wtorek, 30 sierpnia 2016

Akademia Dobra i Zła - trylogia

Napiszę o wszystkich trzech tomach na raz, ponieważ na rozdrabnianie się i opisywanie każdego tomu  z osobna po prostu szkoda mi czasu. Świetna powieść dla dziewcząt, które weszły w okres dojrzewania. Moja dwunastolatka połknęła z wypiekami trzy tomy nie bacząc na nic. Lekcje, szkoła, przyjaciele - wszystko poszło w odstawkę. Zachwycona Jej reakcją również sięgnęłam i nie żałuję.
Sofia i Agata są całkowitymi przeciwieństwami. Sofia - śliczna dziewczyna, blond piękność nieprzeciętnie dbająca o swój wygląd. Stara się być dobrą dla wszystkich dookoła, ale tak naprawdę robi to z dużym wyrachowaniem. Agata - ponura dziewczyna, żyjąca z matką samotnie na obrzeżach miasteczka. Nie dba o siebie i w nosie ma to, co inni o niej myślą. Pod maską brzyduli kryje się jednak ciepłe dziewczę o wielkim sercu. Miasteczko, w którym żyją dziewczynki co pewien czas przeżywa tragedię. Dwójka dzieci - jedno dobre i jedno złe - zostaje porwana przez tajemniczego osobnika. Losy porwanych po pewnym czasie można poznać z lektury książeczek dla dzieci, które są dostarczane do księgarni na miejskim rynku. W tym roku wybór pada na Agatę i Sofię. Agata trafia jako uczennica do Akademii Dobra, a Sofia - do Akademii Zła. Pierwsza szkoli dobrych bohaterów bajek - księżniczki i książęta, dobre wróżki i elfy, które znacie z baśni dla dzieci pochodzą własnie z Akademii Dobra. Akademia Zła natomiast jest uczelnią dla czarownic, wilkołaków i wszelkich innych złych charakterów. Nasze bohaterki są zszokowane i złe. Sofia ze swoimi nawykami modnisi zupełnie nie pasuje do czarownic i wilkołaków. Agata natomiast nie może się przekonać do księżniczek, a nauka makijażu i dobrych manier zupełnie jej nie idzie. Śledzenie przygód Sofii i Agaty to czysta przyjemność. W końcu po wielu perypetiach docierają do swojego "... długo i szczęśliwie". I kiedy wydaje się że szczęśliwe wracają do swojego miasteczka okazuje się, że nic z tego. Muszą wrócić do krainy baśni i tam zmierzyć się ze światem bez książąt. W II tomie Akademia Dobra i Zła przeistacza się w Akademię dla chłopców i Akademię dla dziewcząt. Wrogość obu obozów jest do siebie ogromna, a wojna wisi na włosku. III tom jest jeszcze bardziej niesamowity, a wyobraźnia autora sięga chyba szczytu możliwości. 
Wszystkie trzy części czyta się szybko i przyjemnie. Powieść zachwyca szybkimi zwrotami akcji i ciągłymi nawiązaniami do bohaterów z klasycznych baśni. Królewna Śnieżka, Czerwony Kapturek, Piotruś Pan i wielu innych bohaterów na stałe gości na kartach powieści. Spotkanie z nimi jest czystą przyjemnością. 

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Wielcy zapomniani. Polacy, którzy zmienili świat.

Każdy z nas lubi co innego. Jedni lubią lekturę łatwą, lekką i przyjemną, inny - trudny tekst, nad którym trzeba przysiąść, aby zrozumieć. Jeden lubi kieszonkowe wydania, inny nawet na nie nie spojrzy, ponieważ nienawidzi małej czcionki. Ja osobiście nie lubię poradników, za to uwielbiam książki o muzyce i z muzyką w tle. Jest jednak taki typ literatury, który - moim zdaniem - każdego czytelnika porwie. To są książki historyczne, przy czym nie chodzi mi o podręczniki, a o wszelkiego rodzaju pozycje, które choć troszkę przybliżają czytelnika do tego, co było. Od dość dawna jestem fanką historycznych książek wydawnictwa "Prószyński i s-ka". Niedawnym odkryciem jest dla mnie Wydawnictwo "Muza" i książka "Polacy, którzy zmienili świat".
Pierwsze wrażenie nie było najlepsze. Na widok opasłego tomiszcza pomyślałam: Mój Boże, kiedy ja tę encyklopedię przeczytam? Na szczęście te odczucia szybko minęły zastąpione pomału rodzącą się fascynacją. Pierwsze co zwróciło moją uwagę to lekkość książki, pomimo słusznych rozmiarów. Czyta się całkiem nieźle choć to naprawdę pokaźne tomiszcze. Rozmiary są usprawiedliwione, ponieważ ilość fotografii, rycin, pamiątek i dokumentów umieszczona w poszczególnych rozdziałach jest naprawdę oszałamiająca. Poza tym każdy bohater ma swój i tylko swój rozdział. Zdjęcie na całą stronę wyraźnie oddziela losy naszych bohaterów i wprowadza czytelnika w nowy nieznany świat. Książki nie  trzeba czytać strona po stronie. Można wybierać sobie bohaterów, których losy nas zaciekawiły i wyraźny podział na działy bardzo ułatwia poruszanie się po książce. 
Urzekł mnie też dobór postaci. 33 wielkich Polaków, z których każdy wniósł coś wyjątkowego do współczesnego świata. Nie każda z tych postaci jest w sposób oczywisty zapomniana. Każdy z nas wie przecież kim był Gabriel Narutowicz. Zajmuje On zaszczytne miejsce jako Prezydent Polski, ale mało kto wie, że był genialnym inżynierem i np. pełnił role kierownika budowy kanału na Renie. Co więcej - jego autorstwa są prawie wszystkie elektrownie wodne w Szwajcarii. Jak nic - moja córka zabłyśnie wiedzą na historii! :-) 
Są też jednak takie postacie, których dokonania są rzeczywiście zapomniane. Ale też ich profesje nie budzą zachwytu. No bo kto zachwyci się dorobkiem fryzjera albo pszczelarza? No właśnie. Warto poznać losy zarówno mistrza fryzjerskiego Antoniego Cierplikowskiego jak i Jana Dzierżonia, który z zawodu był księdzem, ale zasłynął w pszczelarstwie jako odkrywca partenogenezy, czyli dzieworództwa pszczół. Wyobrażacie sobie księdza, który głosi takie teorie? Nie miał łatwo. 
Autor książki p. Marek Borucki pisze o swoich bohaterach z taką pasją i zaangażowaniem, że ich dokonania naprawdę zachwycają. Oczywiście książka jest też pełna inżynierów, pilotów, kompozytorów i tancerek, ale zapewniam Was, że każda osoba budzi zachwyt. Życie każdego bohatera niesie w sobie coś wyjątkowego. Tu nie ma miejsca na nudę, za to ciekawostek - całe mnóstwo. Bo któż z nas wie skąd pochodzi nazwa firmy "Max Factor"? No, jak myślicie...? Otóż twórcą tego kosmetycznego imperium jest... Maksymilian Faktorowicz, Polak ze Zduńskiej Woli! :-)))
Niestety nie miałam przyjemności czytać pierwszego tomu, ale to nic - z pewnością nadrobię!

piątek, 19 sierpnia 2016

Tylko ty

Książka lekka, łatwa i przyjemna. Idealnie wakacyjna. Gdybym czytała ją w innej porze roku stwierdziłabym, że za lekka ... a tak czytało się fantastycznie. Romantyczna historia, która zachwyci nas wszystkich nie tylko atmosferą wydarzeń, ale również tym, że w dużej mierze akcja toczy się w Polsce. 
Nicco i Gruby to para włoskich przyjaciół, którzy podczas wakacji poznali dwie Polki. Dla Grubego była to po prostu wakacyjna przygoda, jednak Nicco potraktował znajomość z Anią zupełnie inaczej. Młodziutka, śliczna Polka zawojowała jego serce i chłopak wpadł jak śliwka w kompot. Niestety wszystko ma swój koniec i pewnego dnia Ania wraca do Polski. Nicco postanawia wziąć los w swoje ręce i wraz z przyjacielem wyruszają do Polski na poszukiwania. I tu własnie zaczyna się cały smaczek powieści. Autor - przecież rodowity Włoch - pisze o Polsce jakby znał ją od urodzenia. Zachwyca się pięknem krajobrazu, spokojem, klimatem warszawskich uliczek... nawet Dworzec załapuje się na pochwały. Jeżeli ta książka stała się bestsellerem w innych krajach Europy, to Federico Mocca powinien zostać odznaczony za propagowanie naszego kraju za granicą :-) 
Powieść zachwyca wdziękiem, lekkością i poczuciem humoru. Wymiana zdań pomiędzy naszymi bohaterami często wywołuje salwy śmiechu. Podobnie rozmowy Nicco z siostrami są przepełnione złośliwościami, ale takimi siostrzano - braterskimi, które budzą ciepłe uczucia. 
"Tylko ty" to romans nietypowy. Owszem, jest Ona i On, jest miłość i poszukiwanie tej drugiej połówki po to, aby na końcu paść sobie w ramiona. Różnica jest taka, że Mocca opisuje to z charakterystyczną dla swoich powieści lekkością. Ten banał tak charakterystyczny dla romansideł, tu nie kłuje w oczy. Podczas lektury jest ciepło wkoło serca i słodko na duszy ale tak w granicach rozsądku. Lektura tej powieści pozostawia na twarzy czytelnika lekko rozmarzone spojrzenie i chwilową trudność w powrocie do rzeczywistości. 
"Tylko Ty" na pewno nie zachwyci każdego. Nie jest to lektura dla wymagających czytelników stąpających twardo po ziemi. Ale jeżeli macie ochotę na jedno popołudnie zanurzyć się w świat delikatnego romansu - polecam.

sobota, 13 sierpnia 2016

Mów do mnie

Ja wiem, że to czytadło i wiem, że w dodatku babskie. (choć tu mam pewne wątpliwości, czy aby na pewno) Wiem również, że nie jest to może najbardziej ambitna literatura na świecie. Ale powiem Wam, że nie bardzo się tym przejmuję. Przyjemność z czytania tej książki miałam ogromną i uważam, że nawet Ci, których naklejka na okładce o treści "Kobiety to czytają" w jakikolwiek sposób zniechęca, powinni spróbować.
Eric Parrish jest psychiatrą, który oprócz prywatnej praktyki jest również ordynatorem szpitala na przedmieściach Filadelfii. Prowadzi udane życie z żoną i córeczką, którą kocha nad życie. Jego życie zawodowe jest pasmem sukcesów. Do czasu. Pewnego dnia wszystko wali się Ericowi na głowę. Od naszego bohatera odchodzi żona zabierając ze sobą dziecko. Wprawdzie początkowo wydaje się, że opiekować się będą małą wspólnie, ale szybko okazuje się, że ze strony matki nie wszystko odbywa się uczciwie. Podobnie w życiu zawodowym wskutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności Eric spada z piedestału na samo dno. Cóż, na pierwszy rzut oka niewiele pozostało z dotychczasowego życia Erica. Na szczęście nasz bohater nie poddaje się i uparcie dąży do odzyskania tego wszystkiego, co utracił. 
Cóż, to był jedyny moment powieści, kiedy czytałam z lekkim niesmakiem. Dlaczego? Otóż nasz bohater niczym feniks wstał z popiołów i z ogromnym zaangażowaniem rzucił się w wir prac i działań mających na celu przywrócenie swojego życia do stanu poprzedniego. Niestety - dla mnie naciągane. Nie znam ludzi, którzy mają tyle samozaparcia i siły w sobie, aby tak szybko pozbierać się po tylu klęskach. Kiedy jednak przebrnęłam przez ten moment, powieść ponownie zaczęła mnie wciągać, aby na samym końcu wystrzelić z armaty. Zakończenie jest przemyślane od samego początku, intryga tkana jest od pierwszych stron; delikatnie, ale stanowczo. Wszystkie zdarzenia, które do tej pory wydawały się czytelnikowi niezwiązane ze sobą, nagle wskakują na swoje miejsce. Świetna sprawa.  
Obok perypetii Erica mamy w książce sporo wątków pobocznych, równie wciągających jak wątek główny i oczywiście przeplatających się z losami głównego bohatera. Max Jakubowski, który po utracie ukochanej babci nie może poradzić sobie z rozpaczą i wpada w odmęty własnej psychiki. Codzienność szpitala i oddziału prowadzonego przez Erica Parrisha... to wszystko kręci się wkoło siebie tworząc ciekawą i wciągającą mieszankę, gotową do podania czytelnikowi. 
Dodam jeszcze, że powieść jest przepełniona wieloma szczegółami z zakresu psychologii i psychiatrii. Właściwie od samego początku widać, że autorka przygotowała się do tematu i nie ma tu nic przypadkowego. Z wielką przyjemnością, a zarazem przerażeniem śledziłam losy Maxa, który był bardzo inteligentnym chłopcem cierpiącym jednoczesne na nerwicę natręctw. To niesamowite, jak niezbadana jest ludzka psychika i z jakimi zachowaniami człowiek musi się zmierzyć. 
Proza Lisy Scottoline zajmuje w  mojej biblioteczce bardzo zaszczytne miejsce, a lektura "Mów do mnie" upewniła mnie w przekonaniu, że autorka w pełni na to miejsce zasłużyła. 

niedziela, 7 sierpnia 2016

Nienachalna z urody

Książki Pani Marii Czubaszek do tej pory pochłaniałam jak ciepłe bułeczki. "Blog niecodzienny", "Boks na Ptaku", "Na wyspach Hula Gula" czy też "Każdy szczyt ma swój Czubaszek" - każda z tych książek powodowała pisk zachwytu i szybką myśl o konieczności posiadania ich w swojej biblioteczce. Każda z nich świetna, dowcipna, błyskotliwa, z niespotykaną szczyptą ironii (dla niektórych ta szczypta raczej chochlę przypomina) i z przenikliwą oceną obserwowanego świata. Autorka ma bardzo sprecyzowane poglądy - zarówno polityczne jak i te dotyczące tematów konfliktowych, dzielących społeczeństwo. Nie wątpię, że Pani Maria Czubaszek nie u każdego budzi ciepłe uczucia. Ja jednak osobiście uwielbiałam ją. Szkoda, że już nic nie napisze....   
"Nienachalna z urody" to swoiste rozliczenie się z dotychczasowym życiem. Czytając rozdział po rozdziale nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że Pani Maria tą książką żegnała się ze swoimi czytelnikami i fanami. Już we wstępie znajdujemy takie zdanie: 
"Ta książka to również swego rodzaju last minute. Jeszcze dzisiaj żyję, ale jutro może mnie szlag trafić. Poza tym wszyscy wokół są młodzi i pełni zapału, ja nie jestem młoda, a do tego jestem pesymistką. Uważam, tak samo jak mój ukochany Woody Allen, że świat zmierza do katastrofy, a życie jest jak nogi. Niezależnie od tego czy krótkie, czy długie, zawsze są do dupy."
"Nienachalna ..." rozpoczyna się od anegdot związanych z urodą Pani Czubaszek i Jej podejściem do kobiecości i feminizmu. Potem jest tylko lepiej. Perypetie związane z nazwiskiem, pierwsze zarobione pieniądze (za zjedzenie szpinaku), koszmar młodości jakim były prywatki - to wszystko wprowadza nas w dorosły świat Pani Marii. A tu, w dorosłym świecie jest baaaardzo ciekawie. Mocne poglądy na wiele spraw w połączeniu z dość specyficznym podejściem do zwykłego życia stworzyły mieszankę iście wybuchową. Opisywać nie będę (zapraszam do lektury) ale dodam, że wiele sytuacji i poglądów opisanych w "Nienachalnej..." zaintrygowało mnie i zbulwersowało. Każdy wie, że Pani Maria usunęła ciążę, ale uważam (pomimo tego, że nie jestem przeciwniczką aborcji), że obnoszenie się i powtarzanie tego w co drugim rozdziale jest po prostu niesmaczne. Podobne odczucia miałam, kiedy Pani Maria pisała o swoich relacjach rodzinnych i podejściu do zdrowia. No nie, po prostu nie! Wszystko we mnie protestowało. W końcu uznałam, że to książka p. Czubaszek i albo przyjmuję ją taką, jaka była, albo odkładam książkę na półkę. Od tego momentu czytało mi się dużo łatwiej. 
Książka przesiąknięta jest dykteryjkami, dowcipami i żartami, w które obfitowało życie Pani Marii. Niektóre fragmenty doprowadzały mnie do łez. Chichrałam się tak, że nie byłam w stanie przeczytać mężowi danego fragmentu. 
"Nienachalna z urody" to nie tylko słowa. Zamieszczono sporo zdjęć i twórczości Pani Marii. Wszystkie te utwory stanowią miłą przerwę w poznawaniu życia i poglądów autorki. Najczęściej są to po prostu skecze autorstwa Pani Czubaszek często znane z radiowych stacji. Moją uwagę przeciągnął rysunek zająca (a właściwie Pana Zająca i Pani Zając), może dlatego, że autorstwa Pana Lutczyna. No boski po prostu :-))) 
Na zakończenie dodam, że po raz pierwszy odczułam przewagę papieru nad e-bookiem. Otóż w książce znajduje się sporo tekstów przedstawionych w maszynopisie. Oczywiście jest to fotografia, co oznacza, że w moim Kundelku nie mogłam powiększyć czcionki. Efekt? Wiele z tych maszynopisów jest w wersji elektronicznej po prostu nieczytelnych...
Wszystkim Wam gorąco polecam. Nieważne czy papierową wersję, czy e-booka. Ważne, że to kawał dobrej literatury pokazujący nam sylwetkę kobiety, której niestety nie ma już wśród nas...