poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Rozdawajka z Norą Katarzyny Puzyńskiej

Długo wyczekiwany tom zawierający kolejną mroczną zagadkę. Uwielbiam książki Katarzyny Puzyńskiej z Lipowem w tle. Ten nastrój i klimat nie ma sobie równych. Uwielbiam pyskatą Klementynę, czy też niezastąpionego Daniela Podgórskiego. Zagadki są świetnie skonstruowane... nic tylko czytać. Macie ochotę?
Dzięki Wydawnictwu Prószyński i spółka mam dla chętnych czytelników mojego bloga jeden egzemplarz najnowszej książki pt. "Nora". Ponad 800 stron wspaniałej literackiej przygody szuka nowego domu... Zapowiada się rewelacyjnie. Chętnych do zapewnienia "Norze" nowego dachu nad głową (okładką) proszę o pozostawienie komentarza pod postem. 20 kwietnia Młodszy wskaże paluszkiem szczęśliwy post i autora, do którego powędruje "Nora". 

Zapraszam! Wraz z autorką życzę Wam wszystkim, fascynującej lektury. 

czwartek, 12 kwietnia 2018

RÓŻOWA CZAPECZKA NIECH ŻYJE!!!

Ależ się ubawiłam :-))) Uśmiałam się do łez, rżałam jak konik na pastwisku, aż bolały mnie mięśnie brzucha. To własnie jest myślenie, jakie lubię. Nie szczerzymy kłów, nie machany szabelką, a mówimy o rzeczach ważnych z uśmiechem i życzliwością.  I zapewniam, że każdy zapamięta, że ta śmieszna książeczka o różowej czapeczce dotyka śmiertelnie poważnego tematu jakim są prawa kobiet - a właściwie ich brak. 
Na początku nie było czapeczki. A potem... już była. Jej życie było burzliwe. Kot porwał czapeczkę, a potem znalazły ją dzieci. Bardzo trudno było o czapeczkę ale w końcu udało się ją zdobyć. Miała wiele, bardzo wiele zastosowań. Aż w końcu pies wykradł czapeczkę, a dziewczynka uratowała czapeczkę. Zabrała ją do domu, gdzie czapeczka została wyprana i wysuszona. Dziewczynka ubrała swoją czapeczkę i używała jej, aż pewnego dnia wyszła na ulicę, gdzie wszyscy inni też mieli na głowach różowe czapki. 

To właściwie wszystko, ta prosta treść (a przecież pełna odniesień, aluzji i metafor) została okraszona wspaniałymi ilustracjami gdzie oprócz czarnej kreski występuje tylko jeden kolor - róż. Wiadomo przecież że facet różu nie nałoży, więc czego symbolem jest różowa czapeczka? 
Wszystko wyjaśnia się na ostatnich stronach, gdzie autor uświadamia czytelnikowi, że nieważne, czy idziemy w manifestacji pod szyldem różowych czapeczek czy czarnych parasolek. Ważne jest to, że idziemy razem - ramię w ramię. Że łączy nas idea, razem potrafimy głośno o niej mówić i w razie konieczności jednym głosem krzyknąć NIE!!!
Głosy na temat "Różowej czapeczki" są rożne. Jedni - że totalna klapa, inni - że wspaniałe dzieło. Ja raczej jestem po środku. Wspaniałości bym w tej książeczce nie szukała, ale urzekła mnie prostym i jakże trafionym podejściem do tematu. Na pewno zostanie mi w głowie. Na długo. 


środa, 11 kwietnia 2018

Kapitan Majtas i wyniki rozdawajki

Przygody Kapitana Majtasa to najbardziej zwariowana seria książeczek, jaką do tej pory miałam przyjemność trzymać w rękach. To zupełnie odlotowa historia, w której autor zawarł najbardziej odjazdowe pomysły, jakie mu przyszły do głowy. Wehikuł czasu w postaci karmazynowego kibelka ? Proszę bardzo. Pierścień hipnozy i sok supersiły? Proszę bardzo. Babunia - Gorsetunia i Dziadek Gatek? Nic prostszego!
Ósmy tom przygód Kapitana Majtasa o przedziwnym tytule "Kapitan Majtas i kretyńskie kombinacje kosmitów z karmazynowego kibelka" są już tak dojechane, że bardziej chyba nie można. Nasi bohaterowie, George i Harold, podróżując wehikułem czasu, dotarli do zwariowanego miejsca, w którym wszystko jest na opak. Nauczyciele są przesympatyczni, wuefista - wysportowany, a posiłki w stołówce pachną przepysznym jedzeniem, a nie starą szmatą. Niestety, jest też zła wiadomość. Skoro w rzeczywistości George i Harold są bohaterami pozytywnymi, a dyrektor Krupp jest zły, to w krainie, gdzie wszystko jest na odwrót - charakter bohaterów również się zmienia. Dyrektor Krupp uważa psikusy chłopców za wyjątkowo zabawne, a tamtejsi George i Harold są paskudnymi dzieciakami. Ich psoty są nieobliczalne. Pozwalają sobie nawet na porwanie pterodaktylka Krakersa i cybernetycznego chomika. Chłopcy - chcąc uratować pupilów - muszą stanąć w szranki ze swoimi sobowtórami. Kiedy do tego dołożymy dorosłych, psujących plany kolacją z okazji dnia dziadków... Cóż - kapitan Majtas na pewno będzie miał co robić!


Książeczka jest naprawdę świetna. Przede wszystkim napisana jest językiem, który z zasady zachwyci małolatów. Dorośli niewątpliwie będą zdziwieni bo czytanie o kibelku, siuśkach i głupkach, nie zawsze znajdzie zrozumienie w ich oczach. Ale wystarczy, że przypomnimy sobie jakie tematy nas interesowały w dzieciństwie. Już? I wszystko jasne. 
Drugą zaletą są ilustracje. Masa ilustracji, które nie zawsze są grzeczne i powodują niczym niestłumioną radość w oczach małego czytelnika. Goła dupka u Babci i majty w grochy u dziadka dadzą efekt murowany. Cały dom pokłada się ze śmiechu. 


Książka zawiera kilka dodatkowych historyjek wplecionych we właściwą treść książki. Mają One formę komiksu i rewelacyjnie uatrakcyjniają lekturę. Wiadomo przecież, że mały czytelnik długo nie wysiedzi w jednym miejscu. Lektura komiksu, do którego można co pewien czas powrócić jest bardzo dobrym pomysłem. 
A na zakończenie coś, co tygrysy lubią najbardziej, czyli ruchome obrazki. W poprzednich tomach były również i Młodszy, biorąc nowy tom do ręki, rozpoczął lekturę od kartkowania książki w poszukiwaniu ruchomych atrakcji. Ołówek, wokół którego zostanie zakręcona stroniczka i heja! Zabawa murowana.  
Książeczki o kapitanie Majtasie recenzowałam już wcześniej i za każdym razem zachęcałam młodych czytelników do lektury. Teraz nie będzie inaczej. Ósma część trzyma poziom. Wysoki. Miłej zabawy. :-) 


I czas na rozdawajkę, o której pisałam tu. Młodszy zerknął na zgłoszenia i stwierdził, że są dwa komplety nagród i dwaj anonimowi uczestnicy zabawy. Tak więc Aga i osoba, która podpisała się mailem ptasznik@wp.pl otrzymają książeczki. Pozdrawiam serdecznie i miłej lektury życzę. 
Kochani - informacja na mailu. 

wtorek, 10 kwietnia 2018

Elf i dom strachów

Mój syn jest szaleńczo zakochany w książkach p. Marcina Pałasza o przygodach przesympatycznego psiaka o imieniu Elf. Przesympatyczne opowieści urzekły Młodszego nie tylko ciekawą fabułą, ale również świetnym pomysłem na ubarwienie lektury. Otóż co pewien czas wydarzenia opowiadane są z punktu widzenia psiaka. Młodszy zaśmiewa się do rozpuku kiedy czyta o podsikiwaniu drzewek czy też o wspaniałym zapachu psiej kupy... Sami mamy psa, który jest piątym członkiem rodziny i tylko szkoda, że nie mówi po ludzku. . 
"Elf i dom strachów" to czwarty tom przygód naszych bohaterów. Tym razem Pan Marcin wraz z psem i synem zwanym potocznie Młodszym, trafiają do nowo otwartego pensjonatu w którym...straszy. Przesuwające się po ścianie obrazy, pojawiające się postacie podobne do Hatifnatów rodem z doliny Muminków, czy też literki na lodówce układające się w zdania - to wszystko czeka na czytelnika na kartach książki. Powieść jest trochę mroczna, ale zważywszy na tematykę - wybaczam. Niestety, w imieniu Młodszego (mojego Młodszego) wybaczyć nie mogę jednego - w każdym kolejnym tomie autor coraz mniej miejsca oddaje Elfowi. W pierwszym tomie wypowiedzi psiaka było naprawdę sporo, a potem im dalej, tym skromniej. Szkoda, bo dla dziewięcioletniego czytelnika "psie wstawki" są naprawdę atrakcyjne i czynią z tych książek coś niespotykanego. 
Młodszy wraz z ojcem i psem postanawiają rozwikłać zagadkę straszącego pensjonatu. Wyposażeni w najwyższej klasy sprzęt śledzą duchy i stwory. Robi się strasznie i mroczno, kiedy na lustrze zaczynają pojawiać się napisy, a garnki same spadają z szafek. Na szczęście nasze chłopaki nie dają się nabić w butelkę. Tyko czy aby na pewno wszystko jest udawane? 
Świetna książka, ale po tym tomie musimy sobie zrobić chwilkę przerwy od Elfa. Co za dużo to niezdrowo :-)))
Na zakończenie dodam, że książki o Elfie powinny być lekturą w szkole podstawowej. Zachwycone dzieciaki czytałyby na korytarzach szkolnych. Jak mój Młodszy!

poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Poszukiwaczka

Taka fantastyka to jest to, co tygrysy lubią najbardziej. Wpadasz w świat trochę inny od naszego, zatapiasz się w nim i przeżywasz przygody zupełnie oderwane od rzeczywistego świata. Sędziowie, Poszukiwacze, magiczne moce, niesamowite bronie, które każdą walkę czynią niespotykaną... rewelacja. 
"Poszukiwaczka" to pierwszy tom trylogii, która w pewnym momencie była dość mocno obecna w internecie. Piękna okładka kusiła mnie dość długo, aż w końcu powieść wpadła w moje ręce. Nie ukrywam, że oczekiwałam wiele zwłaszcza, że opis książki mocno przyciągał. Nie zawiodłam się i mogę uczciwie powiedzieć, że czas spędzony nad tą książką był czystą przyjemnością. 
Poszukiwacze to wybrańcy - ludzie mający misje do spełnienia. Mają czynić dobro, chronić słabszych i walczyć ze złem. Aby zostać poszukiwaczem należy przejść mordercze szkolenie, trwające kilka lat. Dopiero po jego zakończeniu można przystąpić do ceremonii, która w pełni umożliwi korzystanie z mocy Poszukiwaczy. Dla Quin ceremonia nie była niestety niczym wzniosłym. Odarła ją ze złudzeń i pokazała, jak wiele musi się jeszcze nauczyć. Niestety walki o Athaman (sztylet o wyjątkowych właściwościach) mocno nadwyrężyły pojmowanie dobra przez Poszukiwaczy. Prowadzone spory pomiędzy przedstawicielami poszczególnych rodów i potrzeba dominacji ich przywódców spowodowały, że wszystko przewróciło się do góry nogami. Szkolenia nowych poszukiwaczy - wśród których znaleźli się głowni bohaterowie powieści - całkowicie zmieniły cel dla którego były prowadzone. To nie chęć pomocy, a chęć zemsty, zaczęła być myślą przewodnią mistrzów. 
Kiedy skończyłam czytać powieść byłam zafascynowana. Urzekł mnie świat, urzekli bohaterowie i cała otoczka związana z poszukiwaniami Athamenu. Autorka w nasz realny świat wplotła elementy rodem z fantastyki, uatrakcyjniając w ten sposób lekturę. Przykładem niech będzie Hongkong, w którym dzieje się spora część akcji. Miasto rzeczywiście istniejące, jednak w powieści głównym elementem tego miasta jest Most. Na Moście ludzie żyją, jedzą i spotykają się. Dostanie się na Most, dla osób nie będących stałymi mieszkańcami, graniczy z cudem. Pod Mostem natomiast toczy się drugie życie. Przywodzi to na myśl "Wodny świat", gdzie też niby wszystko działo się w naszym świecie, ale fantastyczne elementy wplecione w ten świat dawały poczucie rzeczywistości rodem z bajki. 
"Poszukiwaczka" może pochwalić się bardzo sprawną fabułą. Krótkie rozdziały powodują, że akcja mknie jak szalona. Narracja prowadzona jest w trojaki sposób - bo tylu mamy głównych bohaterów. Quin, Shinobu i John naprzemiennie opowiadają o wydarzeniach, co pozwala na ocenę sytuacji z kilku punktów widzenia. Daje to niesamowity efekt zwłaszcza, gdy jedno zdarzenie zazębia dwa kolejne rozdziały. Jest też wątek Sędziów, ale on jest tak trochę obok, choć nie powiem - wciągający mocno. 
Autorka ma dar do tworzenia szczegółowych i realistycznych opisów. Znacie to uczucie, kiedy oglądacie film i na widok krwi zamykacie oczy bo boicie  się tego, co za chwilę się wydarzy? Tak miałam własnie przy lekturze Poszukiwaczki - choć sami przyznacie, że ciężko czytać książkę z zamkniętymi oczami... Walki na pokładzie podniebnego okrętu, starcia sędziów, czy pościgi bohaterów są zaskakujące i bardzo wciągające. Wielki szacunek dla autorki za stworzenie takiego świata. 
Książkę czyta się świetnie i polecam każdemu, kto ma ochotę pomknąć z szybkością błyskawicy przez świat Poszukiwaczy. Teraz przede mną tom drugi - podobno lepszy ! 

Opowiadania lżejsze od powietrza

Jak sami wszyscy wiecie, książki możemy podzielić na te ambitne i te... hmmm... mniej ambitne. Daleka jestem od czytania książek z serii Harlequin, czy też gazetowej wersji Dynastii, ale przecież nie samym przysłowiowym Tołstojem człowiek żyje. Książki lekkie też muszą być na tym świecie. Przy ich lekturze można się pośmiać, odpocząć i oderwać od codziennych trosk. "Opowiadania lżejsze od powietrza" są właśnie takie. 
Cudowne jest to, że na pierwszy rzut oka autorka miała na celu stworzenie książki właśnie takiej - lekkiej, łatwej i przyjemnej. Jeżeli czytelnik po prostu przemknie po fabule opowiadań to stwierdzi, że one naprawdę są lżejsze od powietrza. Delikatne, trącające jedynie struny emocji czytelnika, świetnie pozwalają oderwać się od rzeczywistości. Ich lektura kojarzy się troszkę z czytaniem bajek na dobranoc. Każde z opowiadań jest odmienne, nie ma wspólnego mianownika, jest za to spora dawka ironii przeplatanej humorem. Zagłębiając się bardziej w ich sens, odczucie jest już inne, ale o tym za chwilę. 
Opowiadanie o ciotkach, które wylądowały w więzieniu za napad na kantor pokazuje, że nawet to co nas złego spotyka, można przekuć z korzyścią dla siebie. Cioteczki nie załamały się i nawet w więzieniu starały się radzić sobie, jak umiały najlepiej. A zakończenie... rewelacja! 
Kot Oxford trochę trąci fantastyką, ale w realiach polskiej rodziny robi wrażenie niemałe. Gadający kot, pouczający gości co do kultury i taktu, czy też rozmawiający z księdzem kanonikiem, to naprawdę nie lada gratka dla szanownego czytelnika. Były momenty że śmiałam się do rozpuku, wyobrażając sobie kota mającego wszystko i wszystkich w głębokim poważaniu. 
Zupełnie inny oddźwięk ma opowiadanie o mieszkańcach rosyjskiej kamienicy. Tu moje uczucia były dość burzliwe, bo ciężko czyta się o biedzie i ludzkim nieszczęściu. Na szczęście szybko okazało się, że to opowiadanie też jest lżejsze od powietrza, a początek to tylko wstęp do głównej - zresztą pięknej - historii. 
Zupełnym zaskoczeniem było dla mnie opowiadanie o porach roku. Cudna, wręcz zjawiskowa narracja wprowadziła mnie w dobry humor i założyła mi na nos różowe okulary. 
Przy lekturze "Opowiadań lżejszych od powietrza" trzeba uważać, bo łatwo można poddać się ułudzie. Te opowiadania są rzeczywiście lekkie, można wręcz powiedzieć - bajkowe. Każde ładnie zamyka się w całość, w każdym znajdziemy jakieś przesłanie... mówiąc wprost - zakończenie z morałem. Kiedy jednak przedrzemy się przez tą - wydawałoby się prostą fabułę - zauważymy, że autorka chciała nam przekazać coś więcej, niż tylko ładną historyjkę. Magia tych opowiadań pozwala na odcięcie się od rzeczywistego świata i spojrzenie na otaczającą nas rzeczywistość w trochę odmienny sposób. I co widzimy? Pod powłoczką lekkości schowany jest cierpki świat pełen problemów i skaz. 
Opowiadania czyta się bezbłędnie. Czytelnik ma wrażenie że stąpa po pękatych obłoczkach, albo turla się po łące pełnej kwiatów. Tylko trzeba pamiętać, że w obłoczkach może być dziura, a w trawie leżeć g.... 
I ta okładka! Grafika bez żadnych wątpliwości nawiązuje do Mary Poppins. Cudna jest po prostu. Stare kamieniczki na tle błękitnego nieba i te kobitki maszerujące za spasionym kocurem. Kocham tę książkę choćby za okładkę. :-) 
Polecam Waszej uwadze tę śliczną książkę z frapującą zawartością Spróbujcie przedrzeć się przez pokłady lekkości, a dojrzycie to, co w życiu najważniejsze. Wiarę w drugiego człowieka i przekonanie, że wszystko będzie dobrze. Czego i Wam życzę.

środa, 4 kwietnia 2018

Rozdawajka z Kapitanem Majtasem

O przygodach Kapitana Majtasa pisałam już kilkukrotnie. Bohater komiksu dla dzieci, którego lektura powoduje niekontrolowane skurcze żołądka. Nie ma znaczenia, czy masz lat 5 czy 105 - czytając samemu, czy z pociechą na pewno uśmiejesz się do łez. Młodszy,  czytając Majtasa, parskał śmiechem co kilka stron. Starsza jeszcze nie wzięła książki w swe ręce - ale wszystko przed Nią.  Nic straconego! :-) 
Seria o Kapitanie Majtasie powstała z myślą o najmłodszym czytelniku. Dav Pilkey stworzył przesympatycznego superbohatera wiele lat temu, ale do Polski trafił On stosunkowo niedawno i podbił serca nie tylko dzieci, ale i dorosłych. Wydawnictwo Jaguar z wielkim rozmachem wydało 7 tomów tego komiksu, a ostatnio przyszedł czas na ósmy i dziewiąty. 
Nie czytałam jeszcze choć oba tomy dotarły już pod strzechę mego domostwa. Nie wątpię, że zabawa podczas lektury jest przednia, co wnioskuję z chichotów, jakie dochodzą z pokoju Młodszego. Parska i prycha niczym młody źrebak na wiosennej łące. Cóż - muszę cierpliwie poczekać, aż Kapitan Majtas zostanie przekazany w moje ręce. 
Kochani moi - jeżeli macie ochotę na rozpoczęcie znajomości z przesympatycznym (i trochę nieogarniętym) kapitanem Majtasem, to mam dla Was propozycję. 


Od Wydawnictwa Jaguar otrzymałam dwa zestawy książek do rozdania. Wystarczy, że polubicie profil Kapitana Majtasa na Facebooku, a w komentarzu pod tym postem zadeklarujecie chęć otrzymania książek i potwierdzicie polubienie "Majtasowego profilu". Proszę też o podawanie maila, aby nie było problemu z nawiązaniem kontaktu :-)  
Na zgłoszenia czekam do 10 kwietnia. 11 kwietnia dam znać, do kogo powędrują zestawy. Zwycięzców, wylosuje największy fan Kapitana Majtasa czyli mój Młodszy. :-) 
Powodzenia