piątek, 27 lipca 2012

Służące

Jestem chyba ostatnią osobą, która przeczytała "Służące". Był taki moment, że na znajomych blogach o innej książce nie było mowy. Niebieska okładka była po prostu wszędzie. Opinie od bardzo entuzjastycznych (aż za bardzo) po umiarkowanie ciepłe, nie schodziły poniżej stwierdzenia: "Świetne czytadło!". Dobra - pomyślałam i zaczęłam szukać. Nie ukrywam, że kupna książki raczej nie brałam pod uwagę uznając, że pewnie przeczytam raz i nie przywiążę się zbytnio. Jakże się myliłam!
Pewnego dnia moja nieoceniona "koleżanka zza biurka" oświadczyła, że w Jej rodzinie "Służące" istnieją i jeżeli chcę, to może mi pożyczyć. Chciałam. W pierwszej kolejności książkę pochłonęła moja przyjaciółka, potem sąsiadka; opinie oczywiście pochlebne. Wreszcie przyszła kolej na mnie. I powiem Wam - warto było. 
Książka - jak sam tytuł wskazuje - opowiada o służących, a dokładnie rzecz biorąc o czarnoskórej służbie żyjącej w latach sześćdziesiątych XX wieku w amerykańskim miasteczku Jackson w stanie Missisipi. Stosunki społeczne tam panujące są dowodem na to, że w połowie ubiegłego stulecia były na tym świecie miejsca gdzie niewolnictwo trwało w najlepsze. Świat biały i czarny bardzo mocno pilnował granic, a dokładniej rzecz biorąc biały świat pilnował, a czarny biernie się godził. Służbie nie wolno było mieć własnego zdania, korzystać z tych samych toalet co białym, chodzić do tych samych bibliotek - o uczeniu się przez dzieci w tych samych szkołach mowy nie było. Białe paniusie rozpowiadały, że służba roznosi choroby i należy chronić przed nimi białe dzieci. Na szczęście wśród białych byli też normalni ludzie, którzy zauważali dziejącą się krzywdę. Biała Panienka Skeeter aż się trzęsie ze złości kiedy słucha tych bzdur. Własnie ukończyła studia i pragnie być pisarką; pragnie napisać coś wielkiego. Postanawia zebrać historię służby mówiące o ich życiu wśród białych. Skeeter   bardzo długo walczy o zaufanie służących. W końcu Aibileen i Minny (moja ulubiona bohaterka) postanawiają opowiedzieć jej jak to jest być czarną służącą w białym domu. Od tego momentu zdarzenia mkną jak błyskawica. 
Wątek pisania książki jest wątkiem głównym historii, mnie jednak urzekły opisy zwyczajnego życia bohaterek. Książka jest pełna anegdotek i wesołych historii ukazanych na tle rozpaczliwej walki o własną godność i  szacunek do odmienności. Kobiety pomimo codziennej walki z losem potrafią się śmiać zarówno z bogatych białych jak i z samych siebie. Obok tych śmiesznych historyjek są też zdarzenia wzruszające. Zawsze będę pamiętać słowa, którymi Aibileen częstuje zaniedbaną i poniżaną przez matkę dziewczynkę będącą pod jej opieką. "Jesteś mądra, jesteś dobra, jesteś ważna". Płakać mi się chciało, kiedy ten biedny berbeć powtarzał te słowa trzymając się ich jak ostatniej deski ratunku. 
Wielką zaletą książki są główne postacie. Tu nie ma miejsca na nijakość i niedoróbki. Każda postać jest przemyślana, każda ma wady i zalety charakterystyczne tylko i wyłącznie dla niej. Moją ulubienicą jest Minny - pyskata służąca o wielkim sercu. Ogólnie jest dobrym człowiekiem i nikogo nie zostawi w potrzebie, jednak jeżeli ktoś jej zajdzie za skórę... kiedy czytałam o Wielkim Okropieństwie, które wywinęła swojej Białej Pani po tym jak ta wyrzuciła ja z pracy... płakałam ze śmiechu. 
Po przeczytaniu książki obejrzałam film nakręcony na jej podstawie. Jak zwykle okazało się, że książka jest dużo lepsza - przynajmniej w moim odczuciu. W filmie brak szczegółów, które nadały tej historii smaczku - ironicznych dykteryjek i śmiesznych zdarzeń. W wyniku tego postał film bardzo wzruszający i mówiący o poważnych sprawach tyle, że bez tego charakterystycznego dla książki poczucia humoru. Niemniej jednak warto go obejrzeć. Klimat amerykańskiego miasteczka urzeka, a świetnie dobrani aktorzy oddali się postaciom całym sercem. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić że  w porównaniu z książką film jednak wypada blado.  

Książkę długo będę pamiętać jako powieść, która w trudnych chwilach poprawiała mi humor. 

czwartek, 26 lipca 2012

Osobliwości moich pociech

Wprowadzenie: Większość z nas przeżywa chwile fizycznej słabości spowodowanej przemęczeniem, stresem albo - jak w ostatnich dniach - upałem. W takich okolicznościach zdarza się użyć sformułowania "O rany jak jestem padnięta..."
Okoliczności: upalny, gorący dzień, pora obiadowa, Babcia Młodego własnie skończyła gotować obiad i delikatnie rzecz ujmując ma wszystkiego serdecznie dosyć. Kładzie się na kanapie w celu odsapnięcia i zregenerowania sił.
Młodszy: Babciu...
Babcia: Słucham cię ...
Młodszy: Babciu, czy Ty jesteś UPADŁA??
Babcia prawie spadła z kanapy, tyle, że ze śmiechu...

wtorek, 17 lipca 2012

Przyślę Panu list i klucz

Książka, która zachwyca, onieśmiela, rzuca na kolana, doprowadza do łez (oczywiście ze śmiechu), zmusza do myślenia, wzrusza, pobudza pamięć (gdzie ja to czytałam?)... Naprawdę rzadko udaje się trafić na taką perełkę. 
Kilka lat temu na początku mojego blogowania, o tej niepozornej książeczce było naprawdę głośno. Zaistniała na każdym śledzonym przeze mnie blogu i nie było dnia, żebym nie czytała na jej temat pochlebnych recenzji. Niestety - zdaniem wielu książka nie do zdobycia. Odwiedziłam Allegro i okazało się, że jakaś dobra dusza sprzedaje własnie egzemplarz za kwotę 25 zł. No po prostu grzech było się oprzeć. Tego grzechu nie popełniłam, za to dopuściłam się innego niedbalstwa. Mianowicie potrzebowałam prawie dwóch lat od chwili zakupu, aby po nią sięgnąć. W końcu sięgnęłam i... przepadłam 
A oto warszawska rodzina jakich wiele - Mama, Tata i dwie córki. Mama jak mama, sprząta, gotuje, pierze i główkuje, co do garnka włożyć. A Tata? Tata odbębnia swoja pracę rzetelnie i uczciwie w jednym celu: aby móc spokojnie wrócić do domu i utonąć w literaturze. Swoją miłością i uwielbieniem do książek zaraża dwie córki, które również robią wszystko, byleby otoczenie dało im spokój i pozwoliło spokojnie poczytać to, co się własnie nawinęło pod rękę. Trójka moli książkowych pod jednym dachem... biedna mama co pewien czas  wydzierała książki z rąk i piekliła się o ciągłe czytanie, ale w końcu poległa. A czytelnictwo w domu kwitło i prowadziło do wielu zabawnych sytuacji, np. do codziennej walki o cukierniczkę przy posiłkach bo - jak wiadomo wszystkim molom książkowym - jest to najlepsza podpórka do czytania książek w trakcie jedzenia. 
Autorka przeprowadza nas przez całe życie rodziny. Od narodzin dwóch córeczek, aż po ich zamążpójście i perypetie z tym związane. Cały czas obecne są książki: w szkole, w domu, w sklepie, w pociągu, w pracy (to były czasy :-)). Dziewczyny utożsamiają się z bohaterami czytanych książek, przeżywają ich niepowodzenia i często nie odróżniają prawdy od fikcji. Nie ulega jednak wątpliwości, że ich wiedza literacka jest po prostu oszałamiająca. Dziewczyny prenumerują "Wiadomości Literackie", potrafią z pasją dyskutować na trudne tematy, a jedna z nich poznaje nawet modnego wówczas autora  Wierzyńskiego!
Książka objętościowo niewielka, jednak uważam, że gdyby była grubsza, zaczęłaby czytelnika nużyć. Wprawdzie autorka lekko i zwinnie przeprowadza nas przez koleje losów przemiłej rodzinki, jednak natężenie książek i utworów literackich w treści książki jest tak duże, że czytelnik pracuje umysłem na bardzo wysokich obrotach ciągle zastanawiając się: Czytałam to czy nie czytałam? Znam ten fragment czy nie znam? Do czego jest to nawiązanie? Kiedy książkę zamknęłam na ostatniej stronie stwierdziłam, że pod koniec już miałam dosyć. A tak pozostało uczucie świetnej zabawy w trakcie lektury. :-)
Wiem, że jest drugi tom tej przesympatycznej powieści tylko gdzie go dostać? 

poniedziałek, 16 lipca 2012

Encyklopedia i szalone kaczki w literaturze :-)


Kiedy zamknęłam przesympatyczną książeczkę "O kaczce, która chciała dostać się do encyklopedii" zaczęłam zastanawiać się, czy wszystkie "literackie kaczki" mają lekko namieszane w łepetynkach. Kaczka dziwaczka nie należy do klasycznych przedstawicieli gatunku, legendarna złota kaczka też nie jest kaczką pospolitą. Bohaterka książeczki, którą Młodszy pokochał całym swoim trzyletnim serduszkiem jest również szalona. Mianowicie Kaczka Kiwaczka marzyła o tym aby dostać się do encyklopedii. Marzenie urodziło się w jej główce po tym, jak przez dwa miesiące studiowała zawartość encyklopedii, którą otrzymała w prezencie od rodziców. Po lekturze Kiwaczka stwierdziła, że ród kaczy jest na tyle głupi, że nie zasłużył nawet na to, aby być umieszczonym w tej mądrej księdze. I bynajmniej nie chodziło o definicję słowa "kaczka", o nie! Chodzi o kaczkę, która dokonała na tyle wielkiego czynu, aby zasłużyć nim na wzmiankę. Czegóż to nie wymyśliła dla sławy! Przebrała się za bażanta (na szczęście myśliwy szybko wybił jej ten pomysł) wspinała się na drzewo, a nawet wymyśliła sposób, aby na swoim dziobie trzymać całą kulę ziemską. W końcu udało się!!! Kaczka Kiwaczka dostała się do encyklopedii po tym, jak... Zapraszam do lektury :-) 


Książeczka "O Kaczce..." jest jedną z niewielu pozycji w naszej dziecięcej biblioteczce, którą z zaciekawieniem śledzą zarówno Starsza jak i Młodszy. Malucha porywają obrazki i prosta, przystępna treść opowiadania. Starsza natomiast zaczyna wychwytywać humor sytuacyjny i lekko ironiczny nastrój całej powiastki. Zresztą książeczka obfituje w dość sporo mądrych zdań i stwierdzeń, które ośmiolatka próbuje samodzielnie analizować. Mnie urzekł taki cytat: "Z mądrością to jest dziwnie - uśmiechnął się stary gąsior. - Im więcej się wie, tym mniej się wie". Natomiast Starsza ze wzruszeniem powtarza zakończenie książeczki: "Ale tak to w życiu bywa: aby przekonać się, że w domu jest najlepiej, trzeba z niego wyjechać na dłuższy czas."
Książeczka objętościowo niewielka zachwyca starannością wydania i dopracowaniem szczegółów. Twarda oprawa, staranne ilustracje, świetne rozmieszczenie tekstu i obrazków, czcionka zachęcająca ośmiolatkę do samodzielnego czytania - to wszystko spowodowało, że książeczka w naszym domu jest dość często wertowana. I tak właśnie powinno być.   


niedziela, 15 lipca 2012

Jeden dzień

"Jeden dzień" to jedna z tych książek, do których pasuje powiedzenie o apetycie, co to rośnie w miarę jedzenia.  Zaczyna się nieciekawie - para młodych ludzi spotyka się w trakcie studiów, a następnie zauroczeni sobą przeżywają jednorazową przygodę (tak się przynajmniej czytelnikowi wydaje). Wspólnie stwierdzają, że ten związek nie ma większej przyszłości i każde idzie swoją drogą. Oboje są jak lato i zima, ogień i woda - zupełnie inni i na pierwszy rzut oka niepasujący do siebie. Emma jest spokojną, zakompleksioną osóbką, która pomimo dwóch fakultetów nie może poradzić sobie w życiu. Dexter to klasyczny imprezowicz, przystojniak żyjący chwilą, alkoholem i nikotyną. Są chwile w ich życiu, kiedy przyciągają się wzajemnie jak magnesy, a są też takie kiedy się szczerze nienawidzą. 
Autor przeprowadza nas przez życie bohaterów w bardzo ciekawy sposób. Opisuje ich życie przez pryzmat jednego dnia - 14 lipca. Każdego roku zatrzymuje się właśnie tego dnia i opisuje to, co właśnie robią i to co przeżyli przez ostatni rok. Zabieg bardzo ciekawy i powodujący wyjątkowo specyficzny odbiór powieści. Początkowo opisuje ich życie chronologicznie, rok po roku. Jednak w pewnym momencie zaczyna cofać się pokazując, że związek tych dwóch osób nie jest taki płytki jak się wydawać mogło. 
Im dalej w powieść, tym bardziej losy tej dwójki mnie pochłaniały. A jak stało się to co się stało... Niesamowite emocje, żal i podziw dla autora, który z głupiej powiastki na początku stworzył tak emocjonalnie naładowaną powieść. 

czwartek, 12 lipca 2012

Upał

Wyobraźcie sobie stadion. Wielki, ogromny wypełniony dziesiątkami tysięcy ludzi. Są tam biznesmeni, bezrobotni, panienki, matki z dziećmi. Są kibole i są kibice - wszyscy zjednoczeni w jednym wspólnym celu: pokonać rywala! A jeżeli jest to jeszcze mecz finałowy, w którym gra nasza reprezentacja... będzie się działo!
Wszystko wygląda ekscytująco dla pobieżnego obserwatora. Tak większość z nas wyobraża sobie finałowy mecz podczas "Euro 2012". Jednak jest ktoś, kto postanowił pokazać nam jak wiele scenariuszy mogłoby się zdarzyć, jak mało wiemy i jak wiele sił kosztuje zapewnienie bezpieczeństwa kibicom i piłkarzom. Pan Marcin Ciszewski swoją książką zapalił czerwoną lampkę i przypomniał, że beztroska zabawa milionów kibiców okupiona jest ciężką pracą tysięcy osób różnych profesji i zawodów.  
"Upał" to mistrzowska literatura z serii "co by było gdyby". Autor od pierwszych stron powieści porywa nas w wir wydarzeń. Bardzo umiejętnie splata kolejne wątki tak, aby czytelnik miał wrażenie, że przedstawiane wydarzenia miały miejsce w rzeczywistości. A oto Warszawa w gorące letnie popołudnie. Koszula klei się do pleców, życie biegnie w zwolnionym tempie - któż tego nie zna? Młody Inspektor Jakub Tyszkiewicz otrzymuje zadanie, które na pierwszy rzut oka przerasta jego siły i możliwości. Ma zorganizować pracę policji i pozostałych służb specjalnych tak, aby "Euro 2012" było imprezą bezpieczną. Czytelnik ma wrażenie, że czyta dobrze napisane sprawozdanie z działań policji. Nic nie jest tu fikcją, wszystko mogło się zdarzyć "w realu", w trakcie przygotowań do poszczególnych meczów. Pierwszym sygnałem, który przypomniał mi, że jestem w fikcyjnym świecie było przesłuchanie Pakistańczyka przeprowadzone przez agentkę Potocką. Zaczęłam się zastanawiać czy takie zdarzenia mają miejsce w rzeczywistości? Po tej części powieści postanowiłam pamietać, że to co czytam to fikcja i nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Postanowienie okazało się słuszne ponieważ od tego momentu autor wprowadzał coraz więcej elementów, które doprowadziło do końcowego BUM. Powieściowa ochrona Euro okazała się zadaniem trudnym ze względu na docierające do służb informacje o możliwym ataku terrorystycznym. Jakub robi wszystko co w swojej mocy aby posklejać skrawki informacji i zapobiec nieszczęściu. Rozwiązanie zagadki jest proste, a jednocześnie zaskakujące. 
Książkę czyta się lekko i szybko. Czytelnik towarzyszy bohaterom w każdej chwili. Rzadko w trakcie lektury miewam wrażenie, że akcja dzieje się tuż obok mnie. "Upał" jest własnie taką książką. Nie potrafię wyjaśnić jak autorowi udało się tak ująć akcję w słowa, by czytelnik znalazł się w samym centrum wydarzeń. Nie ulega wątpliwości, że zapewnia to dość sporo emocji, które w moim przypadku spotęgował fakt czytania książki w takcie prawdziwego "Euro 2012" . Czytając  o wydarzeniach, które w rzeczywistości dzieją się tuż  obok  często ogarniały mnie myśli w stylu "A jeżeli naprawdę zaraz coś się wydarzy?".
"Upał" jest powieścią typowo sensacyjną. Na jej podstawie można by nakręcić film, którego nie powstydziłby się najlepszy reżyser. Szybka akcja, wyrazisty bohater, w tle piękna, skrzywdzona kobieta, broń, terroryzm... czego więcej trzeba?
Dodam jeszcze, że bardzo podobało mi się zakończenie. Nie ma tu euforii i końca w stylu "... i żyli długo i szczęśliwie", jest natomiast pokorna ocena sytuacji i możliwości. Dla samego zakończenia warto sięgnąć po tę książkę. 
Na zakończenie dodam tylko, że w trakcie meczu finałowego na Euro 2012 ja z wypiekami na twarzy czytałam o Stadionie w Warszawie i terrorystach biegających wkoło niego... Niepowtarzalne uczucie...