piątek, 21 września 2018

Pensjonat Leśna Ostoja

Jestem zwolenniczką nieoceniania książek po okładkach, ale nie do końca i nie bez zastanowienia. Trochę to dziwne brzmi, ale tak właśnie jest. To" nie do końca" oznacza, że jeżeli okładka zniechęca do lektury (np. wskazując na romansidło, albo na książkę ponurą i smutną) to daję jej często szansę, traktując okładkę jako zło konieczne. Jednak, jeżeli okładka mnie woła i kusi, jest barwna, ciepła... No przepiękna po prostu, wówczas często sięgam po taką książkę nie bacząc na to, co zastanę w środku. 
Powieść „Pensjonat Leśna Ostoja” zachwyciła mnie właśnie okładką. Wiedziałam, że czytając tę pozycje nie mam co liczyć na literaturę wielkich lotów, ale przecież nie samym Prusem i Mickiewiczem świat stoi. Podczas lektury bawiłam się świetnie i wcale nie żałuję, że poświęciłam tej pozycji dwa czytelnicze dni. 
Justyna jest panną w średnim wieku, pracującą w korporacji i kochającą porządek tabelek i wykresów, które tworzy pisząc sprawozdania na potrzeby swojej firmy. Nie grzeszy wyobraźnią i lekkością ducha a jej radość życia zabijana jest przez rutynę. Pewnego dnia zostaje wezwana przez swoją przełożoną, która – chcąc Ją zmusić do złożenia wypowiedzenia – ma dla naszej bohaterki "wspaniałą" wiadomość. Otóż pracodawca zakupił stary dom na zabitej dechami wsi. Planuje tam zorganizować pensjonat mający być odskocznią dla pracowników i miejscem do przeprowadzania imprez integracyjnych firmy. Złośliwy babsztyl (czytaj: szefowa Justyny) postanowił, że to właśnie Ona zajmie się odnowieniem rudery i dostosowaniem jej tak, aby spełniała wymagania najbardziej wybrednych gości. Justyna jest załamana czekającym ją wygnaniem. Nie chcąc stracić pracy pakuje się wyjeżdża i... Przeżywa przygodę swojego życia. 
Motyw wydaje się oklepany. Samotna kobitka wyjeżdża z dużego miasta w głuszę, aby prowadzić pensjonat. Musi zamienić wypielęgnowane paznokcie na robocze rękawiczki, garsonki na dżinsy i ruderę na pensjonat. Na szczęście autorka ma dość przyjemne pióro i nawet ta część powieści, która zdaje się być relacją z robót budowlanych jest dość przyjemna w odbiorze. Druga część jest już całkiem sympatyczna, ponieważ do głosu dochodzi zacięcie kryminalne autorki. Pojawiają się zagadki - i to nie jedna, a kilka na raz. Tajemniczy dziennik niemieckiego esesmana, ukryty skarb, czy też grasujący kłusownik skutecznie rozwiewają monotonię prac budowlanych. Najlepsza jest jednak zagadka obrazu, na którym uwidoczniono kobietę bardzo przypominającą naszą bohaterkę. Ten wątek mnie naprawdę zauroczył i żałuję, że autorka nie pochyliła się nad nim z większym zacięciem. Nie szkodzi. 
Powieść czyta się bardzo przyjemnie. Zawiera wiele wzruszających akcentów – takich babskich w pozytywnym tego określenia znaczeniu. Dziewczynka, która pomaga urządzać ogród, wspaniali miejscowi robotnicy, którzy z sercem na dłoni pomagają naszej bohaterce doprowadzić dom do stanu używalności, czy też poszukiwania ukrytego skarbu - to wszystko składa się na powieść, którą można czytać w długie, jesienne, deszczowe wieczory. Uroku dodaje również bohater drugoplanowy, którym jest przyroda. Autorka bardzo zgrabnie wplata opisy okolicy – co więcej – potrafi za pomocą opisów stworzyć taki nastrój, że ciarki mkną po plecach. Bardzo podobały mi się akcenty związane z przechadzającym się żubrem, czy też zachwycające opisy zwykłych leśnych ścieżek czy krzewów. Tu autorce należą się brawa i słowa uznania. 
Przez powieść mknie się przez nią z szybkością błyskawicy towarzysząc Justynie w pokonywaniu trudności. Powieść godna polecenia wszystkim tym, którzy chcą spędzić przyjemny wieczór z ciekawą, acz niewymagającą wysiłku intelektualnego powieścią.

1 komentarz:

  1. Piękna recenzja, piękna książka no i piękna okładka. Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń