czwartek, 26 listopada 2015

Zwilczona

Książki dzielą się na takie, które opowiadają historię ot tak po prostu i takie, które oprócz przedstawianej historii przekazują też czytelnikowi coś innego - wyjątkowego. Nastrój, tajemna wiedza, mistycyzm, magia, potęga natury - to są elementy wszechobecne w powieści "Zwilczona". Brakuje tylko szklanej kuli... Oczywiście, że ważne są losy głównych bohaterek, ale równie ważne jest to, co autorka chce nam przekazać w tle. A przesłanie jest takie:
"Jeśli ktoś podetnie ci skrzydła, leć dalej, jak czarownica na miotle. Jeżeli ktoś ukradnie miotłę, na drzwiach od szopy też się wzniesiesz. Tylko nie bój się i rób swoje!"
Jaśmina to kobietka mieszkająca z mężem i córeczką na mazurskiej wsi. Dookoła las (właściwie puszcza) i przepiękne jeziora. Jaśmina stara się żyć w zgodzie z naturą i jest jej z tym bardzo dobrze. Stara się wykorzystywać dary, które podsuwa jej Matka Natura. Potrafi korzystać z dobrodziejstw przyrody, a zwierzęta i ptaki traktuje jak najlepszych przyjaciół. W życiu stale towarzyszą jej gusła i zabobony.  
Spokojne życie Jaśminy zostaje brutalnie zakłócone wypadkiem męża, który podczas jazdy motorem łamie nogę. Do tego dochodzi nieszczęśliwa przyjaciółka i nieznajomy mężczyzna. Jest też tajemniczy list sprzed lat, który komplikuje całość... mieszanka wybuchowa. Jaśmina nie bardzo wie co dalej; jej życie zaczyna wymykać się z rąk. Na szczęście do głosu dochodzi pierwotny zew natury. Jak to wszystko się skończy? Warto sprawdzić. 
Książka jest wyjątkowo klimatyczna. Czytając ją miałam wrażenie, że czytam książkę z półki babci. Oczywiście w treści powieści spotkamy i internet i telefony komórkowe bo w dzisiejszych czasach inaczej nie da rady. Pomimo tego książka jest taka .... mistyczna i pierwotna. Kiedy Jaśmina mówi o ziołach czytelnik dowie się, jakie jest ich zastosowanie i jak najlepiej wykorzystać ich moc. Kiedy znaczenie zyskuje talia Tarota, poszczególne karty zaczynają żyć własnym życiem. Im bliżej końca powieści tym więcej jest czarów i czynów, które w dzisiejszych czasach - głównie przez niezrozumienie - budzą lęk. (Od razu śpieszę dodać, że to nie psuje powieści a wręcz dodaje jej smaczku) 
Główny wątek powieści nie jest ani specjalnie wyszukany, ani też zaskakujący. Ot kobieta, która z "kury domowej" przeradza się w łabędzia. Nagle zdaje sobie sprawę, że nie można potrzeb wszystkich dookoła stawiać ponad swoje. Gdyby nie otoczka tej powieści powiedziałabym, że powieść jest wręcz banalna. Na szczęście autorka okrasza ten banał sporą dawką magii i mistycyzmu co powoduje, że historia poprzez swoje gusła i niedopowiedzenia (i wilczycę oczywiście) staje się tajemnicza i godna polecenia.
Powieść w korzystnej cenie do kupienia na stronach księgarni Tania książka.pl 

wtorek, 17 listopada 2015

Afgańska perła

Książka, która od samego początku budziła mój kategoryczny sprzeciw. Nie pojmuję tej kultury, nie rozumiem postępowania tamtejszych mężczyzn i płaczę nad losem tamtejszych kobiet. Przecież takie życie nie ma najmniejszego sensu - tak powie każdy Europejczyk, któremu zasady Koranu i Islamu są obce. Z drugiej strony powieść "Afgańska perła" jest tak napisana, że pomimo buntu czytelnik chce wiedzieć co działo się dalej, jak bohaterki poradziły sobie w tym brutalnym świecie. 
Rahima i Szekiba to dwie kobiety mieszkające w Afganistanie. Pierwszą poznajemy Rahimę i jej rodzinę: potulną matkę, wybuchowego ojca i siostry. Fakt posiadania samych córek wyprowadza ojca z równowagi i jest na tyle deprymujący, że matka Rahimy podejmuje ważną decyzję - Rahima zostaje przebrana za chłopca i odtąd ma pełnić w rodzinie rolę syna. Dziewczynka w tym kraju to przekleństwo, ciężar i kara zesłana przez Allaha. Z Rahimy powstaje Rahim, który jest szczęśliwy że może chodzić do szkoły i cieszyć się rzeczami, które dla dziewczynek w Afganistanie nie są dostępne. Rahima zmienia się nie do poznania, a zmiana ta ma wpływ na całe jej dalsze życie. Rodzina Rahimy kilka pokoleń wcześniej przeżyła już podobną historię. Mała Szekiba w dzieciństwie została poparzona wrzątkiem, który zniszczył skórę na połowie twarzy. Dziewczynka od czasu wypadku staje się wyrzutkiem, a jej rodzina coraz bardziej zamyka się w sobie. Kiedy wskutek choroby umiera matka i trójka rodzeństwa, Szekiba zostaje sama z ojcem. Samotność powoduje, że ojciec jest coraz bardziej niedołężny, a role pomiędzy nim a Szekibą stopniowo się odwracają. W końcu to Ona staje się mężczyzną w tym domu. Kiedy umiera ojciec Szekiba zaczyna pracować dla rodziny. Niestety traktowana jest strasznie, a jej samotność jest ogromna. Los Rahimy i Szekiby paradoksalnie wzmacnia siłę i wolę przetrwania naszych bohaterek. Stają się mocne i stanowcze ale niestety wciąż zależne od mężczyzn i bezdusznych członków klanów. Rahima zostaje wydana za mąż za dojrzałego mężczyznę i zaczyna się piekło. Szekiba również nie ma łatwo - brzydka i okaleczona traktowana jest jak narzędzie do pracy. I pracuje - ponad swoje siły. 
Straszna książka zwłaszcza wówczas, kiedy czytelnik zda sobie sprawę, że w tym kraju od setek lat nic się nie zmieniło. Kobiety są niczym, ich los jest całkowicie zależny od mężczyzn, którzy traktują je bardzo brutalnie. Nieposłuszeństwo jest surowo karane, kobieta żyje właściwie tylko po to, aby służyć mężczyźnie i być mu uległą. 
W książce zaskoczyła mnie forma przekazu. Historia straszna, brutalna i niemieszcząca się w moich granicach moralności płynie przez kartki książki bardzo lekko i płynnie. Tym sposobem autorka wzmaga w czytelniku poczucie zupełnego oderwania od tamtejszej kultury. A przecież to się dzieje! W XXI wieku zupełnie niedaleko od Europy leży Afganistan. Kraj, w którym wszystkie okropieństwa tej kultury urzeczywistniają się w najgorszej postaci. Kraj w którym kobiety są nikim. Kraj który jest domem i kolebką Talibów...  Straszne. 
"Afgańska Perła" to książka porażająca ... chyba głównie prawdą. Duża ilość dialogów i prosty język  powodują, że książkę pomimo jej objętości czyta się szybko i łatwo. Dramat bohaterek ich upór w dążeniu do celu jest godny podziwu. Tylko jak walczyć kiedy cały świat - nawet najbliżsi - są przeciwko Tobie?  Piękna książka pozostająca w sercu na długi długi czas.  
Powieść z racji swej objętości świetnie sprawdzi się jako książka na długie, zimowe wieczory. Polecam zakup na stronach Księgarni Taniej Książki. Nie dość że cena jest atrakcyjna to jeszcze można przeczytać kilka recenzji, które dodatkowo zachęcą do lektury. 
Polecam gorąco. 

poniedziałek, 16 listopada 2015

Pyszne na słodko

Z czym się kojarzą pierniki, ciasteczka, biszkopty i tym podobne cudeńka? W mojej głowie to wspomnienie babci, fartuszka, kuchennego pieca i wszędobylskiego zapachu racuszków. Niewiele przepisów zostało w mojej głowie jako że małą dziewczynką wówczas byłam i chęci do pieczenia i gotowania nie przejawiałam. Dopiero teraz, będąc mamą dwójki pociech zaczęłam rozglądać się za przepisami, które zaspokoiłyby głód słodkości moich dzieci, skutecznie zastępując kupne batony i niewiele warte herbatniki. I znalazłam! Nie jest to godna zastępczyni mojej Babci, ale przepisy zawarte w tej książce są świetne, a sama książka jest bajecznie "babcina". :-)
Anna Starmach znana jest większości telewidzów z programu kulinarnego emitowanego na TVN Style. Osobiście programów Pani Ani nie znam, bo sama telewizji nie oglądam. Moja opinia o książce nie jest więc poparta wizualnymi wrażeniami pochodzącymi z telewizji. Niemniej jednak po lekturze książki stwierdziłam, że jeżeli program jest równie smakowity jak książka, to należy owe braki kulinarne nadrobić.
Książka jest naprawdę wspaniała. Jej treść została podzielona na pięć tematycznych działów
grupujących różne pyszności. Oprócz ciast, ciasteczek, kremów, musów czy deserów znajdziemy dział dość rzadko spotykany, a mianowicie "Słodką spiżarnię". Krem czekoladowy, krem bananowy, czy powidła śliwkowe zaspokoją najbardziej wybredne podniebienia. Najważniejsze jest to, że wszystkie przepisy są przedstawione w sposób bardzo dostępny i przejrzysty. Każdy przepis opatrzony jest ilustracją; zawsze niezmiernie smakowitą. Język, którego używa autorka, jest przystępny dla największych kuchennych ignorantów. Pani Ania prowadzi czytelnika przez każdy przepis niczym po sznurku. Jeżeli trzeba coś zrobić inaczej niż się przyjęło (np. w kuchni naszych mam), Pani Ania wytłumaczy skąd różnica i jaki efekt da wprowadzona zmiana. No bajka po prostu. 
Moją rodzinę urzekł przepis na ciasteczka. Pyszne, proste do zrobienia i jakże efektowne!!! 
Książka jest przepięknie wydana. Całość utrzymana w pastelowych kolorach sprawia przyjemne, domowe wrażenie. Efekt rodzinnej intymności spotęgowany jest przypisami umieszczonymi na wstępie każdego przepisu. Komentarze autorki mają różny charakter: trochę wspomnieniowy, trochę śmieszny i zawsze pogodny. Najlepszy sernik robi Tata, piszinger jako wspomnienie z dzieciństwa, czy też gofry jako wspomnienie wakacji nad Bałtykiem. Przyznam się, że zanim wybrałam pierwszy przepis do realizacji przeczytałam wszystkie króciutkie opowiastki autorki. Od deski do deski. 
Pani Anna Stelmach szanuje kuchennych ignorantów i na końcu książki prezentuje krótkie porady. Jak obrać orzechy ze skórki, jak zrobić lukier cytrynowy, jak efektywnie pasteryzować i jak sprawdzić świeżość jajek... polecam!
A i jeszcze jedno - puste strony na ostatnich kartach książki też są śliczne. To nie są białe kartki jak w większości publikacji, a starannie przygotowane karty, które dowodzą, że każdy przepis jest ważny. 
Urzekła mnie ta książka - swoim ciepłem, smakiem i zapachem... Jeżeli szukacie miejsca, w którym można korzystnie zakupić "Pyszne na słodko" polecam Tanią Książkę. Cena naprawdę zachwyca.  

piątek, 13 listopada 2015

Zjazd rodzinny

Rodzina to wzniosłe słowo kryjące w sobie wiele emocji. Każdy z nas od małego uczy się, że rodzina jest najważniejsza, że w rodzinie zawsze znajdziesz wsparcie, że trzeba się kochać i szanować. Wielu z nas myśląc Rodzina (ja też, przyznaję się bez bicia) widzi przed oczami jej żyjących członków; no... powiedzmy, że emocje sięgają również tych, którzy wprawdzie przenieśli się na druga stronę, jednak w pamięci mamy ich żywych i kochających. A tymczasem nasza rodzina sięga przecież korzeniami hen hen w przeszłość... Pomijam obie wojny, ale przecież wcześniej też żyli moi (pra...) dziadkowie. Dorożki, kinematografy, latarnie gazowe - klimat nie do podrobienia. Co robili? Jak wyglądali? Takie pytania męczą mnie od kiedy skończyłam czytać "Zjazd rodzinny". A to dopiero pierwszy tom - strach pomyśleć co będzie dalej :-)
"Zjazd rodzinny" czyta się po prostu bosko. Tylko na chwileczkę zatrzymujemy się we współczesności aby poznać plany Ewy dotyczące zorganizowania zjazdu rodzinnego. Rodzina spora, drzewo genealogiczne dość zagmatwane, a powiązania emocjonalne pomiędzy jej członkami jeszcze bardziej. Pomysł świetny znajduje uznanie w oczach córki. Nagle jak za sprawą czarodziejskiej różdżki autorka przenosi nas w burzliwe lata międzywojenne, kiedy to losy młodej ojczyzny przykuwały uwagę wszystkich. Zaczyna się snuć pomalutku opowieść o losach rodziny Korzeńskich. Z wojennej tułaczki wraca Jan Korzeński. Umęczony i przygnębiony marzy tylko o spokojnym życiu. Marzy mu się sklep i dostatnie życie. Za sprawą bliskich poznaje młodziutką Leontynę, która po ojcu odziedziczyła kamienice ze sklepem własnie. Młodzi przypadają sobie do gustu i zaczynają wspólne życie. Wspiera ich dzielnie mama Jana oraz rodzina Leontyny. Losy Korzeńskich zaczynają w sposób cudownie ciepły toczyć się i snuć wśród dziejów międzywojennej Polski. Trudno oddać klimat książki, ale naprawdę jest on niczym zapach ciastek z babcinego pieca. Kiedy czytamy o Leontynie dbającej o dom, o dzieciach mówiących  z pasją "Kto Ty jesteś? Polak Mały" serce rośnie i wzbija się ku niebu. 
Książka przesiąknięta jest miłością do Polski. Nie wiem dlaczego, ale czytając powieść sama czułam się dumna z mojego pochodzenia. Ta młoda demokracja rozwijająca się na tle losów Korzeńskich. Mamy i młodych Piłsudczyków i legiony i Prezydenta Mościckiego i socjalistów i Cud nad Wisłą ... jeżeli tylko interesujecie się historią Polski to na pewno lektura powieści będzie dla Was ucztą. Autorka bardzo pilnuje, aby wszystko toczyło się chronologicznie i w historycznym porządku. 
Losy Rodziny plotą się niespiesznie przez cały okres dwudziestolecia międzywojennego. Rodzą się kolejne dzieci, przybywa przyjaciół, niektórzy odchodzą, radości przeplatają się ze smutkami. Czytelnik razem z bohaterami zasiada przy stole i dyskutuje o polityce, a z Leontyną martwi się o dzieci. Książka napisana jest w taki sposób, że czytelnik wtapia się w powieść i trudno potem wrócić do rzeczywistości. Kiedy pierwszy tom dobiega końca wybucha druga wojna światowa a Korzeńscy.... nie powiem,  przeczytajcie, naprawdę warto. 
"Zjazd rodzinny" na mojej półce zajął bardzo szanowane miejsce. Mam nadzieję, że autorka nie poprzestanie na dwóch tomach, a poczyni - ku mej radości - dziesięciotomową sagę, którą będzie można czytać i czytać i czytać...

poniedziałek, 2 listopada 2015

Wielkie kłamstewka

Ależ mi się podobało! Dawno się tak nie bawiłam przy lekturze książki. Nie mówię tu o zabawnej treści czy też o humorystycznych wstawkach. O nie! Książka dała mi wiele radości w najmniej oczekiwany sposób. Biorąc ją do ręki oczekiwałam babskiego czytadła, a okazało się, że trzymam w dłoni lekki kryminał ze wstrząsającym przesłaniem. 
Znacie syndrom "Mamuśki"? To taki typ rodzica, który musi wszystko zrobić za swoje dziecko. Niesie tornister za dziecko, wyciera nos za dziecko, nawet kłóci się z koleżanką za dziecko. To typ rodzica, który zrobi wszystko, żeby tylko dziecko nie poczuło się pokrzywdzone, nawet jeżeli przez to skrzywdzi wiele dzieci dookoła. Takie osoby robią wiele złego.  "Wielkie kłamstewka" to książka o takich właśnie matkach, ale nie tylko. Bohaterami są też żony, mężowie, kochanki, samotni, porzuceni, dzieci, babcie i kogo jeszcze tylko można sobie wymyślić, aby wzbogacić imprezy szkolne. Najważniejsze są jednak trzy osoby: Jane, która samotnie  wychowuje synka, Medeline będąca głową pięcioosobowej rodziny i Celeste - piękna i niesamowicie bogata matka bliźniaków (i bita przez męża żona). Łączy je wszystkie szkoła, do której wspólne chadzają ich pociechy. Dookoła jest wiele innych matek (mniej lub bardziej "mamuśkowatych"), które zajmują się przede wszystkim knuciem i wybielaniem swojego życia w oczach innych matek. tatusiowie też nie zostają w tyle. Małe kłamstewka przeradzają się w spore kłamstwa, a niedomówienia i przemilczenia doprowadzają w końcu do tragedii. Książka jest napisana w świetny sposób. Autorka z lekkością przedstawia nam losy i powiązania  jakie zachodzą wśród bohaterów. Plecie je wyjątkowo zgrabnie powodując u czytelnika lekki niepokój spowodowany przeczuciem, że pod ta cukierkową przykrywką kryje się coś złego. Niedługo trzeba czekać, aby poznać to zło. Każdy rozdział kończy się krótkim dialogiem prowadzonym przez detektywa z poszczególnymi bohaterami tragedii. Każdy dialog odkrywa malutki kawałek układanki, a spod przykrycia wyłania się przerażający obrazek.... 
Powieść jest świetna. Lekko napisana prowadzi czytelnika po charakterach bohaterów niczym po linie. Już się wydaje że nic nas nie zaskoczy a tu klops. Nic nie jest takie, jak się nam na początku wydawało. Każdy z bohaterów ma swoje za skórą, każdy ma swoje tajemnice i swoje zasady, które łamie jeżeli tylko niesie to ze sobą wymierny zysk.  
Mam dwoje dzieci w wieku szkolnym i wiem, że niektóre matki są naprawdę przerażające. Wg ich filozofii kłamstwa nie są czymś złym jeżeli tylko pomogą dziecku być najlepszym. Ta książka pokazuje że nie można bezkrytycznie patrzeć na swoje pociechy, a wychowanie to nie tylko głaskanie po głowie. Pokazuje też, że trzeba szanować ludzi dookoła. I siebie. Przede wszystkim.