
Książkę poleciła mi "Kudłata", którą wożę do pracy. "Rewelacyjna, mówię Ci, pochłonęłam w dwa wieczory!" No dobra, biorę - pomyślałam. Na szczęście przez "zaczęciem" (jak to mówi Starsza) przeczytałam recenzję na blogu Badziewiarki. Troszkę się ostudziłam w zachwytach i dzięki temu czytało się całkiem dobrze.
Książka przedstawia opowieść trzydziestokilkuletniej kobiety Abby, która pewnego pechowego dnia wraz z córką swojego narzeczonego wybrała się na spacer nadmorską plażą. W pewnej chwili jej uwagę przyciągnęła martwa foka. Przyglądając się jej na kilka chwil spuściła dziewczynkę z oczu. To wystarczyło, aby dziewczynka zniknęła, a Abby spędziła rok we mgle.
Historię opowiada Abby - kobieta fotograf, która poświęciła rok ze swojego życia nieustając w poszukiwaniach dziewczynki. Ważnym czynnikiem tej powieści jest retrospekcja - historia poszukiwań przeplatana jest opowieściami o dzieciństwie Abby, jej związkach, uczuciach. Wiele jest też informacji o fotografii i o surfingu, co chyba najbardziej mi się podobało.
Książkę czytało mi się o tyle ciężko, że nie mogłam się w niej zatracić. Z racji Starszej i Młodszego czytam książki po kilka stron, rzadko uda mi się przeczytać kilkanaście na raz. A tu właśnie należy się zatracić. Książka z klimatem, który jest odczuwalny wtedy, gdy czyta się ją dłuższy czas. Pierwsze kilkadziesiąt stron męczyłam okrutnie. Kryzys pokonałam w dniu, kiedy wstałam o 5:20 i mogłam czytać dwie godziny z racji smacznie śpiącej dziatwy. A potem poszło, choć nie zachwyciło.