Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Media Rodzina. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Media Rodzina. Pokaż wszystkie posty

piątek, 20 czerwca 2014

Pamiętnik Blumki

Moje starsze dziecię od kilku lat jest czynnym członkiem organizacji zwanej Związkiem Harcerstwa Polskiego. Nic dziwnego - wszak jej rodzice (tzn. ja i mój małżon) również tam prężnie działaliśmy wychowując pokolenie harcerzyków. Działalność w ZHP to przede wszystkim super przygoda, moc przyjaciół ale też większa wrażliwość na niektóre sprawy i tematy. Hufiec nasz rodzimy (zarówno nasz jak i naszej Starszej) nosi imię Janusza Korczaka. Dla harcerzyków oznacza to przede wszystkim konieczność posiadania szerokiej wiedzy na temat patrona hufca. A że patron godny... Tyle tytułem wstępu.
"Pamiętnik Blumki" to niesamowita książka. Blumka - dziwięcioletnia dziewczynka będąca wychowanką Domu Sierot Janusza Korczaka prostymi słowami przedstawia życie, jakie wiodą dzieciaczki pod czujnym okiem Starego Doktora. Przedstawia nam Zygmusia, który w dzień dobrych uczynków postanawia uratować życie rybce kupionej na targu, Kocyka, który tak bardzo chciał pomagać, że postanowił nosić węgiel w nocniku, czy też Polę, która niechcący włożyła sobie groszek do ucha. Pan Doktor oczywiście groszek wyjął, a Pola zasadziła. Groszek wyrósł piękny i dorodny...


Pamiętnik Blumki przekazuje czytelnikowi ważne zasady wprowadzone przez Korczaka w Domu. Opowiada o sądzie koleżeńskim, o tym, że dzieciom trzeba mówić prawdę, że należy szanować ich prawo do tajemnic i własnego zdania. Poznajemy dziecięce widzenie świata, codzienność w domu sierot i wszechobecną miłość oraz szacunek do dzieci. Aż w końcu nadchodzi wojna...
Książka jest nie tylko pisana. Rysunki sa tu bardzo, bardzo ważne. Kredki, długopis, wycinanki, wydzieranki... wszystkie chwyty dozwolone.Trzeba też dodać, że rysunki nie są ot takie wprost. Każdy rysunek uzupełnia słowo pisane. Jest przesłaniem, dodatkową historią, listem z tych przerażających czasów. Niesamowite jest to, że autorka delikatnie tknęła trudną stronę tematu, co pozwala pomału i z wyczuciem wprowadzić małego czytelnika w ten trudny okres naszej historii.


Ja na szczęście przy lekturze nie musiałam uważać na uczucia mojej Starszej. Moje starsze dziecię świadome okrutnego losu jaki spotkał małych podopiecznych Janusza Korczaka z ogromnym wzruszeniem czytało tę książeczkę. Czytania niewiele ale emocji całe rzeki. Kiedy słuchałam jak opowiada swojej nieświadomej niczego koleżance o czym "TAK NAPRAWDĘ" jest ta książka, sama się wzruszyłam. Dobrze, że są jeszcze dzieci, które pamiętają i Hufce noszące takie godne imię. Tej historii nie można zapomnieć.


piątek, 27 lipca 2012

Służące

Jestem chyba ostatnią osobą, która przeczytała "Służące". Był taki moment, że na znajomych blogach o innej książce nie było mowy. Niebieska okładka była po prostu wszędzie. Opinie od bardzo entuzjastycznych (aż za bardzo) po umiarkowanie ciepłe, nie schodziły poniżej stwierdzenia: "Świetne czytadło!". Dobra - pomyślałam i zaczęłam szukać. Nie ukrywam, że kupna książki raczej nie brałam pod uwagę uznając, że pewnie przeczytam raz i nie przywiążę się zbytnio. Jakże się myliłam!
Pewnego dnia moja nieoceniona "koleżanka zza biurka" oświadczyła, że w Jej rodzinie "Służące" istnieją i jeżeli chcę, to może mi pożyczyć. Chciałam. W pierwszej kolejności książkę pochłonęła moja przyjaciółka, potem sąsiadka; opinie oczywiście pochlebne. Wreszcie przyszła kolej na mnie. I powiem Wam - warto było. 
Książka - jak sam tytuł wskazuje - opowiada o służących, a dokładnie rzecz biorąc o czarnoskórej służbie żyjącej w latach sześćdziesiątych XX wieku w amerykańskim miasteczku Jackson w stanie Missisipi. Stosunki społeczne tam panujące są dowodem na to, że w połowie ubiegłego stulecia były na tym świecie miejsca gdzie niewolnictwo trwało w najlepsze. Świat biały i czarny bardzo mocno pilnował granic, a dokładniej rzecz biorąc biały świat pilnował, a czarny biernie się godził. Służbie nie wolno było mieć własnego zdania, korzystać z tych samych toalet co białym, chodzić do tych samych bibliotek - o uczeniu się przez dzieci w tych samych szkołach mowy nie było. Białe paniusie rozpowiadały, że służba roznosi choroby i należy chronić przed nimi białe dzieci. Na szczęście wśród białych byli też normalni ludzie, którzy zauważali dziejącą się krzywdę. Biała Panienka Skeeter aż się trzęsie ze złości kiedy słucha tych bzdur. Własnie ukończyła studia i pragnie być pisarką; pragnie napisać coś wielkiego. Postanawia zebrać historię służby mówiące o ich życiu wśród białych. Skeeter   bardzo długo walczy o zaufanie służących. W końcu Aibileen i Minny (moja ulubiona bohaterka) postanawiają opowiedzieć jej jak to jest być czarną służącą w białym domu. Od tego momentu zdarzenia mkną jak błyskawica. 
Wątek pisania książki jest wątkiem głównym historii, mnie jednak urzekły opisy zwyczajnego życia bohaterek. Książka jest pełna anegdotek i wesołych historii ukazanych na tle rozpaczliwej walki o własną godność i  szacunek do odmienności. Kobiety pomimo codziennej walki z losem potrafią się śmiać zarówno z bogatych białych jak i z samych siebie. Obok tych śmiesznych historyjek są też zdarzenia wzruszające. Zawsze będę pamiętać słowa, którymi Aibileen częstuje zaniedbaną i poniżaną przez matkę dziewczynkę będącą pod jej opieką. "Jesteś mądra, jesteś dobra, jesteś ważna". Płakać mi się chciało, kiedy ten biedny berbeć powtarzał te słowa trzymając się ich jak ostatniej deski ratunku. 
Wielką zaletą książki są główne postacie. Tu nie ma miejsca na nijakość i niedoróbki. Każda postać jest przemyślana, każda ma wady i zalety charakterystyczne tylko i wyłącznie dla niej. Moją ulubienicą jest Minny - pyskata służąca o wielkim sercu. Ogólnie jest dobrym człowiekiem i nikogo nie zostawi w potrzebie, jednak jeżeli ktoś jej zajdzie za skórę... kiedy czytałam o Wielkim Okropieństwie, które wywinęła swojej Białej Pani po tym jak ta wyrzuciła ja z pracy... płakałam ze śmiechu. 
Po przeczytaniu książki obejrzałam film nakręcony na jej podstawie. Jak zwykle okazało się, że książka jest dużo lepsza - przynajmniej w moim odczuciu. W filmie brak szczegółów, które nadały tej historii smaczku - ironicznych dykteryjek i śmiesznych zdarzeń. W wyniku tego postał film bardzo wzruszający i mówiący o poważnych sprawach tyle, że bez tego charakterystycznego dla książki poczucia humoru. Niemniej jednak warto go obejrzeć. Klimat amerykańskiego miasteczka urzeka, a świetnie dobrani aktorzy oddali się postaciom całym sercem. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić że  w porównaniu z książką film jednak wypada blado.  

Książkę długo będę pamiętać jako powieść, która w trudnych chwilach poprawiała mi humor. 

wtorek, 5 kwietnia 2011

Ciocia Jadzia stanęła na wysokości zadania

Książka o Cioci Jadzi została powitana pod naszym dachem salwami zachwytu. Starsza wiedziała czego się spodziewać. Pierwszy tom przez długi czas dominował podczas wieczornego czytania jako pozycja obowiązkowa. Teraz dzięki Wydawnictwu Media Rodzina Ciocia Jadzia powróciła na - że tak to określę - wieczorne salony. 
"Ciocia Jadzia jest siostrą mojego tatusia. Nie wiem, jak jednocześnie można być siostrą i ciocią, ale chyba można. W każdym razie cioci Jadzi się udaje. Ciocia Jadzia jest taka duża, że nie wiadomo gdzie się zaczyna, a gdzie kończy. Trochę jak deszczowa chmura. Tylko, że deszczowej chmury można się przestraszyć, a cioci Jadzi nie, bo zawsze jest zadowolona i uśmiechnięta."
Kiedy zaczęłyśmy lekturę, już sam początek wywołał na twarzy Starszej szczęśliwy uśmiech. Nic w tym dziwnego! Wstęp, który rozpoczyna każdy rozdział i za każdym razem brzmi tak samo, jest wizytówką Cioci Jadzi. W okresie kiedy pierwszy tom był numerem jeden, Starsza cytowała te kilka zdań na pamięć. Teraz jej mała główka powróciła do wspomnień i z niecierpliwością oczekiwała kolejnych przygód. 
Ciocia Jadzia stanęła na wysokości zadania. Wraz ze swoją siostrzenicą robi porządki, podczas których odwiedzają ją cyrkowcy, udowadnia, że strach ma wielkie oczy, pokazuje, jak ważne są punkty orientacyjne (nieruchome oczywiście :-)) ogląda film (pytanie czy jeden, czy kilka na raz), zbiera grzyby, wysyła listy i robi wiele, wiele innych niezmiernie ciekawych rzeczy. Należy przy tym dodać, że Ciocia Jadzia przez okres, który minął od pierwszego do drugiego tomiku bardzo wydoroślała. Nadal jest śmieszna i zabawna do tego stopnia, że Starsza przy lekturze rży jak mały źrebak, ale też zmusza do zastanowienia się nad dość ważnymi kwestiami. Starsza kilkakrotnie kazała sobie czytać opowiadanie pt. "Podwieczorek", w którym dorośli zachwycają się napotkanym maleństwem wołając: "Jaka ona śliczna!", podczas gdy dla siostrzenicy Cioci Jadzi dzieciątko było odrażające. (łyse i bezzębne - czym tu się zachwycać!) Kiedy więc na podwieczorku u  Pelagii spotyka starszego, łysego Pana o imieniu Samuel, wyraża swój zachwyt słowami usłyszanymi od Starszych "Jaki on śliczny, nieprawdaż?" Dziewczynka nie może pojąć, dlaczego dorośli o małym dziecku mówią, że śłiczne a z Pana Samuela i jej zachwytów nad nim się śmieją... Starsza długo pracowała koncepcyjnie zanim rozgryzła o co w tym wszystkim chodzi. To tylko jedno opowiadanie, ale właściwie każde z nich budziło dyskusję i rozważania mojej córki. 
Nie myślcie jednak, że książeczka jest pozycją "poważną". O nie! Kiedy czytałyśmy opowiadania po raz pierwszy chichotom Starzej nie było końca. Zenek Pieluszka, Heniek Rockman,czy Mariola Żyleta zostali idolami mojej córki. 
Autorka książeczki Pani Eliza Piotrowska zrobiła kawał dobrej roboty. Nie dość, że stworzyła niebanalne historyjki, to jeszcze przepięknie je zilustrowała. Obrazki świetnie oddają nastrój książeczki, są proste, a jednocześnie wyjątkowo starannie wykonane. Zresztą cała książeczka jest pięknie wydana i raduje zmysły estetyczne zarówno mamy jak i córki.
Na zakończenie dodam, że książek o babciach, dziadkach i mamusiach czarodziejkach jest mnóstwo. Cieszę się, że ciocie też znalazły swoje miejsce w literaturze dziecięcej. Doceniłam to nie tylko ja, bo pierwszy tom Cioci Jadzi zdobył wyróżnienie w VI otwartym Konkursie Literackim im. Czesława Janczarskiego. I słusznie!

czwartek, 6 maja 2010

Ciocia Jadzia


Wieczorne czytanie ostatnimi dniami wygląda CODZIENNIE tak samo. Po całusie na dobranoc dla Młodszego wchodzę do pokoju Starszej i zawsze do czytania przygotowana jest ta sama książeczka: Ciocia Jadzia. Książeczka przezabawna, fenomenalna, ze świetnymi ilustracjami, dostępnym językiem i co tam jeszcze można dobrego napisać o książce dla dzieci.
Starczy tego roztrzepania - teraz trochę poważniej.
Tytułowa ciocia Jadzia jest dla swojej małej bratanicy kimś bardzo ważnym. Wspólnie przeżywają wiele zabawnych przygód. Ciocia Jadzia jest fenomenalna w grze w warcaby i wcale się nie obraża kiedy przegrywa. Wspólnie z dziewczynką odwiedza muzeum i wcale nie przejmuje się tym, że wraca z niego z niebieską plamą na nosie. Gdy pewnego dnia jadą razem autobusem, udaje im się nawet złapać złodzieja kieszonkowego. Spełnia też marzenia o prawdziwym zegarku, choć dziewczynka nie bardzo potrafi z niego korzystać.
"Ciocia Jadzia jest siostrą mojego tatusia. Nie wiem, jak jednocześnie można być siostrą i ciocią, ale chyba można. W każdym razie cioci Jadzi się udaje. Ciocia Jadzia jest taka duża, że nie wiadomo gdzie się zaczyna, a gdzie kończy. Trochę jak deszczowa chmura. Tylko, że deszczowej chmury można się przestraszyć, a cioci Jadzi nie, bo zawsze jest zadowolona i uśmiechnięta."
Tak zaczyna się każdy rozdział. Wiedziałam, że rytuały w życiu dziecka są bardzo ważne, ale teraz zauważyłam jak bardzo. Bardzo długo okres odczytywania tego niby wstępu był czasem na "ukokoszenie" się pod kołdrą i przygotowanie do czytania właściwego. Należy jednak podkreślić, że nie jest to książka dobra na wieczór. Zenek Pieluszka, Hania Słoik i inni bohaterowie powodują takie salwy śmiechu, że wyciszenie się do spania trwa dwa razy dłużej niż przy - że tak to określę - normalnej lekturze. Ale i tak polecam wszystkim.
Na zakończenie dodam, że moja Starsza wstęp zna już na pamięć, więc dzisiaj zaproponowała: "Mamusiu, czy możemy nie czytać zaczęcia?"Czyż słowotwórstwo dziecięce nie jest fenomenalne?