poniedziałek, 15 maja 2017

Steczkowscy. Miłość wbrew regule.

Nie wiem jak napisać, żeby nikogo nie urazić i nikomu nie sprawić przykrości. Przecież za każdą taką książką stoi człowiek, a za tą nawet kilkanaście osób. Rodzina Steczkowskich jest dość liczna, bo oprócz Pani Danusi, będącej Mamą całej trzódki, w skład tej rodziny wchodzi jeszcze 9 osób. Od najstarszej Agaty po najmłodszą Marysię - wszyscy obdarzeni niesamowitym talentem muzycznym i specyficznym, radosnym podejściem do życia, które otrzymali chyba z mlekiem matki. Dla przeciętnego odbiorcy zawsze uśmiechnięci i zadowoleni. Ale przecież to tylko ludzie i na pewno za fasadą uśmiechów kryją niejedną tajemnicę. Ale od początku.
Piosenki Justyny Steczkowskiej uwielbiam. Właściwie od początku kariery kibicowałam Jej z całego serca. Przy pierwszych płytach bardzo - potem już trochę mniej, bo ze skromnej, sympatycznej Justynki stała się Gwiazdą z pierwszych stron gazet. Trochę inaczej wtedy odbierałam twórczość Justyny. Z płyt przebija większa pewność siebie, która mi akuratnie nie odpowiada. Ale mimo tego - wszystkie albumy uwielbiam. Kiedy więc na półkach ukazała się książka "Steczkowscy", nie mogłam sobie odmówić. Kiedy tylko do mnie dotarła zasiadłam w fotelu i wtopiłam się w piękny świat. 
Autorką książki jest najstarsza z trzódki - Agata Steczkowska. Książka wywołała w rodzinie
Rodzina Steczkowskich 
Steczkowskich sporo emocji ale Agata uparła się, że ją wyda. I wydała. Czy dobrze zrobiła - zdania są podzielone. Nie wątpię, że członkowie rodziny mogą nie być zachwyceni tym faktem. Ale dla mnie jako dla fanki Justyny i jej muzycznego talentu - książka jest wisienką na torcie. 
Agata bardzo konsekwentnie podeszła do tematu. Zaczęła od samego początku czyli właściwie sięgnęła aż do swoich pradziadków i czasów I wojny światowej. Opisuje losy dwóch rodów. Nie były to łatwe czasy więc i opowieść jest niewesoła. Wieś, gdzieś w południowo - wschodniej Polsce, w tamtych czasach do zbyt nowoczesnych nie należała. W zamian za to była bardzo katolicka. Kiedy jeden z członków rodziny wraca z niewoli niemieckiej opowiada swoim sąsiadom o tym, jak to Niemcy wyprzedzają Polaków pod kątem wiedzy i umiejętności. Z podziwem opisuje niemieckie gospodynie, które potrafią przechowywać mięso i inną żywność przez całą zimę w słoikach tak, aby się nie popsuła. Ta część książki, opisująca życie w przedwojennej Polsce najbardziej mnie urzekła. Agata bardzo konsekwentnie opisuje krok po kroku jak doszło do spotkania rodziców. Staszek Steczkowski - mądry przystojny młodzieniec, który pasjami zakładał chóry i którego kochali wszyscy - został księdzem. Danusia - przemiła, śliczna dziewczyna zakochała się w Staszku po uszy. Piękne sa opisy tego uczucia. Obserwujemy jak Danusia pała do Staszka wielką czysta miłością zdając sobie sprawę że jej uczucie nigdy nie zostanie odwzajemnione. Z poświęceniem przepisuje dla Staszka nuty i spełnia każde jego życzenie zanim jeszcze zostanie wypowiedziane. A Staszek? On też kocha Danusię, ale długo musi oswajać to uczucie. 
Agata Steczkowska
Obszerną część książki stanowi opis walki, jaką sam ze sobą stoczył Staszek zanim podjął decyzje o opuszczeniu kościoła. Jestem pełna podziwu i szacunku do takich ludzi. Poczuł odpowiedzialność za istotkę którą sprowadził na świat i postanowił trwać przy niej. Niewątpliwie potrzeba wielkiej odwagi aby sprzeciwić się kościołowi. I tu zaczyna się ta część książki która wzbudziła we mnie skrajne emocje. To jak bardzo kościół (jako instytucja) znienawidził Staszka, to jest po prostu niepojęte. Do końca życia Stanisława Steczkowskiego nie wybaczono mu tej decyzji. Z książki wynika, że nawet w dniu pogrzebu powiadomiono rodzinę, że nabożeństwo żałobne odbędzie się w kaplicy przycmentarnej a nie w kościele. Wzburzona rodzina zażądała wyjaśnień. 
...okazało się że (ksiądz) ma z góry przykazane, żeby pogrzeb odbył się bez rozgłosu. Na nieszczęście klechom na ostatnie pożegnanie maestro wybierało się mnóstwo ludzi i proboszcz, bojąc się wściekłego tłumu, chcąc nie chcąc zgodził się, aby uroczystość odbyła się w kościele 
Te rozmowy z Bogiem i kościołem są w dalszej części książki dość mocno obecne. Stanisław do końca liczył na wybaczenie i nigdy go nie otrzymał. Położyło się to cieniem na życiu całej rodziny. 
Cudowna książka pokazująca życie cudownych ludzi. Stanisław zakładał chóry szkolił je, szkolił się, a przy okazji całą dziewiątkę swoich dzieci. Na szczęście wszystkie były muzycznie uzdolnione więc bez problemu założył zespół, na czele którego stanęła najstarsza Agata. Wszystkie dzieci żyły zupełnie innym życiem niż ich rówieśnicy. Po części to rozumiem, bo sama mam dwójkę pociech w muzyku i to jest naprawdę zupełnie inny świat. A mieć w domu dziewiątkę takich dzieci. Bajka!
Książka jest bardzo ciepła. Z każdej strony emanuje miłość Mamy do Taty, Taty do Mamy, rodziców do każdego dziecka i tak dalej. Danuta Steczkowska dla każdej swojej pociechy znajdowała czas, każdej ofiarowała cząstkę swojego serca i żyła tak, aby każde jej dziecko czuło się wyjątkowe. Myślę że niejeden jedynak nie jest tak kochany jak wszystkie steczkowskie dzieci. Ta miłość wylewa się z kart książki i ogrzewa serce czytelnika. I co z tego, że to miłość wbrew regule? I cóż z tego, że Staszek na początku się pogubił? Nic. Najważniejsze, że wszyscy byli szczęśliwi, czego i Wam życzę. 

1 komentarz:

  1. Nie za bardzo zrozumiałam co chciałaś przekazać w pierwszym zdaniu swojejrecenzji: ze nie wiesz jak napisać zeby nikogo nie urazić. Po przeczytaniu recenzji wiem ze książka Ci sie spodobała i ja polecasz , czyzbys jednak czegoś nie napisała ? :) zaintrygowało mnie to do sięgnięcia po te pozycje. Masz piękny blog z książkami o których nie słyszałam, wiec pare wypisałam zeby przeczytać. Będę zaglądać. Pozdrawiam

    Czytankanadobranoc.blogspot.ie

    OdpowiedzUsuń