O rany julek, kurczaki pieczone, motyla noga i co tam komu jeszcze przyjdzie do głowy! Co za książka! Siedziałam i gryzłam paznokcie podczas lektury, a wieczorami odkładałam książkę i w całym domu zaciągałam żaluzję, bo jakoś tak nieswojo mi się robiło. No, warto przeczytać, naprawdę warto. Chyba, że nie lubicie mrocznych thrillerów, gęstej atmosfery i niezapowiedzianych zwrotów akcji...
Zaczyna się niemrawo. Przyznam się nawet, że początek mnie trochę zmierził. No bo jak to? Miał być lekki horrorek, a tu samotna dwudziestosześciolatka dostaje zaproszenie na wieczór panieński od koleżanki z dawnych lat. Wspominki i odczucia głównej bohaterki raczej pachniały obyczajówką niż mocną sensacją. Na szczęście krótko. Już po kilkunastu stronach wiedziałam, że się nie rozczaruję.
Wieczór panieński odbywał się w domu ciotki na odludziu. Sześć osób. Każda inna, każda dziwna, każda kryjąca mroczne tajemnice. Wszystkie, pozornie lekkie zabawy towarzyszące imprezie, w tym przypadku mają złowieszczy klimat. Ciągłe aluzje do zdarzeń z przeszłości, niespodziewane przykrości i nieskończona walka z nieprzyjemną atmosferą panującą pomiędzy uczestnikami wieczoru panieńskiego powodują, że czytelnik czeka aż wszystko pęknie. I rzeczywiście - pęka w najmniej spodziewanym momencie i w najmniej spodziewany sposób. Każdy się spodziewa, że stanie się coś złego, ale że aż tak? I że ofiarą będzie... ? Od momentu morderstwa wszystko przewraca się do góry nogami. Każdy podejrzewa każdego, a możliwe rozwiązania zagadki morderstwa budzą grozę. Nora niewiele pamięta z tego co się wydarzyło i przez to sama trafia do kręgu osób podejrzanych o popełnienie przestępstwa. Musi walczyć z ułomnością własnej pamięci, aby obronić się przed zarzutami i przypomnieć sobie, co się właściwie stało. Kiedy udaje jej się to, ogarnia ją przerażenie...
Świetna książka. Nastrój, jaki panuje podczas wydarzeń powodował, że ciarki szły mi po plecach jak nigdy. Rzadko kiedy autorowi powieści udaje się wprowadzić czytelnika w stan strachu i grozy. Prędzej zdarza się to podczas prelekcji filmu, ale to przecież zrozumiałe. W filmie mamy muzykę, obraz i wiele innych instrumentów wspomagających nastrój. W książce mamy tylko literki i wyobraźnię. Jak wielkim wirtuozem pióra trzeba być, aby zbudować taki nastrój, że czytelnik boi się otworzyć wieczorem szafę... Rewelacja.
Świetny jest również pomysł na fabułę. To własnie tu jest cały smaczek. Podczas pierwszej części książki czekamy na rozwój wydarzeń i właściwie nie wiemy, do czego to wszystko zmierza. Kulminacyjny moment przewraca cały misternie utkany obraz do góry nogami i ponownie czytelnik musi sobie wszystko w głowie poukładać. Tyle tylko, że to, co było białe, to teraz jest czarne, a czarne mieni się kolorami tęczy. Rewelacja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz