poniedziałek, 11 lutego 2019

Na marginesie życia

No uśmiałam się przy lekturze tej powieści niesamowicie, choć w gruncie rzeczy powieść wcale nie jest śmieszna. Jeżeli uświadomimy sobie, że Grzesiuk pisał ją w ostatnich latach swojego życia i że w gruncie rzeczy przegrał z choróbskiem, to wówczas powieść robi się miejscami tragiczna. Ale nie o tym chciałam pisać. Chciałam podkreślić, że w jednym Grzesiuk zachwycił mnie i  jestem naprawdę pełna podziwu. Chodzi o postrzeganie życia przez pryzmat szklanki do połowy pełnej. 
Główny bohater powieści jest chory na gruźlicę. Zdaje sobie sprawę, że to choroba nieuleczalna i że życie przedłużyć mogą mu jedynie bolesne zabiegi w połączeniu z długimi pobytami w sanatorium. Cóż robić - nasz bohater jedzie do sanatorium. Tam poznaje ludzi, którzy są w podobnej sytuacji co On. Wymieniają się doświadczeniami, opowiadają sobie o objawach - wszystko w atmosferze takiej harcersko - obozowej. Tworzą się grupki, wybuchają kłótnie, pojawiają się sympatie i antypatie, gra akordeon i bandżola - jak w życiu.  Pierwsze sanatorium, drugie, trzecie... w pewnym momencie jego życie polega na pobytach w sanatoriach. I właśnie o tym jest ta książka. 
Czytając powieść miałam wrażenie, że czytam o pobycie niesfornych chłopców na koloni w Pułtusku. Zero zmartwień o zdrowie, zero troski o najbliższych - ważne jest tu i teraz. Bohater opisuje jak mija mu dzień za dniem, jak pacjenci robią sobie nawzajem głupie dowcipy, jak tworzy się hierarchia wśród pacjentów. Z drugiej strony pokazuje też tę mniej przyjemną stronę pobytu w sanatoriach - bolesne zabiegi, diagnozy niepozostawiające cienia wątpliwości, że właściwie nie ma nadziei na długie i radosne życie. Sporo anegdot dużo dialogów i płynne przejścia pomiędzy poszczególnymi zdarzeniami powodują, że książkę - pomimo "chorobowego" wyrazu - czyta się wyjątkowo dobrze. Zresztą wszystkie powieści Grzesiuka są właśnie takie - wartkie, wciągające i jedyne w swoim rodzaju, więc dlaczego ta miałaby być inna? 
Wydanie, które mam w swojej biblioteczce jest wyjątkowe dzięki Wydawnictwu Prószyński i spółka. Historia przedstawiona we wcześniejszych wydaniach została okrojona przez cenzurę. Grzesiuk - wiedząc, że niewiele czasu mu zostało - zgodził się ze wszystkim poprawkami panów cenzorów. A szkoda. Najnowsze wydanie zawiera własnie te usunięte fragmenty. Zostały one wytłuszczone dzięki czemu czytelnik docenia je jeszcze bardziej. Ileż radości one niosą! Wiele z nich jest lekko sprośnych, często nawiązują do sytuacji w służbie zdrowia, albo wskazują na braki w zapatrzeniu... Lektura tego wydania to nie lada gratka dla wielbicieli pióra Grzesiuka. Naprawdę warto sięgnąć.  

1 komentarz:

  1. Biorę się niebawem za ten tytuł. Mnie także Grzesiuk ujął swoim spojrzeniem na świat (no i gawędziarskim tonem ;).

    OdpowiedzUsuń