Hmmm... cóż mam napisać... sprzeczne uczucia żywię do tej powieści. Bardzo lubię książki przedstawiające życiowe historie i ta również mnie urzekła. Z drugiej strony sztuczna przemiana głównej bohaterki w "dobrą dziewczynę" tak mnie rozeźliła, że obiecałam sobie, że więcej do powieści nie wrócę. Z trzeciej jeszcze strony, może autorce właśnie o to chodziło? Może miała w zamyśle "sfurczenie" emocji czytelnika? Tym bardziej, że czytałam poprzednie powieści Kołczewskiej i obie były dość mocne w przesłaniu...
Ewelina obłędnie marzy tylko o jednym - chce zajść w ciążę i zostać matką. Wraz z mężem poświęcają swoje życie tylko dla tego celu. Na szczęście są bogaci, co umożliwia im skorzystanie z dobrodziejstw nauki i zapłodnienia metodą in vitro. Radość z poczęcia dzieciątka nie trwa jednak długo. Okazuje się, że płód obumarł. Rozpacz i beznadzieja zalewają Ewelinę i nie pozwalają jej normalnie żyć. Odsuwa od siebie wszystkich - męża, rodzinę i przyjaciół. Zachowuje się jak rozpuszczony dzieciak i poświęca się pracy pogrążając się w złudnym świecie samotności. Z mężem chce się rozwieść, do matki ma o wszystko pretensje, siostrę obwinia o wszystkie swoje niepowodzenia. Na szczęście nie jest tym ludziom obojętna i każdy na swój sposób walczy o to, aby Ewelina powróciła do "świata żywych". Obok historii Eweliny poznajemy tragedię jej siostry Justyny. Kontrast, jaki występuje pomiędzy siostrami jest porażający. Królewna i Kopciuszek - chciałoby się powiedzieć. Niestety z biegiem czasu (i kartek powieści) okazuje się, że rola, jaką siostry odgrywały w życiu w dużej mierze została w dzieciństwie "zaprogramowana" przez matkę. Jak do tego doszło? Jaką tajemnicę ukrywa przed Eweliną jej rodzina?
Powieść pozornie prosta o nieskomplikowanej fabule w końcowym efekcie daje czytelnikowi mocno do wiwatu. Wzajemne relacji pomiędzy bohaterami są emocjonalnie tak skomplikowane, że w pewnym momencie nie wiedziałam już kogo darzę szacunkiem, a kogo najchętniej utopiłabym w rzece. W jednym rozdziale na Ewelinie wieszałam psy, a wyrzuconego z domu męża żałowałam jak dzieciaczka. W kolejnym rozdziale role się odwracały i potępiałam bawiącego się w klubie mężusia żałując zapłakanej Eweliny. Emocjonalna huśtawka. Duża zasługa Autorki w tym, że pomimo tak dużego ładunku emocjonalnego potrafiła utrzymać bohaterów powieści w ryzach i zgrabnie poukładać wszystkie sprawy tak, aby na końcu - mimo wszystko - czytelnik mógł powiedzieć "... i żyli długo i szczęśliwie".
Bardzo podobała mi się wielowątkowość powieści. Autorka umiejętnie splatała losy bohaterów i delikatnie wiązała ich wspólnymi zależnościami. Z zaskoczeniem obserwowałam jak pozornie nieznajome sobie osoby stają się sobie bliskie i uwikłane w cudze losy.
W ogólnym rozrachunku powieść mi się podobała. nawet bardzo. Pokazuje siłę człowieka a jednocześnie jego słabości. Warto, naprawdę warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz