poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Skazy

Skazy to piękna książka. Historyczna powieść o tożsamości miasta i ludzi; o tym, że warto posłuchać siebie nie patrząc na to, co się dzieje dookoła. Gdańsk zawsze był troszkę inny niż pozostałe miasta. Zawsze miał predyspozycje do całkowitej samodzielności. Co i rusz Gdańsk był Wolnym Miastem. Nawet gdy ktoś wyciągał po Niego rękę (najczęściej oczywiście Niemcy), po pewnym czasie miasto powstawało z kolan i znowu błyszczało autonomią na mapie. To miało swoje plusy i minusy. Gdańsk bardzo długo był ostoją dla obcokrajowców prześladowanych w swoich krajach. Jako Wolne Miasto nie obawiało się niczego i nikogo. Niewątpliwie jednak miało to wpływ na brak poczucia tożsamości mieszkańców miasta. przy takiej mozaice narodowości trudno mówić o spójnej polityce. 
"Skazy" to powieść umiejscowiona w okresie międzywojennym. Poznajemy losy bardzo bogatej i liczącej się rodziny Hollenbachów, której nestor czuje się Niemcem i nie może przeboleć tego, że Gdańsk ma powrócić do odradzającej się Rzeczpospolitej. Poznajemy losy dwóch sióstr Hollenbach, które wzrastając w międzywojennym Gdańsku, obserwują rozwój miasta. Kiedy dziewczęta dorastają, losy rzucają je do Berlina. Dziewczęta muszą uporać się z rozwojem kabaretów i rozwiązłością moralną z jednej strony, a z drugiej z politycznymi zmianami spowodowanymi dojściem do władzy Hitlera. 
Książka pokazuje jak maluczki jest człowiek. Jak jednostka niesiona falami historii musi unosić się wraz z nią - nie ma siły płynąć pod prąd. 
Dwa poboczne wątki (jeden umiejscowiony współcześnie, a drugi w XVII wieku) nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia. Uważam, że zostały napisane na siłę, tylko po to, aby urozmaicić fabułę. Szkoda, bo Ona nie wymaga urozmaicania. Jest sztuką sama w sobie. A tak autorka stworzyła dwa wątki, które są bezpłciowe i właściwie nic nowego nie wnoszą. Ani współczesna tajemnica nie rozpala uszu z ciekawości, ani wcześniejsze dzieje rodu nie powalają czytelnika z nóg. 
Warto sięgnąć po "Skazy". Jest to powieść pięknie napisana i wciągająca czytelnika w wir wydarzeń. Trochę to banalnie brzmi ale tak naprawdę jest, więc po cóż szukać bardziej wzniosłych słów :-) 

piątek, 24 sierpnia 2018

Lena z 7a

No i co ja mam napisać? "Lena z 7a" to powieść dla nastolatek, którą rzuciłabym w kąt po lekturze pierwszych 20 stron, gdyby nie to, że zobowiązałam się ją zrecenzować. Męczyłam się podczas czytania okrutnie. Perypetie przesympatycznej uczennicy byłyby może porywające  dla uczennic podstawówki gdyby nie to, że młode głowy należy przed tą książką bronić. Książka ma tyle wad, że przesłaniają one całe dobro tej powieści, które i tak jest wielkości ziarnka maku. Słownictwo i budowa zdań na miarę umiejętności literackich bohaterki. Zdania wielokrotnie złożone są w tej książce naprawdę rzadko spotykane. Ubogie słownictwo i nadmiar mowy potocznej powodują, że podczas lektury moje serce krwawiło. Chcecie próbkę? Proszę bardzo.
„Tuż za ogrodzeniem targowiska Antek nagle skręcił w prawo. Lena powinna przejść przez skrzyżowanie i skierować swoje kroki w lewą stronę. Podjęła jednak decyzje, że pójdzie za nim. Strach paraliżował ją coraz bardziej. Antek szedł w stronę Mostu Trzebnickiego. Nagle zatrzymał się na światłach. Spojrzała. Świeciło się czerwone światło. (...) Antek przeszedł przez most. Ona także. Szedł jeszcze jakiś czas prosto”.
287 stron pisanych w stylu rozbudowanego telegramu to trochę za dużo jak na moje skołatane serce. Pochwalę się jednak, że dzielnie dotarłam do końca powieści, co więcej - po zamknięciu książki moje odczucia były nie tylko złe. Gdzieś tam wyłaniał się skrawek tęczy, który wynikł z poruszanego w książce tematu.
Lena jest uczennicą wrocławskiej podstawówki. Czynnie działa w harcerstwie, ma kochającą się rodzinę i dwie przyjaciółki. Pewnego dnia do klasy Leny przychodzi nowy chłopiec - Antek. Jest zamknięty w sobie i tajemniczy, co tylko pobudza ciekawość dziewcząt. Jak nietrudno się domyśleć Lena i Antek zakochują się w sobie. Autorka dość topornie opisuje budzące się uczucie, jednak to jestem w stanie przeboleć. Nie mogę jednak przejść do porządku dziennego nad słownictwem, które autorka wkłada w usta bohaterki. Moja Starsza jest dokładnie w wieku Leny i nie słyszałam, żeby odzywała się tak, jak bohaterki powieści. "Wbijasz do mnie?" zamiast "Przyjdziesz do mnie?" to tylko próbka. Jeżeli do tego niechlujnego języka dodamy błędy gramatyczne w stylu "wchodzę na salę" zamiast "do sali"...
Miałam nie narzekać, a tu znowu. Dobra teraz o plusach. Nasz bohater, Antek, ma siostrę Klarę. Dziewczynka cierpi na zespół Retta. Jest to uwarunkowane genetycznie zaburzenie w rozwoju, które w znacznym stopniu upośledza rozwój dziecka. Dzieci te nazywane są Milczącymi Aniołami. Autorka, tworząc ten wątek, skupia się raczej na emocjach Antka, który bardzo kocha swoją siostrę, jednak nie zawsze radzi sobie z jej chorobą. Chłopiec pomaga rodzicom i rozumie, dlaczego życie rodziny podporządkowane jest pod potrzeby Klary. Nie oznacza to jednak, że zgadza się z tym, aby stale być na drugim planie. Lena musi oswoić problem i uporać się zarówno z emocjami chłopca, jak i własnymi.
Wątek Milczących Aniołów to jedyny wątek zasługujący na uwagę. Reszta mnie po prostu drażniła. Wyimaginowane problemy trzech przyjaciółek, których przyjaźń poddana jest próbie. Sztywne i nierealne rozmowy za pośrednictwem komunikatorów internetowych... nawet opowieści o harcerstwie mnie drażniły choć sama przecież działam w ZHP. Może właśnie dlatego... Materiały, z których autorka czerpała pomysły do opisów zbiórek i zajęć harcerzy pochodzą chyba ze "Świata Młodych". Dzisiejsze zbiórki wyglądają zupełnie inaczej, a do tego nie znam drużyny starszoharcerskiej, która miałaby zbiórki wspólnie z zuchami.To oczywiście zdarza się bo przecież służba harcerska na rzecz maluchów jest częsta, ale na pewno nie jest to regułą.
Lena z 7a to książka, która jest idealnym przykładem tego, jak nie należy pisać powieści dla młodzieży. To książka, której za żadne skarby nie dam do przeczytania mojej córce, bo zepsuje sobie "pióro", które właśnie ślicznie jej się wykształca. Z drugiej strony temat Milczących Aniołów jest rzadko poruszany i tylko dlatego cichutko szepnę. że może warto jednak zajrzeć.
Może jestem trochę niesprawiedliwa. Może autorka użyła takiego języka chcąc stworzyć powieść, którą młodzi odbiorcy przyjmą, jak powieść autorstwa "ziomka z bloku obok". Ja jednak stanowczo mówię nie takiemu podejściu. Młodzi ludzie to często bardzo wartościowi ludzie, którzy czytają twórczość Tolkiena i Sienkiewicza. Książki pokroju "Leny z 7a" w ogóle nie powinny pojawiać się na księgarskich półkach.

piątek, 3 sierpnia 2018

Zlot ZHP GDAŃSK 2018 - będziesz?


Starsza - harcerka pełną gębą. Młodszy - zuch, jak się patrzy. Ja - wspieram działalność Poczty Harcerskiej Szczecin II. Jak może nas tam zabraknąć? Mój mąż szanowny również jedzie. On również wywodzi się z ZHP. Wspólnie śpiewaliśmy, łaziliśmy po Bieszczadach, prowadziliśmy drużynę harcerską... Działo się naprawdę wiele. 
Nie możemy ominąć takiego wydarzenia. ZHP trwa od stu lat. Spotyka się z wieloma burzami i sztormami - ale mimo to, trwa nadal. Bo harcerstwo to przyjaźń i ludzie, a nie polityka i smutni panowie. W czasie komuny też było - oczywiście, że tak. I dawało radość ogromną dzieciom w tych smutnych czasach. Teraz też jest i - co ważne - ma o wiele więcej możliwości. Jesteśmy członkami ruchów skautowych zrzeszających skautów z całego świata. Poszerzamy horyzonty i pokazujemy dzieciom, że komputer i smartfon to nie wszystko. Pokazujemy, że najważniejsza jest przyjaźń i zrozumienie. Tolerancja i radość z życia. Dążenie do celu i satysfakcja z sukcesu. 
Moja Starsza jest trochę wyalienowana w klasie. Dlaczego? Bo woli spodnie wojskowe od odkrytego pępka. I naprawdę sytuacja w szkole niewiele ją obchodzi. Wie, że ma przyjaciół w każdym zakątku Polski, a mundur i chusta otwierają Jej wiele zamkniętych dla cywilów drzwi. Wie, że zawsze może liczyć na tych, którzy są wierni harcerskim ideałom. 

Pozdrawiam wszystkich harcerzy! Do zobaczenia na Zlocie! 

czwartek, 2 sierpnia 2018

Pogrom 1905

Ostatnio mam dobry czas na książki retro. Przyznam się, że takie powieści, to miód na moje serce. Wyjątkowy klimat, jaki panował w polskich miastach na przełomie XX wieku nadaje tym powieściom specyficzny charakterek. Poza tym umiejscowienie powieści w tamtych czasach niewątpliwie zobowiązuje do dbałości o język. Żadne "Hej" czy też "Nara" nie ma tu prawa bytu. Jest za to piękna polszczyzna, okraszona zwrotami tak charakterystycznymi dla tamtego okresu. 
Kraków z początku XX wieku poznałam z książki "Seans w domu egipskim" Teraz przyszła kolej na Warszawę, która spogląda na czytelnika z powieści pt. "Pogrom 1905". Tę piękną, przedwojenną Warszawę, która w zaułkach i zakamarkach miasta, miała sporo za uszami. Polacy żyjący pod zaborami, ze wszystkich sił starali się uprzykrzyć zaborcom życie. Już na początku powieści jesteśmy świadkami wybuchu ładunku w cukierni, który przyczynia się do śmierci rosyjskiego urzędnika. Tak jest właściwie codziennie. Rosjanie traktują Polaków jak przestępców i boją się o każdy następny dzień. Poznajemy też półświatek prostytutek i sutenerów. Przyznam się, że z dziką radością czytałam fragmenty dotyczące codziennego życia tej warstwy społecznej. Tu na pierwszy rzut oka nie ma nic śmiesznego, ale autor tak obrazowo opisuje codzienne życie panienek i "Mamy", że naprawdę trudno jest nie napawać się tą specyficzną atmosferą. Szybko jednak mój uśmiech zamarł na ustach, kiedy doszłam do głównego wątku powieści. 
„Pogrom 1905" to powieść mówiąca o historii Warszawy nieznanej większości Polaków. Wiosną 1905 r. tłumy mieszkańców zaatakowały domy publiczne. Rozjuszona gawiedź mordowała, okaleczała i biła wszystkich tych, którzy w jakikolwiek sposób byli związani z najstarszą profesją świata. Ucierpiały głównie dziewczęta, ale sutenerzy i właściciele burdeli również nie uniknęli okrutnego losu. Trudno powiedzieć, dlaczego te rozruchy nie spotkały się z reakcją władz. Autor jednak świetnie oddał nastroje wśród rosyjskich urzędników. Wyraźnie widać, że mają Oni po prostu nadzieję, że nasyłając poszczególne grupy społeczne na siebie i podsycając wzajemne animozje zmniejszą ilość ataków skierowanych bezpośrednio na zaborców. 
Powieść jest literackim majstersztykiem. Jej wielowątkowość absolutnie nie jest wadą, a jedynie nadaje całości wyjątkowego sznytu. Dzięki temu, czytelnik może oceniać rozwój wydarzeń z rożnych punktów widzenia. Trochę drażniły mnie opisy carskich urzędasów, którzy w każdej osobie narodowości polskiej widzieli potencjalnego bandytę. Natomiast - najpierw z rozbawieniem, a potem z przerażeniem śledziłam losy tej gromionej części społeczności. 
Atrakcyjność książki wynika również z wyjątkowej dbałości o język literacki. Tu nie ma miejsca na niedoróbki - tu jest piękny, ojczysty język z całą jego kwiecistością i mnogością epitetów. Każdy bohater jest inny i - jak każdy - budzi różne, skrajne emocje w czytelniku. Charakterystyczne jest to, że do wielu postaci autor nie pozwala się przywiązać. Pojawiają się i szybko znikają w gąszczu postaci i wydarzeń. Są takie postacie, które poznajemy na jednej stronie, a na kolejnej już się z nimi żegnamy, obserwując jak giną wskutek wybuchu. Z innymi wędrujemy przez całą powieść kibicując i obserwując bieg wydarzeń. 
Wisienką na torcie jest ówczesna Warszawa. Przemierzając wraz z autorem ulice tego miasta z przełomu wieków, możemy delektować się jego smaczkami, wadami i zaletami. Każdy z nas wie, że Warszawa wówczas cyrylicą stała, że były konne tramwaje, piękne kamienice i klimatyczne podwórka. "Pogrom 1905" obok takich oczywistych informacji przedstawia nam zupełnie nieznane smaczki. Informacja o nastoletnich niewolnicach trzymanych w obskurnych budach, czy też praktyki doktorka badającego przydatność prostytutek do zawodu, to takie smaczki, które powodują, że czytelnik czyta i czyta i czyta... 
Autor rewelacyjnie oddał klimat Warszawy, co w połączeniu z niewielkimi fotografiami z tamtego okresu ozdabiającymi początek każdego rozdziału sprawa, że lektura tej powieści jest czystą przyjemnością. 
"Pogrom 1905" to książka dla każdego, kto szuka z jednej strony przyjemności w czytaniu, a z drugiej wartościowej treści, która wzbogaci naszą wiedzę. Otóż to!