"Pan Twardowski" jest jak wiersz pt. "Chory kotek". Każdy z nas kojarzy, o co w utworze chodzi, ale mało kto tak naprawdę zna całą treść od początku do końca. Przecież każdy z nas wie, że Pan Twardowski sprzedał dusze diabłu, a zawołanie "Ta karczma Rzym się nazywa!" jest popularne niczym telewizyjna reklama. Ja sama w pewną letnią noc (oczywiście z księżycem niczym rogalik) uraczyłam moją Starszą opowieścią o czarnoksiężniku, który siedzi na koniuszku owego księżyca i dyndając nogami spuszcza na ziemię pajączka, aby potem posłuchać jego opowieści. Zapewniam Was, że warto poznać legend Imć Twardowskiego od podszewki. Zwłaszcza w wersji Pana Waldemara Wolańskiego, którego wersja wydarzeń jest urzekająca.
Pan Twardowski w tej książce jest ubogim szlachcicem - ogólnie rzecz biorąc wesołym i skorym do rozrywki, niestety zdarza mu się być również bezmyślnym. Towarzyszy mu przygarnięta przez niego Przybłęda. Kiedy diabeł zastawił na niego sidła za pierwszym razem, to właśnie Ona pomogła mu wymigać się od podpisania cyrografu, za drugim razem niestety nie poszło tak łatwo. Przybłęda - w tej wersji legendy - odegrała ogromną rolę. To dzięki Jej poświęceniu Panu Twardowskiemu udało się uniknąć Sądu Niebieskiego. Za jej włosy urodę i młodość szlachcic otrzymał wolność.
" Spójrz w górę. Widzisz jasny sierp księżyca? A na nim ciemną plamkę? To Pan Twardowski. On jeden, lecąc za róg nowiu się zaczepił i teraz na księżycu siedzi. Sam, ale bezpieczny."
Nie tylko "Przybłęda" jest nowością w znanej legendzie. Autor ubarwił opowieść kilkama innym postaciami dodającymi smaczku. Wielką rolę odgrywają czarownice nagabujące i podjudzające diabła, który w tej wersji opowieści przyjmuje pozę niezbyt rozgarniętego fircyka. Jędze napędzają całą historię zgodnie z przysłowiem "Gdzie diabeł nie może tam babę pośle..."
Ważna postacią (choć stosunkowo mało biorącą udział w wydarzeniach) jest też Anioł. Większość czytelników może uznać to stwierdzenie za przesadę, jednak moja córka zbiera anioły i darzy je ogromnym sentymentem. Dlatego też TEN anioł, który uratował Twardowskiego stał się w naszym domu bohaterem.
Książka ma niesamowity klimat. Autor pokazał, że każdą historię można pokazać w taki sposób, aby była oryginalna i niespotykana. Wrażenie to potęgują ilustracje i sposób wydania książki. Tu nie ma slodkich ckliwych obrazków. Wręcz pozwolę sobie na stwierdzenie, że miejscami jest mrocznie i straszno. Do tego dochodzi papier przypominający kolorem (i ubrudzeniami) starodawny pergamin.
Książka powinna być rozdawana na Krakowskim Rynku. Swoją formą przypomina atmosferę Krakowa i Sukiennice. Na grubych marginesach umieszczono grafiki kojarzące się klimatycznie z Krakowem i polską tradycją. Dzięki temu w trakcie czytania książki rodzi się taki specyficzny klimat obcowania z częścią Polskiej historii... legendy... tradycji... A przecież właśnie o to chodzi nieprawdaż?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz