niedziela, 4 marca 2012

Czarodziejka Dobrochna




Wyczaruję, zaczaruję:
Teraz ja tu rozkazuję.
Niechaj jutro z samego rana
wyrosną cztery drzewa kasztana.




Są takie książki, które przenoszą czytelnika do tajemniczej krainy. Z własnego dzieciństwa pamiętam "Czarodziejski młyn" - książkę pochłaniającą mnie całkowicie ilekroć po nią sięgnęłam. Ze starszego dzieciństwa pamiętam "Braci Lwie Serce". Tej powieści trochę się bałam ale pomimo to czytałam kilkakrotnie. Dobrochna jest książką porywającą maluchy do krainy... ludzi. Ciekawe jest to, że nie ma tam smoków, pałaców, rycerzy i księżniczek. Jest za to zwykłe życie i ludzie, którzy bardziej lub mniej potrzebują pomocy. 
Dobrochna jest czarodziejką mieszkającą w pałacu wraz ze swoimi wiernymi elfami i skrzatami. Pomimo bogactwa czuje się bardzo samotna. Dlatego też postanawia wyruszyć w świat, aby pomagać w potrzebach i kłopotach tym, którzy pomocy tej potrzebują. Kłopoty są zwykłe, codzienne, dalekie od baśniowych smoków i chochlików. To co jednym mogłoby się wydać wadą dla mnie jest ogromnym plusem. Mały czytelnik uczy się bowiem, że książki nie muszą być bajkowo czarodziejskie. Mogą też mówić o zwyczajnym życiu, w którym nie brakuje trosk i nie zawsze wszystkim jest łatwo. Książka pokazuje, że Czarodziejka znajdzie pole do popisu również w naszym świecie, gdzie nie ma gnomów i królów.   
W książce spotykamy wielu bohaterów: małą Marysię zaniedbywaną przez niedobrą ciotkę, czy też  dziewczynę, która nie szanuje własnej mamy. Jest nawet mały piesek trzymany przez gospodynię na zbyt krótkim łańcuchu. Bohaterowie kolejnego opowiadania Ewa i Jan czują się bardzo samotni. Ewa świetnie gotuje jednak nie potrafi radzić sobie w gospodarstwie. Jan ma wzorowe obejście jednak jego kuchnia woła o pomstę do nieba. Dobrochna wpada na pomysł zbliżenia dwóch samotnych dusz i dzięki niej odnajdują siebie nawzajem. 
Kilka historii trafiło do serduszka mojej córci. Pierwsza opowiada o dzieciach, które codziennie muszą zbierać kasztany po to, aby rodzice mogli zrobić z nich klej. Jest to jedynie źródło ich utrzymania. Dzieci pomimo trudnej pracy nie narzekają nawet wówczas, kiedy przy tarciu brązowych kulek ścierają sobie paluszki do krwi. Pomoc Dobrochny polegała na posadzeniu czterech dorodnych kasztanów blisko rodzinnego domu dzieci. Moja córka była oburzona: "Przecież mogła im pomóc bardziej dosadnie!" 
Drugie opowiadanie wycisnęło łzy wzruszenia. Jest to historia pięciorga dzieci spędzających samotnie święta Bożego Narodzenia. Mama w szpitalu, tata w pracy, a dzieci grzecznie czekają w domu. Dobrochna zauważyła, że pomimo świąt maluchy nie mają ani jedzenia ani choinki. Wyczarowała więc i jedzenie i choinkę, a tatę na odchodne obdarowała lekarstwem dla chorej mamy. Starsza była ugotowana ze wzruszenia.
Wszystkie historyjki są śliczne - ciepłe, spokojne, często wzruszające. Każda z nich pokazuje, że niewielkim nakładem pracy można wyczarować uśmiech na twarzy każdego stworzenia. Dobro należy nagradzać, a nikczemność karać. Czytelnik nie znajdzie tu wartkiej akcji, ale przecież nie można tego oczekiwać po książce wydanej w serii "Bajki - zasypiajki". Cały urok tej książki polega właśnie na "łagodnej spokojności". 
Ogromnym atutem książki są ilustracje. Pani Marta Ostrowska stworzyła ciepłe kolorowe obrazki wpływające na wyobraźnię dzieciaków. Dobrochna jest pyzata i poczciwa; pozostali bohaterowie również budzą sympatię. 
Serdecznie polecam każdemu, kto szuka pięknych opowiadań o życiu, pełnych dobroci i przeplatanych czarami.

2 komentarze:

  1. ojoj Braci lwie serce także uwielbiam. Cod o czarodziejki, jestem pewna, że również bym ją pokochała. Bardzo lubię takie historyjki, często czytamy je z moim sześcioletnim bratem. Wspaniała zabawa i dużo nauki zarazem, czyli to, co książka dla dzieci nieść powinna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Może jakbym miała dziecko... Ale tak dla siebie samej sobie chyba nie kupię :P

    OdpowiedzUsuń