niedziela, 30 marca 2014

Sklep na Blossom Street


W Seattle, na Blossom Street, znajduje się niewielki sklepik z włóczkami. Jego właścicielka, Lydia Hoffman, po latach zwycięskiej walki z rakiem rozpoczyna nowe życie. Wolne od choroby, dające szansę na miłość...

Lydia uczy robienia na drutach. Na pierwszy prowadzony przez nią kurs zapisują się trzy kobiety. Jacqueline Donovan chce zrobić coś dla swojej wnuczki w geście pojednania z synową. Starająca się o dziecko Carol Girard upatruje w wykonanym przez siebie kocyku znaku nadziei. Natomiast Alix Townsend odpracowuje zasądzone przez sąd godziny społeczne.
Te cztery bardzo różne kobiety, których losy połączyła stara sztuka robienia na drutach, dokonują niespodziewanych odkryć na temat własnych zachowań i siebie nawzajem. Odkryć prowadzących do przyjaźni i nie tylko...


Powyższy opis pochodzi ze strony Wydawnictwa. Recenzować tej książki (z braku czasu) nie będę choć w pełni na to zasługuje. Chcę tylko zaznaczyć, że przeczytałam. Dodam, że bawiłam się świetnie. 

sobota, 29 marca 2014

Prawie siostry

Pani Maria Ulatowska pisze książki lekkie łatwe i przyjemne. Czy to zarzut? Absolutnie nie! Uważam, że takie książki też są potrzebne. Czytamy o inteligencji finansowej, inteligencji emocjonalnej, poznajemy historię drugiej wojny  światowej... ale przecież są osoby, które przy czytaniu chcą zwyczajnie odpocząć, wyluzować i wyłaczyć pewne partie mózgu, które po tygodniu pracy zaczynają się żarzyć na czerwono... Dlatego śmieszą mnie nieliczne komentarze np na portalu "Lubimy czytać" krytykujące prostotę i jasność książek Pani Ulatowskiej. Przecież nikt nikogo do niczego nie zmusza... A już wpis "czytałam wszystkie książki Pani Ulatowskiej i wszystkie są równie beznadziejne..." Hmmm... 
Najnowsza powieść Pani Marii Ulatowskiej jest klasyką "ulatowskiego" gatunku. Po zakończeniu liceum trzy przyjaciółki postanawiają, że pomimo zakończenia wspólnej nauki nadal będą umacniać swoją przyjaźń. Pomimo tego, że mieszkają blisko siebie i wcale nie mają zamiaru zaniechać spotkań ustalają, że co pięć lat będą spotykały się w tym samym miejscu w celu podsumowania dotychczasowych życiowych dorobków. Każda marzy o tym samym: dom z ogródkiem, gromadka dzieci, kochający mąż... jak większość z nas zapewne wie droga do tych celów często nie jest szeroka i usłana różami. 
Dziewczyny - jak to w życiu bywa - przeżywają wzloty i upadki. Mężczyzna marzeń okazuje się frajerem, pojawia się niechciana ciąża, rozwiane marzenia, śmierć... wszystko to nie ułatwia relacji między przyjaciółkami. Na szczęście są trzy, więc gdy dwie oddalają się od siebie na straży stoi ta trzecia...
Książka jest ciepła, wzruszająca - taka bajka dla żeńskiej części dorosłej populacji. Historia jest opowiedziana wprost bez upiększeń i udziwnień które - moim zdaniem - skierowałoby powieść w stronę ckliwego powieścidła. A tak mamy po prostu ciekawą powieść zdobywającą damskie serca. 

poniedziałek, 24 marca 2014

Cenna chwilka

Na niedzielne popołudnie moja rodzina zaplanowała spacer, więc przedpołudnie było pracowite. Aby ze wszystkim zdążyć uwijaliśmy się wszyscy. Małżon sprzątał samochód, ja sprzątałam mieszkanie, Starsza oporządzała psa... i tylko Młodszy snuł się marudząc nieziemsko. Nagle zapadła cisza. Pomyślałam, że coś kombinuje i w takim przekonaniu żyłam aż do chwili, gdy Młodszy wpadł do kuchni i z powagą stwierdził:
- Mamo?
Ja: Słucham synku?
Młodszy: Ja wiem, że nie masz czasu...
J: No rzeczywiście nie mam.
M: Bo wiesz, jakbyś chciała, to ja mogę dla Ciebie znaleźć chwilkę...
J: Taaak?
M: No  moglibyśmy wtedy pograć w Grzybobranie, ale wiesz, tylko raz, bo moja chwilka jest cenna....

wtorek, 18 marca 2014

Jesteś Bogiem

Oglądam "Jesteś Bogiem" i stwierdzam, że film jest niesamowity. Ostry, surowy, wulgarny, a przy tym wyjątkowo wrażliwy i emocjonalny. Historia polskiej grupy hip - hopowej pod nazwą "Paktofonika" przedstawiona jest wyjątkowo realistycznie. Film w dużej części czarno - biały ze sporą dozą przekleństw i wyraziście ukazaną walką z emocjami i odrzuceniem. Przyciąga jak magnes. 
Paktofonika - zespół hip - hopowy, w skład którego weszło trzech panów: Piotr Łuszcz "Magik", Wojciech Alszer "Fokus" i Sebastian Salbert "Rahim". Wszyscy są hiphopowcami z krwi i kości. Świetnie śpiewają, a ich artykulacja i wymowa dźwięków może służyć za wzór niejednemu logopedzie. Niestety - jak to w życiu bywa - oprócz talentu trzeba mieć trochę szczęścia, a tego chłopakom chyba zabrakło. Życie ich nie rozpieszczało, a do mocnych psychicznie raczej żaden z nich nie należał. 
Film zachwyca obrazem. Blokowiska, uliczki, kamienice - nie są cukierkowym obrazkiem, ale realistycznym odzwierciedleniem śląskiego krajobrazu. Oszczędność kolorów i nadmierna ostrość powodują bardzo ciekawy odbiór. Zachwyca również muzyką, nad którą czuwali Fokus i Rahim. Dzięki temu film można potraktować jako rodzaj hołdu oddanemu "Magikowi" Aktorzy odtwarzający główne role "dali radę" i zmierzyli się z legendą członków zespołu. Muzyka jest świetna - frapująca i fascynująca. 
Mocny film. 

wtorek, 4 marca 2014

Tsunami

Tsunami, które uderzyło w wybrzeże Sri Lanki w 2004 r. pamięta chyba każdy. Ogrom nieszczęścia i rozpaczy, tragedia tysięcy ludzi obiegła cały świat. Wielka dziewięciometrowa fala zniszczyła wszystko co napotkała na swojej drodze, a następnie cofnęła się porywając do oceanu tysiące ludzi. Kiedy ogląda się relację w telewizji człowiek płacze, rozpacza, współczuje, a przede wszystkim niedowierza. Pomijając uczucia - relacja oglądana w domu, w fotelu, z kubkiem kawy w ręce ma w sobie coś z fantastycznej, strasznej opowieści. Nie dostrzegamy pojedynczych tragedii, widzimy całość nieszczęścia, ogólnie bez zaglądania w życie poranionych żywiołem osób. Ta jednostkowa tragedia z całą siłą i mocą dociera do nas w zupełnie nieoczekiwanych momentach. Na przykład w książkach. 
Sonali Deraniyagala wraz z dziećmi, mężem i rodzicami postanawia spędzić święta Bożego narodzenia właśnie na wybrzeżu Sri Lanki. Kiedy kobieta dostrzega za oknem wielką falę jest już za późno. Wprawdzie próbują uciekać, ale samochód, którym Sonali oddala się od wybrzeża po prostu w pewnej chwili napełnił się wodą  a następnie wywrócił. Z całej rodziny przeżyła tylko Ona. Została sama. Jak palec. 
Właściwie całe "Tsunami" jest opowieścią o powrocie do w miarę normalnego życia. Sonali opisuje jak tragedia przygięła do ziemi, jak  pochłonęła ją całą. Przez kolejne kilka lat wyłaniała się z niej niczym z bagna - pomału, po troszku. Ukojenia szukała w alkoholu, w lekach, we śnie i w płaczu. Panicznie bała się wszystkiego, co miało związek z życiem "przed". Ale jest też druga część książki. Sonala przestaje się bać, a zaczyna doceniać to ziarenko, które jeszcze jej zostało. Wspomnienia już nie dręczą, a zaczynają być terapią. Piękne chwile, kiedy Sonali wspomina najbliższych, są w książce swoistego rodzaju epitafium. Odkrywa przed czytelnikiem małe błyszczące okruszki ze swojego szczęśliwego życia. Dwóch synków, wspaniały mąż, dostatnie życie - wszystko to prysnęło niczym bańka mydlana, ale jest, istnieje we wspomnieniach. 
Książka jest straszna. W czasie lektury ciągle miałam chęć głaskać moje dzieci, przytulałam je na tyle często, że moja dziesięcioletnia córka zaczynała patrzeć na mnie dziwnym wzrokiem. Cóż - nagle człowiek zaczyna rozumieć jak wiele ma do stracenia. 
Niewątpliwie takie książki są potrzebne. Dla autorki był to rodzaj terapii. A dla czytelnika? Dla czytelnika to taka "pięść w brzuch" i napomnienie: "Życie choć piękne, tak kruche jest...."

niedziela, 2 marca 2014

Tam, gdzie Twój dom

Piękna książka. Zachwyciła mnie przede wszystkim rozbudowaną, kwiecistą narracją. Słowa można smakować, podziwiać i kąsać. A i przedstawiona w powieści historia jest niebanalna. 
Trzy kobiety, trzy historie, trzy tragedie. Zaczynamy od środka. Poznajemy Różę Kanenberg, która wyjeżdża z rodzinnego niewielkiego miasta na studia do Szczecina. Po kilku miesiącach "studenckiego", kwiecistego życia postanawia przeanalizować swoje priorytety i zacząć prowadzić przykładne życie grzecznej studentki. Nie udaje się jednak. Róża wplątuje się w romans z wykładowcą, którego owocem jest ciąża. Ten moment jest punktem wyjścia. Cofamy się w czasie, aby poznać losy matki i babki Róży. Kobiety są naznaczone jakimś fatum samotności. Każda z nich zostaje porzucona przez mężczyznę, każda na swój sposób radzi sobie z brakiem bratniej duszy. Do poczucia osamotnienia należy dodać brak korzeni, swojego miejsca na ziemi... generalnie nie można tych kobiet nazwać szczęśliwymi. 
Nie będę bardziej streszczać, bo nie o to chodzi. Zresztą nie fabuła w tej książce jest najważniejsza. Mnie urzekły słowa, a raczej ich dobór. Autorka jest mistrzynią tkania ze słów kolorowych dywanów, urzekających gobelinów i maleńkich serwetek. Słowa układają się w piękną całość, każde zdanie jest samodzielną literacką perełką. Zachwyciła mnie umiejętność dobierania słów tak, aby każde znaczyło coś więcej niż tylko słowo. 
Poza tym książka wzbudziła we mnie bardzo pozytywne emocje ze względu na miejsce akcji. Jestem Szczecinianką, a większość życia Róża spędziła własnie w Szczecinie. Bardzo miło czyta się o znanych miejscach i ulicach. W trakcie lektury budzi się nie tylko wyobraźnia ale i pamięć. Szczecin w książce jest bardzo prawdziwy, taki "komunistyczno - stoczniowy". Nawet "Duet" się zgadza. Ta realistyczność, taka twardość i kanciastość miasta dodaje akcji pikanterii, a Róży charakteru. 
Każdy kto lubi delektować się słowami powinien sięgnąć po tę książkę. Naprawdę warto.