piątek, 14 kwietnia 2017

Kumplobook

Macie przyjaciela? Ale takiego prawdziwego, z krwi kości, co to trochę podokucza, trochę pogada, czasem irytuje, ale zawsze jest obok. Na dobre i na złe. Mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach to rzadkość. Wydaje się, że w dobie fejsa, komórek, Internetu i innych społecznościowych cudeniek, pojęcie prawdziwego kumpla gdzieś zginęło. Otóż nie. Mój syn ma kumpla. Przyjaciela - takiego prawdziwego. Chodzą razem na plac zabaw, jeżdżą na rowerze, kłócą się, łażą po drzewach... Dla nich książka, która ostatnio wpadła w moje ręce pt. "Kumplobook dogrywka" jest świetną pozycją. Przecież książka (nawet taka z zagadkami i łamigłówkami) jest "intelektualnie pochłaniana" raczej w samotności. Trudno wspólnie rozwiązywać krzyżówkę czy przechodzić labirynt. "Kumplobook" jest taką książką, która wręcz wymaga obecności duetu. Oczywiście bez kolegi czy rodzeństwa też można, ale śmiechu jest dużo mniej. Co więcej - niektóre zadania wymagają rywalizacji, a o to bez drugiego osobnika dość trudno...
Książka zaczyna się od przypomnienia, kto to jest przyjaciel. Cytat Arystotelesa "Przyjaciele jedna dusza w dwóch ciałach" jest dość wzniosły, za to jaki prawdziwy! Powaga ta na szczęście jest przełamana zabawnymi rysunkami, których w książce jest mnóstwo. Autor postawił na komiksowy i dość śmieszny charakter ilustracji, co nawet przy arystotelesowskich cytatach, wywołuje uśmiech na twarzy. Kumple towarzyszący przez poszczególne strony z zadaniami są śmieszni i wyluzowani. Czapka przekręcona daszkiem do tyłu, ręce w kieszeniach, nogi w trampkach na stole... Przekaz jest wyraźny - chcesz być cool, rozwiąż zadanie! Autor rysunków Krzysztof Kiełbasiński zastosował ciekawe rozwiązanie. Im więcej pracy do wykonania w poszczególnych zadaniach tym grafika jest prostsza. Twarz, ręka, pojedyncza postać - nic, co zabierałoby uwagę od wymyślania sposobu rozwiązania zadania. Natomiast na stronach, gdzie myślenie (a raczej kombinowanie) nie odgrywa aż takiej roli, roi się od szczegółów i drobiazgów. Pozwala to na skupieniu się na tym, co ważne, na osiągnięciu celu. 
Śmiech moich pociech wywołała również instrukcja obsługi książki. Moje dzieci nie są uzależnione od telefonów (może trochę Starsza, ale Młodszy nawet nie ładuje swojej komórki), ale nawet Oni na tekst "Wyobraź sobie, że przez godzinę nie masz komórki" zrobili wielkie oczy. Dalsza część instrukcji tłumaczy, że do zabawy Kumplobookiem nie potrzebny jest Internet czy fejs, za to niezbędny jest kupel z krwi i kości. Dlaczego? Otóż książeczka zawiera zadania gry i łamigłówki dla dwóch osób. Tam gdzie zabawa polega na rywalizacji, identyczne zadania umieszczone są na dwóch sąsiadujących stronach. Tam gdzie potrzebna jest współpraca, zadanie jest jedno, za to zajmuje dwie strony, co pozwala na rozwinięcie twórczych skrzydeł. Natomiast do gry (np. w statki) mamy na ostatniej stronie tekturowy murek, który pozwoli skutecznie oddzielić się od kumplo - przeciwnika. 
Propozycji w książce jest wiele. Poczynając od znanych wszystkim gier w statki, państwa - miasta czy kółko i krzyżyk, poprzez rebusy, wykreślanki, labirynty i uzupełnianki, na kreatywnych zabawach kończąc. Uczestniczyliście kiedyś w wymyślaniu rymowanki na śniadanie? Albo wspólnym rysowaniu mapy okolicy z zaznaczeniem najważniejszych miejsc? Albo w wymyślaniu własnego gwiazdozbioru? To wszystko - i wiele innych zabaw - znajdziemy w Kumplobooku. 
Dodać koniecznie należy, że wszystkie zadania są wspaniale okraszone rysunkami i grafikami. Często nie są one związane z treścią zadania, ale wprowadzają frywolny klimat, który uprzyjemnia pracę. Przecież krzyżówka wbudowana w ananasa jest lepsza niż zwykła krzyżówka, a gra w statki jest dużo przyjemniejsza, w towarzystwie pirata, niż na zwykłej kartce w kratkę. Wszystko jest takie komiksowe i lekko śmieszne - idealne dla młodego odbiorcy. 
Kumplobook to prawdziwa kopalnia pomysłów na deszczowy dzień. Można siedzieć i na kanapie i do upadłego przewracać strony w poszukiwaniu co ciekawszych łamigłówek. 
Bardzo żałuję, że w moje ręce nie wpadł pierwszy tom pt. "Kumplobook". Nic straconego - na pewno nadrobię. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz