czwartek, 26 września 2019

Boska proporcja

Kryminałów na polskim rynku wydawniczym w ostatnim czasie nie brakuje. Powiem więcej - jest ich naprawdę sporo i kuszą krwawymi i mrocznymi okładkami z księgarskich półek. Ich ilość powoduje, że trudno jest wyłuskać z tego natłoku perełki, które zachwycą pomysłem i niespodziewanym rozwiązaniem. "Boska proporcja" to właśnie taka perełka. Rewelacyjnie napisana, z mistrzowsko rozpisaną fabułą, niespotykanym klimatem i rewelacyjnym zakończeniem. Czegóż więcej potrzeba?
Agata Stec - śledczy w wydziale zabójstw. Trochę zakręcona i narwana, ale piekielnie inteligentna, co pozwala jej błyszczeć na firmamencie polskiej Policji. Jej brat, Artur Stec, jest renomowanym psychologiem, a jednocześnie autorem książki, w której opisał co ciekawsze przypadki spotkane podczas swojej praktyki. Między rodzeństwem coś się kręci. A właściwie ktoś. Czytelnik wyraźnie dostrzega, że atmosfera między nimi jest gęsta jak smoła, skwierczy i buzuje jak w diabelskim kotle.  Agata nie zdaje sobie z tego sprawy, a Artur - posiadając większą wiedzę niż siostra - umiejętnie podkręca emocje. 
Dodatkowo pojawia się postać Roberta Mazura, który w gdańskiej palmiarni Parku Oliwskiego odkrywa zwłoki kobiety. Zwłoki, zmienione przez mordercę w dzieło sztuki. Coś niesamowitego. W trakcie lektury pojawiają się jeszcze jedne zwłoki i powiem Wam, że tak jak do tej pory podobieństwo do "Milczenia owiec" gdzieś tylko telepało się z tyłu głowy, tak od momentu "miodowej dziewczyny" byłam już pewna, że Hannibal Lecter był dla autora wzorcem i natchnieniem. I bardzo dobrze.
Podczas lektury ciarki miałam na ramionach i to wielokrotnie. Powieść jest tak nastrojowa i klimatyczna, że trudno się od niej oderwać. Autor prowadzi czytelnika za rękę niczym przedszkolaka. Tu coś opowie, tam odkryje tylko część prawdy, w jeszcze innym momencie zasłoni oczy, aby spacerowicz niezbyt szybko się zorientował, o co właściwie chodzi. Powieść jest nieprzewidywalna i trudno spodziewać się co nastąpi na kolejnych kartach powieści (o rozdziałach nie wspominając). To trochę jak podróż rollercoasterem - szybko i emocjonująco. 
Jedyny minus - na szczęście malutki - to zakończenie. Autor chyba tak bardzo chciał, aby się podobało, że przesadził z ilością wprowadzonego galimatiasu. Na szczęście zakręcenie czytelnika nie trwa długo, a ostatnie strony tylko zaostrzają apetyt na kolejną część. 
Z całego serca - POLECAM.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz