wtorek, 31 stycznia 2012

Dewajtis

Książek w dzisiejszych czasach jest mnóstwo. Do wyboru, do koloru. Romanse, wilkołaki, szkolna młodzież, wampiry...  W natłoku kolorowych okładek i nieładu w treści trafiłam na prawdziwą perełkę. Okładka smutna (jak na czasy komunistyczne przystało) ale za to jaka treść!
Książka pokazuje lud twardy i prosty, żyjący  na Żmudzi. Marek Czertwan jest człowiekiem ponurym i smutnym, który czuje się skrzywdzony przez swoją rodzinę. Postanawia jednak z pokorą przyjąć swój los. Po śmierci ojca otrzymuje od rodziny jedynie zagrodę po matce, Dewajtę w której rośnie wiekowy dąb oraz obowiązek zarządzania majątkiem Orwidów. Marek jak prawdziwy człowiek pracy przyjmuje na swoje barki ojcowskie wskazówki. Nie buntuje się nawet wtedy kiedy decyzja ta doprowadza do miłosnego zawodu w jego życiu. Marek solidną pracą i sumiennością pomału wstaje z kolan, aby w finale zdobyć zarówno majątek jak i długo wyczekaną miłość. 
Książka dla wielu będzie nic nie wartym romansidłem, w którym autorka przesadziła z kiczem i pustymi frazesami. Jednak należy pamiętać, że Rodziewiczówna pisała w trudnych czasach, a do tego życie jej nie oszczędzało. Po śmierci ojca  przejęła zarządzanie rodzinnym majątkiem co wówczas nie było dobrze odbierane. Wiedziała co to znaczy ciężka praca i presja otoczenia. Musimy też pamiętać, że autorka tworzyła w czasach kiedy kult pracy był bardzo ważny. Kiedy weźmiemy to wszystko pod uwagę nagle okazuje się że książka jest niesamowita. Pokazuje ciężkie czasy i ludzi którzy pomimo trudności kochają swoją ziemię i nie opuściliby jej za nic. 
Natomiast ja zachwycałam się językiem książki - zadbanym, pełnym przepięknych opisów i uczuć. Przeczytajcie sami. 
"Za chmurę siwą się kryło, ostatnią wiązką złotych blasków żegnając stary Żmujdzki zaścianek szlachecki, do brzegu potoku przyparty i otulony seciną lip niebotycznych, wiśni i jarzębiny. Był to sobotni wieczór, rozkoszny dla pracowitego ludu i dobytku. Z pól ściągały na nocleg starodawne sochy, robocze woły, wozy drabiniaste i niewielkie żwawe koniki; schodzili się smukli młodzieńcy z kosami na ramieniu, smagłe złotowłose dziewczęta ze śpiewką na ustach, dziatwa zapędzająca pod strzechy stada bydła i owiec.
Aż wreszcie uciszył się zaścianek, skupiło Ŝycie po izbach i podwórzach, gdzieniegdzie ozwały się tony skrzypiec i fujarki, śmiechy młodzieży, gwar nawoływania, a bociany wstawały na gniazdach i jak kaznodzieje prawiły coś do tej rzeszy ludzkiej…
Niech się schowają wszystkie wampiry i młodzieżowe slangi !

wtorek, 24 stycznia 2012

Wrota

Przy czytaniu tej książki nastąpiło niebezpieczne zjawisko. Mianowicie co i rusz miałam ochotę sięgać do czeluści internetu, żeby sprawdzić, czy to wszystko co opisuje autor to prawda? Czy rzeczywiście takie cuda można robić? Czy nauka posunęła się już tak daleko?
Ale od początku. Samuel mieszka w małym miasteczku gdzie wszyscy się znają. Jest chłopcem inteligentnym, ma sto pomysłów na sekundę i tysiąc pytań na minutę. Zastanawia się m.in. ile aniołów zmieści się na główce od szpilki. Chłopiec zdobył moje serce logicznym myśleniem i postrzeganiem świata. Pewnego październikowego dnia Samuel postanawia przyspieszyć długo oczekiwany Halloween i zaczyna zbierać wśród sąsiadów słodkości. Kiedy puka do drzwi pobliskiego domu otwiera mu niemiły mężczyzna. Przegania chłopaka, ten jednak nie odpuszcza. Przypadkiem zagląda do piwnicy gdzie odbywa się seans przypominający wywoływanie duchów. Skutki są opłakane... otwierają się wrota do innego wymiaru, a zło tam mieszkające wciąga w otchłań osoby biorące udział w seansie. Osoby te powracają do naszego świata, jednak nie sa już sobą, a ich ciała służą jako "opakowanie" dla stworów i zła. Samuel postanawia szukać pomocy, ale oczywiście nikt mu nie wierzy. Dopiero naukowcy, którzy nadzorują pracę Wielkiego Zderzacza Hadronów łączą fakt awarii pracy tego urządzenia z historiami opowiadanymi przez Samuela. Dalej opowiadać nie będę. Dodam tylko, że oczywiście dochodzi do ostatecznej walki która... ma w tej książce niesamowitą oprawę.
Książka zdobyła mnie sposobem ujęcia tematu. Przecież historii o tym jak zło próbuje zawładnąć światem jest naprawdę wiele. Tymczasem ta historia przez zastosowane słownictwo i ujęcia "naukowych" problemów wydaje się realna jak żadna inna. Do tego autor ma wyjątkową umiejętność opisywania zdarzeń tak, aby czytelnik nie tylko miał zdarzenia przed oczami, ale do tego krzywił nos ze smrodu i czuł, że w życiu opisywanego przedmiotu nie dotknie. Zdolności autora w tej materii połączone są z poczuciem humoru, lekkością słowa i ironicznym, wręcz ciętym piórem. Wybuchowa mieszanka! Przykład: demon o imieniu Zwrotek jest "Demonem Rzeczy Które Kręcą Się W Kółko Odrobinę Za Długo, odpowiadający także za Zapach Waty Cukrowej Kiedy Czujesz Się Nieswojo oraz Utrzymujący Się Długo Smrodek Małych Dzieci Którym Jest Niedobrze". Boskie!
Warte podkreślenia jest też podejście do dylematów i informacji natury naukowej. Autor często tłumaczy problemy czarnych dziur, cząstek, akceleratorów i innych zmór, które mnie atakowały w szkole na lekcjach fizyki w sposób wyjątkowo ciekawy. Zresztą przeczytajcie próbkę
Wielki Zderzacz Hadronów był - jak sugeruje sama nazwa - naprawdę wielki. A konkretnie miał 27 kilometrów długości i tkwił w kulistym tunelu wykutym w skale w okolicach szwajcarskiej Genewy. LHC (...) był akceleratorem cząstek największym z dotychczas zbudowanych, czyli urządzeniem służącym do zderzania śmigających w próżni protonów. Składał się z 1600 elektromagnesów schłodzonych do temperatury 271 stopni poniżej zera (w tym miejscu i mnie i was korci by zawołać: O kurczę, musi  być naprawdę zimny. Ciekawe co by się stało gdyby go dotknąć językiem?)
Co zrobiłam? Zaczęłam szperać w internecie i okazało się, że Wielki Zderzacz Hadronów rzeczywiście istnieje i jest niesamowicie ciekawy. Tak jest z większością informacji w tej książce - jeżeli tylko czytelnik ma wrażenie, że ociera się o prawdziwą naukę to tak właśnie jest.  Plusem tego jest sposób podania tej wiedzy, który jest wyjątkowo ciekawy. 
Książka "wchodzi" szybko łatwo i przyjemnie jeżeli tylko czytelnik nie będzie się zbytnio zastanawiał nad tym co jest w niej  prawdą, a co fikcją. Jeżeli natomiast zacznie pożerać Was ciekawość - ooo zapewniam Was, że spędzicie długie godziny szperając i szukając w internecie oraz odczuwając niezmierzoną radość ze zdobytych informacji. 
Na zakończenie dodam jeszcze, że w książce jest masa przypisów, które - jak rzadko - nie drażnią, a stanowią bardzo sympatyczny element książki. Czytałam je z wielką przyjemnością czując się jak uczeń, któremu należy wytłumaczyć podstawowe prawdy życiowe. Autor podchodzi do przypisów z wdziękiem i fantazją. Bez nich książka nie byłaby sobą.

środa, 18 stycznia 2012

Film mający na celu ukazać wyższość książek papierowych nad czytnikami i ich zawartością ...

Pierwszy poziom przedstawienia 


Drugi - bardziej zaawansowany :-)


I co Wy na to?

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Czerwony rower

"Czerwony rower" to moje dzieciństwo i dorastanie. Pamiętam płonące policzki kiedy zaglądało się do "Bravo" czy też do pierwszego numeru "Dziewczyny". Pamiętam kolejki w sklepach, oranżadę w woreczkach i wafelki cieniutkie jak opłatek. Nie cierpiałam szkolnego fartuszka, tarczy na rękawie i apeli szkolnych, z których niewiele rozumiałam. Uwielbiałam jazdę tramwajem, pochody pierwszomajowe i zabawy choinkowe u Taty w pracy. Było minęło. Książka "Czerwony rower" przeniosła mnie ponownie w tamte czasy. Szkoda tylko, że w sposób jesienny bury i taki trochę... odrzucający. 
Książka sama w sobie jest świetna. Cztery nastolatki na pierwszy rzut oka tworzą zgraną paczkę przyjaciółek. Niestety tylko na pozór. Jedna z nich jest inna. Taka szara myszka. Nie stroi się, nie ogląda za chłopakami; jest cicha i samotna. Drugi tor powieści przedstawia lata współczesne kiedy cztery dziewczyny zmieniają się w... trzy dojrzałe kobiety. Dzieciństwo od dorosłości przedziela tragedia. 
Nie wiem jak nazywa się zabieg literacki zastosowany w książce, ale urzekł mnie on do głębi. Autorka przeskakuje od lat osiemdziesiątych do czasów współczesnych co i rusz ukazując nam nowe elementy tajemnicy, która pomału odkrywa nam tragedię. Każdy kolejny rozdział szokuje nową cząstką układanki, która wydaje się niczym nieusprawiedliwiona i nieprzemyślana. Dopiero w dalszej części poznajemy przyczyny i zaczynamy rozumieć. 
Książka prosta, szybka w czytaniu i przygnębiająca. Przynajmniej mnie przygnębiła. Pokazuje schyłek komunizmu jako okres beznadziei i braku szans na cokolwiek. Zresztą czasy współczesne również nie są różowe. Książce brakuje słońca kolorów i radości z życia. Nie oznacza to jednak, że należy zrezygnować z lektury. O nie, wręcz przeciwnie - książkę należy przeczytać aby zrozumieć co w życiu jest najważniejsze. 
"Czerwony rower" na długo zamieszkał w mojej pamięci.  

wtorek, 10 stycznia 2012

Zapomniane

Czas jest wielką tajemnicą, a jednocześnie wyzwaniem dla wielu. Znam kilka (całkiem niezłych) książek i filmów, których autorzy podejmują niebezpieczną grę z tym wielkim przeciwnikiem. Z dzieciństwa na pierwszy plan wysuwają się  "Małgosia contra Małgosia" i  "Godzina pąsowej róży". Z późniejszego okresu największe wrażenie wywarły na mnie wszystkie części "Powrotu do przyszłości". Pomysłów było wielu, ale to co z czasem uczyniła autorka książki "Niezapomniane" jest wyjątkowe. Nie ma tu podróży w czasie, jest natomiast pamiętanie przyszłości bez przeszłości... albo jakoś tak. 
London jest dziewczyną z wyjątkową pamięcią, Pamięta to co ma się wydarzyć w przyszłości, natomiast przeszłość jest dla niej wielką tajemnicą. Co noc o godzinie 4:33 jej mózg resetuje się niczym dysk komputera wymazując wszystko to co do tej pory się wydarzyło. Konsekwencje tego są dla London ogromne. Co z tego, że ma chłopaka skoro co rano o nim zapomina? Dziewczyna funkcjonuje tylko dzięki sporządzanym co wieczór notatkom. Każda z nich jest następnego dnia pieczołowicie czytana i przechowywana. Dziewczyna stara się żyć jak zwyczajna nastolatka jednak nie jest to możliwe. Splot przypadków doprowadza do tego, że London zaczyna odkrywać rodzinne tajemnice, które... przerażają. 
Kiedy zobaczyłam okładkę byłam zniechęcona. Pomyślałam, że jest to kolejna książka o tematyce oderwanej od rzeczywistości; bałam się wręcz, że z kart zaatakują mnie wampiry, wilkołaki czy też inne ostatnio modne stwory. Tymczasem naprawdę fabuła miło mnie zaskoczyła. Pomijając pomysł z pamiętaniem przyszłości, który jest naprawdę niespotykany, książka jest po prostu interesująca. Początek jest zwykły - ot nastolatka, szkoła, miłostki i sympatie, jak nic książka dla nastolatek. Jednak im więcej kartek było za mną, tym bardziej książka robiła się mroczna, tajemnicza i wciągająca. 
Dodam jeszcze, że autorka świetnie nakreśliła postacie głównych bohaterów. London jest dziewczyną wyrazistą o silnie zarysowanej osobowości. Jej chłopak Luk jest wcieleniem marzeń każdej nastolatki - opiekuńczy, z poczuciem humoru i niesamowitymi pomysłami zaskakującymi jego dziewczynę. Każdy z bohaterów ma coś za skórą, nie ma tu osób nijakich. Zresztą godne uwagi jest to, że cała książka ma charakterek. 
Podsumowując - książka lekka, łatwa i przyjemna a do tego należąca do tych, których nie zapomina się szybko.
I ta okładka... jest śliczna!