czwartek, 5 października 2017

Wilcza godzina

To jedna z tych książek, które frapują czytelnika od pierwszej strony. Tu było jednak trochę inaczej niż zwykle (ba! cała książka jest inna!), bo nie pierwsze akapity powieści mnie zafrapowały, a wstęp. Autor zwraca się do czytelnika słowami: 
Może właśnie stoisz w księgarni, a może jesteś w domu, wygodnie usadowiłeś się w przytulnym kąciku i jesteś gotowy by przewrócić pierwszą stronę. W obu przypadkach czuje się w obowiązku cię ostrzec. 
No i jak tu nie czytać? Zaczęłam i wsiąkłam. "Wilcza godzina" wraz z Wilnem anno domini  1905, zdobyła moje serce. 
Króciutką chwileczkę musimy zatrzymać się w roku 1870, kiedy to wskutek handlu z Rosją, Amerykanie tworzą unię wolnych miast, zwaną Aliansem. W skład Aliansu wchodzą Wilno, Rewel, Kraków Praga i część Konstantynopola. Uzyskana w ten sposób wolność pozwala na rozwój nauki, a Wilno - wolne i  niepodległe - rozwija się i  rozkwita. To własnie na Uniwersytecie Wileńskim naukowcy dokonują odkrycia, które popchnie cywilizacje w zupełnie innym kierunku, niż dzisiejsza rzeczywistość. Mamy więc rzeczywistość alternatywną, która niezmiernie mi się spodobała. 
Autorka urzeka pomysłowością. Oczywiście wymyślony świat daje dużo więcej możliwości do knucia intryg oraz wkłada w dłonie bohaterów o wiele więcej narzędzi i umiejętności co umożliwia autorce realizację najniezwyklejszych zamierzeń. Momentami miałam nawet wrażenie, że pomysły trącą przesadą, co powodowało pewne rozdrażnienie. Dlatego ważne jest, aby cały czas pamiętać że "Wilcza godzina" to jednak fantastyka, a nie książka historyczna. Nawiasem mówiąc trudno mówić o książce historycznej, skoro po ulicach jeżdżą parowe karety, a czynności skomplikowane zostały powierzone automatonom. W trakcie lektury złudzenie prawdy historycznej jednak gdzieś z tyłu głowy kołatało, zwłaszcza, że przez całą powieść możemy zauważyć wiele znanych nam szczegółów. Pomysł rewelacyjny i obłędne wrażenia. Efekt był taki, że odczuwałam niesłabnącą przyjemność z wyszukiwania elementów charakterystycznych dla naszej rzeczywistości.   
Trochę długi ten wtręt, już wracam do meritum. W Wilnie, w 1905 r. zaplanowano spotkanie przedstawicieli najważniejszych państw Europy. Spotkanie ważne i mogące mieć wpływ na europejską rzeczywistość. Nic więc dziwnego, że każdy zamierza przedstawić swoje cele jako priorytetowe. Co więcej - każdy pragnie cele te zrealizować i to niekoniecznie uczciwymi metodami... i tu zaczyna się cały ambaras. Od drobnych intryg po brutalne morderstwa - to wokół nich skupia się cała fabuła i to one napędzają powieść. Jeżeli dodamy do tego alchemików, wskrzesicieli i ich możliwości - możecie sobie wyobrazić co się tam zadziało. 
Niestety są też minusy, na szczęście niewielkie. Otóż początkowo autor na tyle mocno skupia się na opisach alternatywnego Wilna, że gdzieś zgubił głównego bohatera. Nie żebym nad tym bardzo ubolewała, bo (jak już pisałam wcześniej) opisy Wilna mnie naprawdę zachwyciły, jednak rozumiem, że może to czytelnika trochę wytrącić z równowagi. Każda postać opisana jest szybko i na pozór nieskładnie, przez co trudno wyodrębnić powiązania pomiędzy bohaterami. Co więcej - nie bardzo wiadomo na kim się skupić. Jeżeli dodamy do tego mnogość wątków i odmienność rzeczywistości, otrzymamy powieść, której lektura może w pewnym momencie znużyć. Warto jednak przeczekać ten moment, ponieważ znużenie szybko ustąpi miejsca zaciekawieniu, a całość lektury pozostawia świetne wrażenie. Autor na końcówce wprowadził nowe fakty i lekko zakręcił fabułą, przez co z niecierpliwością czekam na kolejny tom. 
Na zakończenie dodam, że jak zwykle wydawnictwo sqn postarało się, aby książka przykuła uwagę. Piękna okładka zachwyca. 

1 komentarz:

  1. Zacheciłas mnie do lektury Gosiu.Zapisuję tytuł do upolowania:)
    kocieczytanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń