Wśród książek są takie, które się czyta (z mniejszym lub większym zacięciem) oraz takie, które się ogląda (tu poziom zacięcia jest raczej umiarkowany). Album, którego głównym bohaterem jest Mick Jagger jest o tyle niesamowity, że zarówno jego czytanie jak i oglądanie przynosi tyle samo frajdy.
Zacznijmy od pierwszych wrażeń. Ciężka, porządnie zszyta książka w niesamowicie przyjaznej oprawie (takiej ani twardej ani miękkiej) budzi bardzo miłe wrażenia. Człowiek zasiada z książką w ręku z niesłabnącym przekonaniem, że czeka go niezła przygoda. I tak rzeczywiście jest. Fani zespołu "Rolling Stones" będą czuli się tak, jakby otrzymali ciastko z kremem. Ci, którzy rozpoczynają przygodę z tym zespołem poczują się jak na karuzeli; wrażeń jest tak wiele, że należy je dawkować.
Kolejna faza to składanie literek w całość. Tu niewielkie rozczarowanie, ponieważ literki niewielkie łatwo składać kiedy tekst podzielony jest na dwie kolumny. Jednak są takie strony, kiedy linijki literek są dość długie... nic to, damy radę.
Z treści wyłania się niesamowita historia. Na początku poznajemy grzecznego, przeciętnego chłopca. Mały Mick w wieku 5 lat poznaje w przedszkolu kolegę o znamiennym nazwisku Keith Richards. Ponownie spotkali się jako młodzi mężczyźni z podobnymi upodobaniami muzycznymi. Po wspólnie spędzonych godzinach wiedzieli, że są w stanie stworzyć coś wielkiego. Razem dołączyli do zespołu Briana Johnsa. Zespół przyjął nazwę Rolling Stones... cóż więcej pisać. Chyba tylko tyle, że książka podaje wiele świetnych anegdot i ciekawostek z życia frontmena tego zespołu. Mick Jagger jest niewątpliwie wyjątkowym indywidualistą. Pomijając przygody z narkotykami (warte podkreślenia jest to, że Mick nigdy nie miał do czynienia z twardymi narkotykami czym się bardzo szczyci) z treści książki wyłania się mężczyzna, którego los nie oszczędza, jednak ma wiele siły żeby wstać i iść dalej. Kilka nieudanych związków, utrata wyczekiwanego dziecka, kolejny rozwód, kłótnia z przyjacielem... a jednoczesny ogromny sukces kapeli. Trudno się w tym wszystkim usadowić. Jagger do dzisiaj udowadnia sobie i fanom, że jednak daje radę.
Kolejna faza tym razem finałowa - zdjęcia, zdjęcia i jeszcze raz zdjęcia. Piękne żywe, ciekawe, na wspaniałym kredowym papierze. Czytelniku - chłonąć je proszę! Można je oglądać w kółko i namiętnie - za każdym razem można znaleźć w nich coś nowego. Mały Mick wśród kolegów piłkarzy, tu wśród kolegów z klasy... Nagle grzeczny chłopiec zamienia się w mniej grzecznego frontmena. Początkowo zespół przypomina The Beatles, jednak jego członkowie szybko odkrywają, że poza grzecznego chłopczyka to nie dla nich. Stają się odważni, wyzywający, fotografie zaczynają być przesiąknięte skandalem. Nie ulega wątpliwości, że najlepsze są zdjęcia z koncertów. Ich energia powala na kolana. Są genialne po prostu!
Bardzo lubię słuchać Rolling Stones!
OdpowiedzUsuń