Tytuł autorstwa mojego Przyjaciela jest idealnym odzwierciedleniem tego, czym dla mnie jest książka "50 twarzy Greya" Przeczytałam. Uśmiałam się przy niej niesamowicie. Irytowała mnie równie bardzo co bawiła. Ale wcale nie mam zamiaru pisać, że gniot, że odradzam i tym podobne. Wręcz przeciwnie, uważam, że jeżeli macie ochotę na kawał nieźle napisanego kiczu, który wciąga się jak bułkę z masłem to polecam.
Streszczać nie będę, bo każdy wie o czym mowa. Zresztą popularność tej książki jest wyraźnie widoczna. Wszędzie okupuje pierwsze miejsca różnych list, a ilość sprzedanych egzemplarzy można porównać do ilości sprzedanego papieru toaletowego, tzn. całe mnóstwo. Najbardziej mnie frapuje to, że pomimo tak wielkiej popularności trudno znaleźć na jej temat pozytywną opinię, Na "Lubimy czytać" 50 Twarzy..." ma 3393 ocen i 707 opinii. To bardzo, bardzo dużo. I co? Ogromna większość opinii bryluje pomiędzy oceną słabą i bardzo słabą, a jednocześnie czytelnicy przyznają, że sięgnęli po drugą część. No co jest? Jak czytam słabą książkę to kończę ją (bo takie mam zasady) ale od drugiego tomu stronię niczym od stada komarów. A tu nie! Narzekamy, że słaba i gniot, a drugi tom jeszcze gorszy.... ciekawe jaki będzie trzeci.... Bez komentarza.
A już najbardziej rozdrażnił mnie zwrot, który powtarza się w kilku opiniach i tu zacytuję: "wszędzie tylko seks i seks" Moje miłe panienki, a czego spodziewałyście się po książce, która jest reklamowana jako "powieść iskrząca seksem i erotyką"? Przepisów na ciasteczka?
Ja osobiście uważam, że "50 twarzy Greya" to rzeczywiście gniot, ale czytałam o wiele większe gnioty, które z racji wielu rozsyłanych egzemplarzy recenzenckich zdobywały same ochy i achy. Nie ukrywam, że "50 Twarzy..." przeczytałam z przyjemnością. Owszem, było kilka elementów drażniących mnie nieziemsko. Nagminnie przygryzana warga głównej bohaterki, i Święty Barnaba, do którego kwiliła w chwilach uniesienia.... to elementy których nasycenie było stanowczo za duże. Ale reszta może być. I wcale nie mam zamiaru narzekać. Czytało się dobrze i cieszę się że ten "gniot" trafił w moje ręce.
Pozostałe tomy też przeczytam, a co!
;))))))))))))
OdpowiedzUsuńTa książka ciągle przede mną. Mam dwie części na własność... tyle, że wędrują po koleżankach :)
OdpowiedzUsuńDwie koleżanki są zachwycone (w tym Patrycja, jej recenzja pierwszej część jest na moim blogu), dwie przyjęły książkę średnio, choć druga część zdecydowanie bardziej im się podobała, a dwie kolejne po przeczytaniu kilkudziesięciu stron podziękowały serdecznie za pożyczkę i szybko oddały. Ja poczekam z Greyem do wakacji.
Bez przesady może to i gniot ale czyta się całkiem, całkiem:D
OdpowiedzUsuńJestem już po drugiej części, gdyby nie ten kicz cała historia byłaby całkiem dobra:))
Z czym 'bez przesady'? Odnosisz się do recenzji czy raczej do samego tytułu? :/
UsuńZapomniałaś jeszcze o wszechobecnej wewnętrznej bogini ;)
OdpowiedzUsuńDrugi tom jest lepszy fabularnie, ale ogólnie wypada słabiej jako całość. Pierwszy całkiem przypadł mi do gustu - może nie powala jakością, ale jest napisany sprawnie i dobrze się go czyta.
A to o czym wspominasz - mieszanie z błotem tomu pierwszego i czytanie kolejnych - to taka lekka hipokryzja. Bo albo coś nas odrzuca po całości, albo nie.
Święty Barnaba, wewnętrzna bogini i przygryzanie wargi to naprawdę hity tej książki xd Zawsze śmieję się, gdy to czytam :D Wczoraj wieczorem zabrałam się za tę książkę i pewnie jeszcze dzisiaj ją skończę, bo nim się obejrzałam, byłam już w połowie. Strasznie wciąga i czyta się przyjemnie, mimo że główny bohater to chyba masochista :P Dam radę! Przeczytam! Kolejne części chyba też! :D
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam pierwszą część, zmieszałam z błotem, a kolejne omijam szerokim łukiem w bibliotece. Nie dla mnie taka proza :)
OdpowiedzUsuńWewnętrzna bogini zdecydowanie najlepsza ;D
OdpowiedzUsuńOj kochana, jak miło, że ktoś ma takie podejście do tej książki. Ja już byłam bliska załamania, bo u mnie w księgarni klientki się tak jarają tą serią, że zaczynam w ludzi wątpić xD
OdpowiedzUsuńA tytuł notki - mistrzostwo :)
Zgadzam się. Porno dla ubogich wyobraźni :)
OdpowiedzUsuńUśmiałam się, i po namyśle - jasne, w sumie to niezły zabijacz czasu, królestwo kiczu i kwintesencja grafomańskiej literatury, acz wciągające i czasem zabawne. Irytujące też, ale.. to się wytnie ;) I ja, w odróżnieniu od tych tysięcy zapierających się "dno" a potem "a, przeczytam część drugą", nie zamierzam dotykać żadnej kolejnej części... a, kysz, pani Eriko. Swoją drogą niesamowicie elokwentnego masz przyjaciela ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńA ja miałam to szczęście, bądź nieszczęście, że ta książka jest najgorszą, jaką czytałam w życiu. Dla mnie badziewie, jakich mało i choć nawet w myśl mojej zasady, że czytam całe serie to nie przeszłam przez tom drugi. Idiotyzm, fatalny język i ogólny szybko postępujący debilizm całokształtu mnie wykończył i poprzestałam na otwarciu drugiej części.
OdpowiedzUsuńI nie, nie dlatego, że to powieść erotyczna i jest seks. Ale można napisać powieść erotyczną nawet w świecie bdsm pięknym, wprawnym językiem przykładem: Anne Rice, czy Réage.
Ale trzeba przyznać jedno tej książce, przynajmniej "śmieszy", kiedy pojawiają się takie zwroty jak "musisz jeść Ano", " o św. Barnabo" i inne dziwne i nagminnie pojawiające się zwroty. Mi się podoba ta seria i czekam sobie na trzecią część:)
OdpowiedzUsuńPiękny tytuł, ukłony dla przyjaciela!
OdpowiedzUsuńNie czytałam i nie zamierzam. Ale znam de Sade'a, więc mogę sobie wyobrazić:)
Pozdrawiam!
:) fajna recenzja :) a to wydawnictwo to w podobnej stylistyce wydaje, czy ma też lepsze osiągnięcia? Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńNie czytałem i nie zamierzam tego zmieniać. A co...
OdpowiedzUsuńCiekawa pozycja literacka ;)
OdpowiedzUsuńTeż kupiłam i też jestem zawiedziona. To coś jak harlequin, z tą różnicą, że autorka uważała na lekcji anatomii. Rzeczywiście gniot.
OdpowiedzUsuńAcha: wytrwałam gdzieś do 30 albo 50 strony pierwszej części. Więcej nie dałam rady.
OdpowiedzUsuń