Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Olesiejuk Sp. z o.o.. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Olesiejuk Sp. z o.o.. Pokaż wszystkie posty

środa, 2 lipca 2014

Busola snów


Ostatnio stanowczo literacko cofam się gdzieś w czasy młodzieńcze. Książki przygodowe (takie "chłopackie" - jak mówi Starsza) stały się podstawą mojego czytelniczego życia. Najpierw "Statek czasu", teraz "Busola snów"... nie macie pojęcia jak cudownie jest zanurzyć się w świecie magicznych przedmiotów, zaczarowanych ksiąg i czarodziejskich haseł.

"Busola snów" jest drugim tomem serii "Sklepik okamgnienie", ale to naprawdę nie ma żadnego znaczenia. Może trochę brakuje jakiegoś wprowadzenia, ale opis na skrzydełkach obwoluty zupełnie wystarczy, aby w tempie ekspresowym wczuć się w klimat tego, co działo się w pierwszym tomie. Miasteczko Applecross  położone na końcu świata jest miejscem, w którym działa tajemniczy sklepik. Można tu kupić różne dziwne przedmioty i rośliny; oprócz tego właściciele sklepiku stoją na straży wielu magicznych przedmiotów i tajemnej wiedzy. Nie ulega wątpliwości, że takie osoby i miejsca mogą stać się celem ataków przedziwnych stworzeń. Co więcej - klienci tego sklepu mają często nieprawdopodobne wymagania. Główny bohater powieści Finley w pierwszym tomie zaprzyjaźnił się z Aiby będącą córką właściciela. Teraz przyjaźń trwa w najlepsze co więcej - przeradza się w coś bardziej poważnego. Kiedy w miasteczku ktoś zaczyna niszczyć sieci, a następnie z niewiadomych powodów zaczynają ginąć owce, przyjaciele postanawiają znaleźć winowajcę. Sytuacja zaczyna się komplikować kiedy okazuje się, że wszystkie ślady prowadzą do tajemniczego Leśnego Człowieka...
"Busola snów" jest inna niż poprzednie powieści autorstwa Baccalario, które czytałam. Bardziej mroczna,. bardziej dojrzała; nie przedstawia historii tak po prostu przygodowej. Jest tu trochę niedomówień, czytelnik często może puścić wodze wyobraźni. Już w pierwszych scenach robi się mrocznie i tajemniczo. Bohater wraz z Ojcem Ashley udaje się na poszukiwanie tajemniczego kwiatu. Podróż jest niesamowita. Panowie unoszą się w powietrzu dzięki temu, że wierzą. I tylko biedny pies, nie obdarzony wiarą, wisi trzymając w pysku pasek od spodni Finley'a. 
Główny bohater jest postacią dużo bardziej skomplikowaną niż wydawałoby się to na pierwszy rzut oka. Sporą część powieści zajmują opisy jego uczuć i przeżyć. Wyraźnie widać jego wewnętrzne rozterki przeplatane uczuciami do pięknej Ashley. Co więcej - nie są to jedynie "wzdychanki" zakochanego chłopca. W tle pojawia się konkurent, Ashley zaczyna drwić z uczuć Finley'a - jednym słowem "te" sprawy przestają być proste. 
Szkoda że książka kończy się wyjątkowo niejednoznacznie. Wyraźnie zostało zarysowane niebezpieczeństwo grożące przesympatycznym bohaterom i Sklepikowi "Okamgnienie" jednak ciekawość czytelnika w żaden sposób nie została zaspokojona. Cóż - pozostaje nam czekać na kolejną część powieści. 

niedziela, 15 czerwca 2014

Statek czasu

Każdy z nas był kiedyś dzieckiem. Piękny czas, gdy wszystko wydaje się możliwe. Podróże w czasie, nieodkryte skarby, tajemnicze tunele, szyfry, listy.... co tylko wyobraźnia podsunęła do pełnej pomysłów głowy. Gdzie miejsce na książki? No oczywiście na pierwszym miejscu. Dobre powieści przygodowe działały jak paliwo czy też dobry zestaw witamin dla zgłodniałej wyobraźni. Szkoda, że w moim dzieciństwie nie było takiego Pana Baccalario...
Pewnego pięknego dnia czwórka dzieci odnajduje ukryty wśród traw zniszczony statek. Łódź wygląda tajemniczo i niesamowicie. Podarte żagle, połamane wiosła i zdewastowany pokład robią przygnębiające wrażenie. Jednocześnie każdy z młodych odkrywców ma uczucie, że łódź przywołuje ich, kusi i zachęca do rozpoczęcia prac naprawczych. Kiedy dzieci wchodzą na pokład odkrywają wiele tajemniczych śladów i przedmiotów, wśród których najważniejsze to notatnik z zapiskami niejakiego Ulissesa sporządzony w nieznanym języku i tajemnicza kostka pokryta cyframi. Nie wdając się w szczegóły powiem, że dzieciaki rozwiązują zagadki i wyruszają w pełną przygód podróż, która czytelnikowi dopiero da popalić.
Szyfry i zagadki to nieodłączna część tej powieści.
Powieść pochłonęła mnie bez reszty. Czyta się ją fenomenalnie. Wspaniałe tłumaczenie Marzeny Radomskiej doskonale odzwierciedla zamysł autora. Książka jest od początku do końca kufrem ze skarbami. Otwierasz i blask zawartości oszałamia Cię bez reszty. Zachwyciło mnie to, że powieść (umiejscowiona w dobie komputerów, internetu i dzieci "z wyrobionymi kciukami") pokazuje, że można też inaczej. Główni bohaterowie na wstępie pokazani są jako namiętni gracze komputerowi, jednak z czasem przedkładają morską podróż i główkowanie ponad ślęczenie przed monitorami. Znamiennym momentem jest przekazanie wszystkich gier dwóm chłopcom, którzy zrezygnowali z przygody na statku. To bardzo jasne przesłanie - wstań, wyjdź na dwór i rozejrzyj się. Może za rogiem znajdziesz dużo lepsze przygody niż przed ekranem komputera? 
Książka jest przepięknie wydana. Twarda okładka z obwolutą robią wrażenie. A właśnie obwoluta! Dla prawdziwego poszukiwacza przygód stojącego przed półką w księgarni będzie ona znakiem, że w tej książce kryją się niesamowite przygody. Nawet ja (stanowczo sprzeciwiająca się ściąganiu obwolut z książek) w tym przypadku zdjęłam i moim oczom ukazało się.... zobaczcie sami. 

Obwoluta jak obwoluta, jednak po jej zdjęciu....
... czytelnik odkrywa, że jest to kartka ze starej gazety...
.... z tajemniczą mapą i arcyciekawymi zapiskami!
 To jedna z tych książek, które stanowią baterię dla dalszego życia. Czy dziecko czy dorosły - każdy po przeczytaniu tej książki będzie miał wrażenie, że świat stoi przed nim otworem. Wystarczy tylko trochę odwagi, szczypta wyobraźni i ... voila!

wtorek, 26 listopada 2013

Album, zdjęcia i Mick Jagger

Wśród książek są takie, które się czyta (z mniejszym lub większym zacięciem) oraz takie, które się ogląda (tu poziom zacięcia jest raczej umiarkowany). Album, którego głównym bohaterem jest Mick Jagger jest o tyle niesamowity, że zarówno jego czytanie jak i oglądanie przynosi tyle samo frajdy. 
Zacznijmy od pierwszych wrażeń. Ciężka, porządnie zszyta książka w niesamowicie przyjaznej oprawie (takiej ani twardej ani miękkiej) budzi bardzo miłe wrażenia. Człowiek zasiada z książką w ręku z niesłabnącym przekonaniem, że czeka go niezła przygoda. I tak rzeczywiście jest. Fani zespołu "Rolling Stones" będą czuli się tak, jakby otrzymali ciastko z kremem. Ci, którzy rozpoczynają przygodę z tym zespołem poczują się jak na karuzeli; wrażeń jest tak wiele, że należy je dawkować. 
Kolejna faza to składanie literek w całość. Tu niewielkie rozczarowanie, ponieważ literki niewielkie łatwo składać kiedy tekst podzielony jest na dwie kolumny. Jednak są takie strony, kiedy linijki literek są dość długie... nic to, damy radę.
Z treści wyłania się niesamowita historia. Na początku poznajemy grzecznego, przeciętnego chłopca. Mały Mick w wieku 5 lat poznaje w przedszkolu kolegę o znamiennym nazwisku Keith Richards. Ponownie spotkali się jako młodzi mężczyźni z podobnymi upodobaniami muzycznymi. Po wspólnie spędzonych godzinach wiedzieli, że są w stanie stworzyć coś wielkiego. Razem dołączyli do zespołu Briana  Johnsa. Zespół przyjął nazwę Rolling Stones... cóż więcej pisać. Chyba tylko tyle, że książka podaje wiele świetnych anegdot i ciekawostek z życia frontmena tego zespołu. Mick Jagger jest niewątpliwie wyjątkowym indywidualistą. Pomijając przygody z narkotykami (warte podkreślenia jest to, że Mick nigdy nie miał do czynienia z twardymi narkotykami czym się bardzo szczyci) z treści książki wyłania się mężczyzna, którego los nie oszczędza, jednak ma wiele siły żeby wstać i iść dalej. Kilka nieudanych związków, utrata wyczekiwanego dziecka, kolejny rozwód, kłótnia z przyjacielem... a jednoczesny ogromny sukces kapeli. Trudno się w tym wszystkim usadowić. Jagger do dzisiaj udowadnia sobie i fanom, że jednak daje radę. 
Kolejna faza tym razem finałowa - zdjęcia, zdjęcia i jeszcze raz zdjęcia. Piękne żywe, ciekawe, na wspaniałym kredowym papierze. Czytelniku - chłonąć je proszę! Można je oglądać w kółko i namiętnie - za każdym razem można znaleźć w nich coś nowego. Mały Mick wśród kolegów piłkarzy, tu wśród kolegów z klasy... Nagle grzeczny chłopiec zamienia się w mniej grzecznego frontmena. Początkowo zespół przypomina The Beatles, jednak jego członkowie szybko odkrywają, że poza grzecznego chłopczyka to nie dla nich. Stają się odważni, wyzywający, fotografie zaczynają być przesiąknięte skandalem. Nie ulega wątpliwości, że najlepsze są zdjęcia z koncertów. Ich energia powala na kolana. Są genialne po prostu!

środa, 17 lipca 2013

Suknie wieczorowe i dziewięcioletnia projektantka

Jak wszystkim wiadomo, książki mogą być skierowane do różnych adresatów. Są książki o strażakach, o kosmosie i o innych typowo męskich zainteresowaniach. Są też książki "dziewczyńskie" - jak to określa Młodszy. Właśnie o takiej stuprocentowo dziewczyńskiej książce będzie poniżej. 
Starsza jest typową dziewczynką. Lubi rysować sukienki, ubierać moje buty na obcasach i znajduje tysiąc różnych zastosowań dla moich apaszek (Od sukni wieczorowej po miecz z "Gwiezdnych wojen"). Kiedy dostała książeczkę "Zaprojektuj suknie wieczorowe" była najszczęśliwszym dzieckiem wieczoru. 
Już sama formuła zachwyca. Książeczka ma kształt torebeczki z zapięciem na zatrzask, różowym uchwytem i połyskującą okładką. Dla dziewięciolatki - super sprawa. Po otwarciu okładki "ochom" i "achom" nie było końca. Na wstępie dwa szablony ułatwiające rysowanie wielu różnych kreacji. Pomysł świetny, a i wykonanie przemyślane, ponieważ szablony można bez problemu wysunąć z kółeczek, a po zakończeniu pracy z łatwością ponownie do nich przymocować. Są też oczywiście karty zawierające zarysy postaci. Tu również nastąpiło zaskoczenie. Starsza przerobiła już kilka książeczek do projektowania i zawsze postacie lalek, na których można było projektować suknie były identyczne. Tu - miła niespodzianka. Mamy modelki w samej bieliźnie (przy których twórcza inwencja małej projektantki jest bardzo duża), ale są również postacie ubrane, a zadaniem dziewczynki jest np. udekorowanie kiecki. Efekt - Starsza siedziała i kombinowała przez długie
godziny co pokolorować, co nakleić, a co wyciąć. A możliwości są olbrzymie nie tylko z racji różnorodności postaci, ale również dlatego, że ilość dodatków zamieszczonych w książeczce jest imponująca. Mnóstwo naklejek z elementami garderoby, kolorowe kartki, z których można wyciąć kieckę, czy też spodnie, czarno - białe naklejki do dowolnego pokolorowania... do wyboru do koloru! Jeszcze jedno. Żeby mała projektantka nie czuła się pozostawiona na pastwę mody, autor na 16 stronach zawarł kilka cennych rad. Możemy dowiedzieć się jak najłatwiej narysować cekiny, albo kolczyki. Przyznam się, że sama chętnie wertowałam zawartość zestawu, a potem z radością obserwowałam zaabsorbowaną Starszą. Przy takich książeczkach nawet antytalent plastyczny poczuje się jak młody artysta i uzna, że rysowanie może być naprawdę fajnym zajęciem. 


środa, 10 lipca 2013

Ilustrowane historie na dobranoc

Literatura dziecięca - jak wszystkim ogólnie wiadomo - składa się z dwóch elementów, których waga jest oceniana różnie, w zależności od wieku odbiorcy. Pierwszy element to treść, drugi - ilustracje. Dorośli oczywiście przykładają wagę przede wszystkim do treści, a dzieci - nie bacząc na czarne znaczki umieszczone na stronie - oceniają przede wszystkim obrazki. Cenię niezmiernie książki, które mają opracowane oba elementy. Rzadko spotykane - jednak zdarza się coraz częściej. "Ilustrowane historie na dobranoc" są tego najlepszym przykładem. 
Książka robi świetne wrażenie już na samym początku, a to za sprawą okładki. Żywe kolory i ładna ilustracja to jedno, jednak najbardziej nurtuje "twardość" okładki. Jest ona twarda w sposób  przyjazny małemu czytelnikowi. Trudno to opisać, warto dotknąć i się zachwycić. 
Książka należy do serii przedstawiającej klasykę literatury dziecięcej w sposób bardzo ujmujący  małych odbiorców. W dużym skrócie - dużo ilustracji przy bardzo skróconej treści. Kilka lat temu w moje ręce wpadły dwa tomy tej serii: "Najpiękniejsze opowiadania dla dziewczynek" i "Najpiękniejsze opowiadania dla chłopców". Obie pozycje zachwyciły mnie grafiką, jednak jak dla mnie poprawność językowa pozostawiała wiele do życzenia. Bajki umieszczone w "Ilustrowanych historiach na dobranoc" są dopracowane również pod względem literackim. Lekkość języka i łatwość snucia historii jest naprawdę urzekająca. Opowiadania są dowcipne, proste i naprawdę ciekawe. Mamy tu bajkę o rzepie
(która przypomina naszą klasyczną "Rzepkę" jednak jest dużo bardziej dowcipna), jest historia o królu z oślimi uszami, o zupie z kamienia i o uczniu czarnoksiężnika. Naszą ogromną sympatię zdobyło opowiadanie o smoku, który zaprzyjaźnił się z mieszkańcami pewnej wioski i pomagał im we wszystkim. Bajki są wyjątkowo... trudno to określić, po prostu chwytają za serce. 
"Ilustrowane historie na dobranoc" to przede wszystkim ilustracje. Piękne. Kolorowe, dowcipne, dokładne, delikatne... naprawdę mogę tak długo. Tekstu na poszczególnych stronach jest niewiele i w trakcie czytania często jest tak, że ja już kończę czytanie danej kwestii, a Młodszy nie pozwala obrócić kartki bo musi podziwiać. Po kilkukrotnej lekturze tej samej bajki Młodszy sam na podstawie obrazków opowiada poszczególne historyjki. Naprawdę miło słuchać jak szuka słów, dobiera wyrazy i szuka w czteroletniej główce odpowiednich kwestii. Jak tylko zobaczę kolejne tomiszcza tej serii na pewno kupię bo warto.  

sobota, 6 lipca 2013

Kosmos

"Świat w obrazkach" to seria książek uwielbiana przez moje dzieci. Młodszy do dzisiaj wertuje namiętnie tomik o strażakach, natomiast Starsza zakochała się w książeczce pt. "Kosmos". 
Tak jak "Strażacy" mogą zainteresować czterolatka, tak książka o kosmosie stanowczo zaadresowana jest do starszych czytelników. To jest prawdziwe kompendium wiedzy, tyle że bajecznie ilustrowane i wspaniale opisane. Mały podróżnik rozpoczyna swoją podróż od poznania galaktyki. Kosmos, droga mleczna, narodziny słońca - to wszystko przepięknie zilustrowane i dostępnie skomentowane. Dowiadujemy się co to jest teleskop Hubble'a, porównujemy wielkość poszczególnych planet, poznajemy zachowanie 
przedmiotów w nieważkości... czegóż więcej potrzeba żądnej wiedzy dziewięciolatce?. Ale to jeszcze nie wszystko. Książka w bardzo dostępny sposób tłumaczy jak powstaje dzień i noc, jak zmieniają się pory roku i dlaczego księżyc z krągłej bułeczki przemienia się w rogalika. Na ostatnich kilku stronach mały naukowiec znajdzie kilka zagadek i prostych ćwiczeń, które pomogą utrwalić zdobytą wiedzę. 
Ja jako Mama (jakże to nudno brzmi) zachwycona jestem starannością wykonania. Książka jest bardzo porządnie wydana co pozwala dzieciom wertować ją w każdą stronę właściwie bez uszczerbku dla niej samej. Dodatkowo ilustracji jest tak dużo, że za każdym razem Starsza napotyka na coś, czego wcześniej nie zauważyła, lub też niedokładnie przeanalizowała. Kończy się ciągłym bieganiem z książką pod pachą i wołaniem: "Mamo, a wiesz...", "Tato słuchaj..." Mamo dlaczego..." Naprawdę ilość informacji 
aplikowanych dzieciakom wystarczy na długi czas zanim się znudzą. 
Polecam każdemu, kto lubi spędzać czas ze swoją pociechą nad odkrywaniem tajemnic nauki. Zresztą tym, którzy na to nie mają czasu też się spodoba ponieważ pociecha prawdopodobnie "zniknie" na dłuższy czas poznając kolejne fascynujące strony książki.

wtorek, 12 lutego 2013

Zoorigami, łabędź i niedźwiadek

Posiadając dwójkę dzieci (a nieraz jakoby było ich pięcioro :-)) ważnym elementem naszego życia jest zabawa paluszkami. Dziecięce rączki wykorzystywane są do zabaw wszelkiego rodzaju. Rysowanie, pieczenie ciasteczek, klejenie plasteliny... co nam do głowy przyjdzie. Ostatnio na tapecie mamy origami, a właściwie zoorigami. Kwadratowa książeczka, (bardzo starannie wydana) daje niesamowite możliwości zabawy papierem. Możemy z dziećmi stworzyć zagrodę pełną papierowych zwierzaków :-). A że w czasie zabawy się zużyją... trudno zrobimy nowe. Równie kolorowe, ale za to jeszcze piękniejsze, bo przecież praktyka czyni mistrza :-)     
Książka podzielona jest na działy. Mamy grupę zwierzaków domowych, zwierzaków egzotycznych i ptaków. Możemy stworzyć świnkę, niedźwiedzia, żyrafę, łabędzia i wiele wiele innych świetnych składanek. Bardzo ważne jest to, że instrukcje składania papieru są naprawdę przejrzyste. Na początku mamy kilka podstawowych figur, których opanowanie to połowa sukcesu. Potem już tylko kilka zagięć i gotowe. 
Książek o origami na półkach księgarskich jest mnóstwo. Zoorigami ma jedną fantastyczną i niezastąpioną przewagę nad nimi. Oprócz instrukcji składania papieru mamy też cieniutkie bajecznie kolorowe arkusiki stworzone do zginania i tworzenia zwierzaków. Arkusików jest ponad setka, każdy wzór powtórzony dwa razy. Co więcej - przy instrukcji składania każdego zwierzaka pokazany jest sugerowany papier do jego stworzenia. Jednak można zaszaleć i stworzyć kwiecistego łabędzia, albo kawowego buldoga.  Do wyboru do koloru! Na początku mojej zabawy z origami zrobiłam błąd i nie chcąc niszczyć oryginalnych arkusików, próbowałam zaginać zwierzaki na zwykłym papierze. Zniechęciłam się i wyrzuciłam nieskończoną figurkę do kosza. Okazało się że tworzenie origami na cieniutkich arkusikach to zupełnie coś innego. Zagięcia - nawet te najgrubsze - słuchają twórcy, nawet dziewięcioletniego. Zresztą sami zobaczcie. Łabędź jest samodzielnej produkcji mojej Starszej!


czwartek, 10 stycznia 2013

Książka, nie-książka. "Mały Książę" i ciasteczka.

Któż nie zna "Małego Księcia"? Powieść  od lat porusza serca zarówno dużych jak i małych czytelników. Historia prawdziwej przyjaźni i czystej miłości od dawna towarzyszy dzieciom na całym świecie. Najwspanialsze jednak jest to, że książka od wielu lat kreuje jedno i to samo wyobrażenie głównego bohatera. Chłopiec z jasnymi włosami w rozwianym płaszczu lub z szalikiem, na swojej małej planecie nie większej od zwykłego domu. Każdego ujmuje historia kapelusza, który w rzeczywistości nie jest kapeluszem, a słoniem połkniętym przez węża boa. Zresztą - pewnie każdy z Was zna "Małego Księcia" a nawet jeżeli nie, to wystarczy kliknąć na linka i pogrążyć się w przyjemności czytania :-)
Jak na książkę ponadczasową przystało Mały książę jest nie tylko bohaterem książki. Znajdujemy go na zeszytach, kubkach, serwetkach i notatnikach. Ja natomiast ostatnio znalazłam go w przepięknym gadżecie w postaci... puszki na ciasteczka. Upominek niesamowicie miły i oryginalny. Jak widać, puszka jest prostokątna, z dość grubej blachy więc jest nadzieja, że przed długi okres czasu z powodzeniem będzie służyła do przechowywania ciastek i jednocześnie cieszyła nasze oczy.
Kiedy podniesiemy wieczko puszki znajdziemy tam przepiękne karty zawierające 50 przepisów na kruche ciasteczka. Każdy znajdzie tam coś dla siebie. Są ciastka z czekoladą, z truskawkami, migdałowe, z kremem, orzechami, serduszka, wafelki, prostokąciki i czego jeszcze żywnie dusza zapragnie. Karty są śliczne, utrzymane w pastelowych kolorach z małym obrazkiem tematycznie nawiązującym do Małego księcia. Przepisy są pogrupowane w cztery działy. Na początek mamy przepisy "dziecinnie proste", następnie "na cały rok", "bakaliowe pyszności" i "czekoladowe łakocie".  Do przepisów dołączono 4 foremki, które uprzyjemnią ciasteczkową zabawę. Moja córcia zachwyciła się słoneczkiem i już wiem, że kolejne ciastka będą "słoneczkowe". Starsza jest zachwycona całym zestawem, nie tylko foremkami. Karty z przepisami układa, a to kolorami, a to numerkami, raz nawet próbowała ułożyć je wg kolejności w jakiej będziemy piec... i tu nastąpiło zjawisko powszechnie znane jako "osiołkowi w żłoby dano".
Bardzo żałuję, że puszkę Małego Księcia odkryłam już po świętach. Jest bowiem tak śliczna i tak starannie wykonana, że z powodzeniem mogłaby spocząć pod choinką jako świąteczny prezent. Jeżeli macie w najbliższym czasie obchody urodzin czy też imienin wśród rodziny, albo przyjaciół... polecam gorąco.

wtorek, 18 września 2012

Strażacy w akcji !!!

Każdy chłopiec prędzej czy później przechodzi etap strażaka lub policjanta. Każdy, bez wyjątku. U mnie w domu od dłuższego czasu króluje temat strażaka. Mamy wóz strażacki, mamy klocki Duplo tematycznie związane ze strażą, w telewizorze króluje "Strażak Sam", a na dywanie i w salonie znaleźć można całe mnóstwo książek o strażakach. Są banalne książeczki o Strażaku Samie, ale są również takie, które uwielbia zarówno Młodszy jak i reszta rodziny. 
Pierwszą książką, którą polecam małym fanom straży pożarnej to "Strażacy w akcji". Książka bardzo ładna i wyjątkowo atrakcyjna dla małych rączek. Duże sztywne strony i wspaniałe szczegółowe obrazki przyciągają  uwagę i wzrok malucha na dłuższy czas. Książka może być także przyczynkiem do ciekawych rozmów z dzieckiem. Na każdej stronie znajdują się dwa okienka, które kryją odpowiedź na pytanie zadane na głównym obrazku. W jaki sposób strażacy poruszają się po śniegu? Gdzie śpią strażacy? Skąd czerpią wodę? Do czego służy rura z tlenem? Na te wszystkie pytania można bez trudu udzielić odpowiedzi i to w bardzo ciekawy sposób. Każdy maluch z ogromną ciekawością zajrzy do okienka i ze świecącymi oczkami będzie słuchał odpowiedzi. A ile frajdy w odkrywaniu skarbów pod kawałkiem tekturki! Niezapomniane przeżycie i dla małego strażaka i dla mamy również. 
Książka służy raczej do oglądania dlatego też ilustracje w niej zamieszczone są naprawdę staranne i szczegółowe. Mój mały strażak wertuje książeczkę czwarty dzień i za każdym razem odkrywa coś nowego. Szkoda że książka ma tak mało kartek (z okładką jest ich zaledwie 7) jednak zważywszy na wiek potencjalnych czytelników okazuje się, że objętość książeczki jest wystarczająca. 
W naszym domu króluje jeszcze jedna książeczka o strażakach również Wydawnictwa Olesiejuk. Powiem Wam, że to dopiero jest cudo! Książka jest podzielona na kilka działów. Jeden opowiada historię ognia, inny pokazuje sprzęt i pojazdy strażackie, jeszcze inny pokazuje różnorodność sytuacji, w których pomoc strażaka może okazać się przydatna. Ilustracje w tej książce są bardzo szczegółowe jest ich dużo i są naprawdę niebanalne. Każda ilustracja jest porządnie podpisana, co więcej - opisy ilustracji często zawierają naprawdę przydatne informacje. Na przykład każdy zainteresowany może obejrzeć jak przez lata zmieniały się wozy strażackie, możemy poznać różne stroje i kombinezony w zależności od zagrożenia, możemy również pooglądać, z jakich maszyn korzystają strażacy w razie zagrożenia.
Książeczek z tej serii jest bardzo dużo. U nas na razie królują Strażacy, ale na półce na swoją kolej czeka Boże Narodzenie. Na pewno za kilka miesięcy będzie jak znalazł...

niedziela, 2 września 2012

Dinozaury 3D

Książki dla dzieci w głównej mierze służą do czytania. Są też takie, które zaprzątają malucha rączki (kolorowanie, malowanie, wycinanie itp) Istnieje też trzecia kategoria: to książki, dzięki którym w głowach pociech rodzą się pytania. Setki. Tysiące. Dinozaury 3D zaliczam do trzeciej kategorii. 
Książeczka jest objętościowo niewielka, jednak bardzo interesująca. Oczywiście na pierwszym miejscu są obrazki 3D przedstawiające dinozaury. Dzięki okularkom dołączonym do książki obrazki można oglądać wiele, wiele razy z takim samym zaciekawieniem Wierzcie mi - robią wrażenie. Ogromne potwory, które wysuwają głowy z poszczególnych kartek, brrrr... Moja Starsza "ukochała" jeden obrazek, na którym wielki dinozaur goni mniejszego ewidentnie z zamiarem pożarcia. Kiedy oglądamy grafikę przez okulary mamy wrażenie, że ten maluch zaraz wyskoczy z książeczki prosto na nasze kolana. Naprawdę warto to zobaczyć. 
Kiedy już mały czytelnik znudzi się dinozaurami w formie graficznej może wykonać kilka zadań o tych stworach. Dla każdego coś miłego. Mamy łączenie cieni z postaciami, labirynty, zadania matematyczne (proste oczywiście, aby opornych czytelników nie zniechęcić). Hitem dla moich dzieci jest wkładka zawierająca naklejki z postaciami dinozaurów. Naklejek jest kilkadziesiąt, a mimo to w domu o każdą z nich toczona jest walka. To właśnie naklejki są przyczynkiem do tysięcy pytań podających z ust Starszej. Jaki jest duży? Co on jadł? Czy szybko biegał? Czy to, że stoi na dwóch nogach znaczy, że chwytał jedzenie w przednie łapki jak wiewiórka? Litości... Wierzcie mi - wiedza, którą zdobyłam przez ostatnie dni o dinozaurach przewyższa wszystko, czego się o nich dowiedziałam na podstawowym etapie mojego nauczania. 
Książeczka jest niesamowitym przyczynkiem do dyskusji. Każda pociecha widząc paszczę (oczywiście 3D) zada setki pytań. Przecież potwora należy oswoić, a najłatwiej to zrobić z mamą i książką na kolanach. Dinozaury 3D świetnie się do tego nadają.
Wydawnictwo Olesiejuk nie poprzestało na dinozaurach. W serii ukazały się jeszcze trzy inne książeczki: pojazdy, robaki i koparki. Oczywiście Młody marzy o koparkach, a Starsza o robakach. A ja zastanawiam się, czy aby zdobywanie szczegółowej wiedzy o robakach i koparkach nie przerośnie mojej cierpliwości...  
    

