Kiedy człowiek sobie uświadomi, że to już jedenasty tom Sagi o Lipowie, ogarnia go podziw. Bo jak to możliwe, że tyle tomów (i to grubaśnych) i cały czas jest ciekawie? Autorka nie zniża lotów ani o metr. Owszem - poszczególne tomy różnią się od siebie, ale wszystkie są dobre. Widać jak autorka ewoluowała, a wraz z nią jej książki. Z zaciętych kryminałów, saga przekształciła się w mroczną i pełną tajemnic powieść o ezoterycznym zacięciu. Ale nadal bardzo mi się podoba. Bardzo.
Jak zwykle tytuł intryguje. Bo cóż to jest ten "Pokrzyk"? Już przywykłam do tego, że tytuły poszczególnych tomów są dziwne. Były już "Rodzanice", były "Utopce", teraz "Pokrzyk"... każdy tytuł intryguje i jest tajemnicą sam w sobie. To też lubię - tę chwilkę zastanowienia, o co właściwie chodzi...
Jak zwykle u Pani Puzyńskiej - powieść powala mnogością wątków i bohaterów. Na szczęście nie jest to problemem i łatwo się w tym wszystkim połapać.
Wątek kryminalny to zabójstwo Leokadii Orłowskiej. Podejrzana o czyn jest Klementyna Kopp, ale już na pierwszy rzut oka widać, że nie wszystko do siebie pasuje. Trzy córki denatki - Adriana, Elżbieta i Iga niby mówią to samo, ale niuanse w wypowiedziach wskazują, że jednak coś jest na rzeczy. W wyjaśnieniu sprawy pomaga prywatny detektyw Mariusz Nowakowski, który - cóż za zbieg okoliczności - jest byłym mężem Weroniki Podgórskiej. Losy Weroniki to kolejny wątek. Pani psycholog i żona Policjanta w jednej osobie marzy o szczęśliwej rodzinie i dziecku. Na drodze do szczęścia stanie jej Strzałkowska i nie jest tajemnicą że między kobietami rozgorzeje rozpaczliwa walka. Życie jest jednak bogate, a przysłowiowy chichot losu zmusi obie Panie do współpracy. Najlepszy jednak wątek, a właściwie wątek petarda, należy do Klementyny Kopp. Ta ekscentryczna kobieta zostaje posądzona o zabicie Leokadii Orłowskiej. W miarę opowieści Klementyny na światło dzienne wychodzą sprawki, które rzucają zupełnie inne światło na wydarzenia. Okazuje się, że nie wszystko złoto co się świeci.
Najbardziej zaskoczyło mnie zakończenie. Wbiło mnie w fotel i do dzisiaj nie mogę się pozbierać. Jak można uśmiercić jedną z kluczowych postaci sagi? I to moja ulubioną. Nic już nie będzie takie samo, a Pani Puzyńska będzie musiała się wykazać nie lada pomysłowością, (w co nie wątpię) aby brak tej osóbki czytelnikom wynagrodzić .
"Pokrzyk" jest najlepszym dowodem na to, że Pani Puzyńska w swojej twórczości postanowiła skręcić. Od "Motylka" wszystko się zmieniło, a sama powieść, z kryminału podobnego w nastroju do ojca Mateusza zmieniła się w mroczny, kryminalny thriller. Nie ma już misiowatego Komisarza Podgórskiego, jest za to Komisarz walczący z choroba alkoholową. Strzałkowska, z ciepłej i zakompleksionej Policjantki, zamieniła się w stanowczą kobietę, która jest gotowa walczyć o swoje szczęście. Nie ma już maleńkiego komisariatu w Lipowie, pachnącego ciastem pani Podgórskiej. Jest za to mroczny dom i skrzypiące drzwi rodzące ciarki na plecach. Nie ukrywam, że podoba mi się ten kierunek, ale myślę, że są osoby, które wolały, kiedy tłem wydarzeń były lato i słońce niż listopadowa plucha.
Nie mogę się doczekać kolejnego tomu. Jestem ciekawa, czy to co wydarzyło się w końcówce "Pokrzyku' to tak naprawdę? Na serio?
A ja nadal nie sięgnęłam nawet po pierwszy tom... Wstyd!
OdpowiedzUsuń