"Urodzić dziecko" to książka z tych, które się albo kocha, albo nienawidzi. Uderza w emocje czytelnika od samego początku i to niekoniecznie pozytywnie. Kiedy zaczęłam czytać, oczy przecierałam ze zdumienia. Składnia i gramatyka jest tak drażniąca ucho i oko, że aż trudno przebrnąć przez pierwsze akapity. Na szczęście tylko przez pierwsze. Kiedy już przywykłam do specyficznego języka, popłynęłam wraz z bohaterami powieści do ich świata i szybko zrozumiałam walory i zalety takiego ujęcia tematu.
Mai jest dwudziestoletnią Szwedką żyjącą w latach trzydziestych XX wieku. Kiedy ją poznajemy dziewczyna jest na rozdrożu. Mieszka w wynajętym pokoju, pracuje w cukierni i wydaje się, że jest jako tako szczęśliwa. Nie jest to szczyt jej marzeń, ale cieszy się, że wyrwała się z domu rodzinnego i rozpoczęła samodzielne, dorosłe życie. Radzi sobie, choć nie jest cukierkowo. Jej chłopak Erik porzucił ją, a Maj nie może poradzić sobie z samotnością. Wszystko się zmienia, kiedy podczas niedzielnej wycieczki poznaje Tomasa. Ten dużo starszy od niej mężczyzna jest nią naprawdę zauroczony. Mai też imponuje - zwłaszcza ustabilizowaną pozycją społeczną i tym, co może jej zaoferować. Kiedy okazuje się, że dziewczyna jest w ciąży, podejmuje życiową decyzję. Pomimo tęsknoty za Erikiem, jaka rozdziera jej serce, postanawia wyjść za Tomasa. I tak jej życie, dzień po dniu, ulega całkowitej metamorfozie...
"Urodzić dziecko" to jeden rok z życia Mai. Jeden rok to tak mało, a jednocześnie tak dużo... Poznajemy rodzinę Tomasa, towarzyszymy Mai w Jej przygotowaniach do Świąt, uczestniczymy w porodzie i w pierwszych matczynych rozterkach. Dzielimy z Nią obawy o męża kiedy zbliża się wybuch wojny, kibicujemy Tomasowi podczas walki o samego siebie. Nic czytelnika nie ominie. Każde zdarzenie jest opisane z pieczołowitością średniowiecznego kronikarza. Niesamowite.
Teraz najważniejsze. Ta powieść jest zupełnie inna niż wszystkie, a to za sprawą bardzo specyficznej, wręcz niepoprawnej gramatycznie składni zdania. Bardzo dużo tu przecinków, przez co zdania wydają się niesamowicie długie. W środek zdania potrafi zostać wtrącone kilka słów, które diametralnie zmieniają postrzeganie rzeczywistości. Nie należy się tym jednak zrażać. Po przebrnięciu przez pierwsze kilka akapitów, czytelnik przyzwyczaja się do specyficznego tempa i dalej jest tylko lepiej. Początkowo nie rozumiałam celu, jaki kierował Panią Sandberg, kiedy pisała w ten arcytrudny sposób. Ale bardzo szybko przekonałam się, że taki sposób pisania - ni to słowotok, ni to pamiętnik - pozwala zajrzeć bohaterom do przysłowiowego garnka. Możemy bardzo, bardzo dokładnie poznać świąteczne zwyczaje Szwedów, rozterki Mai związane z bożonarodzeniowymi przyjęciami, czy też towarzyszące jej przy dobieraniu garderoby. Idziemy z nią ramię w ramię na salę porodową, płaczemy z bezradności, kiedy nie może uspokoić dziecka i złościmy się na Thomasa, kiedy nie sprosta naszym oczekiwaniom. Razem martwimy się, czy mieszkanie jest wystarczająco posprzątane na przyjęcie gości i czy szczupak jest wystarczająco miękki, aby sprostać gustom wymagającej teściowej. I najważniejsze - razem z Mai tęsknimy za Erikiem, rodzicami i życiem którego z racji zbyt wczesnego macierzyństwa nie było jej dane zasmakować.
Ta książka jest jak cieniutki papier na życiu naszej bohaterki. Nałożony starannie pozwala nam wręcz z pedantyczną dokładnością obserwować jej poczynania, ale jednocześnie pozostawia filtr, daje czytelnikowi poczucie bezpiecznej izolacji. Mimo tej przenikliwej obserwacji stoimy jednak z boku. Nigdy, przenigdy nie czytałam takiej książki i przyznam, że jestem oczarowana.
Nazwanie powieści "Urodzić dziecko" hołdem złożonym każdej kobiecie to trochę przesada. Nie ulega jednak wątpliwości, że powieść jest nietuzinkowa i niełatwo przejść po jej lekturze do porządku dziennego. Ta przenikliwa samotność głównej bohaterki, jej nieporadność i obawa przed brakiem akceptacji powoduje, że z całego serca kibicujemy Mai w jej życiu, dzień po dniu. Płaczemy razem z nią, śmiejemy się razem z nią... żyjemy razem z nią. Po prostu.
Powieść jest warta polecenia. Jednak jeżeli nie macie czasu na delektowanie się słowem pisanym to poczekajcie z jej lekturą. Dopiero, kiedy najdzie Was ochota na smakowanie powieści, na wolne przewracanie stron i na sporą dawkę emocji - wówczas sięgnijcie, a nie
Odkąd tylko ujrzałam tę książkę w zapowiedziach, wiedziałam, że MUSZĘ ją przeczytać. Intryguje mnie ta oryginalność. Wydaje mi się, że "Urodzić dziecko" powinna przypaść mi do gustu.
OdpowiedzUsuń