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Wrota czasu

"Wrota czasu" to książka, która wprawiła mnie w podziw już na samym początku. Ujęła mnie piękną okładką, starannym wydaniem i ...tajemnicą. Już po przeczytaniu kilku zdań umieszczonych na obwolucie czytelnik ma chęć i potrzebę czytania tu i teraz. 
Do wielkiego, tajemniczego domu posadowionego na skraju urwiska wprowadza się dwójka dzieci - Julia i Jason. Dzieciaki są inteligentne i ciekawskie dzięki czemu bardzo szybko wpadają na trop tajemnicy i zagadki ukrytej w czeluściach domostwa. Dołącza do nich Rick - przyjaciel z sąsiedztwa. Wspólnie odkrywają tajemnice związane z poprzednim właścicielem domu. Krok po kroku rozwiązują kolejne zagadki. Każda rozwiązana tajemnica prowadzi do następnej. Mamy tu tajemnicze drzwi, listy pisane szyfrem, cztery klucze i Nestora, który na pierwszy rzut oka jest tylko ogrodnikiem, jednak po pewnym czasie czytelnik zaczyna mieć duże wątpliwości, czy tylko ogrodnikiem. 
Dzieci mają do przejścia trudny szlak najeżony niebezpieczeństwami i zagadkami. Tajemnica kryje się tuż za rogiem. Czy uda im się ją rozwikłać? Co dalej?

Jeżeli z czterech jedno otworzysz przypadkiem 
Z czterech trzecie wskażą motto
Z czterech dwoje zaprowadzi na śmierć
A jedne z czterech - poprowadzi na dół.

Książka skierowana jest do młodszego czytelnika. Wydawca stanowczo stanął na wysokości zadania i zrobił wszystko, aby ułatwić Mu sprawę. Stosunkowo duża czcionka, krótkie rozdziały i sporo ładnych rysunków powodują, że książkę czyta się jednym tchem. Każdy rozdział liczący 6-8 stron poprzedzony jest kartą tytułową. Kiedy mamy do czynienia z zagadką (listem, rebusem, szyfrem) pokazana jest ona na rysunku. Zachęca to do czytania a jednocześnie pozwala na mały oddech. Młody, początkujący czytelnik z wypiekami na twarzy będzie pochłaniał kolejne rozdziały, ja natomiast (też z wypiekami) pochłonęłam całe "Wrota czasu" w jeden dzień. Treść jest naprawdę porywająca. Przypomniały mi się czasy końca podstawówki, kiedy to "Tajemnica zielonej pieczęci" i "Przygody Tomka Sawyera" były na porządku dziennym. "Wrota czasu" działają na moją wyobraźnię tak, jak te książki z lat dziecinnych. Nic dookoła się nie liczy, tylko treść. 
Dodam jeszcze że książka zachwyciła mnie okładką. Śliczna obwoluta godna jest pochwały lecz ja sięgnęłam do tego co znajdowało się pod nią i ... oczom moim ukazał się stary podniszczony zeszyt. Wrażenie to robi niemałe. Zresztą cała książka jest świetnie stylizowana na kajet pełen tajemniczych zapisów  i wskazówek. 
Kiedy skończyłam lekturę byłam mocno rozczarowana. Okazało się, że to właściwie tylko przygrywka do dalszych przygód bohaterów. Autor rozpalił moją wyobraźnię, po czym kazał czekać do kolejnych części. Sięgnęłam więc do internetu i znalazłam informację że cała saga składa się z dwunastu tomów. Jestem zachwycona. Starsza ma dopiero osiem lat, ale myślę że niedługo przysiądzie do lektury. Dwanaście tomów... balsam na mą duszę.
Na zakończenie dodam, że jedna scena bardzo mnie rozbawiła. W pewnym momencie dzieciaki idą na pocztę odebrać przesyłkę, która adresowana jest do właściciela domu. Pani pracująca na poczcie jednocześnie jest bibliotekarką w miejscowej bibliotece. Zdaje sobie Ona sprawę, że nie powinna wydać paczki dzieciom, jednak czyni to pod pewnym warunkiem. Każde z nich ma przez dwa tygodnie przeczytać książkę, a następnie opowiedzieć jej treść. Książki wybrane dla poszczególnych bohaterów to oczywiście opasłe tomiszcza, ale czego się nie robi dla rozwikłania kolejnej zagadki... Reakcja dzieci na podstęne przymuszenie do lektury zdobyła moje serce :-) 
Podsumowując: "Wrota czasu" to pozycja, którą warto mieć na swojej półce w kilku egzemplarzach. Jeden dla siebie i kilka na prezenty dla zaprzyjaźnionej młodzieży. To książka, która rozpala wyobraźnie lepiej niż telewizor i konsola razem wzięte! A co najważniejsze - przyjemność czytania jest naprawdę ogromna. 

piątek, 3 sierpnia 2012

Przedszkole żyrafki zastąpi zabawki :-)




A oto mój synek. Nie jest jeszcze przedszkolakiem, natomiast od września weźmie w łapkę "worek z muchomorkiem" i dzielnie pójdzie w przedszkolny świat. Ale zanim stanie się uczestnikiem życia rówieśników na razie potowarzyszy w przedszkolu małej żyrafce.
"Przedszkole żyrafki" jest świetną pozycją pokazującą (chyba głównie rodzicom) zakres wiadomości, które dziecko w danym wieku powinno mieć opanowane. Rodzice więc patrzą i oceniają, a maluch prześwietnie się bawi. Mój synek nie jest zwolennikiem prac grafomotorycznych natomiast żyrafka go urzekła. W ślicznej kolorowej teczuszce znajdują się trzy książeczki: zgadywanki 3-latka, zabawy językowe 3-latka oraz zabawy plastyczne 3-latka.  Każda z nich kładzie nacisk na inne umiejętności dziecka. Możemy sprawdzić jak maluch radzi sobie z orientacją przestrzenną, pobawić się z nim w opowiadanie o tym, co się dzieje na poszczególnych obrazkach, obserwację, co przybyło, a co ubyło z poszczególnych ilustracji. Książeczka zachęca nie tylko do zabaw umysłowych ale również manualnych. W części dotyczącej zabaw plastycznych znajdziemy mnóstwo prostych zadań, które pokażą nam, na jakim poziomie plasują się zdolności manualne naszego malucha. Mojego synka najbardziej urzekły naklejki. I co ciekawe - najlepiej radził sobie z zadaniami, przy rozwiązywaniu których wiedział, że z poprawną odpowiedzią wiąże się naklejka. Szedł jak burza, wręcz zaskakiwał mamę poprawnymi odpowiedziami. Natomiast z rysowaniem - oj cieniutko, cieniutko... :-)
Książeczka jest idealną pozycją dla fanów naklejek. Naklejka należy się nie tylko jako poprawna odpowiedź, ale również jako nagroda za dobrze wykonane zadanie. Te z poprawnymi odpowiedziami trafiały grzecznie do książeczki, natomiast te pochwalne... cóż, jedna znalazła się nawet na lodówce... Ja natomiast odkryłam inną zaletę zabawy naklejkami. Otóż okrągłe naklejki (a taki kształt mają właśnie w "Przedszkolu żyrafki") zmuszają malucha do myślenia gdzie jest góra, a gdzie dół. 
Staranne wydanie, żywe kolory i wzbudzający sympatie pysk żyrafy - jak tu nie pokochać takich książeczek :-) Dodam tylko, że nie tylko trzylatki mogą zaprzyjaźnić się z Żyrafką. Zaprasza Ona do swojego przedszkola również dwu i czterolatki. 



środa, 1 sierpnia 2012

Pierwszych 200 pojazdów i szczęśliwe dziecko

Kiedy w domu jest dwójka dzieci, książki też dzielą się na pół. Zwłaszcza wtedy, gdy jedna z pociech już samodzielnie składa literki (w moim przypadku Starsza) natomiast druga... cóż, pozostaje jej tylko prosić "Poczytaj mi..." ewentualnie liczyć na książeczki bez literek za to z obrazkami!
Kiedy Młodszy dorwał w swoje łapki książkę "Pierwszych 200 pojazdów" zakochał się bez pamięci. Należy przy tym wspomnieć, że Młody należy do grupy chłopców zmotoryzowanych. Jako brzdąc siadał na chodniku i z piskiem witał każdy przejeżdżający pojazd. Obecnie żadna marka nie kryje przed nim tajemnic, a w czasie podróży bezbłędnie rozpoznaje poszczególne samochody. Nic więc dziwnego, że książka z taką mnogością pojazdów zdobyła jego serduszko.


Książeczka jest bardzo dobrze pomyślana. W większości zawiera kolorowanki, jednak są one tak różnorodne, że trudno się nimi znudzić. Są obrazki, które najzwyczajniej w świecie należy pokolorować, ale są też poszczególne pojazdy, są rysunki z plamkami (jak to określił Młodszy), które wskazują, jaką barwą należy wypełnić poszczególne pola. Młodszy najbardziej lubi strony tematyczne zawierające np. przedmioty i pojazdy charakterystyczne dla garażu, stacji paliw, budowy, czy też dworca kolejowego. Najważniejsza jednak jest REMIZA! Dla trzyletniego chłopaczka taka ilość przedmiotów związanych ze strażakami naprawdę robi wrażenie. Mój synek spędził upojny wieczór wodząc paluszkiem od strony do strony i uruchamiając coraz to nowe pokłady wyobraźni. 
A kiedy już poznał każdą kartkę znaleźliśmy jeszcze jedno urozmaicenie. Otóż na niektórych stronach ukryto maleńkiego niebieskiego kotka. Tak niewiele a daje tyle świetnej zabawy... Szukanie tego kociaka ponownie przykuło uwagę Młodego. 
Kto znajdzie kotka? 
Książeczka jest bardzo starannie wydana. Grube karty łatwo dają się przewracać niewprawnym łapkom i dobrze bronią się przed przypadkowym zgnieceniem. Barwne i żywe ilustracje przyciągają wzrok malucha, a grube kontury na poszczególnych rysunkach pozwalają na delikatne wychodzenie za linię, co nie prowadzi od razu do zniechęcenia niestarannym kolorowaniem. 
Mój synek spędził z książeczką kilka wspaniałych wieczorów, ja jako Mama zresztą też. Nawet jeden obrazek pokolorowałam razem z nim :-)


W internecie odnalazłam całą serię książeczek. Oprócz pojazdów można jeszcze pobawić się w towarzystwie zwierząt, albo po prostu "słów". Koniecznie muszę w nie zaopatrzyć Młodszego. 
Książeczka jest godna polecenia. Przyda się każdemu brzdącowi, który rozpoczyna przygodę z kredką i kolorowaniem. Każda Mama wie, jak ważne jest to, aby pierwsze kroki były przyjemne. Nasze pierwsze kroki razem z pojazdami z tej książeczki były bardzo miłe :-)  

Młodszy i jego ukochana książka