Posta dawno nie było, bo i czasu niewiele. Moje dzieci są coraz większe, a ich zajęcia pozalekcyjne zabierają mi większość energii. Jedno gra na skrzypcach, drugie na flecie, jedno jest zuchem, drugie harcerzem, oboje chodzą na dodatkowy angielski, trenują dżudo.... a ja mam drugi etat - taksówkarza. Nie to żebym narzekała, ale jak już zbliża się wieczór to zdarza się, że nie pamiętam, czy już jadłam kolację :-)))
Sami więc rozumiecie, że posty nowe rodzą się w tych krótkich chwilach skradzionych wieczorem lub pracy. A że takich chwil niewiele...
Na szczęście są takie duszyczki, które nie pozwalają mi zapomnieć o tej magii, która wraca z każdą przeczytaną książką i z każdym nowym wpisem na blogu. Blog prowadzę już siedem lat i jest On właściwie równolatem mojego synka. I kiedy już nachodzą mnie myśli, że pora z tym skończyć zdarza się coś, co przywraca mi te siły i moce tak charakterystyczne dla każdego typowego książkochłona.
Wczoraj też się zdarzyło. Dzięki Wydawnictwu Prószyński Media wróciła mi wiara. I żeby nie było nieporozumień - ta książka przyszła ot tak, po prostu, bez obietnic recenzji terminów i umów. Przyleciała jak dobry duszek :-)))
Uwielbiam takie niespodzianki. Do mnie również dotarła ta powieść, wywołując ogromny uśmiech na twarzy. :)
OdpowiedzUsuń