piątek, 27 września 2019

Macochy

Lubię książki poruszające życiowe tematy. Większość z nich szufladkowana jest dość brzydko, jako tak zwana "babska literatura", co jest - moim zdaniem - dość krzywdzące. To  zniechęca pewną grupę społeczną do sięgnięcia po takie książki, a szkoda. Wielka szkoda. "Macochy" to piękna historia i wcale nie o nieszczęśliwej miłości i pustych kobietkach. To powieść o rodzinie, trudnych wyborach i niełatwych decyzjach. Jest tu oczywiście miłość, ale trudna i taka kolczasta, krzywdząca bliskich i zadająca odwieczne pytanie  - czy można pokochać cudze dziecko?
Dwie siostry - Nadia i Anita - to ogień i woda. Jedna, cicha i spokojna, w dzieciństwie robiła wszystko, aby zaspokoić ambicje rodziców. Druga to chodzący wulkan. Zawsze zbuntowana, robiła wszystko, aby dokuczyć swojej siostrze. Dziewczyny nie mogły się dogadać i absolutnie nie łączyła ich siostrzana miłość. Ich drogi rozeszły się. Ponownie spotkały się po wielu, wielu latach i to w dość niespotykanych okolicznościach. Spotkanie grupy wsparcia dla kobiet, którym los zgotował funkcje macochy było chyba ostatnim miejscem, gdzie siostry spodziewałyby się obecności drugiej. A tu proszę - taka niespodzianka!
Jedna z nich jest macochą dla małego wycofanego chłopca, druga dla rozwydrzonej nastolatki. Nie potrafią zrozumieć tych dzieci, ale nic dziwnego, skoro nie potrafią nawet zrozumieć samych siebie. Dopiero, gdy same chowają kolce zauważają, że nie wszystko co białe jest białe, a czarne - czarne. Istnieją jeszcze odmiany szarości, które często pozwalają dojrzeć więcej, niż tylko powierzchowność dzieci. I nagle brutalna prawda pokazuje siostrom, że warto zrezygnować z samotności i wyciągnąć rękę.  
Powieść właściwie czyta się sama. Połknęłam ją w kilka dni, nie zdając sobie sprawy z jej objętości. (lektura na czytniku pozostawia często czytelnika w błogiej nieświadomości) Kiedy zobaczyłam, że ta powieść liczy prawie 500 stron, zdębiałam. Ja naprawdę pochłonęłam ją w kilka dni zachwycona wyrazistymi postaciami, fabułą i emocjami, które budziła we mnie. Siedziałam i kibicowałam zarówno siostrom jak i dzieciom, które w tej książce odgrywają niebagatelną rolę Autorka pokazuje czytelnikom, że często dzieci stają się ofiarami dorosłych. Zaburzenia odżywiania, moczenie nocne, próby samobójcze - to wszystko czubek góry lodowej, którą fundujemy dzieciom. To książka która pokazuje, jak ważne jest to, abyśmy rozmawiali ze sobą, nawet jeżeli jedyne co mamy do przekazania to żal i frustracja.  Dziewczyny dopiero po wielu latach przekazały sobie uczucia i myśli które towarzyszyły im w dzieciństwie. Okazało się, że każda inaczej odbierała rzeczywistość, każda miała inne cele i gdyby porozmawiały ze sobą o tych różnicach, życie mogło się potoczyć zupełnie inaczej. 
Piękna książka, świetnie napisana, którą po prostu trzeba przeczytać. Rzadko kiedy powieść tak mocno zostaje w mojej głowie. Ta została i nijak nie chce wyleźć. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz