środa, 14 lutego 2018

"Raport z północy" - czyli o tym, że grzeczność powinna obowiązywać nawet autorów

Primo - uwielbiam Skandynawię. Zwiedziłam kilkakrotnie Malmo, byłam w Sztokholmie, podziwiałam Nynashamn i uważam, że piękniejsze tereny na ziemi nie występują. Rewelacyjna cisza i spokój, ludzie się nie spieszą, czerwone domki, wąskie uliczki i ścieżki rowerowe których jest więcej niż ustawa przewiduje. Zachwyca ukształtowanie terenu, przybrzeżne skały i ilość jagód. Rewelacja. Wielu moich znajomych odbiera Skandynawię bardzo podobnie - jako ziemską krainę baśni. 
Secundo - twórczość Andrzeja Pilipiuka lubię - nawet bardzo. Jego opowiadania są rewelacyjne, Kuba Wędrowycz zawsze poprawia mi humor, a cykl "Oko jelenia" dumnie pręży się u mnie na półce.  
Podsumowując primo i secundo - Kiedy w moje ręce wpadła książka pt. "Raport z północy" pomyślałam sobie że to będzie świetna lektura. Autor, którego lubię, popełnia książkę o podróżach w rejony, które uwielbiam. Hmmm... no nie do końca tak było. 
Młodszy z piękną flagą :-)
Książka jest dość specyficzna i nie wątpię że są tacy, którzy nie doczytają jej do końca. Stanowi mozaikę, dla której tłem są podróże po Skandynawii. Oprócz wspomnień i opisów pięknych miejsc, podczas lektury otrzymamy również sporą dawkę wspomnień z dzieciństwa, ciekawostek historycznych  i poglądów politycznych. Nie ukrywam, że "wtręty" poglądowo wyznaniowe mnie trochę odrzucały. Zawsze uważałam Pana Pilipuka za osobę pogodną i otwartą tymczasem z książki wyłania się obraz - cóż, delikatnie rzecz ujmując - osoby dość narzekającej i widzącej wszystko raczej w czarnych barwach. Do tego jeszcze okazało się, że mamy zupełnie odmienne poglądy polityczne ale do tego się nie odnoszę, bo przecież o tym się nie dyskutuje :-). Z grubsza rzecz ujmując, książkę możemy podzielić na dwie części. Jedna urzekła mnie i zniewoliła opisami przygód, jakich autor doświadczył na północy Europy. Czytało mi się rewelacyjnie zwłaszcza, że w wielu miejscach również byłam. Z ciekawością czytałam ciekawostki historyczne i kulturowe i po ich poznaniu stwierdziłam, że są miejsca, które po lekturze "Raportu..." zwiedzałabym zupełnie inaczej. Takim miejscem jest np. muzeum Vasa gdzie Szwedzi przechowują ogromny okręt zbudowany w XVII wieku. Pan Pilipiuk wdzięcznie wkłada do głowy czytelnika sporo wiedzy o Skandynawii. Aż się chce jechać. Podobnie życie i twórczość Astrid Lindgren zostaje ukazana w bardzo, bardzo ciekawy sposób. Zdjęcia z Bulerbyn zaciekawiły nawet Starszą.
Starsza przy pomniku Astrid Lindgren
Autor opisał 5 wypraw - od podróży z tatą jeszcze w stanie kawalerskim, aż po wyprawy rodzinne i przyjacielskie. Dużo tu wspomnień, wiele prywatnych, wręcz intymnych spostrzeżeń i wątków. Jest też sporo zdjęć które pomagają czytelnikowi zrozumieć miłość autora do tamtych terenów. Opowieści o podróżach są okraszone wieloma ciekawostkami historycznymi, które autor  - jako archeolog z wykształcenia -  przekazuje w sposób bardzo ciekawy. 
Druga część (niestety dużo gorsza) to wątek marudersko - żałujący. Autor rozwodzi się nad utraconymi szansami i możliwościami naszego kraju i Polaków. Czyni to w nieprzyjemny, momentami wręcz niegrzeczny sposób. Krytykuje wszystko i wszystkich; właściwie nie ma tu jednego zdania, które dawałoby nadzieję. Powiem więcej - w niektórych przypadkach czułam wręcz niechęć do autora, bo część poglądów przedstawionych na kartkach książki jest po prostu nieprzyjemna i wręcz grubiańsko niegrzeczna. Autor chyba zapomniał, że (na szczęście) nie ma jeszcze księgarni w których są naklejki "Platformersom nie sprzedajemy" albo też "Pisiorom wstęp wzbroniony" Cóż - może stwierdzenie, że poczułam się urażona to zbyt wiele, ale spodziewałam się po Panu Pilipiuku trochę więcej polotu w przedstawianiu swoich poglądów politycznych. 
Podsumowując - od połowy książki pomijałam opisy uczuć i żali, które targają autorem, a skupiałam się na świetnych relacjach z podróży po Skandynawii. Ta cześć zasługuje na piątkę. Część marudersko - polityczną oceniam na 2. Średnia 3,5 i tak oceniam całość.  

Muzeum Vasa - okręt który zatonął u wybrzeży Szwecji....

... a został zbudowany z myślą o ataku na Polskę

7 komentarzy:

  1. Mam podobne zdjęcia spod Vasy - uwielbiam w ogóle Sztokholm, jedno z piękniejszych miast, w jakich byłam, moim zdaniem :) Co do samej pozycji natomiast - też lubię Pilipiuka i w sumie szkoda, że popełnił coś tak pełnego jadu i malkontenctwa. Nie mógł się już ograniczyć do opisów pięknego kraju? :) To przykre, kiedy lubimy jakiegoś autora, a potem czytamy coś bardziej jego prywatnego i okazuje się, że nie do końca takiego człowieka sobie wyobrażaliśmy.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pięknym Sztokholmie już się nie chodzi po zmroku na spacery. W pięknym Sztokholmie gdy dziecko wraca późno z zajęć funduje się mu taksówkę pod drzwi (choć to bardzo drogo, nawet dla Szweda) albo jedzie po nie osobiście. Piękne miasto staje się miastem gwałtów i przemocy. I ciągle słyszy się ze kogoś gdzieś pobito, zgwałcono czasem nawet zamordowano. Że napadnięto staruszków na promenadzie pod ratuszem. Że wzrosła liczba odwiedzających Skansen - bo młodzi muzułmanie nie chcą tracić kilkudziesięciu koron na bilet więc w środku jest bezpiecznie, kobiety mogą wsadzić dzieci do piaskownicy, pospacerować bez zaczepek, pogadać, poopalać się w bikini. W skansenie nadal można robić to co kiedyś w całym Sztokholmie. Paradoks - prawda? Skansen... Wyspa normalności w morzu nowoczesności. Najgorsze jest ot co trafnie zauważa Pilipiuk - Szwedzi nie bronią się, nie protestują - usuwają się z drogi najeźdźców, przenoszą dzieci do szkół w lepszych dzielnicach. Uciekają ze stolicy (ci bogatsi) do wiosek nad jeziorem Malaren skąd jeżdżą do Sztokholmu już tylko do pracy. A po robocie nie zawiadują się w mieście. Otwartość? Tolerancja? Antyrasizm? Pojawia się pytanie: a właściwie po co i dla czego? dlaczego w imię antyrasizmu i tolerancji oddaje się obcym we władanie własne miasto?

      Usuń
  2. Chodziłem z Andrzejem do jednej szkoły - tylko że ja byłem w "B" a on w "D". Szkoła 49 na ul.Szanajcy w Warszawie. Nie byliśmy kumplami - znaliśmy się. On w zasadzie nie miał kumpli. Pogarda otaczała go jak klosz. Znam jak zły szeląg jego ówczesną wychowawczynię. Część poświęconą jego dzieciństwu-młodości przeczytałem z pewnym zaskoczeniem. Bo opis w porównaniu do rzeczywistości jest nieomal sielankowy. On stara się zrozumieć a nawet trochę usprawiedliwia i tych młodych bandziorów i tych naszych pożal-się-Boże nauczycieli. Bardzo się widać powstrzymywał przed dosadnym opisem tego co się tam działo. A działy się rzeczy podłe. I w jego klasie i w równoległej "C". I korytarzem czasem strach było iść i do kibla czasem strach było wejść. Pamiętam jak mu wyrwali książkę podarli i wrzucili do sedesu. Jak mu poszarpali plecak. Wiem że był kilka razy pobity i w szkole i poza szkołą. Jak go wyzywali od pedałów. U naszych "pedagogów" nie było sensu szukać pomocy w takich przypadkach. Tam w jego książce nie ma jadu, nienawiści czy pielęgnowania krzywd - tam jest trochę goryczy że tak było - ale poza tym tylko wzruszenie ramion i chrześcijańskie przebaczenie. Co do tych zmarnowanych szans kraju i mojego pokolenia - ja rok po maturze (1994) wyjechałem do wujka do Kanady i spędziłem tam 12 lat. W Polsce absolwent technikum mógł wtedy liczyć co najwyżej na krótki dziadowsko płatny staż. Nasi kapitaliści dorabiali się milionów wywalając pracowników na bruk i wyciskając jak cytrynę zatrudnionych na ich miejsce kolejnych młodych ludzi - kilka miesięcy harówy i na bruk... Mój zwolniony poprzednik miał ponad 1000 zł miesięcznie. Ja wykonując jego pracę z naddatkiem dostałem 350 "staraj się a potem się zobaczy" - no to starałem się aż wyleciałem robiąc miejsce dla kolejnego frajera... I tu też Andrzeja rozumiem. Bez kasy koligacji i pomocy rodziny przebicie się, znalezienie jakiejkolwiek pracy na stałe, było w zasadzie niemożliwe. Fakt że przebił się on - marzyciel z nosem w książkach - szczerze mnie zaskoczył.
    I jeszcze jedno, ja z nim parę razy gadałem po powrocie, jak przyjeżdżał na targi i inne imprezy literackie do Warszawy, nie zmienił się, jest sympatyczny, pogodny i otwarty. Tak samo jak 30 lat temu zaskakuje mnie wiedzą, erudycją. Tylko jak ja brzydzi się chamstwem, sadyzmem, przemocą. Nie jest miły dla każdego i zawsze, bo tak się w życiu nie da! Trzeba czasem powiedzieć złu i niegodziwości STOP! Czytam jego książki. Przypominam sobie rozmowy. To byłby doskonały nauczyciel albo naukowiec. Został doskonałym pisarzem. "Raport z północy" to pokazuje.

    Paweł

    OdpowiedzUsuń
  3. To bardzo dobra książka - przenikliwa, pokazująca obok piękna przyrody osiągnięcia kultury skandynawskiej (literatura, rzeźba, film) nauki (badania biologiczne gównie i medycyna) oraz nędzę duchową rządzących tam urzędników. Od pomysłów faszystowskich (prześladowania Lapończyków) do obłędu politycznej poprawności - tam faktycznie wiele jest miejsc gdzie strach wejść bo rządzą tam agresywni "nie-europejczycy". mógł napisać jeszcze jak panoszą się geje i coś o coraz powszechniejszej wśród "białych" Szwedów pedofili. Każdy kto tam posiedział parę lat wiele może o tym powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem pod wielkim wrażeniem, naprawdę świetna książka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra książka. Spokojnie można postawić na półce obok "Asfaltowego salonu" czy "Francuskiej ścieżki" Waldemara Łysiaka. I widać że bardzo osobista. Życie pana Andrzeja nie rozpieszczało i nie bał się o tym napisać. Nie wstydził się pisać wprost: byłem biedny ale realizowałem wielkie marzenie o podróży życia. mocne chrześcijańskie przesłanie "Być a nie mieć". To piękny kawałek - wbrew temu co wypisują w necie rozmaici szydercy z bogatych rodzin. Pojechał z ojcem, za uciułane latami złotówki, spali w tanim marnym namiocie, nie mieli nawet na autobus czy żeby wypić piwo - ale byli tam nad fiordami. Zobaczyli. Wbrew wszystkiemu.

      Usuń
  5. Świat go bardzo skopał - znacznie mocniej niż to opisuje. A marzycielem i pracusiem był zawsze. Studiowałam z nim na roku to wiem.

    OdpowiedzUsuń