Matko, co za zakręcona książka! Od razu śpieszę z wyjaśnieniem, że zakręcona w tym przypadku absolutnie nie ma zabarwienia humorystycznego. "Tysiąc róż" to niewątpliwe ciemna książka o ludzkiej naturze i o tym, że człowiek na każdy swój czyn znajdzie usprawiedliwienie. Jej "zakręcenie" dotyczy postępowania głównego bohatera. Autorka wspięła się na wyżyny knując taką fabułę. Szczerze mówiąc - dla mnie książka jest nieprzewidywalna i przerażająca. Biorąc ją do ręki absolutnie nie spodziewałam się takiego szoku.
Bohaterem powieści jest Michał - grafik komputerowy, który zajmuje się przede wszystkim projektowaniem okładek do powieści autorstwa jego żony Elżbiety. Elżbieta jest autorką poczytnych kryminałów odnoszących spory sukces na rynku wydawniczym. Są parą od dość dawna i na zewnątrz ich małżeństwo wydaje się... no może nie idealne, ale na pewno poprawne. Losy Elżbiety i Michała są pokazane w dosyć niekonwencjonalny sposób, a mianowicie od końca. Czyn, którego dopuścił się Michał jest przerażający. Początkowo oceniamy go bardzo surowo, jednak z czasem, poznając coraz więcej scen z ich wspólnego życia, ocena ta staje się łagodniejsza. Co ciekawe - im bardziej uczynki małżonków nas szokują, tym bardziej Michał wydaje się być usprawiedliwiony. I tak z obrzydzenia i totalnej krytyki które czujemy do Michała, nagle nie wiadomo kiedy staje się On ofiarą. Co więcej - okazuje się, że całe wydarzenie miało zupełnie inny przebieg niż się na początku wydawało.
Książka jest hmmm.... specyficzna. Jej fabuła jest potwornie wciągająca, jednak opisy w niej zawarte odstręczają i są często po prostu obrzydliwe. Kilka razy odkładałam czytnik z postanowieniem: "Nie tknę jej więcej, nie będę się męczyć". Jednak postępowanie głównego bohatera, jego myśli i planowane czyny są tak irracjonalne, że trudno nie powrócić do lektury. Dopiero pod koniec powieści wiele się wyjaśnia, a wszystkie głupstwa Michała nagle nabierają zupełnie innego znaczenia. Nawiasem mówiąc zastanawiałam się, jak autorka to wszystko obmyśliła i doszłam do wniosku, że sama pani Magdalena musi być lekko pokręconą osobą.
Kiedy poznajemy Michała jest poniedziałkowy ranek. Kiedy wszystko się wyjaśnia mamy wtorkowe popołudnie. Ten krótki przedział czasowy pozwala wyobrazić sobie jak duże natężenie wydarzeń mieści w sobie ta powieść. Czyny Michała są przemyślane, jednak logika, którą się kieruje jest zupełnie zwariowana. Czytelnik jest zbulwersowany i oburzony, przyjęcie do wiadomości działań Michała i ich zaakceptowanie nie mieści się w zwyczajowym systemie wartości.
Powieść jakiej nigdy nie spotkałam. Groteskowa i oburzająca, a jednocześnie wciągająca i intrygująca. Do tego autorka ma dar siania grozy w każdym zdaniu. Kiedy w powieści szalała burza z niepokojem patrzyłam za okno, choć słońce świeciło jak oszalałe. Czytanie późnym wieczorem rodziło dreszcze na moich plecach. No klimat niesamowity.
Ale najbardziej zaskoczyło mnie zakończenie. Po skończeniu lektury musiałam lekko ochłonąć. Rozwiązanie sytuacji było proste i klarowne i trudno zaakceptować to, jak mocno ludzie potrafią skomplikować najzwyczajniejsze sytuacje. Psychika ludzka jest często nie do ogarnięcia. Łatwo z igły zrobić widły, a z jednego jabłka sad. Gdyby Michał myślał trzeźwo, wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej... tyle że wtedy "Tysiąc róż" nie byłoby takim świetnym thrillerem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz