czwartek, 13 czerwca 2019

Folwark Konstancji

Zakochałam się w sagach po lekturze "Kamerdynera". Kaszubi uwięzieni pomiędzy Polakami i Niemcami w swojej rozdwojonej tożsamości są przepięknym dowodem na to, że sagi to literatura ponadczasowa. Tu czas płynie inaczej. Fabuła zatrzymuje się na zdarzeniach naprawdę ważnych i nie zwraca uwagi na błahostki. Taka właśnie jest saga "Dwieście wiosen". 
Pani Grażyna Jeromin - Gałuszka urzekła mnie książką pt. "Długie lato w Magnolii". Tak klimatycznej książki nie miałam przyjemności czytać długo wcześniej i długo później. Uwierzcie mi, że gdy usłyszałam połączenie "saga" z nazwiskiem tej autorki wiedziałam, że przygoda będzie zacna. 
Akcja powieści prowadzona jest dwutorowo. W 1815 r. poznajemy Pana Konarskiego, który obwozi po okolicznych wioskach bliźniacze cielęta. Kiedy widzi kąpiącą się w rzece przepiękną kobietę, otoczoną zapachem chabrów... Zarówno sytuacja, jak i okolica, go oszałamiają. Postanawia w tym miejscu zbudować przytulny folwark, który będzie prezentem dla jego siostry Konstancji. Ma już dosyć ciągłych kłótni pomiędzy siostrą, a żoną. Konstancja, przeszczęśliwa, żwawo bierze się do pracy. Szybko powstaje dom, który jest ciepły, radosny i wzruszający. Otwarta zawsze brama zachęca do odwiedzin, a dobra i współczująca Pani jest wystarczającym powodem ku temu, aby chłopi chcieli na Folwarku pracować. 
Drugą nitką fabuły czytelnik pomknie do 1865 r. i pozna losy Florentyny spokrewnionej z Konstancją. Florentyna uwikłana zostaje w nieszczęśliwe małżeństwo z właścicielem sklepu położonego w pobliskim mieście. Dziewczyna kocha przyrodę wolność i ptaki. Miasto ją dusi i uwiera. Do tego wszystkiego w lesie ukrywa się jej wielka miłość – chłopak który jako powstaniec narażony jest na represje ze strony carskich władz. 
Urzekł mnie klimat powieści - przepiękny ciepły i kolorowy. Życie toczy się w zgodzie z przyrodą. Kucharka w kuchni robi słoiki, chłopi szykują się do sianokosów, kobiety szyją i plotkują. Wszystko opisane tak, że z powieści unosi się zapach ciasta i pieczonego chleba. Coś wspaniałego. Nie boję się napisać, że ta powieść jest magiczna. Jest w niej coś takiego, że człowiek ma ochotę wstać i pobiec w pola, zerwać bukiet polnych kwiatów i patrzeć na przepływające obłoki. 
Oczywiście nie jest tylko tak sielankowo. Losy mieszkańców folwarku są naprawdę porywające. Spotkamy w powieści zarówno miłość jak i zdradę, przestępstwo i karę, śmierć i straszną tajemnicę. Czytelnik tak naprawdę nie może oderwać się od lektury, bo jeszcze jedna tajemnica nie zostaje rozwiązana, a już pojawiają się dwa kolejne wątki, które porywają myśli. 
Cudowne są smaczki z tamtej epoki. Jest na przykład Żyd, który przewija się przez całą powieść wraz ze swoją kilkunastoosobową rodziną. Przychodzi i zachęca, a jego rozmowy z Konstancją wzruszają i rozśmieszają. Jest też wędrowna babinka, która chodzi od domu do domu i sprzedaje przepisy. Wszystkie są wyssane z palca, a każdy zaczyna się tymi słowami: 
Wyjdź z kuchni, znajdź zachodnie okno i spluń za nie osiem razy pod wiatr. Jeśli nie ma wiatru, nie bierz się do roboty. 
                                                                                            Czyż nie cudne? 
„Folwark Konstancji” to lektura, która pozwala się wyciszyć i uspokoić. Pozwala delektować się świetną fabułą. Rewelacyjnie skonstruowane postacie dają się wręcz kochać. Żadna z nich nie pozostaje czytelnikowi obojętna. Podsumowując: Kochani - zanurzcie się w ten świat, a nie pożałujecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz