Maria Nurowska dała mi się poznać jako fenomenalna obserwatorka rzeczywistości. Jej powieść pt. "Dziesięć godzin" urzekła mnie niesamowicie. Napisana z jajem, polotem i właściwą Nurowskiej zadziornością, długo siedziała w mojej głowie. Obserwacja rzeczywistości oczami Pani Nurowskiej była czystą przyjemnością, (choć należy podkreślić, że dość gorzką). Twórczość Nurowskiej poznaję głównie dzięki Wydawnictwu Prószyński i spółka, które co pewien czas wypuszcza na rynek kolejną perełkę. Kiedy jednak zobaczyłam I tom "Panien i wdów" postanowiłam poczekać na całość. Ciągnęło mnie do tej sagi od dłuższego czasu, ale ilość wydań, wznowień, uzupełnień i wersji, które ukazały się do tej pory skutecznie mnie zniechęcały. Wydanie Prószyńskiego dało nadzieję na rzetelne zapoznanie się z tym tytułem, bez błądzenia po kolejnych wersjach. Zupełnie niedawno ukazał się czwarty tom, co dało mi zielone światło dla rozpoczęcia lektury. Zaczęłam czytać i przepadłam. Z kretesem. Dodam tylko, że wstrzymanie się z lekturą do czasu ukazania się całości było świetnym pomysłem, bo wyczekiwanie na kolejne tomy byłoby dla mnie bardzo trudne. A tak w dwa tygodnie pochłonęłam całość rozkoszując się pięknym piórem autorki.
"Panny i wdowy" to wspaniała saga o dziejach rodu Lechickich. Właściwie to nie... nie tak. To opowieść o dziejach Polski, która - dla ułatwienia czytelnikowi zrozumienia tych zawiłych wydarzeń - została ubrana w losy członków rodu lechickich. Akcja rozpoczyna się w 1864 r., kiedy to po klęsce powstania styczniowego Cyprian zostaje wywieziony na Sybir. Jego żona postanawia pojechać za nim, ale niekoniecznie do niego... Tak zaczynają pleść się losy pięciu kobiet, które łączy jedno nazwisko - Lechicka. Większość z nich to panny lub wdowy, a to za sprawą polskiej historii, która co rusz zabierała im mężczyzn na wojnę. A to powstanie, a to wojny światowe, a to powstanie warszawskie... po wojnie również nie było łatwo, bo przecież wielu Polaków zniknęło w czeluściach komunistycznego ustroju. Dziewczyny za to trwały i robiły wszystko, aby pomóc mężczyznom i ratować rodzinną posiadłość Lechice.
Historie Polski obserwujemy oczami sześciu kobiet, które nie są obojętne na to, co się dzieje wokół nich. Ich losy są przepięknie opisane i nie ukrywam, że pochłonęłam wszystkie cztery tomy z zapartym tchem. Oczywiście przyznaje rację tym, którzy piszą, że to romansidło. Ale absolutnie nie zgadzam się z twierdzeniem, że to płaska historyjka. Autorka bardzo zgrabnie wplata rys historyczny w losy naszych bohaterek. Niejako mimochodem przesiąkamy postaciami znanymi z podręczników. A już czasy II Wojny Światowej urzekły mnie całkowicie.
Najgorszy dla mnie jest tom IV, a to za sprawą epoki, która jest tłem dla opisywanych wydarzeń. PiS, Kaczyński Jarosław i cała ta klika mierzi mnie niepomiernie i zgrzytałam zębami czytając o nich. Przeczytałam książkę do końca, ciekawa losów bohaterek, ale polityczne wstawki z uporem omijałam, nie chcąc sobie psuć przyjemności czytania.
"Panny i wdowy" to przepiękna saga, która łączy w sobie elementy powieści historycznej, psychologicznej czy też melodramatycznej. Każda z bohaterek musi zmierzyć się zarówno z uczuciem do mężczyzny jak i z patriotyzmem. Często musi poświęcić jedną z tych wartości, aby ratować drugą. To powieść naprawdę warta przeczytania.
Hmm zanotuję :)jestem ciekawa tych dwóch wartości
OdpowiedzUsuń