niedziela, 22 czerwca 2014

Arfik czyli tam i z Potworem

Kolejny koncert za nami. Dziewczyny poradziły sobie wspaniale. Fotorelacja poniżej :-)


"Tam i z potworem - muzyka Ryszard Leoszewski, słowa, reżyseria - Barbara Stenka (zwana ciocią Basią), śpiew: grupy artystyczne: Arfik i Kostka Cukru.
Koncert na żywo nie tylko śpiewany, ale i grany... cud, miód i orzeszki :-)))
Studio Polskiego Radia Szczecin S-1 im. Jana Szyrockiego jest wymarzonym
 miejscem na takie kameralne koncerty. 
Arfik w całej krasie :-)
Ryszard Leoszewski (zwany wujkiem Rysiem), który komponuje muzykę.
Znany ze "Sklepu z ptasimi piórami"

sobota, 21 czerwca 2014

Młodszy i woda :-)

Trzebież - jak większości wiadomo - leży nad Zalewem Szczecińskim. Piękna pogoda, słoneczko, zero wiatru, widoczność jak żyleta. Moje dzieci szaleją na pomoście. Nagle Młodszy staje i patrząc w dal w zamyśleniu marszczy czoło...
Młodszy: Mamo...
Ja: Słucham synku.
M: Dużo tej wody...
Ja: No...
M: A gdzie w tej wodzie jest korek?
Kurtyna :-))))

piątek, 20 czerwca 2014

Pamiętnik Blumki

Moje starsze dziecię od kilku lat jest czynnym członkiem organizacji zwanej Związkiem Harcerstwa Polskiego. Nic dziwnego - wszak jej rodzice (tzn. ja i mój małżon) również tam prężnie działaliśmy wychowując pokolenie harcerzyków. Działalność w ZHP to przede wszystkim super przygoda, moc przyjaciół ale też większa wrażliwość na niektóre sprawy i tematy. Hufiec nasz rodzimy (zarówno nasz jak i naszej Starszej) nosi imię Janusza Korczaka. Dla harcerzyków oznacza to przede wszystkim konieczność posiadania szerokiej wiedzy na temat patrona hufca. A że patron godny... Tyle tytułem wstępu.
"Pamiętnik Blumki" to niesamowita książka. Blumka - dziwięcioletnia dziewczynka będąca wychowanką Domu Sierot Janusza Korczaka prostymi słowami przedstawia życie, jakie wiodą dzieciaczki pod czujnym okiem Starego Doktora. Przedstawia nam Zygmusia, który w dzień dobrych uczynków postanawia uratować życie rybce kupionej na targu, Kocyka, który tak bardzo chciał pomagać, że postanowił nosić węgiel w nocniku, czy też Polę, która niechcący włożyła sobie groszek do ucha. Pan Doktor oczywiście groszek wyjął, a Pola zasadziła. Groszek wyrósł piękny i dorodny...


Pamiętnik Blumki przekazuje czytelnikowi ważne zasady wprowadzone przez Korczaka w Domu. Opowiada o sądzie koleżeńskim, o tym, że dzieciom trzeba mówić prawdę, że należy szanować ich prawo do tajemnic i własnego zdania. Poznajemy dziecięce widzenie świata, codzienność w domu sierot i wszechobecną miłość oraz szacunek do dzieci. Aż w końcu nadchodzi wojna...
Książka jest nie tylko pisana. Rysunki sa tu bardzo, bardzo ważne. Kredki, długopis, wycinanki, wydzieranki... wszystkie chwyty dozwolone.Trzeba też dodać, że rysunki nie są ot takie wprost. Każdy rysunek uzupełnia słowo pisane. Jest przesłaniem, dodatkową historią, listem z tych przerażających czasów. Niesamowite jest to, że autorka delikatnie tknęła trudną stronę tematu, co pozwala pomału i z wyczuciem wprowadzić małego czytelnika w ten trudny okres naszej historii.


Ja na szczęście przy lekturze nie musiałam uważać na uczucia mojej Starszej. Moje starsze dziecię świadome okrutnego losu jaki spotkał małych podopiecznych Janusza Korczaka z ogromnym wzruszeniem czytało tę książeczkę. Czytania niewiele ale emocji całe rzeki. Kiedy słuchałam jak opowiada swojej nieświadomej niczego koleżance o czym "TAK NAPRAWDĘ" jest ta książka, sama się wzruszyłam. Dobrze, że są jeszcze dzieci, które pamiętają i Hufce noszące takie godne imię. Tej historii nie można zapomnieć.


Wieczne pióro i cena...

Jestem leworęczna i jak na leworęczną osobę przystało - chcąc uniknąć ciągłego "ufajdolenia" ręki tuszem z długopisu - piszę piórem. Pióra mam trzy. Pierwsze, którym piszę rzadko pochodzi jeszcze z czasów podstawówki i jest popularnym wówczas piórem rodem z Chin.


Takie pióro miał chyba każdy, kto lubi pisać piórem. Do dzisiaj siedzi w moim piórniczku i zdarza mi się nim pisać, zwłaszcza po papierze, którego faktura rozlewa atrament. Ma wyjątkowo cieńką linię, co bardzo, bardzo lubię. 
Drugie moje pióro to Parker. Zwykły, stalowy Parker o dość grubej kresce. Nie jest to moje ulubione pióro, jednak łatwość z jaką się nim pisze powoduje, że zawsze mam je przy sobie. Moja córka przy swoim pierwszym spotkaniu z piórem pisała właśnie nim i była zachwycona. 
Moim ukochanym, najwspanialszym, jedynym w swoim rodzaju i najczęściej używanym piórem jest Watermann. Dawno, dawno temu dostałam je w prezencie razem z ołówkiem od bliskiego memu sercu przyjaciela. Przeszło ze mną dużo - kilka razy mi spadło, pisało ze mną wiele egzaminów, przeżyło też atak zdenerwowanego lokatora... słowem pióro z przejściami. Jest moje jedyne, ukochane i nie oddałabym go za nic w świecie. 
Dlaczego to piszę? Dzisiaj usiadłam sobie i przejrzałam strony z piórami wiecznymi - tak ot. Znalazłam stronę,  na której roi się od ślicznych cacek. 









Ja zakochałam się w piórze wiecznym Aurora.


Po prostu zdobyło moje serce. Pióro. Cena nie. Cena mnie powaliła. 6 127 zł to trochę dużo...

niedziela, 15 czerwca 2014

Statek czasu

Każdy z nas był kiedyś dzieckiem. Piękny czas, gdy wszystko wydaje się możliwe. Podróże w czasie, nieodkryte skarby, tajemnicze tunele, szyfry, listy.... co tylko wyobraźnia podsunęła do pełnej pomysłów głowy. Gdzie miejsce na książki? No oczywiście na pierwszym miejscu. Dobre powieści przygodowe działały jak paliwo czy też dobry zestaw witamin dla zgłodniałej wyobraźni. Szkoda, że w moim dzieciństwie nie było takiego Pana Baccalario...
Pewnego pięknego dnia czwórka dzieci odnajduje ukryty wśród traw zniszczony statek. Łódź wygląda tajemniczo i niesamowicie. Podarte żagle, połamane wiosła i zdewastowany pokład robią przygnębiające wrażenie. Jednocześnie każdy z młodych odkrywców ma uczucie, że łódź przywołuje ich, kusi i zachęca do rozpoczęcia prac naprawczych. Kiedy dzieci wchodzą na pokład odkrywają wiele tajemniczych śladów i przedmiotów, wśród których najważniejsze to notatnik z zapiskami niejakiego Ulissesa sporządzony w nieznanym języku i tajemnicza kostka pokryta cyframi. Nie wdając się w szczegóły powiem, że dzieciaki rozwiązują zagadki i wyruszają w pełną przygód podróż, która czytelnikowi dopiero da popalić.
Szyfry i zagadki to nieodłączna część tej powieści.
Powieść pochłonęła mnie bez reszty. Czyta się ją fenomenalnie. Wspaniałe tłumaczenie Marzeny Radomskiej doskonale odzwierciedla zamysł autora. Książka jest od początku do końca kufrem ze skarbami. Otwierasz i blask zawartości oszałamia Cię bez reszty. Zachwyciło mnie to, że powieść (umiejscowiona w dobie komputerów, internetu i dzieci "z wyrobionymi kciukami") pokazuje, że można też inaczej. Główni bohaterowie na wstępie pokazani są jako namiętni gracze komputerowi, jednak z czasem przedkładają morską podróż i główkowanie ponad ślęczenie przed monitorami. Znamiennym momentem jest przekazanie wszystkich gier dwóm chłopcom, którzy zrezygnowali z przygody na statku. To bardzo jasne przesłanie - wstań, wyjdź na dwór i rozejrzyj się. Może za rogiem znajdziesz dużo lepsze przygody niż przed ekranem komputera? 
Książka jest przepięknie wydana. Twarda okładka z obwolutą robią wrażenie. A właśnie obwoluta! Dla prawdziwego poszukiwacza przygód stojącego przed półką w księgarni będzie ona znakiem, że w tej książce kryją się niesamowite przygody. Nawet ja (stanowczo sprzeciwiająca się ściąganiu obwolut z książek) w tym przypadku zdjęłam i moim oczom ukazało się.... zobaczcie sami. 

Obwoluta jak obwoluta, jednak po jej zdjęciu....
... czytelnik odkrywa, że jest to kartka ze starej gazety...
.... z tajemniczą mapą i arcyciekawymi zapiskami!
 To jedna z tych książek, które stanowią baterię dla dalszego życia. Czy dziecko czy dorosły - każdy po przeczytaniu tej książki będzie miał wrażenie, że świat stoi przed nim otworem. Wystarczy tylko trochę odwagi, szczypta wyobraźni i ... voila!

piątek, 13 czerwca 2014

Tajemnica białej kredki :-)

Dzisiejsza zabawa kredkami z Markiem:
Marek: Mamo, jaki kolor powstanie jak zmieszamy żółty i niebieski?
Ja: Zielony synku.
Marek: A Czarny i biały?
Ja: Szary.
Marek: A biały i biały?
Ja (lekko przerażona) ??? No... chyba biały....
Marek: Nieprawda! Przezroczysty!!!

środa, 11 czerwca 2014

Dom duchów

Pewnego dnia będąc z wizytą u przyjaciół zauważyłam na półce książkę. Przyjaciele należą do zaufanej ciżby książkochłonów, którzy mają tę rzadką cechę, że książki pożyczone oddają, a i swoich woluminów pilnują. Wiedząc, że zaufanie w powyższych kwestiach działa tu w dwie strony, cichutko szepnęłam Pani domu do uszka: "Mogę pożyczyć?" Pani domu wspaniałomyślnie zgodziła się pod warunkiem, że oddam w rozsądnym terminie. I tu nastąpił klops. 
Trzy pokolenia kobiet, których losy niczym bluszcz oplatają się wokół życia Estebana Trueby. Każda z tych kobiet jest dla niego zarówno niezmierzonym szczęściem jak i osobistą tragedią. Każdą kocha Go do szaleństwa; miłością, która boli i krzywdzi. Każda z nich kocha jednocześnie do bólu Go nienawidząc. Losy bohaterów snują się przez dziesięciolecia przeplatając się burzliwą historią Chile. 
Książkę początkowo czytało mi się wspaniale. Ot mistrzowsko napisana saga - trochę tajemnicza, trochę mistyczna, z nutką konserwatyzmu. Wszechobecna magia i pojawiające się duchy towarzyszące wszystkim kobietom Estebana powodują, że powieść  est wyjątkowa. Niestety im dalej w las tym... hmmm, tym drzew mniej. Bo z upływającymi stronicami powieści moja ciekawość dalszych losów bohaterów malała ustępując miejsca znudzeniu i znużeniu. Końcówkę po prostu wymęczyłam gnana terminem zwrotu książki. Gdyby nie to, że właścicielka książki lubi dyskutować nad pożyczonymi woluminami pewnie porzuciłabym ją niedoczytaną. 
Cóż - w necie jest wiele recenzji, które wychwalają "Dom duchów" pod niebiosa. Niestety nie dołączę do tych głosów. Książka jest świetnie pomyślana, niestety psują ją wątki historyczne. Moim zdaniem to co miało książkę upiększyć tylko jej zaszkodziło. A szkoda.  

środa, 4 czerwca 2014

Ja Cię urodziłam, Ty uczyniłeś mnie Mamą... :-)

Macierzyństwo jest piękną ... trudno to nazwać rzeczą, raczej jest to zjawisko. Dla jednych zwykłe, normalne, codzienne, dla innych każdy dzień jest darem od Boga. Ja jestem tak gdzieś po środku, ale takie filmy i spoty przybliżają mnie do tej drugiej grupy.


Mam dwoje dzieci - Basię  i Marka. Każdego dnia dziękuję, że są. 

wtorek, 3 czerwca 2014

Trzymajcie kciuki :-)

W pracy mej głupota zaczyna się znowu uaktywniać, ale mam nadzieję, że damy radę. Wprawdzie nie jest to głupota taka jak trzy lata temu i jej uskrzydlenie nie powala, ale i tak łatwo nie będzie. Zgodnie z powiedzeniem "umiesz liczyć, licz na siebie" odwalam brudną robotę z koleżanką zza biurka, co trochę wkurza, ale damy radę. Ważne, abyśmy po akcji mogły zaśpiewać: "We Are The Champions"! 

niedziela, 1 czerwca 2014

Dlaczego mleko jest białe?

"Dlaczego mleko jest białe" to trzeci tom z serii książeczek dla ciekawskich dzieci. Dwa pierwsze tomy pt. "Skąd się biorą dziury w serze?" i "Dlaczego rekiny nie chodzą do dentysty?" zajmują jedno z głównych miejsc w biblioteczce moich smyków. Wszystkie trzy książki zawierają odpowiedzi na pytania, które często spędzają sen z powiek biednych rodziców i gdyby nie Wikipedia... krucho by było.... 
"Dlaczego mleko jest białe" różni się od dwóch pierwszych części. Właściwie to zupełnie inna książka (jakby nie patrzeć również inny autor) jednak wydawca "Prószyński i s - ka" wydając ją identycznie jak dwie poprzedniczki uczynił świetną trzytomową serię, która jest łakomym kąskiem dla młodych namiętnie pytających ciekawskich stworzeń. 
Pytań jest wiele: dlaczego mleko jest białe?, czy chleb puszcza bąki?, dowiemy się też skąd się biorą pomidory, jak zrobić lukier, z czego składa się czekolada i jak ważne są w naszym życiu zioła (łącznie ze znienawidzonymi przez moje dzieci pokrzywami). W odróżnieniu od dwóch poprzednich tomików, ta książka oprócz odpowiedzi na często zadawane pytania zawiera również "kąciki wiedzy", które w sposób surowy (bez dziecięcych bohaterów) wkładają do główek niezbędną wiedzę. Jest to naprawdę przydatne, zwłaszcza gdy Starsza przerabia w szkole temat pasujący do książkowej historyjki. I tak kilka dni temu nauczycielka zadała pytanie o skarby polskiej ziemi i dzięki książce, od soli (która jeszcze jako tako do tematu lekcji pasowała) dzieciaki przeszły do makaronu i przez truskawki i kaszel dotarły do ziemniaków... nie była to lekcja o skarbach naszej ojczyzny, ale dzieci wyszły z klasy z wypiekami na twarzy. 
Książka w swojej treści chowa niespodziankę, a mianowicie zawiera kilka łatwych przepisów kulinarnych, które - przy dobrej woli dorosłych - dzieciaki mogą samodzielnie zrealizować. Moja Starsza zrobiła lukier na ciasteczka i była przeszczęśłiwa :-)
Jak wszystkie książeczki z tej serii tak i ta jest pięknie wydana. Twarda okładka, lśniący papier i duże wyraźne ilustracje robią z tej pozycji świetnego kandydata na prezent dla każdego dziecka.  Należy jednak pamiętać, że opowiadania zawarte w książce nie są proste i banalne. Te historyjki mogą stanowić wstęp do naprawdę poważnych rozmów i dyskusji. Dlatego warto zacząć od dwóch poprzedniczek, które zawierają odpowiedzi na arcyciekawe pytania a jednocześnie są - moim zdaniem - skierowane do młodszych dzieci. A jak zabłysną oczy - cóż, wtedy pędzimy dalej!