czwartek, 28 listopada 2019

Kasztanowy ludzik

"Kasztanowy ludzik" zbiera tak skrajne recenzje, że aż oczy przecierałam ze zdziwienia. Od entuzjastycznych ochów i achów, z których wynika, że powieść ta na kryminalnego Nobla zasłużyła, aż po komentarze, wśród których gniot i szmira to delikatne określenia. Ciekawa byłam, co też takiego zawiera ta powieść, że budzi tak skrajne emocje. Nie było trudno po nią sięgnąć, bo medialny szum o tej książce był ogromy. W pewnym momencie miałam wrażenie, że zewsząd patrzą na mnie kasztanowe ludziki i zapewniam Was, że nie spowodowała tego panująca dookoła jesień.
Sięgnęłam po powieść z przyjemnością. Starannie wydana książka, pomimo swojej objętości przyjemnie leżała w rękach, a "twardo - miękka" okładka uprzyjemniała czytanie. A zawartość?
Pewnego dnia dwunastoletnia córka szwedzkiej Pani minister, po zajęciach sportowych, nie wraca do domu. Pomimo postawienia Policji  na nogi,  nie odnaleziono ani dziewczynki, ani też jej ciała. Wprawdzie do zabójstwa przyznał się znany Policji psychopata (pamiętał nawet, co zrobił z ciałem) ale  jego zeznania jakoś nie przekonały Policji i rodziny dziewczynki. W tym samym czasie w Szwecji dochodzi do serii brutalnych morderstw. Seryjny zabójca potwornie okalecza zwłoki swoich ofiar, a na miejscu zbrodni pozostawia kasztanowe ludziki. Co łączy te dwie tragedie? Na to pytanie odpowiedź ma znaleźć dwójka bohaterów: Thulin - policjantka będąca na początku swej kariery i Hess, który właśnie znalazł się na zawodowym zakręcie i musi na chwilkę przycupnąć i przeczekać burzę, jaka rozpętała się wkoło jego osoby. Nie grają oni na tych samych falach, a ich spojrzenie na popełnianie zbrodnie jest diametralnie różne. Łączy ich jednak chęć rozwikłania zagadki.
"Kasztanowy ludzik" to kryminalny roller coaster. Czytelnik wpada w bieg wydarzeń i kiedy już wydaje mu się, że wiadomo kto zabił, ukazuje się przed nim kolejny zakręt i kolejna pochylnia, po której ponownie mknie ku mrzonce następnego rozwiązania. Tak jest kilka razy i przyznam się, że przy którejś z kolei "zmyłce" byłam już zmęczona. Nie ulega jednak wątpliwości, że warto było czekać, bo zakończenie jest wstrząsające. To właśnie zakończenie wywołuje w czytelniku uczucie obcowania z mistrzowsko napisanym kryminałem. Trzeba przeczytać powieść do ostatniej literki, aby docenić ścieżki, którymi autor doprowadził nas do finału. Naprawdę warto
Minusy widzę dwa - jeden subiektywny, drugi wręcz przeciwnie. Ten subiektywny dotyczy użytego w książce czasu. Nie lubię powieści pisanych w czasie teraźniejszym. Powoduje to we mnie uczucie ciągłego niedopracowania. Nierozłącznie towarzyszy mi przekonanie że coś ominęłam i nie doczytałam. Po prostu nie lubię i już. 
Drugi minus dotyczy języka, a raczej braku jego giętkości. Powieść miejscami jest drętwa, a dialogi nieżyciowe. Trudno powiedzieć, czy to wina autora, czy tłumacza, jednak pewne jest, że wyszło to nieciekawie. Na szczęście sama intryga i sposób rozwiązania zagadki wynagradza wszelkie niedoskonałości. 
Warto sięgnąć po "Kasztanowego Ludzika". Nie dajcie się zniechęcić tylko oceńcie sami, bo naprawdę warto.  

środa, 27 listopada 2019

Pokrzyk

Kiedy człowiek sobie uświadomi, że to już jedenasty tom Sagi o Lipowie, ogarnia go podziw. Bo jak to możliwe, że tyle tomów (i to grubaśnych) i cały czas jest ciekawie? Autorka nie zniża lotów ani o metr. Owszem - poszczególne tomy różnią się od siebie, ale wszystkie są dobre. Widać jak autorka ewoluowała, a wraz z nią jej książki. Z zaciętych kryminałów, saga przekształciła się w mroczną i pełną tajemnic powieść o ezoterycznym zacięciu. Ale nadal bardzo mi się podoba. Bardzo. 
Jak zwykle tytuł intryguje. Bo cóż to jest ten "Pokrzyk"? Już przywykłam do tego, że tytuły poszczególnych tomów są dziwne. Były już "Rodzanice", były "Utopce", teraz "Pokrzyk"... każdy tytuł intryguje i jest tajemnicą sam w sobie. To też lubię - tę chwilkę zastanowienia, o co właściwie chodzi... 
Jak zwykle u Pani Puzyńskiej - powieść powala mnogością wątków i bohaterów. Na szczęście nie jest to problemem i łatwo się w tym wszystkim połapać. 
Wątek kryminalny to zabójstwo Leokadii Orłowskiej. Podejrzana o czyn jest Klementyna Kopp, ale już na pierwszy rzut oka widać, że nie wszystko do siebie pasuje. Trzy córki denatki - Adriana, Elżbieta i Iga niby mówią to samo, ale niuanse w wypowiedziach wskazują, że jednak coś jest na rzeczy. W wyjaśnieniu sprawy pomaga prywatny detektyw Mariusz Nowakowski, który - cóż za zbieg okoliczności - jest byłym mężem Weroniki Podgórskiej. Losy Weroniki to kolejny wątek. Pani psycholog i żona Policjanta w jednej osobie marzy o szczęśliwej rodzinie i dziecku. Na drodze do szczęścia stanie jej Strzałkowska i nie jest tajemnicą że między kobietami rozgorzeje rozpaczliwa walka. Życie jest jednak bogate, a przysłowiowy chichot losu zmusi obie Panie do współpracy. Najlepszy jednak wątek, a właściwie wątek petarda, należy do Klementyny Kopp. Ta ekscentryczna kobieta zostaje posądzona o zabicie Leokadii Orłowskiej. W miarę opowieści Klementyny na światło dzienne wychodzą sprawki, które rzucają zupełnie inne światło na wydarzenia. Okazuje się, że nie wszystko złoto co się świeci. 
Najbardziej zaskoczyło mnie zakończenie. Wbiło mnie w fotel i do dzisiaj nie mogę się pozbierać. Jak można uśmiercić jedną z kluczowych postaci sagi? I to moja ulubioną. Nic już nie będzie takie samo, a Pani Puzyńska będzie musiała się wykazać nie lada pomysłowością, (w co nie wątpię) aby brak tej osóbki czytelnikom wynagrodzić . 
"Pokrzyk" jest najlepszym dowodem na to, że Pani Puzyńska w swojej twórczości postanowiła skręcić. Od "Motylka" wszystko się zmieniło, a sama powieść, z kryminału podobnego w nastroju do ojca Mateusza zmieniła się w mroczny, kryminalny thriller. Nie ma już misiowatego Komisarza Podgórskiego, jest za to Komisarz walczący z choroba alkoholową. Strzałkowska, z ciepłej i zakompleksionej Policjantki, zamieniła się w stanowczą kobietę, która jest gotowa walczyć o swoje szczęście. Nie ma już maleńkiego komisariatu w Lipowie, pachnącego ciastem pani Podgórskiej. Jest za to mroczny dom i skrzypiące drzwi rodzące ciarki na plecach. Nie ukrywam, że podoba mi się ten kierunek, ale myślę, że są osoby, które wolały, kiedy tłem wydarzeń były lato i słońce niż listopadowa plucha. 
Nie mogę się doczekać kolejnego tomu. Jestem ciekawa, czy to co wydarzyło się w końcówce "Pokrzyku' to tak naprawdę? Na serio?