Każdy z nas ma swoje pasje. Jeden jeździ konno, inny na motorze, jeszcze inny hoduje pieski, uprawia ogródek, szyje, wyszywa i co tam komu jeszcze przyjdzie do głowy. Ja czytam. Czytam dużo, a swoje myśli przelewam na przysłowiowy papier. Nie chcę stwierdzić, że piszę, bo to górnolotnie brzmi, ale bloga popełniłam i od siedmiu lat coś tam dziergam. Można więc bez wyrzutów sumienia powiedzieć, że pracuję słowem. Kocham wyrazy (felieton o słowach i wyrazach wita nas na początku książki) i uwielbiam się nimi bawić. Nic więc dziwnego, że książka "Trzy p 33" mnie zachwyciła.
Książka powinna być zatytułowana "Trzy po 13", bowiem trzech wspaniałych językoznawców w osobach p. Miodka, p. Bralczyka i p. Markowskiego, pogrupowało w 13 tematycznych grup 102 króciutkie felietony, które skrzą inteligencją i humorem. Panowie przyglądają się różnym słowom, które na dobre zagościły w naszym życiu i z większym lub mniejszym zaangażowaniem opisują wszystko to, co na ich temat przyjdzie Im do głowy. Słowa są różne - zarówno te codzienne jak i te zapomniane. Sporą część książki zajmują słowa nowe, stworzone na potrzeby nowoczesnego świata przepełnionego nowinkami technicznymi. Oswajają takie słówka jak know - how czy hejt. Te felietony są świetne, ale ja zakochałam się w rozdzialiku pt. "Gdzie są słówka z tamtych lat, czyli bałamutny spiker" Klisza, bałamutny czy chachmęcić - kto dzisiaj tak mówi! Panowie zdają sobie sprawę z "dawności" poszczególnych słówek i z pewną dozą wzruszenia opisują ich znaczenie kiedyś i dzisiaj. Rozwodząc się nad ich etymologią czy znaczeniem, często przytaczają cytaty z twórczości np. Jeremiego Przybory czy też Hemara, wprowadzając czytelnika w nastrój z dawnych lat.
Najbardziej śmiałam się przy felietonie pt. "Babole". Słowo to ma wiele znaczeń ale mnie urzekła następująca definicja" "Babol to wydzielina z nosa, głównie zaschnięta". Wpadłam pod krzesło i długo nie mogłam się podnieść. Nawet moje dzieci rżały ze śmiechu jak młode kucyki.
Podsumowaniem całej książki i tego "plecenia trzy po trzy" są króciutkie dialogi, świetnie oddające nastrój książki. Przytoczę jeden:
Miodek: Wrzuciłem na bloga swoja focię ze słynną szafiarką i gimbaza miała polewkę.
Markowski: Zupełnie nie ogarniasz bazy. Ale obciach!"
Bralczyk: Profesorze, polewka z kolegi? To hejt.
Widzicie tych trzech statecznych Panów (może nie pod krawatami, ale w marynarkach na pewno) przerzucających się takimi hasłami? Skrzy cała książka inteligencją i humorem, a czytelnik bawi się świetnie od samego początku, aż do ostatniej literki. Panowie rewelacyjnie żonglują słowami ukazując ich różne znaczenia i pochodzenie. Może się okazać, że słówko, które korzeniami sięga do czasów średniowiecza przetrwało do dzisiaj, ale jego znaczenie jest całkowicie odmienne od tego pierwotnego. To właśnie jest to piękno języka polskiego, które mnie zachwyca i ujmuje.
Śmiech śmiechem, ale miejscami potrafi być tez poważnie. Bo przecież nie zawsze chodzi o to, aby się tylko pośmiać, ale warto tez dowiedzieć się czegoś nowego. I tak np. dowiadujemy się, że słowo chachmęcić pochodzi od słowa chachmęć (zarośla, chaszcze), które używane było już w XVII wieku. Wyraz podejście (w znaczeniu podejście do tematu, czy też drugie podejście np. do egzaminu) kilka wieków temu określanie było w ówczesnych słownikach jako oszukanie, podstęp, fortel, zdrada... Niesamowite jest to, jak język polski przez lata ewoluował i rozwijał się, ale żeby aż tak! Trudno aż wyobrazić sobie drogę, jaką przeszło to słówko do dzisiejszego, zupełnie niewinnego przecież, znaczenia.
Na zakończenie dodam, że "Trzy po 33" to nie jest książka do czytania tzw. ciurkiem. Po kilkunastu felietonach czytelnik bardzo wielu szczegółów nie zauważy, jako że ogarnie go po prostu zmęczenie. Warto mieć tę książkę zawsze gdzieś w pobliżu i dawkować sobie szczęście. Gwarantuję, że nie pożałujecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz