Słonie, słoniątka, słoniki... są po prostu wszędzie i to właśnie one nadają powieści "Już czas" niepowtarzalny, uroczy klimat. Do powieści przyciągnęło mnie nazwisko bardzo popularnej autorki. Któż nie zna Jodi Picoult? Jej książki zalewają cały świat, a filmy kręcone na ich podstawie biją rekordy popularności. Niestety mam wrażenie, że sama autorka pomału zaczyna się wypalać. Powieść "Już czas" byłaby tego kolejnym dowodem, gdyby nie słonie!
Jenna jest sympatyczną nastolatką wychowywaną przez babcię. Kiedy dziewczynka była mała jej matka zniknęła bez śladu. Poszukiwania prowadzone metodami tradycyjnymi nie dały żadnego rezultatu. Jenna obsesyjnie próbuje znaleźć choćby najmniejszy skrawek informacji o matce. Wie tylko tyle, że przed wielu laty Mama wraz z mężem prowadziła rezerwat słoni. Nieszczęścia zaczęły się od znalezienia na terenie rezerwatu martwego ciała jednej z pracownic. Tuż obok leżała matka Jenny; nieprzytomna i zraniona, ale jednak żywa. Po przewiezieniu do szpitala kobieta odzyskuje przytomność i... znika bez śladu. Ojciec Jenny początkowo walczy z codziennością, jednak szybko poddaje się wskutek czego ląduje w klinice psychiatrycznej. Dziewczynka właściwie zostaje sama. Posiada jedynie pamiętnik Mamy i jej szal - piękny, niebieski, jedwabny szal...
Gdyby autorka pozostała przy (przepraszam za określenie) ludzkim wątku, to książka byłaby jedynie dobra. Daleko jej do najlepszych powieści Picoult, które zaskakują poruszanymi problemami. Większość z nich to tykające bomby poruszające najtrudniejsze tematy. Łączy je jedno - zimne spojrzenie autorki na problem i gorące emocje czytelnika po przeczytaniu całości. Tu jest inaczej. Tu autorka zadziwia mistycyzmem zahaczającym o okultyzm. Picoult porusza zupełnie inne struny niż dotychczas. Nie ma tu palącego problemu społecznego, jest natomiast świat, którego nie znamy i który napawa większość ludzi lękiem.
No tak. Ale to co mnie najbardziej urzekło w tej powieści to słonie. Ich świat, ich emocje, ich mądrość i empatia. Powieść czyta się chwilami jak beletrystyczną książkę przyrodniczą. (ciekawe czy takie są?) To książka, której bohaterami są słonie. Poznajemy ich życie, emocje, płaczemy razem z nimi nad martwym słoniątkiem, wściekamy się, kiedy człowiek robi im krzywdę i śmiejemy się radośnie, kiedy kończy się pora sucha i można się dowolnie taplać w wodzie. Nie mogłam się oderwać od tych opowieści. Jeżeli psychika słoni i ich życie jest choć w połowie tak barwne jak to opisuje Picoult w swojej książce, to ja chcę być hodowcą słoni!
I jeszcze jedno - zakończenie powieści powala na kolana. Schemat znany z wielu filmów, a jednak mimo to - powala. Dlatego też powieść przeczytałam dwa razy. Kiedy już dowiedziałam się o co chodzi (trudno pisać tak, aby nie zdradzić o co chodzi :-)) byłam ciekawa, czy autorka nie popełniła w którymś momencie powieści błędu i nie stworzyła scen niepasujących do zakończenia. I powiem Wam, że drugi raz był niesamowity. To po prostu druga powieść czytana jakby w okularach. Niesamowite wrażenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz