca. Jagoda w życiu zawodowym napotyka na przeszkody, które wydają się nie do zwalczenia, a w krótkim czasie unicestwią wszystkie jej dotychczasowe sukcesy. Co więcej - jej syn w szkole nie może poradzić sobie ze skostniałym nauczycielem, który zabija w chłopcu całą radość życia.
Całość obrazu uzupełnia Natalia, która ma kochającego męża i córeczkę, jednak gdzieś w tle ciągle prześladuje ją poprzednia żona Emilia i syn z pierwszego małżeństwa. Chłopiec jest uczuciowo zaniedbany i rozdarty pomiędzy matką, która emocjonalnie znęca się nad chłopcem, a ojcem i jego rodziną. W końcu, zmęczony sytuacją malec, ucieka z domu. Emilia próbuje wykorzystać sytuację i na nowo zdobyć serce byłego już małżonka. Natalii wydaje się, że może jedynie bezradnie patrzeć na całą sytuacje, która pomału niszczy jej domowe ognisko.
Całości dopełnia zgorzkniała nauczycielka, która zupełnie nieświadomie i w zupełnie niespodziewanym momencie wpłynie na losy naszych bohaterek.
Powieść „Inni mają lepiej” to takie trochę babskie czytadło, ale naprawdę bardzo sympatyczne. Sprawne pióro i bogate słownictwo autorki zapewniają sporo przyjemności podczas czytania. Do tego napisana z dużym poczuciem humoru, które nadaje powieści bardzo lekki charakter. Są jednak fragmenty, które nakazują czytelnikowi zatrzymać się i spojrzeć na swoje życie z nieco innego punktu widzenia. Bo przecież każdy z nas miał takie momenty, w których z rozżaleniem stwierdzał, że jest pokrzywdzony przez los i inni na pewno mają lepiej. Tymczasem powieść udowadnia czytelnikom, że nie warto porównywać swojego losu z losem innych, tylko trzeba wziąć się w garść i walczyć o swoje szczęście. Często szczery uśmiech i przyjaźń zdziałają o niebo więcej niż użalanie się nad sobą.
Na zakończenie dodam, że bardzo lubię takie powieści. Kiedy zamknęłam książkę czułam w sercu takiego emocjonalnego kopniaka, który starczył mi na kilka dni. Warto bowiem przeczytać nieraz powieść o tym, że świat może i nie jest sprawiedliwy, ale każdemu daje szansę. Trzeba ją tylko wykorzystać.